Drodzy Czytelnicy!
Dziś mam przyjemność zaprezentować Wam drugą część maratonu z powieścią Zło w zarodku pióra J.A. Redmerski. Mam nadzieję, że zapoznaliście się z pierwszą odsłoną (możecie to nadrobić >>tutaj<<) i zobaczymy się jeszcze następnym razem~!
Zło w zarodku J.A. Redmerski
W podziemnym świecie płatnych morderców zło nigdy nie śpi, dlatego nowy Zakon Victora Fausta stale rośnie w siłę. Relacje pomiędzy członkami Zakonu przez ostatni rok niewiele się zmieniły. Teraz jednak, kiedy sześciu najważniejszych agentów zostanie zaatakowanych przez nieznanego wroga, zmieni się wszystko.
Niewinni ludzie, najbliżsi członków Zakonu, zostają porwani. Aby ich odzyskać, każdy z szóstki agentów musi wyznać swój najmroczniejszy, najgłębiej skrywany sekret tajemniczej kobiecie o imieniu Nora.
Nora jest zarówno piękna, jak i zabójczo niebezpieczna, a na dodatek wydaje się wiedzieć o nich więcej niż oni sami. Nikt nie ma pojęcia, kim jest ta kobieta, ale szybko staje się jasne, że skrywa w sobie więcej, niż na pozór się wydaje.
Każde wyznanie zasiewa kolejne ziarna niepewności. Nora nastawia agentów przeciwko sobie nawzajem, zmuszając ich do wyjawiania swoich tajemnic.
Zanim gra Nory dobiegnie końca, agenci zrozumieją, kim jest i dlaczego obrała ich sobie za cel. Ale czy po zakończeniu gry Zakon nadal będzie istniał?
Czyj sekret okaże się tym najmroczniejszym? Czy Zakon Victora przetrwa tę próbę?
Zło w zarodku to czwarty tom sagi W towarzystwie zabójców - cyklu pełnego akcji, pożądania i mrocznych sekretów. Ze względu na podejmowane tematy oraz niektóre sceny, seria kierowana jest raczej do dorosłego czytelnika.
Zło w zarodku ukaże się w Polsce 26 czerwca 2019 roku nakładem Wydawnictwa NieZwykłego, ale już dziś możecie:
- zamówić tę powieść w przedsprzedaży,
- dodać ją i poczytać opinie polskich czytelników na LubimyCzytać,
- dodać ją i poczytać opinie międzynarodowej publiki na Goodreads.
- zamówić tę powieść w przedsprzedaży,
- dodać ją i poczytać opinie polskich czytelników na LubimyCzytać,
- dodać ją i poczytać opinie międzynarodowej publiki na Goodreads.
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa NieZwykłego, możecie zapoznać się z trzecim i czwartym rozdziałem tej historii (dwa poprzednie możecie znaleźć w poprzedniej odsłonie Maratonu ZwZ). Jak poprzednio, zachęcam do lektury tego obszernego fragmentu i podzielenia się wrażeniami :) Zapraszam też na trzecią (ostatnią) odsłonę Maratonu ZwZ, która ukaże się 26 czerwca.
Do zobaczenia~!
ROZDZIAŁ TRZECI
Izabel
Obecnie – godzina dwudziesta pierwsza – główna
siedziba Zakonu w Bostonie
Z lustra
spogląda na mnie kobieta z rozciętą wargą i żółto-niebieskimi siniakami pod
lewym okiem.
– Ta
szmata jest pierdolnięta – oświadczam stojącemu tuż za mną Victorowi, po czym
opuszką palca zaczynam delikatnie nakładać maść na otwartą ranę pod okiem. –
Przecież ona sobie z nami pogrywa. – Gdy tylko dotykam stłuczonej kości, na
mojej twarzy od razu pojawia się grymas bólu.
– To
prawda – przyznaje Victor, ubierając spodnie. Jeszcze przez chwilę ich nie
zapina, a ja, patrząc w lustro, mam idealny widok na jego pięknie zarysowane
mięśnie brzucha. – Ale na razie musimy grać na jej zasadach.
– Kim
ona w ogóle jest?! Masz jakiś pomysł? Mówiła, że zna jedno z nas… Ale które?
Jedyne, czego mogę być pewna, to że nie jestem to ja, ale…
– Wiesz,
to wcale nie jest takie oczywiste – stwierdza, powoli wkładając elegancką
koszulę. Natychmiast odwracam się w jego stronę i podchodzę bliżej, po czym
staję w progu między łazienką a sypialnią. – Gdyby ktoś z nas faktycznie ją
znał, to już dawno wiedzielibyśmy, kim ona jest – wyjaśnia. – No chyba że zna
ją Fredrik albo Woodard, którzy jeszcze jej nie widzieli, ale ja dostrzegam
tutaj dużo bardziej prawdopodobną opcję. Moim zdaniem żadne z nas nie zna jej
osobiście. Może ktoś z nas o niej słyszał albo zna ją przez jakiegoś
pośrednika.
Kiedy
mówi, wchodzę zaciekawiona do sypialni, ubrana jedynie w czarne majtki i stanik
w tym samym kolorze. Moje włosy wciąż są mokre po wziętym przed chwilą
prysznicu.
– Swoją
drogą – kontynuuje, zapinając guziki – bardziej niż to, kim ona jest,
interesuje mnie, skąd wiedziała o pani Gregory, Tessie Flynn oraz córkach
Jamesa Woodarda. Skądś musiała się przecież dowiedzieć, że tylko sześć osób
spotyka się na regularnych naradach i rządzi całą tą organizacją. I wiedziała,
o które sześć osób chodzi.
Rzeczywiście,
podczas powrotu do Bostonu, kiedy wieźliśmy Norę zamkniętą w bagażniku, suka
krzyczała, że porwała jeszcze kogoś poza Diną i Tessą. James Woodard,
przerażony zniknięciem swoich córeczek, właśnie jest w drodze do naszej
siedziby.
– Masz
rację. Poza tym skąd mogła wiedzieć, że ty, Niklas oraz Fredrik nie macie
nikogo, kogo mogłaby porwać, bo nie zależy wam na nikim poza członkami naszego
Zakonu? – zauważam.
Victor kiwa głową i siada na łóżku,
by założyć czarne skarpetki.
– Tak, to niepokojące –
przyznaje. – Ta kobieta wie o nas niebezpiecznie dużo. Zresztą na pewno ma o
nas o wiele więcej informacji, przecież nie mogła wyjąć z rękawa wszystkich asów
już na samym początku rozgrywki. Zanim ją zabijemy, musimy wyciągnąć z niej, co
dokładnie wie.
– No… chyba zapomniałeś o czymś
jeszcze. Najpierw musimy dowiedzieć się, gdzie są Dina, Tessa i córki Jamesa
Woodarda, a dopiero później wyciągnąć z niej, co wie i ją zabić. – Posyłam mu
długie spojrzenie spod przymrużonych powiek.
Victor od razu unosi wzrok.
– Chodź tutaj – prosi.
Podchodzę do niego z lekką
niechęcią, a on kładzie mi dłonie na biodrach i przyciąga mnie, bym stanęła
pomiędzy jego nogami. Sekundę później czuję na nagim brzuchu jego gorące wargi.
– Nie mam zamiaru pozwolić tej
kobiecie skrzywdzić pani Gregory – oświadcza, kiedy wsuwam palce w jego ciemne
włosy. – Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by ją odnaleźć i odzyskać. Nie
ufasz mi, Izabel? – Patrzy w górę, prosto w moje oczy.
Nie przestając go głaskać,
delikatnie ciągnę za jego krótkie włosy, by przechylił głowę w tył. W
odpowiedzi on zaciska mocniej palce na moich udach.
– Oczywiście, że ci ufam,
Victorze, po prostu… Po prostu wiem, jaki jesteś. Przecież nie staniesz się
nagle innym człowiekiem tylko dlatego, że coś do mnie czujesz. No i zdaję sobie
sprawę, że… – Nie potrafię dokończyć zdania.
– Że co? – pyta przyciszonym
głosem.
– Nic, to nieważne. – Kręcę
gwałtownie głową.
Robię krok w tył, chcąc jak
najszybciej iść się ubrać, jednak Victor nadal mnie przy sobie przytrzymuje.
– Powiedz mi – nalega.
– Nie potrafię.
I nie powiem.
Nie
wiem nawet, co mnie napadło, żeby w ogóle zaczynać teraz ten temat.
– To nic ważnego – oświadczam,
a kiedy w końcu uwalnia mnie ze swojego uścisku, od razu odchodzę w kierunku
dużej szafy. – Musimy iść porozmawiać z tą szmatą. Może i to ona pociąga teraz
za sznurki, ale albo zacznie gadać, albo jej brzydka gęba będzie miała bliskie
spotkanie z moją pięścią. – Wyciągam palec w stronę Victora. – I wiesz co? Mam
serdecznie gdzieś, że siedzi przykuta kajdankami do krzesła i nie może mi
oddać. Mogę ją pobić nawet na śmierć, jeśli Dinie spadnie chociaż włos z głowy.
– Właśnie tego po tobie
oczekiwałem. – Śmieje się, wstając z łóżka i wkładając koszulę do spodni. Wsuwa
jeszcze w szlufki cienki, skórzany pasek, po czym idzie włożyć buty.
Kiedy wkładam przez głowę czarną,
krótką sukienkę, Victor staje za mną i delikatnie całuje mój kark. Jego ciepłe
palce przejeżdżają po moich odkrytych ramionach.
– Zobaczymy się za dziesięć
minut – mówi.
Odwraca się i zaczyna już iść w
kierunku drzwi, kiedy szybko do niego podchodzę i z całej siły obejmuję go w
pasie, opierając posiniaczoną twarz na jego plecach. Duże, męskie dłonie
zaciskają się bezpiecznie na moich.
– Ufam ci, Victorze –
oświadczam cichym, przepełnionym szczerością głosem.
Ściska moje palce po raz ostatni, po
czym wychodzi, a ja powoli kończę się ubierać.
~~~
Nora siedzi
zamknięta w dużym pokoju o grubych ścianach z cegły, pomalowanych białą farbą.
Na środku pomieszczenia stoi metalowy stół z dwoma czarnymi, żelaznymi
krzesłami po obu stronach, a na wysokim suficie wisi cały rząd jaskrawych
świateł w kształcie kopuł, dzięki którym w pokoju jest wyjątkowo jasno. W
ścianie wyryto cztery otwory wentylacyjne, przez które zwykle wpada ciepło
ogrzewania lub chłodny powiew klimatyzacji, ale dziś nie jest ani zbyt gorąco,
ani zbyt zimno, więc nie musimy ich używać. Podłogę pokrywają białe kafelki,
niestety porysowane przez najróżniejsze meble, które usunęliśmy stąd kilka
miesięcy temu, kiedy zmienialiśmy tą dawną rupieciarnię w odosobnioną celę i
pokój przesłuchań zarazem. Z tego pomieszczenia można wyjść jedynie przez
ciężkie, wzmacniane stalą drzwi… no chyba że jest się rozmiaru trzyletniego
dziecka, które mogłoby przecisnąć się przez szyb wentylacyjny przy suficie.
Nory jednak bym o to nie podejrzewała. Jest nieco wyższa i chyba trochę cięższa
ode mnie, a ja z całą pewnością nie zdołałabym się przecisnąć przez tak małe
otwory.
Nora nalegała na kąpiel, więc w
końcu jej na to pozwoliliśmy. Niklas z chęcią zgłosił się do przypilnowania jej
w łazience. Nie zrobił tego, bo chciał zobaczyć ją nago, ale ponieważ pragnie
zemsty za to, że uderzyła go w twarz i miał nadzieję, że przyglądając się jej
podczas kąpieli, wprawi tę sukę w zakłopotanie. Niestety, nie zrobiło to na
niej nawet najmniejszego wrażenia. Mam wrażenie, że Niklas zaczyna jej
nienawidzić jeszcze bardziej, niż nienawidzi mnie.
Nora dostała też od nas ciepły
posiłek i to wino, o które wcześniej prosiła. Tylko dlatego, że wie, gdzie jest
Dina, przyniosłam jej także kilka swoich starych ubrań: czarne, skórzane
spodnie, bluzkę z długimi rękawami z prześwitującego jedwabiu i czarne szpilki
na piętnastocentymetrowych obcasach. To jednak jej nie wystarczyło; zażyczyła
sobie jeszcze ciemnoczerwonej szminki. Z początku miałam ochotę przejechać
pomadką po sedesie, a dopiero później zanieść ją tej suce, ale w końcu uznałam,
że nie chcę marnować czasu na pójście do łazienki.
Niklas od godziny pilnuje Nory w
pokoju przesłuchań. Siedział z nią, kiedy jadła swój posiłek – jagnięcinę z
ryżem oraz tłuczone ziemniaki – popijając go winem, jak gdyby była na jakiejś
wytwornej randce i cieszyła się wolnym wieczorem, za który w dodatku nie
musiała płacić. Dorian nalegał, żeby wpuścić go do pokoju przesłuchań, ale
Victor doskonale wie, że poza mną to właśnie on ma największą ochotę przetrącić
jej szczękę, dlatego kazał mu czekać na zewnątrz.
Gdy podchodzę do zamkniętych od
zewnątrz drzwi, Victor jest już w pokoju i siedzi na krześle po przeciwnej
stronie stołu. Staję na palcach, by zajrzeć do środka przez małe, kwadratowe
okienko z grubego pleksiglasu.
– Powiedziała już coś? –
zwracam się do Niklasa, który teraz razem z Dorianem pilnuje pokoju od
zewnątrz.
Zza mocnych drzwi oraz grubych ścian
nie dociera do nas nawet najcichszy dźwięk. Gdybyśmy chcieli, moglibyśmy jednak
podsłuchać rozmowę w pokoju, który znajduje się dokładnie dwa piętra nad nami,
gdzie na licznych ekranach wyświetlają się nagrania z monitoringu.
Niklas kręci tyko głową, opierając
się o ścianę ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękami.
– Cholera. Wkurza mnie, że nie
słyszę, o czym rozmawiają! – warczę pod nosem, po czym przyciskam ucho do
drzwi, choć doskonale wiem, że to strata czasu.
– Jeśli to cię pocieszy, to mi
powiedziała tylko tyle, że nie jest zadowolona z warunków, w których ją
trzymamy – oświadcza Niklas, wzruszając ramionami.
Dorian krąży w kółko po jasno
oświetlonym korytarzu, głośno stukając o podłogę podeszwami swoich czarnych
butów. Na jego twarzy maluje się ogromna złość, a przy skroni pulsuje wyraźnie
nabrzmiała żyła. Porusza szczęką raz w lewo, raz w prawo, zupełnie jakby
bezwiednie zgrzytał przy tym zębami.
– Nie martw się, na pewno je
znajdziemy – zapewniam go, próbując przybrać chociaż trochę optymistyczny ton
głosu, ale sama nie jestem pewna, czy wierzę w swoje słowa.
Dorian rzuca mi pośpieszne
spojrzenie, jednak ani na chwilę nie zatrzymuje się w miejscu.
– Wkurwia mnie, że muszę tu
sterczeć jak kretyn. Powinienem być z nią w tej pieprzonej celi i dowiedzieć
się, czego ta suka oczekuje!
– Spokojnie. Victor wie, co
robi – zapewniam, na co on od razu kiwa głową.
– Tak, tak, oczywiście. Po
prostu chciałbym wiedzieć, co ona mu mówi.
Dokładnie w tym samym momencie
dobiega nas pukanie do drzwi. Niklas podchodzi do nich i sprawdza, czy to na
pewno Victor daje nam znak, że możemy wypuścić go z pokoju przesłuchań, po czym
wpisuje kod na zawieszonym na ścianie panelu i za chwilę wszyscy słyszymy
głośne kliknięcie. Victor wychodzi na korytarz, a następnie natychmiast zamyka
za sobą drzwi.
– I co? Dowiedziałeś się
czegoś? – pytam coraz bardziej nerwowa.
Kręci powoli głową.
– Stwierdziła, że nic nam nie
powie, dopóki wszyscy nie zbierzemy się z nią w jednym pokoju. – Wzdycha.
– A odnośnie pokoju, to chce, żebyśmy przenieśli ją do jakiegoś większego,
najlepiej z wygodną kanapą.
– Co za wybredna szmata… –
wtrąca Niklas.
– Powiedziałem, że może o tym
zapomnieć – kontynuuje Victor, spoglądając na każdego z nas z osobna. – Nie
możemy dawać jej tego, czego sobie zażyczy. To niedorzeczne, a poza tym mogłaby
przez to pomyśleć, że zrobimy dla niej absolutnie wszystko. Musimy postawić
pewne granice. Może to ona rozdaje karty, ale nie zapominajmy, że siedzi w
zamknięciu, przykuta kajdankami do krzesła. Nie pozwolę jej sądzić, że to ona
tutaj rządzi, bez względu na to czyje życie ryzykuję.
Przygryzam dolną wargę, ale nic nie
mówię.
Dorian zgrzyta zębami jeszcze
głośniej.
Niklas oblizuje spierzchnięte wargi
i nonszalancko spogląda w dół korytarza. Wiem, że jemu zależy tylko na jednym:
chce wyciągnąć z tej kobiety, czego dowiedziała się na temat naszej
organizacji.
Nagle zauważam w korytarzu Jamesa
Woodarda, który szybkim krokiem zmierza w naszą stronę. To niski, przysadzisty,
łysiejący człowieczek, którego przydługie spodnie w kolorze khaki jak zwykle
plątają się pod podeszwami kamaszów. Woodard ma na sobie koszulę w
biało-niebieską kratę z krótkim rękawem, którą włożył niedbale za pasek spodni
pod swoim potężnym brzuchem. Gdy podchodzi bliżej widać pot, który błyszczy mu
na czole, a pod nosem zbiera się w małe kropelki.
– Czy
ona tu jest? – pyta, wyraźnie zdyszany. – Ta kobieta… To kobieta, która porwała
moje córki? – Wskazuje palcem na ciężkie drzwi. – Jest w tamtym pokoju?
– Zgadza się – odpowiada Victor
ze skinieniem głowy.
– Więc na co my jeszcze
czekamy?! – Patrzy zdenerwowany na każdego z nas z osobna, po czym czubkiem
wskazującego palca poprawia zsuwające mu się z nosa okulary.
– Najwyraźniej na Fredrika –
warczy Dorian z trucizną w głosie. – A znam go już wystarczająco dobrze, żeby
wiedzieć, że poczekamy sobie jeszcze kurewsko długo. – Jego dolna warga jest
spuchnięta, a wokół szczęki zaczyna się tworzyć niebiesko-żółty siniec.
– Nie. – Victor składa przed
sobą swoje silne dłonie. – Na to również się nie zgodziłem. Na początku Nora
nie była tym zachwycona, ale w końcu zgodziła się porozmawiać z nami, kiedy
przyjedzie Woodard. Zaznaczyła tylko, że nie powie nam wszystkiego, dopóki nie
zobaczy Fredrika, więc prędzej czy później i tak będziemy musieli go tu
sprowadzić.
– Wiesz co, znalezienie go w
ogóle nie powinno być dla nas żadnym problemem – przerywa mu Niklas z wyraźną
dezaprobatą. – Jesteś jego pracodawcą, Victor, a z tego co pamiętam, nasza
organizacja nie daje pracownikom płatnych urlopów i planów emerytalnych. Jak on
może nie odbierać tego pieprzonego telefonu, kiedy ty, akurat ty, do niego
dzwonisz?!
Victor spogląda spokojnie
na brata.
– Bez obaw, Fredrik przyjedzie.
Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Ale póki co musimy tam iść i
dowiedzieć się, czego ta kobieta oczekuje i co ważniejsze – co dokładnie o nas
wie.
Woodard unosi pulchną dłoń, by
zetrzeć pot znad krzaczastych brwi. Na jego kraciastej koszuli, pod pachami,
zaczęły się już tworzyć ohydne, mokre plamy.
– Woodard – odzywa się Victor.
– Powiem ci to samo, co powiedziałem Izabel. Nie możemy zdradzić tej kobiecie
żadnych informacji na temat naszego Zakonu. Zrozumiano?
James z trudem przełyka ślinę i
niepewnie kiwa głową.
– Tak, proszę pana. Oczywiście,
rozumiem.
Kiedy na niego patrzę, myślę tylko o
tym, że musimy mieć go na oku. Woodard jest niezrównoważony, przerażony oraz
zdesperowany, a to trzy z pięciu cech człowieka, który jest gotowy się złamać i
wyśpiewać komuś wszystko, co wie. Rozumiem jednak jego strach i, chcąc nie
chcąc, naprawdę mu współczuję, choć powinnam martwić się, że nas wyda. Victor wpisuje kod na panelu przy drzwiach, po czym cała nasza piątka wchodzi do pokoju.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Izabel
Kiedy tylko
wchodzimy do pokoju, ciemnoczerwone usta Nory rozciągają się w szerokim
uśmiechu. Jej długie, białe blond włosy opadają wzdłuż kobiecej twarzy niczym
mleczna fala, stanowiąc wyraźny kontrast dla ciemnego koloru szminki. Czarne
rzęsy i wypielęgnowane brwi otaczają jasnobrązowe tęczówki, a wysokie kości
policzkowe nadają kremowej twarzy charakteru. Muszę przyznać, że wygląd Nory
zapiera dech w piersiach, chociaż jej uroda nie jest nieskalana. Po lewej
stronie podbródka widzę cienką, na oko półtoracentymetrową bliznę, a nieco
niżej dostrzegam drugą, trochę dłuższą; to pozioma linia biegnąca w poprzek
gardła. Najbardziej jednak rzuca się w oczy fakt, że brakuje jej czubka małego
palca u lewej dłoni.
Na nasz widok unosi dłonie na
wysokość ramion; na tyle, na ile pozwalają jej ciężkie łańcuchy.
– Jak się cieszę, że wszyscy
zaakceptowaliście moje zaproszenie! – zaczyna mówić z szerokim, pewnym siebie
uśmiechem, po czym opuszcza ręce z powrotem na stół. Kajdanki brzęczą głośno,
zderzając się z metalowym blatem. – Oczywiście z jednym, maleńkim wyjątkiem.
– Darujmy sobie ten dramatyczny
monolog – warczę lodowatym tonem głosu, robiąc krok w przód i stając przed
pozostałymi. – Każde z nas ma gdzieś to, jaka potrafisz być wygadana i jakie
banalne, idiotyczne teksty zdołasz wymyślić na poczekaniu. Czego ty, kurwa, od
nas chcesz?
Nora wzdycha głośno i teatralnie, po
czym na chwilę ściąga czerwone usta w dziubek, by zaraz ponownie zacząć się do
nas szczerzyć. Naprawdę mam ogromną ochotę strącić jej ten ohydny uśmieszek z
przebrzydłej gęby.
Victor staje obok mnie, jednak nie
każe mi się cofnąć ani zamilknąć. Nie zrobiłby tego w jej obecności, chyba że
nie pozostawiłabym mu innego wyboru. Słusznie jednak ma mnie na oku, bo w tej
chwili naprawdę trudno jest mi opanować ogromną złość.
Nora mierzy go wzrokiem z góry na
dół; od błyszczących, eleganckich butów, przez czarny garnitur od Armaniego aż
po czubek głowy z zadbanymi włosami. Z pewnością już wcześniej zdążyła mu się
przyjrzeć z tym nieskrępowanym zachwytem w oczach, jednak teraz, kiedy stoję
obok niego, robi to, bym była zazdrosna. No cóż, niedoczekanie. To nie
podziała, bo doskonale wiem, że nie mam się o co martwić.
– Możemy już zacząć? – pyta
uprzejmie Victor.
– Ależ oczywiście – odpowiada z
nutą wyrafinowania w głosie. – Zaproponowałabym wam, żebyście usiedli, ale
skoro są tu jedynie dwa krzesła…
– Dzięki, postoimy – warczy
zniecierpliwiony Dorian. – Lepiej zacznij w końcu gadać, co masz do
powiedzenia.
Niklas odchodzi na bok i staje przy
ścianie. Jestem pewna, że jest równie zainteresowany jak my wszyscy, a jednak
sprawia wrażenie znudzonego. Krzyżując umięśnione ręce na klatce piersiowej,
opiera podeszwę buta o ścianę.
Przez cały ten czas Woodard nawet
się nie porusza. Nadal stoi pośrodku pokoju, mocno się pocąc i wyglądając tak,
jakby ktoś właśnie zmusił go do wejścia na kolejkę górską, mimo że ma lęk
wysokości. Jeśli ktokolwiek jest gotów złamać się pod presją, to
najprawdopodobniej będzie to właśnie James Woodard.
Nora mierzy nas wzrokiem, opiera
łokcie na podłokietnikach krzesła i splata palce na kolanach.
– Tak, jak wcześniej
wspominałam – zaczyna mówić łagodnym, choć zdecydowanym tonem głosu – jedno z
was wie, kim jestem, albo przynajmniej zrozumie to, zanim nasza zabawa
dobiegnie końca.
Ja, Niklas, Dorian oraz Woodard
spoglądamy na siebie kątem oka, jednak Victor ani na chwilę nie odrywa wzroku
od naszego wroga. Jak zawsze jest uważny i skoncentrowany. Jako jedyny z nas
potrafi zachować zimną krew niezależnie od sytuacji.
– Pozwólcie więc, że powiem
wam, na czym będzie polegała nasza gra – kontynuuje Nora. – Chciałabym, żeby
każdy z was udzielił mi pewnych informacji. Jeśli natomiast nie dostanę tego,
po co tu przyszłam… – przerywa i z uśmiechem unosi wskazujący palec. – I
zauważcie, że powiedziałam przyszłam,
ponieważ nie siedziałabym z wami w tym pokoju, gdybym nie pozwoliła wam się tu
przyprowadzić.
– Och, więc pewnie chciałaś też
być przykuta do krzesła, co? – przerywam jej sarkastycznie.
Nora unosi ręce, prezentując nam
kajdanki na swoich nadgarstkach.
– Masz na myśli te maleństwa? –
Śmieje się z kpiną.
– Przejdźmy do rzeczy – nalega
Victor.
Kobieta ponownie przenosi wzrok
prosto na niego, milczy przez chwilę, a potem kontynuuje:
– Każdy z was zdradzi mi coś na
osobności. – Ponownie podnosi palec. – Każdy z wyjątkiem osoby, z powodu której
tutaj jestem. Ona będzie musiała powiedzieć mi wszystko na forum waszej uroczej
grupki. Jeśli natomiast odmówi, wasi bliscy stracą życie.
Przełykam nerwowo ślinę, gdy nagle
widzę przed oczami wspomnienie niewinnej twarzy Diny.
Dorian robi krok naprzód, zaciskając
dłonie w pięści. Przez cały czas zgrzyta zębami, a na jego twarzy maluje się
coraz większa furia.
Victor wysuwa rękę w bok i
zatrzymuje go w miejscu. Dorian staje posłusznie bez słowa, a wzrok Nory teraz
skupia się wyłącznie na nim.
– Jeżeli umrę, oni również
zginą – oświadcza, po czym znów splata palce na kolanie. – I jeszcze coś –
jeśli nie odezwę się do moich ludzi przez najbliższe czterdzieści osiem godzin,
wasi bliscy zostaną zamordowani. To co, macie ochotę pograć w moją grę? – pyta,
patrząc na każde z nas z osobna.
– To zależy od tego, jakich
informacji oczekujesz – odzywa się Victor. – Poza tym najwyraźniej przegapiłaś
pewien bardzo istotny szczegół. To ty jesteś moim więźniem, Noro. Skąd pewność,
że nie wykorzystamy cię, by odzyskać zakładników? Jeśli cokolwiek o mnie wiesz,
a wydaje się, że wiesz całkiem sporo, powinnaś się domyślać, że nie podam ci
żadnych informacji na temat mojej organizacji ani nie pozwolę tego zrobić
nikomu innemu. – Kładzie dłonie na stole i pochyla się, by spojrzeć Norze
prosto w oczy. – Musisz też wiedzieć, że zabijanie kobiet nie sprawia mi nawet
najmniejszej trudności.
Kiedy spuszczam wzrok na podłogę,
widzę już tylko światło odbijające się w czubkach moich czarnych butów. Obraz
przed oczami zaczyna mi się rozmywać.
– Najwyraźniej jesteś z tego
niesamowicie dumny, co? – szydzi Nora, a ja, choć jej nie widzę, czuję na sobie
spojrzenie jasnobrązowych oczu.
Gdy podnoszę głowę, ona przechyla
swoją z zaciekawieniem.
– Zabijanie kobiet musi
sprawiać ci nieziemską przyjemność, panie Faust – dodaje ze złośliwym
uśmieszkiem, lecz po jej minie dostrzegam, że mówi całkowicie poważnie. Czyżby
próbowała mnie zdenerwować?
– Zabijanie to moja praca –
odpowiada Victor, po czym zabiera dłonie ze stołu i prostuje plecy. – Nie mogę
powiedzieć, żebym to lubił albo tego nie lubił. Ale nigdy nie morduję
niewinnych ludzi, jeśli właśnie to próbujesz mi zasugerować.
– Ależ skądże znowu – oznajmia
Nora z sarkazmem i szerokim uśmiechem.
Nasze spojrzenia na chwilę się
spotykają. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że za jasnobrązowymi tęczówkami coś
się ukrywa… coś, co dotyczy mnie osobiście. Choć może po prostu ogarnęła mnie
paranoja? W tej pracy to nie byłoby tak całkiem nieprawdopodobne.
– Och, ale moment, przecież ja
jeszcze nie odpowiedziałam na twoje pytanie. Jakież to niegrzeczne z mojej
strony. Hmm, możecie spróbować wykorzystać mnie, żeby odzyskać swoich bliskich,
ale takie działanie tylko wam zaszkodzi. – Pochyla się nad stołem, a jej długie
włosy opadają falami na metalowy blat. – Widzisz, ja wcale nie boję się
śmierci. Z wyjątkiem informacji, dla których tutaj jestem, nie mam już po co
żyć. A więc proszę bardzo, wykorzystajcie mnie w jakikolwiek sposób zechcecie,
ale pamiętajcie, że narażacie przy tym swoich przyjaciół.
Przez chwilę w pokoju panuje
całkowita cisza. Wszyscy spoglądamy na siebie w zamyśleniu i konsternacji.
– Jakiego rodzaju informacji
oczekujesz? – pyta Victor.
Nora uśmiecha się, przechylając
głowę raz w jedną, raz w drugą stronę w powolnym, niemal tanecznym rytmie.
– Każde z was ma pewien
mroczny, głęboko skrywany sekret. Coś, czego się wstydzi, czego żałuje.
Wspomnienie, które nawiedza go aż do dzisiaj; tak potworne, że jego sumienie
nie pozwala mu o nim zapomnieć. Jedno z was… – Nie patrzy na nikogo
konkretnego. – Jedno z was zostało zdradzone przez najbliższą osobę. Drugiemu
coś odebrano; bardzo, bardzo dawno temu. Trzecie ukrywa coś, co po wyjściu na
jaw może zniszczyć całe jego życie. Wyznacie mi wasze sekrety. Z własnej woli.
Całkowicie szczerze. – Ponownie skupia wzrok na Victorze. – Właśnie takich
informacji oczekuję, panie Faust.
W pokoju zapada grobowa cisza, która
tym razem przepełniona jest poczuciem dyskomfortu.
– A więc twierdzisz, że znasz
już te nasze, jak to je nazwałaś, „mroczne, głęboko skrywane sekrety”, tak? –
Krzyżuję ręce na piersiach, a czerwone usta Nory znów wykrzywiają się w
zadowolonym z siebie grymasie.
– Ależ oczywiście. Wiem o was
więcej niż ktokolwiek w tym pomieszczeniu.
– Och, serio? A niby skąd? –
Nie ustępuję, bo wcale nie wierzę w jej kłamstwa, zapewne tak samo jak i reszta
zebranych. – Wiesz, tak się składa, że „głęboko skrywane sekrety” mają to do
siebie, że są głęboko skrywane, nie? A poza tym to co ty będziesz z tego miała?
Coś mi tu mocno śmierdzi.
– Powiem wam, skąd wiem o tym
wszystkim, ale dopiero, kiedy będę na to gotowa – zapewnia, nie tracąc spokoju.
– A co będę z tego miała? No cóż, Sarai, całkiem sporo. – Wzdrygam się, kiedy
słyszę z jej ust swoje dawne imię. – Cierpliwości, moja droga. Wszystko
niedługo nabierze dla ciebie sensu.
Victor odwraca się plecami do Nory,
by na nas spojrzeć.
– Czy ktoś z was nie zgadza się
brać w tym udziału? – pyta.
– Ja się zgadzam. – Woodard
kiwa zacięcie głową, przez co jego podwójny podbródek zaczyna podrygiwać. –
Zrobię w-wszystko… to znaczy, no… pra-prawie wszystko, żeby zapewnić córkom
bezpieczeństwo. – Zaciska dłoń na swoim wielkim brzuchu.
Kiedy Dorian przeczesuje palcami
krótkie, jasne włosy, rękaw jego szarego swetra zsuwa się, odsłaniając Rolexa i
czarno-szary tatuaż na nadgarstku, który przestawia pokryty krwią liść. Kiwa
głową i oblizuje suche usta, a następnie przesuwa rękę za głowę.
– Okej, zrobię to – oświadcza,
posyłając Norze nienawistne spojrzenie.
W następnej kolejności Victor patrzy
prosto na mnie. Waham się tylko przez krótką chwilę.
– Ja też. Nie mam nic do
ukrycia – dodaję, patrząc złośliwie na Norę, ale ta tylko się do mnie uśmiecha.
Z
pewnością wie, że to kłamstwo.
Niklas odsuwa się od ściany i
podchodzi do nas z typowym dla siebie uśmieszkiem na przepełnionej dumą twarzy.
Uniósłszy dłoń, drapie się po zarośniętym podbródku.
– Wiesz co, kobieto? Łżesz jak
pies – warczy, po czym krzyżuje ręce na klatce piersiowej. – Twierdzisz, że
każdy z nas coś ukrywa, tak? No więc tak się składa, że ja nie mam żadnych
tajemnic, żadnych pieprzonych, głęboko skrywanych sekretów, o których nie
wiedzieliby wszyscy w tym pomieszczeniu. Jestem jak jebana otwarta księga,
rozumiesz? I dlatego wiem, że ty jesteś tylko jedną z tych zakłamanych,
manipulatorskich suk. – Spogląda na mnie kątem oka. – Ale nie ma sprawy, zagram
w twoją grę. I tak nie mam nic lepszego do roboty. – Wzrusza ramionami, po czym
znów staje przy ścianie.
Gdy w pomieszczeniu ponownie zapada
cisza, wszystkie spojrzenia skupiają się na Victorze.
On natomiast patrzy prosto na mnie,
bo w końcu to z mojego powodu zdecydował się rozmawiać z Norą.
– To kiedy zaczynamy? – pyta ją
spokojnym, opanowanym tonem głosu.
Blondynka uśmiecha się, opierając
plecy na krześle.
– Och, im szybciej, tym lepiej.
W końcu zegar tyka. Mam nadzieję, że przekażecie treść naszej miłej pogawędki
temu waszemu koledze, Specjaliście… Naprawdę żałuję, że go tutaj nie ma, no i
że nie będzie mógł przywieźć ze sobą Seraphiny. Zaraz, a może to była Cassia? –
Szczerzy się do nas z wyższością i okrucieństwem w oczach. – Cóż, mniejsza z
tym. Najważniejsze, że on przyjedzie. Bo przyjedzie, prawda? Nie zapominajcie,
że to część naszej umowy. Jeśli się tu nie pojawi, wasi bliscy zginą.
Dorian i ja wymieniamy między sobą
zaniepokojone albo raczej przerażone spojrzenia.
– No dobrze, więc kto chce się
zgłosić na ochotnika jako pierwszy? – Nora unosi swoje idealne brwi.
– Ja. Ja pójdę pierwszy –
odpowiada natychmiast Woodard, po czym wkłada palec za kołnierz swojej koszuli
i odsuwa przepocony materiał od rozgrzanej skóry.
Victor podchodzi do stołu,
zaciskając palce na oparciu pustego krzesła. Odsuwa je na środek pokoju, jakieś
półtora metra dalej od Nory, jakby przeczuwał, jak bardzo może być
niebezpieczna.
– Siadaj tu i nie przesuwaj
krzesła – rozkazuje Woodardowi. – Wprawdzie związaliśmy jej ręce i nogi, ale i
tak lepiej trzymaj się od niej z daleka.
Nora uśmiecha się złośliwie do
Woodarda, a następnie patrzy na nas po raz ostatni, zadowolona oraz dumna ze
swojej przemowy.
Chwilę później bez słowa opuszczamy
pokój przesłuchań.
– Nie jestem pewien, czy
powinniśmy zostawiać z nią pieprzonego Petera Griffina w ludzkiej postaci –
warczy Niklas z tym swoim mocnym akcentem, kiedy tylko zatrzaskuje za sobą
drzwi. Wszystkie zamki automatycznie się zamykają.
– Woodard ma broń – oznajmia
Victor. – Nic mu się nie stanie, o ile nie będzie się do niej zbliżał. Poza tym
Nora nie jest tu, żeby zabijać. Ta „gra”, w którą sobie pogrywa, musi być dla
niej wyjątkowo ważna, skoro tak bardzo się poświęciła, by zabrnąć z nią aż
tutaj.
Tak. Victor ma rację.
– Myślicie, że wie, że w pokoju
jest podsłuch? – pytam.
– Nie mam pojęcia, ale coś
czuję, że to nie ma dla niej najmniejszego znaczenia – odpowiada Victor.
– Słuchaj, Victor, jeśli coś
stanie się Tessie… – zaczyna Dorian.
– Zajmiemy się tym, kiedy
zajdzie taka potrzeba, Flynn – przerywa mu. – Wszystko w swoim czasie.
Victor prowadzi nas wzdłuż
korytarza, po czym jedziemy windą do pokoju dwa piętra wyżej. Na ścianie
naprzeciwko drzwi wiszą tu trzy ogromne telewizory o płaskich ekranach,
otoczone urządzeniami audio i wideo. Na ekranach widzimy, co dzieje się w
pokoju przesłuchań. Telewizor na środku pokazuje Norę z Jamesem z takiego
bliska, że niemal jestem w stanie policzyć pieprzyki na karku Woodarda. Obraz
na dwóch pozostałych telewizorach jest podzielony na cztery części, a każda z
nich wyświetla nam tę samą scenę, ale pod innym kątem.
Z głośników dochodzą do nas głosy
rozmawiających. Są tak wyraźnie, jakbyśmy oglądali film w domowym kinie.
Zajmujemy miejsca na obrotowych
krzesłach i słuchamy. Na szczęście ominął nas zaledwie sam początek rozmowy
– Och, przecież wiem, że nazywasz
się James Woodard. Dokładniej mówiąc, James Carl Woodard, urodzony w Bostonie w
Massachusetts, trzeciego sierpnia tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego piątego
roku o godzinie dwunastej dwie – wymienia z wyższością w głosie Nora, po czym
krzyżuje ręce na stole. – Twoi rodzice to Anthony i Beatty Woodard, zgadza się?
Woodard ledwo jest w stanie
usiedzieć na swoim krześle. Jego prawa stopa w dużym, czarnym kamaszu przez
cały czas tupie głośno w posadzkę. Jego oddech jest nierówny, a koszula
wyraźnie wilgotna. James przez cały czas ociera pot z czoła dłonią, którą potem
wyciera w nogawkę spodni.
– Tak – odpowiada. – To się
zgadza. A-ale skąd ty co-cokolwiek o mnie wiesz? Bo ja, ja nic o tobie nie
wiem. Znaczy, noo, nie mam pojęcia, kim mogłabyś być, naprawdę i… No, ale, ale
ja… ja mogę spróbować to… no… rozpracować… Znaczy, jeśli chcesz. Tylko proszę,
ni-nie krzywdź moich córek.
Nora uśmiecha się słodko, jakby z
litością, po czym powoli kręci swoją głową.
– Twoich córek – powtarza za nim, jak gdyby właśnie doszli do sedna sprawy.
– Powiedz mi więc, co byłbyś gotowy dla nich zrobić?
– Co? Och, w-wszystko,
absolutnie wszystko… to znaczy… No, nie mogę powiedzieć ci nic o Zakonie, bo…
bo sam zbyt wiele o nim nie wiem, ale…
Jej uśmiech staje się jeszcze szerszy,
gdy patrzy z ukosa na Woodarda, wyraźnie świadoma, że ten ją okłamuje.
– Daj spokój, James. Naprawdę
miałam nadzieję, że nie jesteś tak głupi, na jakiego wyglądasz. Przecież wiem,
że to ty zdobywasz informacje dla tego waszego Zakonu i zasiadasz przy jednym
stole z samym szefem oraz jego najlepszymi pracownikami – przerywa na sekundę,
spoglądając prosto w obiektyw ukrytej kamery. – I pracownicą – dodaje ze
złośliwym uśmieszkiem.
– Okej, jednak wie, że jest
obserwowana… – komentuję.
– Zresztą to nieważne. Nie
wezwałam cię tutaj po to, żeby rozmawiać o Zakonie – kontynuuje. – Opowiedz mi
o swojej rodzinie.
– C-co? Ja-jak to… o mojej
rodzinie? – Jąka się jak zawsze, kiedy jest zdenerwowany. – Ale co… co ty
chcesz wiedzieć?
– Chciałabym posłuchać o twoich
dzieciach.
Woodard wygląda na zagubionego, więc
Nora pomaga mu nadążyć za swoim tokiem myślenia.
– Popatrz na mnie, James –
rozkazuje, nachylając się nad stołem i posyłając mu długie spojrzenie spod
przymrużonych powiek. – Nie zamierzam ci niczego ułatwiać. Sam musisz mi
zdradzić swoją tajemnicę. Na tym polega twoje zadanie, pamiętasz?
– Ale ja… ja nie…
– Och, nie próbuj mi wmówić, że
nie masz żadnych sekretów. Doskonale wiesz, o co mi chodzi – przerywa mu, po
czym opiera plecy na krześle. – Taki mężczyzna jak ty… mężczyzna, który wcale
nie jest tak głupi, na jakiego wygląda, z pewnością ukrywa w sobie wiele
interesujących rzeczy, o których nie wie nikt poza nim, czyż nie?
Woodard nie mówi ani słowa.
– Obserwuję cię już od bardzo
długiego czasu. Wiem, gdzie mieszkasz ze swoją żoną i dwoma córkami i wiem też
o domach, w których często bywasz, zostawiając je same, bez ochrony.
– Kiedy ja bywam w nich właśnie
po to, żeby je chronić! – Woodard się broni. – Kocham swoją rodzinę! Nigdy nie
naraziłbym ich na niebezpieczeństwo! – Teraz, kiedy jest wściekły, przynajmniej
już się nie jąka.
– Ależ oczywiście – kpi z niego
Nora. – To dlatego twoje córki są teraz… hmm, nie mogę ci powiedzieć gdzie, ale
gdziekolwiek są, siedzą tam przywiązane do krzeseł. – Unosi dłonie w górę,
słuchając brzdęku łańcucha. – O, mniej więcej tak jak ja. Ale przejdźmy już,
proszę, do rzeczy. Pomówmy o twoich córkach i tajemnicy, którą ukrywasz.
Nie podoba mi się, dokąd to wszystko
zmierza.
Victor i ja wymieniamy między sobą
porozumiewawcze spojrzenia.
– Ja n-nie wiem, o czym mówisz…
Nora się uśmiecha.
– Myślę, że wiesz.
Gdy tego słucham, coś ściska mnie w
żołądku. Jeśli Woodard przyzna się do tego, o czym myślę…
– Okej, powiem ci – szepcze,
wbijając wzrok w metalowy blat stołu.
Ja, Victor, Dorian oraz Niklas
zamieramy w bezruchu. Wszyscy zapewne myślimy teraz o tym samym.
– Ja… no… Mam jeszcze sześć
innych córek – przyznaje. – Z czterema różnymi kobietami. Od… od piętnastu lat
zdradzam swoją żonę. Czy to… czy to właśnie chciałaś usłyszeć?
Nora uśmiecha się z satysfakcją.
My za to siedzimy w ciszy,
zszokowani, chociaż każdemu z nas wyraźnie ulżyło, że nie dowiedzieliśmy się
niczego gorszego. Może i uważamy Jamesa Woodarda za tchórza, który prędzej czy
później padnie nam na zawał serca, ale mimo to z czasem zaczęliśmy darzyć go
pewną sympatią.
– Kurwa mać, czy on właśnie
powiedział, że ma osiem córek z pięcioma kobietami? – pyta Dorian wyraźnie
zaskoczony.
– No, dobrze słyszałeś –
odpowiada z rozbawieniem Niklas. – Kto by pomyślał, że zaliczył więcej cipek
niż ty, co Flynn?
Dorian syczy pod nosem i kręci
głową, po czym z powrotem wbija wzrok w ekran.
Nora znów spogląda prosto w ukrytą
kamerę.
– Widzicie, jakie to łatwe? –
zwraca się do nas. – Właściwie poszło nam o wiele sprawniej, niż się
spodziewałam. No jak tam, panie Woodard, nie było tak źle, co? Musisz przyznać,
że prawda ma wyzwalającą moc. – Przygryza dolną wargę, przechylając głowę
na bok. – Oczywiście poczułbyś się o
wiele lepiej, gdybyś powiedział o tym swojej żonie. Domyślam się jednak, że
jesteś na to zbyt tchórzliwy, prawda?
Woodard kiwa nerwowo głową, nie
spuszczając wzroku ze swoich pulchnych dłoni, które trzyma na kolanach. Nie
przestaje też uderzać podeszwą w posadzkę.
– Czy… czy moim córkom nic nie
jest?
– Nie mam pojęcia – odpowiada
bez wahania Nora. – W tym momencie zresztą to nie ma najmniejszego znaczenia.
Na twoim miejscu martwiłabym się raczej o to, czy nic im nie będzie po tym, jak
to wszystko się zakończy.
– Tego właśnie chcesz? Żebym
przyznał się żonie? Powiedział córkom, że mają siostry? Ja… ja nie rozumiem, co
to ma wspólnego z… z czymkolwiek i… i dlaczego postanowiłaś je po-porwać…
Kobieta unosi palec.
– W końcu to zrozumiesz –
oznajmia, wzruszając ramionami. – Masz jeszcze sporo czasu, żeby się nad tym
zastanowić.
Woodard marszczy swoje krzaczaste
brwi.
– I to wszystko? – pyta, tak
samo zdziwiony jak my. – Znaczy… chciałaś wiedzieć tylko tyle? Myślałem, że
będziesz próbowała nas zmusić, żebyśmy powiedzieli ci coś o innych i…
– Och, jasne, ale ty wcale nie
jesteś mi do tego potrzebny – przerywa mu z ogromną pewnością siebie. –
Pozostali sami opowiedzą mi o sobie to, co chcę od nich usłyszeć.
Ta jej arogancja w końcu ją zgubi.
Wątpię, że dowie się czegoś od każdego z nas. Dorian może jej coś powie, bo w
końcu chodzi tu o życie jego byłej żony, którą najwyraźniej nadal kocha, a ja –
no cóż, pewnie z obawy o Dinę też szybko zacznę gadać. Zresztą skoro zależy jej
na naszych osobistych tajemnicach, a nie sprawach Zakonu, to jestem gotowa
poświęcić kilka sekretów, by uratować życie najważniejszej dla mnie kobiety pod
słońcem.
Hmm, ale o co mogłoby jej chodzić?
Co ludzie zwykle mają na sumieniu?
Czy
spałam kiedyś z kobietą? No pewnie – w końcu przez tych dziewięć lat, kiedy
więziono mnie w Meksyku, mieszkałam z dziesiątkami dziewczyn. Zresztą nie ma w
tym absolutnie niczego złego… może po prostu trochę wstydziłabym się do tego
przyznać, zwłaszcza ze względu na Niklasa i Doriana. Nie mam ochoty sama
podawać im jak na tacy czegoś, czym później będą mogli mi dogryzać. Tak, takie
wyznanie z pewnością by się im spodobało.
Czy kiedyś coś ukradłam? Tak. I
muszę przyznać, że jestem w tym całkiem dobra, dlatego często wykorzystuję tę
umiejętność podczas misji dla Zakonu. No, ale Victor już o tym wie… w przeciwieństwie
do Niklasa, Doriana, Fredrika i innych członków naszej organizacji, którym
czasem zdarzało mi się coś ukraść z polecenia Victora, by ten mógł mieć wgląd w
ich prywatne życie oraz lepiej ich kontrolować. Okej, muszę przyznać, że takie wyznanie narobiłoby mi kłopotów.
Może jednak nie doceniłam Nory.
Teraz zaczynam robić się nerwowa.
Ale czy Victor mógłby jej coś
powiedzieć?
Nie, z niego z pewnością niczego nie
wyciągnie. I muszę przyznać, że to mnie przeraża, bo jeśli przez jego milczenie
Dina straci życie… Boże, nie zniosłabym, gdyby zginęła właśnie przez niego!
Jeśli tak się stanie, chyba nigdy nie zdołam mu tego wybaczyć. A Niklas?
Kiedy tylko o nim myślę,
automatycznie potrząsam głową. Niklas naprawdę jest jak „jebana otwarta
księga”, tak jak powiedział Norze przed wyjściem z pokoju przesłuchań. Nie mam
więc pojęcia, co ta kobieta spodziewa się z niego wyciągnąć.
Hmm, no a Fredrik?
Och, rozmowa z nim będzie dla Nory
naprawdę przykrym doświadczeniem. Przepraszam za ten utarty frazes, ale w jego
przypadku naprawdę porwała się z motyką na słońce. Fredrik wyciąga informacje z
ust swoich ofiar z taką łatwością, jakby spuszczał krew z ich żył. Wątpię, że
Norze spodoba się ich spotkanie. Jeśli chodzi o przesłuchania, nie ma z nim
najmniejszych szans.
– Hmm, nie uważacie, że to było
zbyt proste? – odzywa się Dorian, na co Niklas śmieje się pod nosem.
– No, nie da się ukryć, ale
spójrz, kto pierwszy zeznawał. Victor, jesteś pewien, że porządnie sprawdziłeś
tego gościa, zanim dałeś mu dostęp do wszystkich informacji Zakonu?
– Oczywiście. – Kiwa głową. –
Może łatwo go przestraszyć, ale James Woodard jest godny zaufania.
Nora uśmiecha się w stronę kamery.
– No, to kto następny przyjdzie
mi się wyspowiadać?
Ta suka sprawia, że czuję się
niekomfortowo. Wcale nie chcę tam iść, ale mimo to…
– Ja pójdę – oznajmiam wbrew swojej woli.
– Jesteś pewna? – dopytuje
Victor.
– Tak, chcę już mieć to za
sobą. – Tym razem mówię prawdę.
Wstaję z krzesła i poprawiam swoją
czarną sukienkę.
Dorian kiwa głową w moją stronę, za
to Niklas wpatruje się we mnie bez cienia emocji na twarzy.
Przed wyjściem spoglądam jeszcze na
Victora w cichym zamyśleniu. Z jednej strony nie chcę, żeby wszyscy słyszeli
moje wyznania, ale z drugiej naprawdę rozumiem, że muszą nas podsłuchiwać na
wypadek, gdyby Norze wymsknęło się coś istotnego. Nie tracę więc czasu na
narzekanie, jak bardzo mi się to wszystko nie podoba, i zamiast tego wychodzę
bez słowa z pokoju, po czym ruszam w stronę windy. Po drodze, na długim
korytarzu, mijam roztrzęsionego Jamesa Woodarda.
Patrząc na to logicznie, to co tak
właściwie ta kobieta może o nas wiedzieć? I co z tego, że zna pełne imię i
nazwisko Woodarda, jego datę i miejsce urodzenia, i imiona rodziców? Każdy może
znaleźć te informacje na takim papierku, który zwie się aktem urodzenia. Nora
mogła nie wiedzieć nic więcej, mogła tylko blefować. Tak, taka możliwość
również istnieje. Ta suka pewnie próbuje nas oszukać, a Woodard był idealną
osobą, którą wykorzystała, by się przed nami popisać.
Tematyka kusząca ale nie chcę czytać fragmentów nie znając poprzednich tomów serii. Boję się, że za dużo sobie zdradzę :)
OdpowiedzUsuń