Niespieszna, niesamowicie obrazowo napisana, powieść grozy z wątkiem psychologicznym.
W Księdze Rodzaju zapisano, że na początku była ciemność. Ale to nieprawda. Na początku i na końcu zawsze jest tylko lęk.
Ludzkość spowił mroczny całun śmierci, a wraz z nim świat ogarnęła przytłaczająca cisza…
Na skraju pustyni, w sąsiedztwie mrocznego lasu stoi niewielka, drewniana chata. Mieszkają w niej Jakub oraz Julia, małżeństwo od lat bezskutecznie starające się o dziecko. W ich niedalekim sąsiedztwie żyją Daniel z Martą – jak się wydaje jedyni prócz nich, którzy przeżyli pandemię śmiertelnego wirusa. Ta zaprzyjaźniona, wspomagająca się czwórka od lat nie widziała innych żywych ludzi.
Pewnej deszczowej nocy do drzwi chaty puka młoda, bosa dziewczyna w żółtej pelerynie, prosząc o pomoc. Wbrew logice i obawom Jakub wpuszcza ją do środka. Wraz z przybyciem tego niespodziewanego gościa zaczynają się dziać niepokojące rzeczy…
Tomasz Sablik snuje swoją opowieść niespiesznie, pozwala czytelnikowi poznać realia, w których żyją bohaterowie, oraz męczące ich problemy. Jako być może ostatni ludzie na Ziemi, protagoniści tracą nadzieję na jakiekolwiek zmiany i poddają się rutynie codzienności – aż do owej nocy, gdy w ich życiu pojawia się nieznajoma. Choć czytelnik nie odczuwa zmiany tempa narracji, a życie Jakuba i Julii nadal biegnie na pozór zwyczajnie, coś jednak ulega modyfikacji. Pojawia się niepokój.
Obecna w Lęku groza kojarzyła mi się z tą znaną z gier wideo pokroju Resident Evil czy Dead Space. Wielkie, puste przestrzenie, chata pośrodku ciemnego lasu, intensywne burze czyniące noce jeszcze mroczniejszymi… Poczucie osamotnienia i izolacji zdaje się przygniatać tak bohaterów, jak i odbiorcę. Im dalej w tekst, tym gęstsza staje się atmosfera i czytelnik coraz mocniej czuje, że postapokaliptyczna sielanka (jakkolwiek absurdalnie to określenie brzmi) dobiegnie końca, a protagonista oberwie w spektakularny sposób. A gdy wyczekiwane „bum” nadchodzi, wyskakuje na odbiorcę jak potwór zza węgła. I chociaż lektura nie zmiażdży nam bębenków charakterystycznym dla jumpscare’ów uderzeniem muzyki, Tomasz Sablik bardzo dobrze buduje napięcie i umiejętnie naśladuje filmowo-growy zabieg, który niejednej osobie podniesie ciśnienie. (W tym miejscu muszę nadmienić, że jedna z końcowych sekwencji w powieści mnie naprawdę zachwyciła. Obrazowo opisana, przerażająca lokacja pełna zwłok, pozorny spokój i powoli budzące się podejrzenie, że chyba nie wszystko jest tym, czym się wydaje… Cudeńko!)
Lęk nie odpowiada na wszystkie pytania, jakie mogą nasunąć się czytelnikowi w trakcie lektury, ale też nie próbuje tego robić. Mam wrażenie, że autor, wprowadzając do swojej powieści elementy nadprzyrodzone, chciał pozostawić wyobraźni i doświadczeniom odbiorcy pole do interpretacji pewnych wydarzeń. Samo zakończenie także można rozumieć na kilka sposobów – osobiście tuż po zakończeniu lektury pomyślałam, „Ale co tu właściwie zaszło?” Poświęciwszy chwilkę na analizę, myślę, że lepiej zrozumiałam przesłanie tej historii.
Bohaterowie Lęku nie należą do najbardziej przyjemnych w obyciu, nie powiedziałabym też, że łatwo ich polubić. Widzę w nich reprezentację różnych reakcji na sytuację beznadziejną. Jakub zawsze szuka pociechy w Bogu i modlitwie; jego wiara zostanie bezceremonialnie wystawiona na próbę. Jego żona Julia za wszelką cenę chce spełnić swoje marzenie, chwyta się każdego możliwego sposobu, który mógłby ją do niego przybliżyć – i chociaż kolejne niepowodzenia czynią z niej coraz bardziej zgorzkniałą kobietę, nie poddaje się. Ich sąsiadka Marta, która zaskarbiła sobie moją największą sympatię mimo raczej szorstkiego sposobu bycia, wydaje się głosem rozsądku i spokoju, swego rodzaju ostoją w napierających zewsząd chaosie i smutku. Z kolei jej małżonek Daniel, były duchowny, stara się pomagać, jak może, by z jego życia nie zniknął nikt więcej. Myślę, że Tomasz Sablik odwalił kawał dobrej roboty, kreśląc charaktery na tyle złożone, by wydały się prawdopodobne i nie pozostawiły odbiorcy obojętnym.
Wierzę, że Lęk, poza przyprawieniem czytelników o ciarki, niesie za sobą coś więcej. Dzięki temu „czemuś” powieść może zostać odebrana na wiele sposobów. Czy dopatrzymy się w Jakubie postapokaliptycznego Hioba? A może to Julia reprezentuje tu tego biblijnego nieszczęśnika? Może powinniśmy sięgnąć w nieco inne rejony Biblii i szukać w tej dwójce śladów Adama i Ewy? Czy to opowieść o walce dobra ze złem, czy raczej o poszukiwaniu promyka nadziei w do cna zepsutym świecie? Albo autor w ogóle nie nawiązywał do motywów religijnych, szukając inspiracji dla swojej powieści w całkiem innych kręgach? Nie udzielę Wam odpowiedzi na to pytanie – musicie przekonać się sami. Dajcie tej powieści szansę, poczujcie dreszcz związany z przytłaczającym odosobnieniem i sami sobie odpowiedzcie na pytanie: Co było pierwsze, ciemność czy lęk?
Opinia opublikowana pierwotnie w serwisie Popbookownik.pl.
Ocena końcowa: 5/6
Tytuł: Lęk
Autor: Tomasz Sablik
Wydawnictwo: Vesper
Data wydania: 15 września 2021 r.
Ilość stron: 344
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz