Wciągająca przygoda ambitnego, być może aż za bardzo, młodzieńca osadzona w ciekawym, inspirowanym Chinami, świecie.
Kiedy wszyscy chcą, żebyś był spełnieniem ich oczekiwań, tym czego pragniesz najmocniej jest odnalezienie swojej drogi i życie według własnych zasad.
Nazywam się Wen Olcha. Nazywam się też Głupi Kundel.
Ojciec szykował dla mnie przyszłość w elitarnym gronie Sieneńczyków służących cesarzowi. Babcia, która sama porzuciła wszystko i dołączyła do nayeńskiego ruchu oporu, przygotowywała mnie do walki z cesarskim imperium. Matka, ślepa na okrucieństwo, chciała tylko tego, co bezpieczne i wygodne.
Mogłem spełniać cudze marzenia, mogłem walczyć wraz z jednymi albo przyłączyć się do drugich. Mogłem patrzeć, jak ich wojna pochłania kolejne ofiary. Ale nie mogłem przestać marzyć o magii. Wolnej, przerażającej, fascynującej, dającej moc i potęgę.
Przez całe życie zmagałem się z ograniczeniami na ścieżkach, które zostały wybrane za mnie. Opór był jedyną drogą ku wolności.
Ta historia może skończyć się na tysiąc sposobów – ja mam za nic je wszystkie.
Piękna oprawa, choć zwraca uwagę, to nie wszystko. Pierwszy rzut oka na zamieszczony na okładce opis fabuły upewnił mnie w przekonaniu, że Dłoń Króla Słońca może być jedną z ciekawszych książkowych nowości tego roku. Zapowiadała się magiczna podróż, może nieco podobna do Wojny makowej - nie mogłam odmówić sobie tej lektury!
Dłoń Króla Słońca nie zawiodła pokładanych w niej oczekiwań. Autor sprawnie, unikając dłużyzn, wprowadza czytelnika w świat przedstawiony, kreśli zarys sytuacji politycznej oraz problemów trapiących głównego bohatera. Ambitny Wen Olcha stawia sobie poprzeczkę wysoko, coraz wyżej, pragnąc spełnić marzenia ojca, a tym samym i własne - choć tutaj należałoby prawdopodobnie postawić znak zapytania. Dzięki ciężkiej pracy udaje mu się sporo osiągnąć, ale zdobyte wykształcenie i bystry umysł pozwalają mu dostrzec także niedoskonałości systemu, którego częścią się stał.
J.T. Greathouse w swojej powieści umiejętnie balansuje pomiędzy spokojnymi scenami, w których buduje relacje Olchy lub wprowadza nowe elementy świata przedstawionego, a sekwencjami dynamicznymi. Bardzo podobało mi się, że obydwa rodzaje scen pchają akcję do przodu. Tutaj każde zdanie ma znaczenie. Co ciekawe, mimo że Dłoń Króla Słońca korzysta z popularnych w fantastyce motywów, Autorowi kilka razy udało się mnie zaskoczyć. Poczytuję to za atut, bo żaden z tych zwrotów akcji nie wziął się znikąd, nie wydawał się oderwany od realiów - po prostu mój umysł, podążając za pewnymi schematami, oczekiwał nieco odmiennego przebiegu wydarzeń.
Sam Wen Olcha nie jest może najsympatyczniejszą czy najłatwieszą do polubienia postacią, szczególnie na początku, gdy uważa się na lepszego od innych. Jednak z czasem chłopak dojrzewa, zmienia się, a wraz z nim - także nastawienie czytelnika wobec niego. Choć po zakończeniu lektury nie mogę napisać, żebym darzyła go wielką sympatią, na pewno nie potrafię pozostać wobec niego obojętną.
Dłoń Króla Słońca naprawdę mnie zachwyciła. Dobrze wykorzystuje znane schematy, równoważy sceny spokojne i dynamiczne, bawi się oczekiwaniami czytelników, a wreszcie - wprowadza wielowymiarowego, wiarygodnego bohatera. Nie spodziewałam się, że do tego stopnia wciągnę się w tą opowieść. Już teraz nieciepliwie wypatruję drugiego tomu, bo chcę jak najszybciej wrócić do tego uniwersum.
Ocena końcowa: 6/6
Tytuł: Dłoń Króla Słońca (org. The Hand of the Sun King)
Autor: J.T. Greathouse
Seria: Kroniki Olchy #1
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 29 czerwca 2022 r. (premiera: sierpień 2021)
Ilość stron: 484
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz