Niezbyt satysfakcjonujące zakończenie trylogii Grisha, utrzymane w konwencji typowego "fantasy YA", ale potrafiące zaskoczyć.
W Zniszczeniu i odnowie, akcja toczy się raczej niespiesznie, a główny nacisk nadal kładziony jest na emocjonalne rozterki głównej bohaterki, Aliny Starkov. Szczęśliwie, poza (typowymi dla tej trylogii) wątpliwościami natury uczuciowej, protagonistkę dręczą typowe dla okresu wojny kwestie moralne: ile osób zginęło "za nią" i "dla niej", czy można było tego uniknąć. Te ostatnie nie zajmują jednak wiele miejsca, ponieważ relacje Aliny z Malem, Nikołajem i Zmroczem nadal zdają się najistotniejszym elementem powieści (ważniejszym od akcji). Spośród tej trójki, jej znajomość z Nikołajem wywołuje we mnie najmniej frustracji: jest zabawna, "z ikrą", chociaż z czasem nabiera baśniowo-patetycznego charakteru, co nie przypadło mi do gustu. Obecność Zmrocza w mniej więcej 2/3 książki uznaję za niepotrzebną, a dążenie Aliny do spotkań z nim - irracjonalne i dążące tylko do tego, by pokazać, że protagonistka nie boi się stanąć przed wrogiem (co w sumie wiedzieliśmy już wcześniej, bo dziewczyna nie potrafi ugryźć się w język) i pogrozić mu paluszkiem. Z kolei Mal... z jednej strony, jego relacja z Aliną doprowadzała mnie do szału - głównie z powodu zachowania protagonistki właśnie - z drugiej odczuwam do niego niesamowitą sympatię, ponieważ wprowadzał do tego duetu odrobinę rozsądku. Nie potrafię się zachwycić tym elementem, ale też nie mogę go mocno krytykować.