Emocjonująca podróż przez czas i przestrzeń w poszukiwaniu innych inteligentnych form życia.
Nie jest nam dane odgadnąć, jak wiele z tych potencjalnych rajów lub piekieł jest zamieszkanych i przez jakiego rodzaju istoty.
Najbliższy z nich znajduje się milion razy dalej niż Mars czy Wenus, które nadal stanowią odległe cele kolejnych pokoleń. Lecz przełamujemy bariery odległości i być może któregoś dnia spotkamy pośród gwiazd równych sobie, jeśli nie potężniejszych.
Ludzkość bardzo wolno zdaje sobie sprawę z tej możliwości, gdyż – jak sądzą niektórzy – nigdy nie stanie się ona rzeczywistością. Jednak coraz więcej ludzi zadaje pytanie: Dlaczego nie doszło jeszcze do takiego spotkania, skoro my sami już za chwilę podbijemy kosmos?
Dlaczego? Oto jedna z możliwych odpowiedzi na to bardzo rozsądne pytanie. Pamiętajcie jednak, proszę, że jest ona jedynie fikcją.
Prawda – jak to bywa – okaże się o wiele bardziej niezwykła.
Jeśli należycie do fanów science fiction, seans obrazu Stanleya Kubricka 2001: Odyseja kosmiczna macie już prawdopodobnie za sobą i opisana powyżej fabuła jest wam znana. Być może zastanawiacie się, co było pierwsze: książka czy film, oraz czy opowiedziana w nich historia jest identyczna. Jak możemy przeczytać w autorskiej przedmowie do recenzowanego wydania, prace nad obydwoma dziełami rozpoczęły się w tym samym momencie, a powieść początkowo miała stanowić scenariusz dla aktorskiej adaptacji. Fabuły ostatecznie nieco się od siebie różnią, film ukazał się kilka miesięcy wcześniej od książki. Nie zmienia to jednak faktu, że prace nad nimi rozpoczęły się w 1964 roku, a zakończyły w 1968. Mamy tu więc do czynienia z historią o eksploracji kosmosu oraz podróżach na Księżyc stworzoną jeszcze przed tym, jak Neil Armstrong postawił "mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości".