Godne rozwinięcie cyklu Gamedec, potwierdzające, że "kiedy patrzysz w mrok, mrok patrzy w ciebie".
Mija sto cykli od powstania Way Empire. Imperator Ludzkości, Gorgon Nemezjus Ezra, chce uczcić to wydarzenie, odbijając z rąk Erthirów Ziemię. Nie zapomina przy tym, że wypaczeni Unithirowie, którzy po Wielkiej Przegranej uciekli w kosmos, powrócą, by skonfrontować się z Imperium. Torkil Aymore, Pionier, Podróżnik i gamedec, a przede wszystkim Ran, żołnierz elitarnej Pierwszej Centurii Pierwszego Maodionu, usiłuje pogodzić bycie żołnierzem i głową rodzinnego klanu. Nie wie, że małżeńskie kłótnie z Pauline to ostatnia rzecz, jaką powinien się martwić. Wkrótce będzie musiał zmierzyć się z przeznaczeniem.
Czas silnych istot to już czwarta odsłona cyklu Gamedec i myślę, że stanowi godną kontynuację. Po początkowej swoistej stagnacji i powrocie "buca Torkila" (wybaczcie, nie jestem w stanie znieść zachowania bohatera wobec kobiet), akcja szybko nabiera tempa. Na pozór łatwa w realizacji misja przeradza się w regularną bitwę, w której potężni Ranowie stoją na przegranej pozycji. Równolegle zarysowuje się wątek zdrady stanu, choć zajmuje on znaczniej mniej istotne miejsce. Słowem: wojna!