poniedziałek, 5 grudnia 2022

"Wojna makowa" Rebecca F. Kuang

Wreszcie zabrałam się za kultowe w ostatnich latach fantasy! Nie było idealnie, ale... prawie!

Kiedy jesteś sierotą wojenną świat ma dla ciebie głównie pogardę, odrzucenie, brutalność i ból. Czasem, jeśli akurat masz szczęście, obojętność. Jeśli natomiast do tego jesteś dziewczynką, szczęście ma twoja przybrana rodzina. Zawsze może ubić interes i sprzedać cię na żonę jakiemuś zamożnemu staruchowi.

Rin doświadczyła tego wszystkiego. Jest nikim, jej życie nie ma dla nikogo żadnego znaczenia, nikogo też nie obchodzi jej los. Jeśli chce wydostać się z rynsztoka, w którym się wychowała, ma tylko dwie drogi. Pierwsza wiedzie przez łóżko obmierzłego starca. Druga, przez bramę Akademii Sinegradzkiej – elitarnej szkoły wojskowej. Aby podążyć tą drugą drogą, Rin zrobi wszystko, co tylko leży w ludzkiej mocy. A nawet więcej.

To nie jest historia o potędze nauki, sile przyjaźni czy starciach wielkiej magii.

To jest historia o kołach czasu, które nieustępliwie i bezlitośnie mielą ludzkie losy. I o dziewczynie, która zniszczyła cały mechanizm. Kamieniem, bo na miecz była za biedna.

Początkiem 2022 roku założyłam sobie, że zapoznam się z Trylogią Wojen Makowych Rebecci F. Kuang i tym samym nie tylko "odhaczę" choć jedną z wielu serii z moich półek, ale też dowiem się, czemu wokół tych książek jest tyle szumu. Rozpoczynając lekturę, miałam nadzieję, że dołączę do grona wielbicieli twórczości Autorki. Gdy piszę te słowa, jest już początek grudnia. Kilka dni temu zakończyłam lekturę Republiki Smoka, czyli drugiego tomu trylogii, i planowałam pisać właśnie o niej, ale uświadomiłam sobie, że nie dzieliłam się wrażeniami z lektury pierwszego tomu! Wprawiam więc w ruch szare komórki i wytężam pamięć, by podzielić się choćby krótką opinią o Wojnie makowej.

Główna bohaterka, nastoletnia Fang Runin, to sierota wojenna, wychowywana w rodzinie zastępczej. Dziewczyna ma wielkie marzenia, pragnie wyrwać się z wioski i udać do stolicy Nikanu, Sinegardu, by podjąć naukę w prestiżowej akademii. Niewielkim spoilerem będzie informacja, że jej się to udaje, ale od samego początku musi mierzyć się z chłodnym, a czasem wręcz wrogim, traktowaniem ze strony nauczycieli i uczniów. Stety niestety, pierwszy tom to nie tylko szkolne perypetie.

Dlaczego stety? Bo Wojna makowa w swoich początkach podąża śladem dziesiątek literackich fantastyk. Protagonistka wyrywa się z biedy i trafia do nowego środowiska, gdzie od początku musi mierzyć się z licznymi trudnościami oraz napytuje sobie biedy w każdy możliwy sposób. Autorka może i próbuje przełamywać schematy, czyniąc nauczycieli (a nie tylko uczniów) bezwzględnymi, nadętymi i niemożliwymi do polubienia klasistami oraz okraszając swoją opowieść większą dozą brutalności, ale raczej nie wychyla się ona poza ramy czegoś, co określiłabym mianem "młodzieżowego fantasy". Sytuacja drastycznie zmienia się mniej więcej w połowie i, bogowie, całość staje się znacznie, znacznie ciekawsza i bardziej wciągająca, a co być może najistotniejsze – nieprzewidywalna i krwawa. Tu nie ma już mowy o "młodzieżowości". Mimo że Rin wciąż ma naście lat, wydarzenia, w które zostaje wciągnięta, zmuszają ją do szybszego dorośnięcia i podejmowania decyzji zbyt trudnych na jej wiek (chociaż nie wiem, czy na tego typu decyzje kiedykolwiek jest się "dość dorosłym").

Jak można się spodziewać, fabularny zwrot akcji, który zachwyca czytelników znużonych szkolnymi perypetiami bohaterów, to ziszczenie najgorszych koszmarów bohaterów. Autorce udało się na tyle dobrze i wiarygodnie nakreślić ich sylwetki, że podczas lektury autentycznie im współczułam. Zachwycałam się wyborami, przed którymi stawali, a jednocześnie cieszyłam się, że nie jestem w ich sytuacji. Zgrzytałam zębami, kiedy Rin była poddawana próbom. Zdarzało mi się chcieć, by lektura już się skończyła, by protagonistka i jej towarzysze mogli wreszcie odetchnąć, ale jednocześnie nie chciałam, by Wojna makowa się kończyła, bo tak cudownie mi się o tym wszystkim czytało!

Wobec wszystkich tych zachwytów, nie mogę nie wspomnieć o zakończeniu. Było niesamowicie mocne i poruszające. Stanowiło świetne zwieńczenie tomu, domykając sporo wątków, ale jednocześnie sygnalizowało, że to jeszcze nie koniec.

Mimo że lekturę Wojny makowej zakończyłam jeszcze w lutym tego roku, do tej pory całkiem dobrze pamiętam tę historię, a przede wszystkim jej zakończenie. Tom świetnie zarysowuje świat przedstawiony i prezentuje nieidealną, miotającą się pomiędzy skrajnościami, bohaterkę. Co być może najistotniejsze, powieść zarzuca na czytelnika haczyk, z którego ciężko się zerwać. Dlatego w ostatnich miesiącach 2022 roku kontynuuję swoją literacką podróż przez Nikan i wierzę, że jeszcze przez dwa kolejne tygodnie będę w stanie dzielić się na blogu wrażeniami z lektury kolejnych tomów. Jak wspomniałam, Republika Smoka już za mną, podobnie jak osiem rozdziałów Płonącego boga (żeby nie było, zajmują one ponad 200 stron!), a mi naprawdę ciężko oderwać się od lektury.

Ocena końcowa: 5/6

 

Tytuł: Wojna Makowa (org. The Poppy War)
Autor: Rebecca F. Kuang
Seria: Trylogia Wojen Makowych #1
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 12 lutego 2020 r. (premiera: maj 2018)
Ilość stron: 640

1 komentarz:

  1. A ja jeszcze nie czytałam tej książki. Wszystko więc przede mną.

    OdpowiedzUsuń