wtorek, 4 czerwca 2019

[w dniu premiery] "Świat miniony" - Tom Sweterlitsch

Zdarza Wam się być jak Sokrates? Czytać książkę ze świadomością, że nic nie wiecie? To już wiecie, jak ja czułam się podczas niemal całej lektury Świata minionego.

Rok 1997. Dzięki rozwojowi nauki udało się opanować zdolność podróży w czasie oraz przestrzeni, odkrywania nowych światów czy poznawania przyszłości. Agentka NCIS, Shannon Moss, zostaje wezwana na miejsce zbrodni. Ofiarą morderstwa padła kobieta oraz dwójka dzieci, a głównym podejrzanym jest mąż kobiety, Patrick Mulsult - astronauta, podróżnik po Głębokich Wodach, załogant statku Waga. Statku, który uznaje się za zaginiony w akcji. Okazuje się, że Mursultowie mieli jeszcze jedną córkę. Agentka Moss podejmuje się zadania odnalezienia nastolatki, licząc, że ta jeszcze żyje. W tym celu udaje się w przyszłość, do roku 2015, mając nadzieję zdobyć informacje, które pomogą jej w rozwikłaniu "współczesnej" zagadki. W międzyczasie kobieta próbuje zapobiec Terminusowi - zbliżającej się do Ziemi zagładzie ludzkości.

Pozwolę sobie zacząć od wątku podróży w czasie, który ciekawił mnie najbardziej i odgrywa w Świecie minionym niebagatelną rolę. Autor miał ciekawy pomysł, ale jego wykonanie - w moim odczuciu - nie zostało przeprowadzone do końca wyczerpująco. Po pierwsze, cała mechanika przejścia z czasu A do czasu B (tylko w przyszłość, nigdy w przeszłość): dowiadujemy się, że jest to możliwe dzięki pianie kwantowej, ale nie zostało powiedziane, jak sprecyzować moment, do którego pragniemy się udać. Najpowszechniejsze są podróże ok. 19 lat do przodu, ale wiemy także, że można podróżować w dalszą przyszłość - jak to ustawić? Czy długość podróży określa ktoś z obsługi bazy "lotniczej"? Czy może odpowiada za to czujnik wewnątrz kosmicznego okrętu? Czy istnieją jakieś reguły dotyczące tych podróży (jak, na przykład, w Harrym Potterze i Więźniu Azkabanu - "nie możesz spotkać siebie samego"), ograniczenia? Czy długość pobytu statku w kosmosie, "pomiędzy czasami", to zawsze 3 miesiące? Troszeczkę brakowało mi odpowiedzi, doprecyzowania niektórych zagadnień.
Inną kwestią, która zaczęła mnie nurtować w pewnym momencie, jest zasadność prowadzenia tych podróży w przyszłość. O ile podobał mi się (domniemany) element losowości - wszak sytuacja za 19 lat zależeć będzie od wielu czynników; istnieją miliardy położeń, w których możemy się znaleźć po tym okresie czasu - o tyle nie rozumiałam, jaki sens - w chwili, gdy chcemy rozwiązać zagadkę - ma podróżowanie w przyszłość. Skoro istnieją miliony możliwości, czy naprawdę warto udawać się wiele lat do przodu, by poznać jedną z nich? Bez znajomości sytuacji, która doprowadziła do tego momentu? A tym samym bez wiedzy o tym, co poprawić? (Ten problem jest wspomniany pod koniec historii - ale męczył mnie długo ;))

Ze Światem minionym mam pewien problem natury gatunkowej. Przez ponad połowę powieści to raczej przecięty kryminał sensacyjny z elementami sci-fi, za którym, gdzieś w tle, czai się większy problem; intryga, którą powoli odkrywamy, ma znamiona bardziej thrillera (z elementami sci-fi); i dopiero końcówka (oraz prolog) wprowadzają bardziej wyraźne elementy science fiction.
Nie wiem, czy to tylko moje odczucie, ale element naukowy nie wypadł najlepiej. Poza wspomnianymi niedopowiedzeniami związanymi z podróżami w czasie, pojawia się tu kilka monologów/dialogów dotyczących przestrzeni, interpolacji, itp., których, mimo technicznego wykształcenia, nie byłam w stanie przetworzyć i zrozumieć. Brzmiały dla mnie jak naukowy bełkot, który niewiele faktycznie wniósł do historii. Jeśli ktoś z Was posiada odpowiednie fizyczne skille i będzie miał okazję sięgnąć po tę powieść - dajcie mi proszę znać, czy wiecie, o co chodziło Njoku i mnie olśnijcie.
Ostrzeżono ją, że ujrzy rzeczy, których jej umysł nie pojmie.
 [Świat miniony, Tom Sweterlitsch, wydawnictwo Rebis, wydanie I (2019), str. 11]
Może co nieco o głównej bohaterce - Shannon Moss, agentka NCIS, ma niecałe trzydzieści lat, ale wskutek podróży w czasie wygląda na starszą (podczas pobytu w przyszłości oraz podróży do niej, zegar biologiczny cały czas tyka i nie cofa się w chwili powrotu - więc jeśli spędziła w podróży rok, to na terra firma powróci, biologicznie, o rok starsza, mimo że z punktu widzenia "rzeczywistości" nie było jej ledwie sekundę; czy to ma sens?). Wskutek pewnego wypadku straciła większość lewej nogi - pozostała jej część uda, do której mocowana jest nowoczesna proteza. Nie powiem, żebym polubiła tę bohaterkę, czy się z nią zżyła, ale nie drażniła mnie. Myślę, że została przemyślana, a to, co przeżywa na zakończenie powieści... wow.

Zanim zakończę tę recenzję, chcę wspomnieć co nieco o jakości tłumaczenia - lub materiału źródłowego. Świat miniony jest pełen długich, wielokrotnie złożonych zdań, których części składowe trochę do siebie nie pasują. Mamy tu wiele równoważników zdań, które - poprzez pewną zmianę szyku - z powodzeniem można by zastąpić zdaniami. Odniosłam wrażenie, że tłumacz trochę nie odnalazł się w tej stylistyce - lub też sam autor stosował dziwne, zawiłe struktury, których przekład był problematyczny. Uznaję to za minus tego wydania, ponieważ zdarzało mi się czytać jakieś zdanie wielokrotnie, by załapać jego sens, pokrętne znaczenia i pozornie pozbawione sensu równoważniki.

Na drugiej fotografii, na zdjęciu Challengera, domalował siedem aureoli - podmuch eksplozji wybuchającą chmurą, a fragmenty promu w zawijasach dymu, dziwaczne trajektorie.
[Świat miniony, Tom Sweterlitsch, wydawnictwo Rebis, wydanie I (2019), str. 65]
Oczy miał w nosie, niesymetryczne, jedno nieco wyżej od drugiego; (...)
[Świat miniony, Tom Sweterlitsch, wydawnictwo Rebis, wydanie I (2019), str. 158]

Podsumowując, największą radość z czytania Świata minionego czerpałam już pod koniec, na ostatnich stronach (poza epilogiem... on był dziwny i tak bardzo oderwany od całości, że... ugh), kiedy elementy układanki nareszcie zaczęły do siebie pasować. Wcześniej trochę nudził mnie sposób prowadzenia wątku kryminalnego, a pewne niedomówienia związane z zagadnieniem podróży w czasie (oraz ich, w moim odczuciu, bezsensowność) dodatkowo uprzykrzały lekturę. Ostatecznie, kiedy zamknęłam tę powieść i zastanowiłam się nad nią, doszłam do wniosku, że jest to historia kompletna fabularnie, z naprawdę satysfakcjonującym otwartym zakończeniem (ponownie, poza epilogiem) i dobrym pomysłem (porównanie do Incepcji jest tu na miejscu - ale jeśli myślicie, że znając film, znacie też książkę, to się mylicie). Przeszkadzało mi tłumaczenie oraz niezbyt ciekawa droga od początku do punktu kulminacyjnego.

Czy zatem warto? Mnie ta historia nie porwała; nie jest zła, opiera się na ciekawym pomyśle, ale pomieszanie gatunków nie wyszło jej - w mojej ocenie - na dobre.

Za możliwość przeczytania powieści przed premierą dziękuję Wydawnictwu Rebis
http://rebis.com.pl



Tytuł: Świat miniony (org. The Gone World)
Autor: Tom Sweterlitsch
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 4 czerwca 2019 r. (premiera: styczeń 2018 r.)
Ilość stron: 415

2 komentarze:

  1. Temat podróży w czasie jest trudny i doprowadza do wielu paradoksów. Wielkie pokłony stawiam zawsze autorom, którzy z tego wybrnęli a takich jest naprawdę niewielu. To rozwiązanie z Pottera np było świetne. Proste ale świetne. Naukowe bełkoty w książkach też mnie denerwują. Wiedzę można przekazać w prosty sposób, wtedy zaciekawia. Co z tego jak coś brzmi mądrze, a tylko nuży czytelnika. Kiedyś zaczęłam czytać książkę fantasy (no kurcze tytuł mi wyleciał) gdzie był taki naukowy bełkot o magii. Niby można docenić rozmyślania ale po kilku stronach miałam głowę jak arbuz i uznałam, że wolę poczytać książki ze szkoły, bo są lżejsze :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie zgadzam się z Twoim komentarzem :3 Pisanie o podróżach w czasie czy naukowych podstawach koncepcji jest niesamowicie wymagające, jeśli chce się trafić do szerokiego grona odbiorców a jednocześnie zadowolić tych bardziej "ogarniętych w temacie" czytelników.
      Dziękuję za komentarz <3

      Usuń