czwartek, 2 stycznia 2014

"Nadciąga legion grozy" - Raymond E. Feist

Tytuł: Nadciąga legion grozy (org. Rides a Dread Legion)
Seria: Saga o Wojnie Demonów, #3
Autor: Raymond E. Feist
Wydawnictwo: Rebis
Data wydana: 20 sierpnia 2013 r. (świat: 31 marca 2009 r.)
Ilość stron: 312

Nie powinno zaczynać się lektury serii od środka, czy nie daj Boże od końca. Nie wiem, czy czytanie ostatniej podserii się do tego zalicza, ale na przykładzie Nadciąga legion grozy ośmielam się wysnuć tezę, że nie jest to najgorszy grzech czytelnika.

Midkemia to świat podobny do naszej Ziemii, lecz zamieszkiwany przez ludzi, krasnoludy, elfy, czarodziei i gobliny. Żyją w pokoju, aż do pojawienia się nowego gatunku elfów, tzw. taredheli. Przybyli oni z innego świata, w którym toczą wojnę z demonami – jak możecie się domyślić, przegrywają i wyruszyli na poszukiwania nowego domu. Nowego-starego, ponieważ w Midkemii rozpoznają Dom, z którego pochodzą. Chcą zawiązać sojusz z tutejszymi elfami, ale pozostałe rasy traktują z wyższością. Midkeńczycy odwdzięczają się brakiem sympatii, niebawem jednak okazuje się, że taredhele to niewielkie zagrożenie w porównaniu z demonami, które za nimi ściągnęły do tego świata. Potężni władcy muszą stanąć do boju, by ocalić swoich pobratymców, domy i przyszłość.

Powyższy opis w zasadzie nie sugeruje istnienia żadnych prequeli. Czytając pierwsze strony, miałam wrażenie, że zaczynam lekturę kolejnej książki le Guin. Autor nie zadaje sobie trudu, by wprowadzić czytelnika w realia świata przedstawionego. Niektóre mało istotne elementy opisywane są szczegółowo, inne mniej. Kilkukrotnie sugeruje się istnienie jakiś wcześniejszych przygód, w czasie których nawiązały się znajomości między bohaterami. Feist jednak nie pozostawia czytelnika na pastwę losu, kreśląc pobieżnie brakujące elementy. Tak więc znajomość wcześniejszych podserii nie jest konieczna, ale na pewno uprzyjemnia i usprawnia lekturę.

Dlaczego usprawnia? Ponieważ protagoniści w czasie dyskusji operują nazwami własnymi, które albo bardzo się ze sobą mylą, albo nic „zielonemu” czytelnikowi nie mówią – i z każdą stroną ich przybywa. Akcja płynie w sumie wartko, chociaż polityczne i taktyczne rozważania też zajmują sporo miejsca. Jak zwykle, najwięcej i najciekawiej dzieje się pod koniec. Druga część zapowiada się naprawdę emocjonująco, ponieważ w tym tomie wojna z Legionem Demonów dopiero się rozpoczyna.

Nie mam zastrzeżeń do polskiego wydania. W książce występuje bowiem Sandreena, kobieta-rycerz. Przed tłumaczem stanęło wyzwanie związane z przełożeniem tego określenia. Wybrnął z tego, tytułując ją po prostu „rycerzem”. Pojawienie jakiegoś rycerza początkowo wprowadzało mnie w konsternację, zastanawiałam się, skąd wziął się takowy, skoro przed chwilą go nie było? Okładka wygląda bardzo ładnie i pasuje do pozostałych tomów autorstwa Raymonda E. Feista wydanych przez Dom Wydawniczy Rebis.

Nadciąga legion grozy nie spodobała mi się zbytnio. Może to kwestia nieznajomości wcześniejszych części, może tego charakterystycznego stylu pisania  – podobnego do Ursuli K. le Guin. Ciekawe zakończenie nie zrekompensowało mi ponad dwustu stron średnio ciekawego początku. Pomimo to po drugi tom, U bram ciemności, w nadziei na ciekawe rozwinięcie konfliktu. Na razie nie czuję się przekonana do twórczości Raymonda E. Feista, który – według opisu na okładce – „powrócił do swojej najlepszej formy”.
Ocena: 4/6
Polecam: miłośnikom "klasycznej" fantastyki

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Rebis
http://www.rebis.com

2 komentarze:

  1. No niestety, bez znajomości początkowych tomów ciężko brać się za dalsze losy Midkemii. Ja, dla odmiany, znam tylko te początkowe losy i nigdy jakoś nie miałem okazji sięgnąć po następne tomy.
    Będzie to trzeba kiedyś nadrobić, bo ciekawie się tam działo.

    OdpowiedzUsuń