środa, 29 stycznia 2014

Obecnie się czyta #1

Sesja w pełni, więc i czasu na czytanie troszkę mniej, ale mam zaczęte dwie książeczki, więc może podzielę się wrażeniami...

Niezgodna - Veronica Rossi
Może i późno się wzięłam za ten "hicior", ale z okazji zbliżającej się filmowej premiery postanowiłam sama zbadać fenomen tej trylogii. Na razie zapowiada się fajnie, choć średnio podoba mi się rosnący męski harem wokół głównej bohaterki.
Mam wrażenie, że znam zakończenie tej książki - a przynajmniej jej pierwszej części, którą obecnie czytam. Ale może Autorka mnie zaskoczy?
Nie wiem, czy ta książka będzie godnym następcą Igrzysk śmierci, które uwielbiam (choć drugiego filmu jeszcze nie widziałam...), ale dam jej szansę i na pewno nie porzucę :).
Tancerze burzy -Jay Kristoff
Kolejna czytana obecnie dystopia (a może podciągnąć to raczej pod fantasy?), tym razem osadzona w japońskich realiach. Takiej książki jeszcze nie czytałam. Mimo średnio pociągającej fabuły, do Tancerzy burzy przyciąga mnie kultura japońska, do której nawiązuje.
Główna bohaterka, szesnastoletnia Yukiko, póki co wyruszyła z towarzyszami na poszukiwanie arashitori (tygrysa burzy) i udało im się takowego znaleźć. Co będzie dalej? Ciekawa jestem :)

czwartek, 23 stycznia 2014

"Alicja w krainie zombie" - Gena Showalter

Tytuł: Alicja w krainie zombie (org. Alice in Zombieland)
Autor: Gena Showalter
Seria: Kroniki Białego Królika, #1
Data wydania: 25 września 2013 r. (premiera: wrzesień 2012 r.)
Wydawnictwo: Mira
Ilość stron: 512

Motyw Alicji z Krainie Czarów był już kilkakrotnie eksploatowany, powstała pełnometrażowa bajka Disneya, film fabularny z Johnym Deppem, anime (ale podobno niewarte oglądania). Nadeszła pora na "adaptację" literacką. Do roboty wzięła się Gena Showalter, znana polskim Czytelnikom głównie z romansów.

Alicja Bell od zawsze uważała ojca za wariata przewrażliwionego na punkcie zombie. Trzymał całą rodzinę pod kloszem, nie pozwalał na wieczorne wyjścia. Raz dał się przekonać - i skończyło się tragicznie. Gdy na niebie pojawił się obłok w kształcie królika, rodzina Bellów miała wypadek, w którym zginęli wszyscy - oprócz Alicji. Szesnastoletnia bohaterka w delirium dostrzegła dziwne, cuchnące zgnilizną postacie wgryzające się w jej rodziców... i nie był to skutek powypadkowego szoku! Gdy trafiła pod dach dziadków i do nowej szkoły, upiory nie przestały się pojawiać. Na horyzoncie zamajaczyła też grupka tutejszych rozbijaków z niesamowitym Colem na czele.

Książka koncentruje się na dwóch rzeczach: rozgryzaniu tajemnic zombie i walce z nimi oraz coraz bliższym poznawaniu Cole'a i jego paczki. Co ciekawe, temu pierwszemu elementowi poświęcono więcej miejsca niż romansowi. Alicja cały czas wzdycha do Cole'a, ale ich drogi jakoś się nie schodzą. Za to na swojej drodze coraz częściej napotykają zombiaki, które ostatnio mocno się uaktywniły. Oczywiście tylko nieliczni widzą te stwory (i do tych nielicznych zombie czują szczególny pociąg), ale "normalnym" ludziom też mogą zaszkodzić - zwłaszcza, gdy ci się boją. I oczywiście z nieprzeliczoną hordą zombie walczą nastoletni wojownicy (i wojowniczki) - choć dorośli też mają pewien udział w tym pogromie. Autorka pozwoliła sobie też na wprowadzenie dodatkowych wątków, także miłosnych, które mogą się ciekawie rozwinąć w kolejnych częściach - oby nie zdominowały ciekawego, pełnego akcji zomielementu.

Przez cały czas czytania miałam wielki problem z wyobrażeniem sobie głównej pary bohaterów. Dziewczyna z okładki - w domyśle Alicja - nie byłaby tak waleczna i pełna buty jak kreowana na kartach książki bohaterka. Wygląda raczej na osóbkę, którą trzeba wiecznie ratować z opresji - nawet Cole stwierdził, że wygląda jak księżniczka z bajki, nie jak wojowniczka. O Cole'u mówiąc: waleczny, odważny, pewny siebie, pokryty tatuażami, przystojny i... marzący o studiach prawniczych. Nie za dużo tych zalet? Pewnym uzasadnieniem jego kryształowego wizerunku niech będzie narracja prowadzona przez Alicję, ale mimo wszystko ten chłopak był zbyt idealny.

Podsumowując, Alicja w krainie zombie to wciągająca, choć długa lektura dla fanek szybkiej akcji, pięknych i niebezpiecznych facetów oraz elementów fantastycznych. Nie obeszło się bez pewnej naiwności czy uproszczeń, ale można przymknąć na nie oko. W końcu po taką książkę sięga się dla jej zalet, a nie by wytykać jej uchybienia w kreacji bohaterów. Ja na pewno przeczytam drugą część - a Wam polecam pierwszą.
Ocena końcowa: 5/6
Polecam: tym, którzy nie czują awersji do nastolatków ratujących świat przed Zagładą

sobota, 18 stycznia 2014

"Miasto zagubionych dusz" - Cassandra Clare

Tytuł: Miasto zagubionych dusz (org. City of Lost Souls)
Seria: Dary Anioła, #5
Autor: Cassandra Clare
Wydawnictwo: Mag
Data wydania: 28 listopada 2012 r. (premiera: maj 2012 r.)
Ilość stron: 556

Czytanie serii młodzieżowych, zwłaszcza tych, które miały się skończyć, ale jednak podstał ciąg dalszy, to zawsze ryzyko. Ja jestem czytelnikiem odważnym i wytrwałym, odpornym na największe ilości absurdu, więc ryzyko podjęłam i sięgnęłam po piątą część "trylogii" Dary Anioła, czyli Miasto zagubionych dusz.

Jace i Clary trafiają pod (czarne) skrzydła Sebastiana. Pomiędzy chłopakami tworzy się nietypowa więź: cokolwiek stanie się Sebastianowi, wydarzy się też Jace'owi, i na odwrót. Clary cierpi katusze, ponieważ Jace zachowuje się zupełnie inaczej, jakby już jej nie kochał. Pozostali knują plan oddzielenia dwóch wspomnianych panów i borykają się z własnymi problemami sercowymi: Alec zastanawia się, jak lepiej poznać Magnusa, Simon marzy o Isabelle, Isabelle o Simonie, nie zabraknie też wilkołaczego związku Mai i Jordana.

"O co właściwie chodzi w tej książce?" - zapytacie. Właściwie o to, że Clary kocha swojego Jace'a, cierpi, że ten gdzieś zaginął (myślę, że stąd tytułowe zagubione dusze) i że Clave chce go poświęcić, by ocalić świat przed złem w postaci Sebastiana. Jej osoba coraz bardziej mnie denerwuje - aż boję się myśleć, co będzie w szóstym tomie. Cassandra Clare, zamiast zbliżać się do końca serii i zamykać kolejne wątki, rozpoczyna nowe, próbując zachęcić Czytelnika do sięgnięcia po ostatnią książkę. Zaletą tej powieści jest względnie stałe, wysokie tempo akcji. Wadą: przesadna koncentracja na romansie i odsunięcie ciekawszych wątków na dalszy plan.

Bohaterowie dorastają, przynajmniej fizycznie, ale ich mentalność pozostaje na tym samym poziomie - albo nawet się cofa. Czasami miałam wrażenie, że autorka zamknęła kilkuletnie dzieci w ciałach młodych dorosłych. Być może Clare chciała udowodnić, że potrafi realistycznie przedstawić rozkwit, mimo przeciwności, silnego uczucia pomiędzy dojrzewającymi młodymi, ale wyszło średnio. Sztucznie, patetycznie, żałośnie. Szkoda. Nadal największą sympatią pałam do Simona, choć i on zaczyna mnie drażnić. Podwójna szkoda.

Zapewne powtórzę opinię wielu recenzentów, ale Dary Anioła powinny pozostać trylogią. Dobrych wspomnień nie szargałyby przeciętne kontynuacje. Przed nami już ostatnia, szósta część, Miasto Niebiańskiego Ognia (City of Heavenly Fire).  Ja pewnie przeczytam, żeby dokończyć serię, ale sądzę, że będzie to kolejna praca rzemieślnika: dobra, poprawna, ale bez innowacji. Więc nudna. Tak jak "czwórka". Jeśli Wam to nie przeszkadza, przeczytajcie.
Ocena końcowa: 4/6
Polecam: miłośnikom świata Nocnych Łowców

piątek, 10 stycznia 2014

"Furie" - Elizabeth Miles

Tytuł: Furie (org. Fury)
Seria: Furie, #1
Autor: Elizabeth Miles
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 28 kwietnia 2012 r. (premiera: sierpień 2011 r.)
Ilość stron: 240

Nie wiem, ile razy mówiłam sobie, że kończę z romansami dla młodzieży. Zawsze znajduję jakiś powód, by jeszcze raz po nie sięgnąć. Tym razem skusiłam się na Furie - chyba przez wzgląd na mitologiczne skojarzenia, które mogłyby zapobiec katastrofie podobnej do Zmierzchu.

Furie mają dwóch głównych bohaterów, obydwoje w wieku licealnym: Emily Winters, która wdaje się w romans z chłopakiem swojej przyjaciółki Gabby, gdy ta jest za granicą oraz Chase Singer, który uczucia lokuje w tajemniczej i przepięknej Ty. Emily nieustannie walczy ze sobą, bo wciąż czuje, że nie powinna angażować się z związek z tym konkretnym chłopakiem, ponieważ to może złamać serce Gabs. Chase nie ma takich problemów, ale musi borykać się z czymś innym: upokarzającymi fotografiami, które ktoś rozprowadza po szkole. Co łączy tę dwójkę poza wspólnymi znajomymi i miejscowością zamieszkania?

Furie to przez znakomitą większość objętości romans. Poplątany, naiwny, bezsensowny w swej płytkości romans. Emily nie może się zdecydować, czy kocha Zacha czy nie, czy powinna zostawić go Gabby czy nie, czy jej stary przyjaciel stał się kimś więcej czy nie... Ile razy już o tym czytaliśmy (a może raczej czytałyśmy, bo panowie od takich lektur raczej stronią, o ile mi wiadomo)? Związek Chase'a jest jeszcze dziwniejszy i bardziej naiwny. Mimo ewidentnych dowodów, że Ty go oszukuje, on nie widzi świata poza nią, a kiedy już postanawia zerwać tę znajomość - czyli mniej więcej po 4/5 książki - robi się ciekawiej! Wtedy autorce udało się zaskoczyć mnie po raz pierwszy. Później akcja robi się bardziej dynamiczna, tandetny romans schodzi na dalszy plan, a pojawia się coś jakby... thriller. Tak, coś jakby thriller. Samo zakończenie pozostaje otwarte i wręcz woła o kontynuację - choć nie wiem, czy w Polsce się jej doczekamy.

Pasowałoby napisać coś więcej o bohaterach. Emily nie udało się wzbudzić mojej sympatii, podobnie jak jej przyjaciółce Gabby i jej chłopakowi Zachowi. Cała trójka wydawała mi się sztuczna i przerysowana, jakby Elizabeth Miles chciała dopasować ich na siłę do szablonu "typowego licealisty Stanów Zjednoczonych". Chase'owi współczułam: przede wszystkim naiwności i ślepoty, a dopiero potem nieszczęść które go spotkały. Ty oraz jej dwie kuzynki, które pojawiły się znikąd i zaczęły mieszać w życiu protagonistów, odgrywały w tej historii dość istotną rolę, ale zachowywały się sztucznie. Najsympatyczniejszym bohaterem, moim zdaniem, był JD, przyjaciel Emily: taki pozytywnie zakręcony i wyluzowany... no, może trochę za bardzo. Ale i tak był najlepszy.

Względnie wysoką ocenę Furie zawdzięczają ciekawemu i dynamicznemu finiszowi. Bez tego elementu książka by się nie odratowała: większość jest sztampowa, przewidywalna i naiwna. Tak jak bohaterowie. Jest to pierwsza książka w dorobku Elizabeth Miles, jednak nie wiem, czy pokuszę się o lekturę kolejnych - choćby tych kończących trylogię Furii. Jest mnóstwo lepszych powieści, nawet tych o nastoletniej miłości.
Ocena końcowa: 3/6
Polecam: zagorzałym miłośnikom romansów

środa, 8 stycznia 2014

"Faza szósta: Światło" - Michael Grant

Tytuł: Faza szósta: Światło (org. Light)
Seria: GONE. Zniknęli, #6
Autor: Michael Grant
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 3 lipca 2013 r. (premiera: 2 kwietnia 2013 r.)
Ilość stron: 375

Długo i niecierpliwie czekałam na premierę tej książki. A kiedy wreszcie Światło ujrzało światło (ekhem...) dzienne, zwlekałam z zakupem i lekturą. To oznaczałoby pożegnanie z ETAPem, cudowną serią o nastolatkach, które trafiły do chorego świata! A może to i lepiej...?

ETAP trwa już prawie rok, dzieci jest coraz mniej, żywności również. Ci, którzy przetrwali, mają na kontach tyle zbrodni, że powrót do normalności mógłby oznaczać tylko wieloletnie więzienie. Sam i jego przyjaciele nadal muszą walczyć: nie ze sobą wzajemnie, jak to było na początku, ale z własnymi umysłami, obawami oraz najpotężniejszą istotą, jaką widział ETAP.

Jakikolwiek szerszy opis fabuły zdradziłby zbyt wiele tym, którzy czytali poprzednie tomy, a tego jeszcze nie mieli okazji. Ta książka to, ponownie, wciągająca i pełna napięcia opowieść o dzieciach, które zmuszone są przetrwać w świecie setki razy gorszym od tego, który mamy na co dzień. Większość z nich nadal marzy o powrocie do "normalności", ale czym jest dla nich normalność? Zabijaniem, walką o przetrwanie, głodowaniem, samowładztwem. Świat poza barierą, o ile uda im się ją przekroczyć, na pewno tego nie pochwali. Więc może lepiej tam nie wracać i umrzeć w ETAPie w świetle chwały, jako bohaterowie?
W tej marnej objętościowo książeczce Michael Grant domknął wszystkie wątki napoczęte w czasie trwania całej serii. Podobnie jak w Fazie piątej, absurdalnym wydaje się sposób powstania całej anomalii, a z każdym szczegółem robi się dziwniej. Owszem, cała opowieść trzyma się "kupy", ale ten element uznaję za piętę achillesową tej serii.

Czytając GONE od początku, można dostrzec zmiany w psychice i zachowaniu bohaterów. Dzieciaki działają niemal jak zwierzęta: dbają przede wszystkim o własne dobro, są zdolne zabić za jedzenie, zasłonić się kimś jak tarczą, ale też zjednoczyć się w walce przeciw większemu, silniejszemu wrogowi. Rok spędzony w ETAPie odbił się na wszystkich, niszcząc klarowny podział na tych dobrych i tych złych. Żaden dzieciak nie wzbudza w stu procentach sympatii czytelnika, ponieważ w jego głowie czają się ponure myśli, a pamięć jest pełna przerażających, odrażających wspomnień.

Fazę szóstą: Światło uznaję za wspaniałe zwieńczenie cudownej sagi. Przerażającej, ale fascynującej. Odrażającej, ale przyciągającej. Przydługiej (w sumie to około trzy tysiące stron), ale takiej którą szybko się czyta. Pełnej wartkiej akcji i jej niespodziewanych zwrotów. Łączącej horror, thriller, romans oraz sensację. Pełnej nietuzinkowych postaci. W związku z powyższym, nie mogę nie zaprosić Cię do świata ETAPu.
Ocena końcowa: 6/6
Polecam: tym, którzy oddali serce serii i przeczytali wcześniejsze tomy

+++

Okaleczony bóg - Steven Erikson
Ostatni tom Malazańskiej Księgi Poległych. Na wojnie przegrywają wszyscy. Tę okrutną prawdę można wyczytać w oczach każdego żołnierza na każdym ze światów... Łowcy Kości maszerują do Kolanse, na spotkanie nieznanego losu. Udręczeni i wyczerpani, są armią stojącą na skraju buntu. Ale przyboczna Tavore Paran nie daje za wygraną. Jeśli zdoła powstrzymać rozkład swych sił, jeśli kruche sojusze, które wykuła, przetrwają, i jeśli będzie to leżało w jej mocy, zamierza uczynić jeszcze jedno. Rzucić wyzwanie bogom.
Na drodze przybocznej i jej sojuszników stoją potężni wrogowie. Władający straszliwą mocą Forkrul Assailowie zamierzają oczyścić świat – zniszczyć wszystkie cywilizacje i wytępić ludzi – by móc zacząć od nowa. Pradawni bogowie również pragną odzyskać utraconą pozycję. W tym celu skruszą łańcuchy skuwające moc szerzącą ostateczne zniszczenie i uwolnią ją z wiecznego więzienia. Na świat znowu wrócą smoki.
Tak się zaczyna ostatni, apokaliptyczny rozdział Malazańskiej Księgi Poległych Stevena Eriksona, rewelacyjnej sagi, która odmieniła oblicze fantasy.
Wydawnictwo: Mag
Premiera: 10 stycznia 2014 r.
Ilość stron: 880
Cena: 59,00 zł

Ciemny Eden - Chris Beckett
Powieść zdobyła nagrodę im. Arthura C. Clarke'a, za najlepszą powieść science fiction roku 2013.
Na odległej, obcej i pozbawionej słońca planecie zwanej Edenem, pięciuset trzydziestu dwóch członków Rodziny szuka schronienia w świetle i cieple drzew lampowych.
Wokół Lasu rozciąga się Śnieżne Ciemno - góry tak wysokie, mroźne i spowite tak gęstym mrokiem, że dotąd nie pokonał ich żaden człowiek. Najstarsi w Rodzinie powtarzają legendy o świecie, w którym światło padało z nieba, a ludzie potrafili budować łodzie pływające między gwiazdami. Takie łodzie przywiozły nas tutaj, powtarzają, Rodzina powinna więc czekać na powrót gwiezdnych podróżników. Jednakże młody John Czerwoniuch złamie edeńskie prawa, rozbije Rodzinę i odmieni historię. Porzuci stare zwyczaje, zapuści się w Ciemno... i odkryje prawdę o swoim świecie.
"Popis umiejętności lingwistycznych i wyobraźni." - Guardian
"Magnetyczna i pozostająca na długo w pamięci (...) po mistrzowsku opisuje los gwiezdnych rozbitków i ich obcą planetę." - Daily Mail
"Zachwycająca i dająca satysfakcję powieść, fabularna jazda pełna wigoru i niespodzianek. - Locus
Wydawnictwo: Mag
Premiera: 10 stycznia 2014 r.
Ilość stron: 336
Cena: 39,00 zł

Tonąca dziewczyna - Caitlin R. Kiernan
"Spektakularne osiągnięcie literackie... arcydzieło". - Peter Straub
"Jedna z najważniejszych autorek mrocznej prozy". - The New York Times
"Ostra jak brzytwa, przepiękna i wykonana z idealną precyzją układanki, Tonąca dziewczyna zapiera mi dech w piersi". - Holly Black, autorka bestsellerowej "Red Glove"
"To arcydzieło. Zasługuje, by przeczytali je nie tylko miłośnicy gatunku - i by czytali je, i czytali". - Elizabeth Bear, autorka ksiązki "Grail"
India Morgan Phelps - dla przyjaciół Imp - to schizofreniczka. Nie ufa już własnemu umysłowi, albowiem święcie wierzy, że wspomnienia w jakiś sposób ją zdradziły, zmuszając do zakwestionowania własnej tożsamości.
Zmagając się ze swą percepcją rzeczywistości, Imp musi odkryć prawdę na temat spotkania z bezlitosną syreną albo bezradnym wilkiem, który przybył do niej pod postacią dzikiej dziewczyny - albo może z żadną z tych istot, lecz czymś znacznie, znacznie dziwniejszym...
Wydawnictwo: Mag
Premiera: 10 stycznia 2014 r.
Ilość stron: 880
Cena: 59,00 zł

Pokój - Gene Wolfe
Pokój, pierwotnie wydany w roku 1975, to dzieło błyskotliwe i urzekające. Pełne melancholii wspomnienia Aldena Dennisa Weera, rozgoryczonego starca spędzającego ostatnie dni życia w małym miasteczku na Środkowym Zachodzie Stanów, w miarę rozwoju historii ujawniają swój nadnaturalny wymiar. Wyobraźnia Weera zdolna jest bowiem unicestwić czas i przeobrazić rzeczywistość, wykraczając poza samą śmierć. Pokój, wielki, poruszający i bezkompromisowo szczery, jest jednym z największych dzieł naszych czasów.
Gene Wolfe, nazywany przez The Denver Post jednym z „olbrzymów s.f.”, wielokrotnie zdobywał najważniejsze nagrody z tej dziedziny, w tym nagrody Nebula, Hugo i World Fantasy. „Pokój” to jego pierwsza pełnowymiarowa powieść, świadcząca o geniuszu, który później rozkwitł w dziełach takich jak "Księga Nowego Słońca".
Wydawnictwo: Mag
Premiera: 15 stycznia 2014 r.
Ilość stron: 240
Cena: 37,00 zł

sobota, 4 stycznia 2014

"Mały brat" - Cory Doctorow

Tytuł: Mały brat (org. Little Brother)
Seria: Mały brat #1
Autor: Cory Doctorow
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 21 marca 2011 r. (premiera: kwiecień 2008 r.)
Ilość stron: 377

Jestem fanką literatury dystopijnej, zwłaszcza tej wyłamującej się poza schemat. Zombie już były, wielkie katastrofy, po których ludzkość musiała zaczynać od nowa również. Mały brat dość niespodziewanie zaoferował mi coś więcej - rozrywkę na poziomie i odpowiadającą moim zainteresowaniom.

Głównym bohaterem książki jest siedemnastoletni Marcus, zdolny informatyk-amator. Pewnego dnia zrywa się ze szkoły i... na miasto, w którym mieszka, spada bomba. Chłopak wraz z grupką przyjaciół oraz mnóstwem nieznanych sobie ludzi trafia do aresztu, gdzie jest przesłuchiwany. Zostaje wypuszczony na wolność z zastrzeżeniem, że każdy jego krok będzie obserwowany. Marcus poprzysięga jednak zemstę na swoich oprawcach, postanawia ich zniszczyć. W tym celu wykorzysta swoją spostrzegawczość oraz informatyczno-programistyczne zdolności. Będzie się działo!

Mimo że główną postacią w Małym bracie jest Marcus, istotną rolę odgrywają jego przyjaciele - Darryl, Jolu, Van, Ange - oraz rodzice. Tak, "starsi" mają swój udział w uknutej intrydze. Wszyscy bohaterowie zostają czytelnikowi przedstawieni, a choć nie poznajemy ich przeszłości, myślę, iż nie jest ona konieczna. Nastoletni bohaterowi zostali bardzo żywo sportretowani, niemal jakby wzorowani byli na prawdziwych osobach.

Przejdźmy jednak do fabuły. Podczas lektury cały czas towarzyszyło mi uczucie niepokoju: o przyszłość głównego bohatera, jego przyjaciół oraz chorego systemu władzy, jaki zapanował w USA po ataku terrorystycznym. Prawo daje organom bezpieczeństwa możliwość "zamknięcia" każdego podejrzanego o współpracę z terrorystami oraz dowolnie długiego przetrzymywania go w więzieniu. Co więcej, Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego wywiera naciski na media. I choć akcja rozgrywa się w San Francisco, można odnaleźć wiele analogii do Polski w czasie stanu wojennego (tak przynajmniej powiedziała mi Mama, ja tych czasów nie pamiętam).
Dodatkowym atutem - przynajmniej dla mnie, ponieważ informatyką się interesuję i studiuję pokrewny jej kierunek - było poświęcenie kilku(nastu?) stron na zapoznanie odbiorcy z niektórymi pojęciami i technologiami informatycznymi. Mimo starań Doctorowa, nie wszystko udało mu się jasno wyjaśnić - w większości przypadków nawet ja tego nie zrozumiałam, nie mówiąc o osobach, które z komputerami mają kontakt bardziej ograniczony. To taka rysa, która przeszkadzała mi w pełni cieszyć się tą książką: pełną błyskotliwych rozwiązań, ciągłego poczucia niepokoju i napięcia, którego nie tworzą naciągane tajemnice, ale "prawdziwa" walka człowieka z chorym systemem.

Powyższe zalety uzupełnia jeszcze podwójne posłowie - jedno od specjalisty ds. systemów bezpieczeństwa, drugie od hakera. Ci najzupełniej prawdziwi ludzie przekonują wytrwałego czytelnika (nie oszukujmy się, nie każdy czytuje posłowia), że fabuła książki - przynajmniej ta druga część, której nie chcę zbytnio spojlerować - nie jest fikcją, podobne rzeczy są możliwe przy odpowiedniej ilości chęci i samozaparcia. Dla tych bardziej zainteresowanych tematem, autor przygotował też bibliografię, w której opisuje powiązane książki, magazyny i strony internetowe (w większości dostępne jedynie po angielsku, o ile się orientuję).

Nie sądzę, by Mały brat zdoła przekonać każdego z Czytelników o przydatności programowania w życiu codziennym. Autorowi udało się wykreować bardzo realistyczny świat i bohaterów. Sytuacja przedstawiona w książce może mieć miejsce w każdej chwili, w każdym miejscu - nawet w Twoim mieście. Czy miałbyś/miałabyś siłę, by przeciwstawić się demonicznej władzy i nie dać się zastraszyć? A czy Marcusowi i jego przyjaciołom udało się wyjść z tej sytuacji cało? Przekonajcie się, bo naprawdę warto!
Ocena końcowa: 5+/6
Polecam: miłośnikom dystopii, sensacji, informatyki

czwartek, 2 stycznia 2014

"Nadciąga legion grozy" - Raymond E. Feist

Tytuł: Nadciąga legion grozy (org. Rides a Dread Legion)
Seria: Saga o Wojnie Demonów, #3
Autor: Raymond E. Feist
Wydawnictwo: Rebis
Data wydana: 20 sierpnia 2013 r. (świat: 31 marca 2009 r.)
Ilość stron: 312

Nie powinno zaczynać się lektury serii od środka, czy nie daj Boże od końca. Nie wiem, czy czytanie ostatniej podserii się do tego zalicza, ale na przykładzie Nadciąga legion grozy ośmielam się wysnuć tezę, że nie jest to najgorszy grzech czytelnika.

Midkemia to świat podobny do naszej Ziemii, lecz zamieszkiwany przez ludzi, krasnoludy, elfy, czarodziei i gobliny. Żyją w pokoju, aż do pojawienia się nowego gatunku elfów, tzw. taredheli. Przybyli oni z innego świata, w którym toczą wojnę z demonami – jak możecie się domyślić, przegrywają i wyruszyli na poszukiwania nowego domu. Nowego-starego, ponieważ w Midkemii rozpoznają Dom, z którego pochodzą. Chcą zawiązać sojusz z tutejszymi elfami, ale pozostałe rasy traktują z wyższością. Midkeńczycy odwdzięczają się brakiem sympatii, niebawem jednak okazuje się, że taredhele to niewielkie zagrożenie w porównaniu z demonami, które za nimi ściągnęły do tego świata. Potężni władcy muszą stanąć do boju, by ocalić swoich pobratymców, domy i przyszłość.

Powyższy opis w zasadzie nie sugeruje istnienia żadnych prequeli. Czytając pierwsze strony, miałam wrażenie, że zaczynam lekturę kolejnej książki le Guin. Autor nie zadaje sobie trudu, by wprowadzić czytelnika w realia świata przedstawionego. Niektóre mało istotne elementy opisywane są szczegółowo, inne mniej. Kilkukrotnie sugeruje się istnienie jakiś wcześniejszych przygód, w czasie których nawiązały się znajomości między bohaterami. Feist jednak nie pozostawia czytelnika na pastwę losu, kreśląc pobieżnie brakujące elementy. Tak więc znajomość wcześniejszych podserii nie jest konieczna, ale na pewno uprzyjemnia i usprawnia lekturę.

Dlaczego usprawnia? Ponieważ protagoniści w czasie dyskusji operują nazwami własnymi, które albo bardzo się ze sobą mylą, albo nic „zielonemu” czytelnikowi nie mówią – i z każdą stroną ich przybywa. Akcja płynie w sumie wartko, chociaż polityczne i taktyczne rozważania też zajmują sporo miejsca. Jak zwykle, najwięcej i najciekawiej dzieje się pod koniec. Druga część zapowiada się naprawdę emocjonująco, ponieważ w tym tomie wojna z Legionem Demonów dopiero się rozpoczyna.

Nie mam zastrzeżeń do polskiego wydania. W książce występuje bowiem Sandreena, kobieta-rycerz. Przed tłumaczem stanęło wyzwanie związane z przełożeniem tego określenia. Wybrnął z tego, tytułując ją po prostu „rycerzem”. Pojawienie jakiegoś rycerza początkowo wprowadzało mnie w konsternację, zastanawiałam się, skąd wziął się takowy, skoro przed chwilą go nie było? Okładka wygląda bardzo ładnie i pasuje do pozostałych tomów autorstwa Raymonda E. Feista wydanych przez Dom Wydawniczy Rebis.

Nadciąga legion grozy nie spodobała mi się zbytnio. Może to kwestia nieznajomości wcześniejszych części, może tego charakterystycznego stylu pisania  – podobnego do Ursuli K. le Guin. Ciekawe zakończenie nie zrekompensowało mi ponad dwustu stron średnio ciekawego początku. Pomimo to po drugi tom, U bram ciemności, w nadziei na ciekawe rozwinięcie konfliktu. Na razie nie czuję się przekonana do twórczości Raymonda E. Feista, który – według opisu na okładce – „powrócił do swojej najlepszej formy”.
Ocena: 4/6
Polecam: miłośnikom "klasycznej" fantastyki

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Rebis
http://www.rebis.com