Drodzy Czytelnicy!
Dziś mam przyjemność zaprezentować Wam pierwszą część maratonu z powieścią Zło w zarodku pióra J.A. Redmerski. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną przez wszystkie trzy (zaplanowane) odsłony tego cyklu~!
Zło w zarodku J.A. Redmerski
W podziemnym świecie płatnych morderców zło nigdy nie śpi, dlatego nowy Zakon Victora Fausta stale rośnie w siłę. Relacje pomiędzy członkami Zakonu przez ostatni rok niewiele się zmieniły. Teraz jednak, kiedy sześciu najważniejszych agentów zostanie zaatakowanych przez nieznanego wroga, zmieni się wszystko.
Niewinni ludzie, najbliżsi członków Zakonu, zostają porwani. Aby ich odzyskać, każdy z szóstki agentów musi wyznać swój najmroczniejszy, najgłębiej skrywany sekret tajemniczej kobiecie o imieniu Nora.
Nora jest zarówno piękna, jak i zabójczo niebezpieczna, a na dodatek wydaje się wiedzieć o nich więcej niż oni sami. Nikt nie ma pojęcia, kim jest ta kobieta, ale szybko staje się jasne, że skrywa w sobie więcej, niż na pozór się wydaje.
Każde wyznanie zasiewa kolejne ziarna niepewności. Nora nastawia agentów przeciwko sobie nawzajem, zmuszając ich do wyjawiania swoich tajemnic.
Zanim gra Nory dobiegnie końca, agenci zrozumieją, kim jest i dlaczego obrała ich sobie za cel. Ale czy po zakończeniu gry Zakon nadal będzie istniał?
Czyj sekret okaże się tym najmroczniejszym? Czy Zakon Victora przetrwa tę próbę?
Zło w zarodku to czwarty tom sagi W towarzystwie zabójców - cyklu pełnego akcji, pożądania i mrocznych sekretów. Ze względu na podejmowane tematy oraz niektóre sceny, seria kierowana jest raczej do dorosłego czytelnika.
Zło w zarodku ukaże się w Polsce 26 czerwca 2019 roku nakładem Wydawnictwa NieZwykłego, ale już dziś możecie:
- zamówić tę powieść w przedsprzedaży,
- dodać ją i poczytać opinie polskich czytelników na LubimyCzytać,
- dodać ją i poczytać opinie międzynarodowej publiki na Goodreads.
- zamówić tę powieść w przedsprzedaży,
- dodać ją i poczytać opinie polskich czytelników na LubimyCzytać,
- dodać ją i poczytać opinie międzynarodowej publiki na Goodreads.
Co więcej, już dzisiaj - dzięki uprzejmości Wydawnictwa NieZwykłego - możecie zapoznać się z pierwszymi dwoma rozdziałami tej historii. Zachęcam do lektury zamieszczonego poniżej fragmentu i podzielenia się opinią :) Już w tym momencie zapraszam też na kolejną odsłonę Maratonu ZwZ, która ukaże się 19 czerwca.
Do zobaczenia~!
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Izabel
Dwadzieścia
cztery godziny wcześniej…
Wbiegam do
środka jako pierwsza, ale Victor i Niklas wchodzą zaraz za mną. W moich oczach
lśnią łzy wściekłości. W całym domu jest ciemno; korytarz rozświetla tylko
jedno, wyjątkowo słabe światło. W powietrzu unosi się zapach kawy. Doszło tutaj
do walki. Dwa kuchenne krzesła leżą na podłodze. Ktoś pociągnął za obrus i
zrzucił ze stołu miskę ze świeżymi owocami. Banany, jabłka oraz pomarańcze
znajdują się na karmelowych kafelkach.
– Dina! – krzyczę, biegnąc w
głąb domu. Przez cały czas trzymam palec na spuście. – Dina, jesteś tu?! –
wołam, ale nikt nie odpowiada.
– Nie ma jej, Izzy – odzywa się
Niklas.
– Dina!
– Izabel…
– Zamknij się! – warczę, lecz
kiedy tylko odwracam głowę, staję jak wryta i momentalnie się uspokajam. Tym
razem to Victor mnie wołał.
Niklas zostawia nas samych i
przechodzi przez próg do salonu, by sprawdzić pozostałe pomieszczenia.
Victor natomiast podchodzi bliżej.
Mała, ledowa lampka zawieszona na przeciwległej ścianie korytarza oświetla
nikłym światłem jedną stronę jego ciała, podczas gdy druga pozostaje w cieniu.
– Posłuchaj mnie. – Kładzie
dłoń na mojej szyi. – Musisz się uspokoić. Dina nadal żyje, za to ty, właśnie
przez takie emocjonalne podejście, możesz kiedyś zginąć. Popatrz na mnie,
Izabel.
Kiedy unoszę wzrok z podłogi, po
moich policzkach spływają łzy. Ocieram skórę pod nosem bokiem dłoni, w której
wciąż kurczowo ściskam swoją broń.
– Skąd możesz wiedzieć, czy ona
jeszcze żyje? – Mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję.
– Skoro nie ma tu jej ciała, to
żyje. Ktokolwiek ją porwał, na pewno czegoś od nas chce. Nie zabije jej, bo
Dina jest zakładniczką.
Pamiętam, kiedy to ja byłam
zakładniczką… albo raczej Sarai. Sarai była przetrzymywana jako zakładniczka w
Meksyku.
Ocieram łzy, jednak nadal przepełnia
mnie furia. Nie płaczę przecież ze smutku; płaczę, bo jestem wściekła. Kocham
Dinę, tak jakby była moją rodzoną matką. Nie mam pojęcia, kto mógł ją odnaleźć
i porwać z kryjówki w New Jersey, ale wiem jedno – ten ktoś zginie z moich rąk.
Zamorduję go!
Gdy Niklas zapala światło, rozlega
się ciche kliknięcie.
– Jest kolejna wiadomość! –
woła.
Przepchnąwszy się obok Victora,
pędem ruszam w stronę salonu. Wyrywam Niklasowi małą karteczkę zapisaną
ołówkiem i najpierw czytam notatkę w milczeniu, a potem powtarzam ją na głos.
Na rogu Sześćdziesiątej Szóstej
ulicy i Town Street w New Brunswick stoi opuszczony budynek z czerwonej cegły.
Spotkajmy się tam dziś o drugiej w nocy.
PS:
Niech Dorian Flynn zadzwoni do swojej byłej żony.
Victor z Niklasem wymieniają między
sobą porozumiewawcze spojrzenia. Patrzę na ukochanego, a potem na jego brata,
kiedy nagle kątem oka zauważam ciało leżące na podłodze za kanapą. Tak
właściwie to widzę tylko czarny but oraz długą, nienaturalnie wygiętą nogę. Nie
mówię jednak ani słowa, bo Niklas i Victor z pewnością już je dostrzegli. To
ochroniarz, którego przysłali tu, by dbał o bezpieczeństwo Diny. To, co się
tutaj stało, jest więc aż nazbyt oczywiste – porywacz włamał się do domu Diny,
zabił jej ochroniarza, a potem z nią uciekł.
– Czekaj… czyli to… była żona
Doriana jest za to odpowiedzialna? – pytam Victora. – Że niby ona porwała Dinę?
Kim ona jest? Gdzie mieszka?!
Victor wyjmuje telefon z kieszeni
marynarki i przesuwa palcem po ekranie.
– Victor!
Unosi dłoń, by mnie uciszyć, kiedy
ktoś po drugiej stronie – zapewne Dorian – odbiera połączenie.
Zaciskam zęby, czekając z
niecierpliwością.
– Tak, znaleźliśmy kolejną
wiadomość – mówi do telefonu, po czym słowo w słowo powtarza jej treść. – Czy
twoja była żona byłaby w stanie…
– Przełącz na głośnomówiący! –
przerywam mu prędko, podchodząc o krok bliżej.
Victor bez wahania odsuwa komórkę od
ucha, a kilka sekund później w salonie rozlega się głos Doriana.
– Tessa nie poradziłaby sobie
nawet z porwaniem pieprzonej chihuahua’y. Nie ma szans, żeby… – Nagle przerywa.
Patrzymy na siebie zaskoczeni.
– Dorian? – odzywam się. Nie
jesteśmy pewni, co się dzieje po drugiej stronie połączenia.
Mija jeszcze chwila, ale w końcu
znów słyszymy jego głos.
– Zaraz do was oddzwonię –
oświadcza, po czym natychmiast przerywa połączenie, nie dając Victorowi
powiedzieć ani słowa więcej.
– Co tu się, kurwa, dzieje? –
mamrocze pod nosem Niklas.
Obchodzi
skórzaną sofę w swoich czarnych, motocyklowych butach i z bronią wystającą zza
paska spodni. Przykuca nad ciałem martwego mężczyzny, a następnie zapala
papierosa.
– Co ty wyprawiasz, dupku? –
Podchodzę do niego natychmiast i wytrącam mu fajkę z ręki, a ta ląduje na
drewnianej podłodze, iskrzy się jeszcze przez chwilę, po czym zaczyna
przygasać. – To jest dom Diny, Niklas, a Dina nie pali! Nie będziesz tutaj
kopcił, rozumiesz?! Victor zaciska
dłonie na moich ramionach, ostrożnie odsuwając mnie w tył.
–
Panuj nad tą swoją dziewczyną, co, bracie? – warczy Niklas z wyraźnym
niemieckim akcentem, do którego przyzwyczaiłam się już tak bardzo, że ledwo go
zauważam.
Mruczy coś jeszcze pod nosem, po
czym podnosi papierosa i odwraca głowę w moją stronę. – Wiem, że jesteś
wkurwiona, Izzy, ale nie pozwolę, żebyś wyżywała się na mnie.
– Przestań mnie tak nazywać!
– Izabel, twoja kłótnia z
Niklasem w żaden sposób nie pomoże pani Gregory – szepcze Victor prosto do
mojego ucha. – Uspokój się albo odwiozę cię do Bostonu.
– Nie zrobiłbyś tego – burczę,
nawet na niego nie patrząc, choć tak naprawdę wiem, że zrobiłby to bez wahania.
– Będę musiał, Izabel – mówi
spokojnie, odsuwając ode mnie swoje dłonie. – Jeśli będziesz podchodzić do tej
sprawy zbyt emocjonalnie, to pani Gregory może przez ciebie zginąć. Zapomnij na
chwilę o nienawiści do mojego brata i skup się na tym, co istotne, zgoda?
Spoglądam na Niklasa, który nadal
kuca na podłodze i gasi papierosa o podeszwę swojego buta, po czym zaczyna
przeszukiwać kieszenie martwego ochroniarza.
– Stałeś się potwornie miękki,
bracie – stwierdza, odwrócony plecami do nas. – Pozwalasz, aby kobieta mówiła ci,
co masz robić. – Wstaje z podłogi i patrzy Victorowi w oczy. – Nie tym się
zajmujemy. Nie ratujemy staruszek ani nie wyrywamy pyskatych suk z rąk meksykańskich
baronów narkotykowych. Co będzie dalej, Victor? Kotki, które utknęły na
drzewie? Szczeniaczki, które wpadły do kanałów?
Zaciskam zęby, ale nic nie mówię. Na
szczęście Victor nie ma problemu z zachowaniem spokoju, bo mając Niklasa za
brata, już dawno przyzwyczaił się do takich pyskówek.
– Nie tylko Izabel podchodzi do
tej sprawy zbyt emocjonalnie – dodaje Niklas z wyrzutem, po czym znika za
rogiem. Chwilę później słyszymy, jak trzaska za sobą tylnymi drzwiami.
Odwracam się, by spojrzeć na ukochanego.
– To nie jest odpowiedni moment
– oświadcza, nim mam chociaż szansę się odezwać. Doskonale wie, co chciałabym
teraz powiedzieć.
Mimo wszystko ma całkowitą rację.
Skupiam więc myśli wyłącznie na Dinie i osobie, która ją porwała. A może
porywaczy było więcej?
– Jak myślisz, czego od nas
chcą? – pytam, rozglądając się po salonie w poszukiwaniu innych śladów.
– Mogą chcieć wielu rzeczy –
odpowiada i przechodzi obok mnie, by samemu przyjrzeć się ciału. Przysiada na
podłodze, zupełnie tak, jak przed chwilą robił to jego brat. – Obawiam się, że
wrogów nam nie brakuje.
No cóż… to raczej spore
niedopowiedzenie.
Przełykam nerwowo ślinę, a następnie
podchodzę do stolika obok kanapy. Stoi na nim ulubiona szklana misa Diny, którą
ta zawsze wypełniała słodyczami. Miała ją, odkąd się poznałyśmy, i zawsze
wsypywała do niej moje ulubione łakocie. Gdy byłam mała, były to cukierki Sweet
Tarts, a kiedy nieco dorosłam, czekoladki z masłem orzechowym Reese’s. Siadam
na stoliku obok miski i opieram łokcie na udach, po czym opuszczam głowę,
podpierając czoło rękoma. Czuję się wykończona.
Victor wstaje z podłogi i odwraca
się, by na mnie spojrzeć. Kiedy ekran telefonu, który nadal trzyma w dłoni,
zaczyna świecić, naciska zieloną słuchawkę i przełącza rozmowę na głośnik.
– Tessa nie odbiera – oświadcza
Dorian z wyraźnym zdenerwowaniem. – Jadę do jej domu. Zawiadomię was, kiedy
tylko się czegoś dowiem. – Rozłącza się.
Jestem pewna, że wszyscy myślimy
teraz dokładnie to samo. Nawet Niklas, który właśnie wszedł z powrotem do domu
i dołączył do nas w salonie.
– To co, chyba mówimy jednak o
dwóch porwaniach, hm? – zagaduje.
Victor przytakuje ruchem głowy, po
czym chowa telefon z powrotem do kieszeni marynarki.
– To nie jest robota amatorów.
– Wzdycha. – Wiedzieli, gdzie znaleźć panią Gregory, chociaż w ostatnim roku
przenosiliśmy ją trzy razy. – Wskazuje palcem na ciało. – I raczej wątpię, żeby
dowiedzieli się tego od niego.
– Ale dlaczego porwali Dinę i
byłą żonę Doriana? – dopytuję.
– Cóż, jedyny wspólny mianownik
jest taki, że ty i Dorian jesteście członkami tej samej organizacji.
Czegokolwiek chcą ci ludzie, to musi mieć związek z naszym Zakonem.
– Myślisz, że porwą kogoś
jeszcze? – Podnoszę się ze stolika.
– Niewykluczone. Miejmy
nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale… no cóż, wszystko zależy od tego, jak
wielu z nas ma jeszcze bliskich poza organizacją.
Patrzę na Victora, a następnie na
Niklasa i chociaż nie mówię ani słowa, obaj z pewnością wiedzą, o co chcę
zapytać.
Niklas kręci głową, zmuszając się do
uśmiechu.
– Chyba oboje doskonale wiecie,
jak bardzo mam w dupie wszystkich wokół. Jedyną osobą, na której mi zależy,
jest mój brat – oświadcza, patrząc mi głęboko w oczy.
Odpowiadam mu równie wymuszonym
uśmiechem, po czym odwracam się w stronę Victora.
Ten jednak się nie odzywa. Wszyscy
wiemy, że tak jak Niklas nie ma żadnych prywatnych kontaktów.
– A co z Fredrikiem? – pytam,
jednak zaraz tego żałuję.
Niklas wybucha śmiechem i kręci z
niedowierzaniem głową.
– Ty tak serio, Izabel? –
warczy sarkastycznie.
Chciałabym odburknąć mu, że jest
dupkiem, ale tym razem nie mogę się z nim kłócić.
Kilka
miesięcy temu Fredrik stracił jedyną osobę, na której mu zależało… jedyną
osobę, którą kiedykolwiek kochał. Zabił ją własnymi rękami, był zmuszony pozbyć
się jej tak, jak człowiek pozbywa się zarażonego wścieklizną psa. Fredrik
Gustavsson jest teraz najmniej zaangażowaną emocjonalnie osobą w całej naszej
organizacji i szczerze wątpię, by kiedykolwiek mogło się to jeszcze zmienić.
Trzy
godzimy później siedzimy we trójkę w pokoju hotelowym w New Brunswick w stanie
New Jersey, kiedy Dorian ponownie dzwoni do Victora.
– Nie ma jej – oświadcza od
razu, próbując powstrzymać drżenie swojego głosu. – Jej dom… ktoś przewrócił
wszystkie pokoje do góry nogami i… Kurwa mać, Faust, oni ją porwali!
Nigdy dotąd nie słyszałam, by Dorian
reagował na coś w taki sposób. Nie miałam nawet pojęcia, że on był kiedyś
żonaty. Przez cały czas trudno mi w to uwierzyć. Nie wyglądał na faceta, który
chciałby wiązać się z kimś na stałe.
– Nie znalazłem żadnej
pieprzonej wiadomości. Przestali zostawiać za sobą te jebane okruszki…
– To dobrze – przerywa mu
Victor. – Jak szybko możesz tu przyjechać?
– Na pewno przed drugą w nocy.
Masz to, kurwa, jak w banku!
– W takim razie zobaczymy się
na miejscu – oświadcza, ale zanim przerywa połączenie, postanawia dodać coś
jeszcze. – Przywieź ze sobą Fredrika.
– Fredrika? Przecież ja nawet
nie wiem, gdzie go znaleźć… – Dorian brzmi teraz na jeszcze bardziej zmartwionego.
Pewnie boi się, że jeśli będzie musiał szukać swojego byłego partnera, to nie
zdąży dotrzeć na spotkanie o drugiej w nocy.
– Po prostu spróbuj go
odnaleźć. Jeśli ci się nie uda, to trudno. Przyjedziesz tu sam i jakoś
poradzimy sobie bez niego.
Co prawda Dorian i Fredrik nie są
już partnerami, ale obaj nadal przebywają w Baltimore, podczas gdy nowa
partnerka Doriana i była agentka CIA, Evelyn Stiles, została przeniesiona przez
Victora gdzieś do Francji.
Niklas nie przywykł do oglądania
swojego brata w tak pobłażliwym wydaniu, więc przez cały czas na ma twarzy
minę, jakby chciał powiedzieć: „Wy sobie chyba, kurwa, żartujecie”. Obserwuję
go, kiedy krzyżuje na klatce piersiowej ręce zakryte długimi rękawami czarnej
jak noc koszuli, której jak zwykle nie włożył w czarne dżinsy. Niklas zawsze ma
na sobie ciemne ubrania i te same, motocyklowe buty. Na tle czarnego ubioru
wyróżnia się jedynie jego srebrna sprzączka od paska. Niklas jest jednym z tych
zadbanych, ale niechlujnych typów, którzy zawsze mają na twarzy niewielki
zarost i nie fatygują się, by układać włosy. To człowiek, który prawie niczym
się nie przejmuje, a już w szczególności tym, by zrobić na kimś wrażenie. Co
zabawne, mimo to przyciąga do siebie kobiety, tak jak gówno przyciąga muchy.
Pod tym względem on i Dorian są do siebie niesamowicie podobni. Ci dwaj mają ze
sobą wiele wspólnego, ale dla mnie istnieje pomiędzy nimi jedna, wyraźna
różnica: Doriana mogę tolerować, bo on nigdy nie próbował mnie zabić.
– No więc, chyba pozwolenie
Fredrikowi na zrobienie sobie krótkiej przerwy nie było najlepszym pomysłem,
co? – odzywa się Niklas.
– Najwyraźniej – odpowiada mu
Victor, wkładając telefon do kieszeni marynarki. – Ale nie mogliśmy
przewidzieć, że stanie się coś takiego. Poza tym nie panikujmy, być może wcale
nie będzie nam potrzebny. Miejmy nadzieję, że nie będzie.
Patrzę na zegar stojący na nocnej
szafce pomiędzy dwoma podwójnymi łóżkami.
– No cóż, Dorian ma całe cztery
godziny, żeby go znaleźć – mówię. – Ale jakoś wątpię, żeby mu się poszczęściło.
– Ja również – przyznaje
Victor. – Jakoś sobie poradzimy, ale… – przerywa na chwilę i uważnie mi się
przygląda. – Wiesz, Izabel, pomyślałem, że może ty mogłabyś do niego zadzwonić.
Być może Fredrik odebrałby telefon od ciebie…
– Victor, przecież on już za mną nie
rozmawia. – Kręcę głową. – Nie gada ze mną od czasu tej sytuacji z Seraphiną i…
mówiłam ci już o tym, zresztą więcej niż raz. Cholera, zaczynam się czuć,
jakbyś…
– Masz rację, przepraszam –
przerywa mi, na co Niklas przewraca oczami. – Nie chodzi mi o zaufanie, Izabel.
Jestem pewien, że w tej sprawie mnie nie okłamujesz, ale po prostu mam
wrażenie, że mimo wszystko Fredrik nadal mógłby chcieć z tobą porozmawiać. – Nie. Nie będzie chciał – warczę
lodowatym tonem głosu, bo w tej sprawie jestem całkowicie pewna swego. Sama
wielokrotnie próbowałam porozumieć się z Fredrikiem, ale ten odtrącał mnie za
każdym razem. I za każdym razem to tak cholernie bolało. – Wiesz co, Victorze,
skoro sam pozwoliłeś mu zrobić sobie wolne, to chyba powinniśmy bardziej
martwić się o to, dlaczego nie odbiera telefonów od ciebie.
– Ech, nienawidzę się za to, że to
mówię, ale ona ma rację – przyznaje Niklas.
– Jak mówiłem, na razie nie
mamy powodów do zmartwień. Jeśli będzie trzeba, to jakoś sobie poradzimy, ale
być może nawet nie będziemy potrzebować Fredrika.
Tak, być może nie będziemy, ale
jeśli okaże się nam potrzebny, to prawdopodobnie mamy przechlapane.
Fredrik nadal jest ważnym członkiem
naszej organizacji – cholera, właściwie jednym z najważniejszych – ale jest
przy tym niebezpieczny i niezrównoważony. Nie mówię tutaj o tym, co robi w
pracy, bo nadal jest przerażająco dobry w przesłuchiwaniu innych, ale
emocjonalnie… no cóż, on już nie ma żadnych emocji. Odkąd stracił Seraphinę,
jedyną kobietę, którą kiedykolwiek kochał, która rozumiała go i pomagała mu
kontrolować jego żądze oraz zachcianki, Fredrik nie jest już tym samym
człowiekiem. Teraz jest ucieleśnieniem ciemności; niebezpiecznym, choć
przepięknym mężczyzną, w którego ciele żyje bestia tak przerażająca, że boję
się jej nawet ja, chociaż niełatwo mnie przestraszyć.
Nigdy wcześniej sobie tego nie
wyobrażałam. Cholera, przecież nawet nie wpadłoby mi to do głowy, ale czuję, że
Fredrik mógłby mnie zabić. Nie chodzi o to, że obrał mnie sobie za cel albo że mógłby
zaryzykować swoje miejsce w Zakonie Victora, by się mnie pozbyć, ale gdyby z
jakiegoś powodu miał mnie torturować czy uśmiercić… no cóż, czuję, że zrobiłby
to bez wahania.
Fredrik, którego kiedyś znałam, już
nie żyje.
Chwilę później Niklas wychodzi do
swojego pokoju, który znajduje się na końcu hotelowego korytarza.
– Izabel… – Victor siada przy
stole obok okna. – Musisz być przygotowana na to, co może się tam stać.
– Ale co masz na myśli?
Wstaję z łóżka, na którym
siedziałam, i podchodzę bliżej, po czym zajmuję miejsce na pustym krześle
naprzeciwko Victora. Ma na sobie swoje eleganckie spodnie oraz białą koszulę.
Spoglądam na jego podwinięte rękawy i nabrzmiałe żyły odznaczające się pod
skórą, które przebiegają wzdłuż ramion, nadgarstków oraz silnych dłoni
spoczywających na blacie.
Wiem, co zamierza powiedzieć, ale
mimo to uważnie go słucham. Z każdym kolejnym słowem coraz mocniej martwię się
o Dinę.
– Rozumiem, jak bardzo zależy
ci na pani Gregory, ale pod żadnym pozorem nie możemy wyjawić porywaczom
jakichkolwiek informacji na temat naszego Zakonu.
– Nie negocjujemy z
terrorystami – mówię z nutką sarkazmu w głosie. – Jasne, przecież doskonale o
tym wiem. Nie zrobię tego, ale też nie mogę pozwolić Dinie zginąć. – Być może nie będziesz miała wyboru –
stwierdza ze spokojem, na co z całej siły zaciskam zęby. – Izabel… od początku
zdawałaś sobie sprawę z tego, jak wiele ryzykujesz, decydując się na to życie,
prawda? Wiedziałaś, że coś takiego może się stać już od dnia, kiedy oficjalnie
wstąpiłaś w szeregi naszego Zakonu.
Wzdycham głośno i opuszczam głowę,
próbując powstrzymać łzy.
– Tak – szepczę z
niepowstrzymanym żalem. Czuję jego dłonie na swoich, ale nie potrafię podnieść
na niego wzroku.
– Zrobimy wszystko, co w naszej
mocy, żeby pani Gregory wróciła bezpiecznie do domu – obiecuje. – Ale jeśli
będziemy musieli wybierać pomiędzy nią i byłą żoną Doriana a bezpieczeństwem
naszej organizacji i jej członków, będziemy musieli je poświęcić. Jesteś na to
gotowa, Izabel?
Gdy unoszę głowę i patrzę mu w oczy,
po moim policzku spływa pojedyncza łza. Z oporem potakuję ruchem głowy, bo nie
zdołałabym powiedzieć tego na głos.
To będzie dla mnie najtrudniejszy
sprawdzian lojalności. Chciałabym tylko, żeby tak jak poprzedni test, ten
również był przygotowany przez Victora. Wtedy mogłabym mieć pewność, że Dinie
nic się nie stanie. Tym razem jednak jest inaczej. Czuję to. W głębi serca
wiem, że teraz to wszystko dzieje się naprawdę, a Victor nie sprawuje nad tym
żadnej kontroli. Nie mamy nikogo w szeregach wroga, tak jak kiedyś Niklasa,
który w zeszłym roku współpracował z Willemem Stephensem w Albuquerque. Dina
może umrzeć, a ja prawdopodobnie nie będę mogła tego powstrzymać.
Nie. Nie pozwolę jej zginąć.
ROZDZIAŁ DRUGI
Izabel
Z bronią przy
podbródku i Perłą ukrytą w skórzanym bucie, skradam się za Victorem wzdłuż
ściany z czerwonej cegły. Okolica, składająca się głównie z opuszczonych
budynków, pogrążona jest w ciemnościach. Większość latarni, które kiedyś
oświetlały to miejsce, już dawno nie działa. Jedna z nich wciąż miga w oddali,
przy skrzyżowaniu, jeszcze bardziej potęgując upiorną atmosferę. Równie dobrze
mogłoby tutaj straszyć. Po drugiej stronie ulicy, dokładnie naprzeciwko budynku
na rogu Sześćdziesiątej Szóstej i Town Street, stoi ogrodzony plac pełen
starych, zardzewiałych samochodów. Większość okien w sąsiednich budynkach ma
wybite szyby. To osiedle to jakaś zasrana dziura, najgorsza dzielnica w całym
pieprzonym mieście. Wygląda na wylęgarnię domorosłych gangsterów, ćpunów i
porywaczy, ale co ciekawe – nie ma tu żywej duszy. Otacza nas jedynie cisza, a
w słabym świetle nie porusza się żaden cień. W takich miejscach zwykle widzi
się coś podejrzanego… jak jakiś dziwny samochód zaparkowany samotnie gdzieś na
rogu… Tutaj natomiast nie ma nic, nawet bezpańskich psów, czy szkodników,
przeszukujących śmietniki w polowaniu na ochłapy.
Nic.
Zupełnie nic.
Skradając się wzdłuż ceglanej
ściany, pochylamy się przy każdym oknie, by nikt w budynku nie mógł nas
zobaczyć. Victor idzie jako pierwszy, za nim Niklas, potem ja, a na końcu
Dorian.
Nagle Victor przystaje w miejscu, po
czym szybkim ruchem palca pokazuje Dorianowi oraz Niklasowi, że mają okrążyć
budynek z dwóch przeciwległych stron. Niklas kiwa głową i zmierza na tyły, a Dorian robi to samo i podchodzi do wejścia
od frontu.
Zostajemy we dwoje przy bocznych
drzwiach, do których trzeba zejść po trzech betonowych stopniach.
– Ty poczekasz tutaj – oznajmia
szeptem Victor, sprawdzając swoją broń.
Natychmiast zaczynam kręcić głową na
znak protestu.
– To może być jakaś pułapka –
szepcze. – A ty nie jesteś jeszcze na to gotowa.
– Poradzę sobie – mówię równie
cichym, ale pełnym złości tonem głosu,
wyjmując przy tym pistolet z kabury przy moim udzie. – Nie możesz przez
cały czas trzymać mnie w pieprzonym kojcu.
Nagle Victor łapie mnie za łokieć i
przyciąga w swoją stronę tak blisko, że w sekundę później czuję na policzku
ciepło jego przyśpieszonego oddechu.
– Poczekasz tutaj – powtarza
niskim, poważnym głosem. – Zrozumiano? – Gdy nie odpowiadam, zaciska palce
jeszcze mocniej wokół mojej ręki. – Izabel? – warczy przez zęby.
– Nie! – sprzeciwiam się. – Nie
zostanę tutaj!
Na chwilę zapada pomiędzy nami
grobowa cisza.
W końcu spuszczam wzrok; nie ze
wstydu, ale ze złości i z zawiedzenia.
Kilka sekund później czuję jednak
jak Victor wsuwa palec pod mój podbródek i delikatnie unosi moją głowę. Kiedy
patrzy mi prosto w oczy widzę, że teraz nie spogląda już na mnie jako Victor,
mój szef, ale jako ten drugi Victor… miłość mojego życia.
– Wybacz, chyba nigdy nie
przestanę cię tak traktować – mówi. – Po prostu… Gdyby ci się coś stało… No,
nie chcę skończyć tak jak Fredrik. – Robi krótką przerwę, podczas której nie
odrywa oczu od ceglanej ściany, po czym głośno wzdycha. – Pójdę przodem.
Powoli kiwam głową, a on całuje mnie
w usta, a potem schodzi po schodkach. Drewniane drzwi zamykają się za jego
plecami, kiedy znika w budynku.
Właśnie dlatego nienawidzę z nim
pracować. Wolę już jeździć na misje z Niklasem, chociaż nie znoszę go jak jasna
cholera. Nie mogę powiedzieć, żeby Victor dawał mi jakąś taryfę ulgową, w końcu
zmusił mnie do przejścia paru okrutnych prób, w których musiałam udowodnić mu
swoją lojalność, ale kiedy jesteśmy razem w terenie, często traktuje mnie jak
małe dziecko. Na całe szczęście nie robi tego zawsze, tylko wtedy, kiedy ma te
swoje złe przeczucia… Po cichu zaczynam się zastanawiać, dlaczego w ogóle tu
przyjechaliśmy. Wiem przecież, że nawet jeśli bardzo mnie kocha, sama miłość
nie wystarczy, żeby zaryzykował nasze życia, by uratować „staruszkę”. Victor
wie, jak ogromnie ważna jest dla mnie Dina i robił wszystko, co w jego mocy, by
zapewnić jej bezpieczeństwo w kolejnych kryjówkach, ale mimo to ryzykowanie w
ten sposób zupełnie do niego nie pasuje. Mam wrażenie, że wcale nie jesteśmy tu
tylko po to, by wyrwać ją z rąk porywaczy. Skoro znów dręczą go te jego złe
przeczucia, to z pewnością podpowiadają mu, że to wszystko jest o wiele
bardziej skomplikowane niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
Schodzę po schodkach i wchodzę do
piwnicy.
Gdy moje oczy przyzwyczają się do
ciemności, nigdzie wokoło nie widzę już Victora. Światło wpada do piwnicy
jedynie przez malutkie okna przy suficie, jednak są one tak brudne i pokryte
grubą warstwą pajęczyn, że całe, całkiem przestronne pomieszczenie, tonie w
tajemniczym półmroku. Przy przeciwległej ścianie, za wielkim stosem gruzu i
kilkoma starymi rowerami, zauważam kamienne schody. Po mojej prawej znajdują
się małe drzwi, a po lewej jeszcze więcej śmieci – kupa rozbitych kamieni,
stara instalacja elektryczna oraz deski, które ktoś pozrywał z niskiego sufitu.
Ruszam w stronę schodów, przez cały
czas ściskając w ręku broń. Zdecydowanie wolę walczyć nożem, ale coś mi
podpowiada, że tym razem pistolet bardziej mi się przyda. Wchodząc na górę po
kamiennych schodach, schylam się jednak i przejeżdżam palcami po Perle, która
wystaje z mojego wysokiego buta. Musiałam się upewnić, że nadal tam jest. To w
końcu moja kompanka, najlepsze przyjaciółka – i to ona zabiła więcej osób niż
ja.
Nagle kątem oka dostrzegam czyjś
cień poruszający się w szarawym świetle piwnicy. Zamieram w bezruchu na szóstym
stopniu i przyciskam plecy do ściany. Nie słyszałam, by ktoś otwierał drzwi od
zewnątrz. Na całe szczęście w pomieszczeniu panuje ciemność, a moje czarne,
dopasowane ubrania pomagają mi wtopić się w tło. Przed misją odgarnęłam z
twarzy długie, kasztanowe włosy i zaplotłam je w ciasny warkocz, żeby mi nie
przeszkadzały. Nie poruszam się i oddycham bardzo spokojnie. Ktokolwiek tu
jest, nie może wiedzieć, że ma towarzystwo.
Sekundę później słyszę w oddali
cichy zgrzyt gruzu zgniatanego przez podeszwy ciężkich butów i unoszę broń.
– Hej, to tylko ja – szepcze
Dorian, unosząc ręce do góry, gdy zauważa, że w niego celuję. – Jezu, ale mnie,
kurwa, przestraszyłaś kobieto! – Jego głos jest cichy, ale oddech ciężki i
hałaśliwy.
Opuszczam pistolet.
– Nie sądziłem, że ktoś tutaj
będzie. Wszedłem tamtędy. – Wskazuje ręką małe drzwi po drugiej stronie
piwnicy. – Za tymi drzwiami jest przejście.
– Spotkałeś kogoś?
– Nie, nie ma tu żywej duszy. –
Wchodzi na schody. – Nie podoba mi się to. Coś tu śmierdzi, nie wydaje ci się?
– I to jak – przyznaję.
– Gdzie Faust?
– Wszedł tu przede mną, ale nie
mam pojęcia, gdzie jest teraz. – Pokonuję kilka kolejnych stopni, zbliżając się
do wyjścia z piwnicy. – Nie wiedziałam, że byłeś kiedyś żonaty – zagaduję, ale
nie zatrzymuję się ani na chwilę, bo to nie jest najlepszy moment na beztroską
pogawędkę o naszych byłych partnerach. Szczerze mówiąc i tak nie miałabym na
ten temat zbyt wiele do powiedzenia, bo zanim poznałam Victora, nigdy z nikim
nie byłam. No chyba że miałabym nazwać swoim byłym facetem Javiera Ruiza, szefa
meksykańskiego kartelu narkotykowego, który przez dziewięć lat przetrzymywał mnie
jako swoją niewolnicę. Mogłabym określić go wieloma epitetami, ale z pewnością
nie był to mój partner.
– Chyba każdy z nas przeżył
coś, o czym wolałby nikomu nie mówić – rzuca Dorian i chociaż wiem, że to wcale
nie musiało być nieco bardziej kulturalne określenie na „skończ ten temat”, nie
mam zamiaru pytać go o nic więcej.
Resztę drogi pokonujemy w ciszy.
Dopiero gdy docieramy do drzwi, a ja kładę dłoń na zakurzonej klamce i
przygotowuję się psychicznie, by ją nacisnąć, Dorian ponownie się odzywa.
– Ona mnie nienawidzi –
szepcze, czym całkowicie zbija mnie z tropu.
Oglądam się na niego. Stoi o dwa
stopnie niżej ode mnie.
– To nic. Wcale jej za to nie
winię. – Wzrusza ramionami, po czym wskazuje głową drzwi. – Ruszajmy.
Mamy szczęście, bo stare zawiasy o
dziwo nie skrzypią. Przykucam u szczytu schodów w swoich wysokich, czarnych
butach i ostrożnie wychylam głowę zza futryny. Gdyby ktoś czekał tam, by
strzelić mi w łeb, z pewnością spodziewałby się mojej głowy nieco wyżej.
Schylona, zyskuję nieco czasu, by zobaczyć przeciwnika szybciej niż on zobaczy
mnie.
Długi, ciemny korytarz rozwidla się
na dwie strony. Tu również nie ma żywej duszy; tylko więcej brudu, śmierci i
stert gruzu. Przy jednej ze ścian zauważam przewrócone, metalowe krzesła i coś,
co wygląda jak stare biurka albo stoły. Wszędzie na podłodze walają się jakieś
papiery.
Wychodzimy cichutko z piwnicy i
dochodzimy do rozwidlenia.
– Pójdę tędy – oświadcza
Dorian, wskazując w lewo.
Kiwam głową i idę w przeciwnym
kierunku. Po obu stronach korytarza znajduje się mnóstwo otwartych na oścież
drzwi. Zaglądam przez każde z nich po kolei i widzę pomieszczenia wyglądające
jak jakieś stare, zdezelowane sale lekcyjne. Hmm, chyba rzeczywiście widziałam
przed wejściem coś, co przypominało bieżnię lekkoatletyczną, a dalej boisko do
koszykówki i kilka mniejszych budynków z czerwonej cegły. Właściwie nie byłam
pewna, co widzę, bo było ciemno, a wszystko zdążyły już zarosnąć chwasty, ale
ten budynek faktycznie mógł być kiedyś szkołą.
Przechodzę przez korytarz bardzo,
bardzo wolnym krokiem. Przystaję przed każdymi drzwiami i upewniam się, że w
dawnych salach lekcyjnych nikt się na mnie nie czai. Po chwili dochodzę do
zamkniętych, metalowych drzwi z długą, srebrną klamką pośrodku, która tylko
czeka, aż położę na niej swoje dłonie i ją nacisnę. Zamiast tego opieram się
plecami o jedno zamknięte skrzydło drzwi i odwracam głowę, by zajrzeć do
pomieszczenia przez długie, wąskie okienko ciągnące się od klamki aż po samą
górę.
Sąsiednie
pomieszczenie oświetla jedynie słabe światło księżyca, wpadające przez świetlik
w suficie. W półmroku dostrzegam długie rzędy siedzeń, a po chwili, gdy mój
wzrok nieco przyzwyczaja się już do ciemności, zauważam w oddali dużą, pustą
scenę. To pomieszczenie to szkolna aula.
Biorę głęboki oddech i naciskam
biodrem klamkę. Kiedy tylko dochodzi do mnie ten charakterystyczny dźwięk
otwieranych drzwi, od razu przypomina mi się gimnazjum, a na mojej twarzy
pojawia się pełen zniesmaczenia grymas. Upewniam się, że nikogo nie ma w pobliżu,
po czym schylona wchodzę cichutko do auli i powoli schodzę w dół przejściem
pomiędzy ustawionymi w rzędy krzesłami. Wykładzina na podłodze śmierdzi pleśnią
i niesprzątanym od pięćdziesięciu lat brudem. Powietrze jest suche, ale
chłodne, a właściwie zimne, bo mamy już prawie listopad. Cuchnie tu jak w
każdym opuszczonym budynku, głównie zgnilizną i kurzem.
Nagle zatrzymuję się w pół kroku,
kiedy dostrzegam jakiś ruch. W drugim rzędzie… tak, w drugim rzędzie, na
krześle przy scenie, siedzi tajemnicza postać. Pochylam się jeszcze niżej i
poprawiam ułożenie palca na spuście, w każdej chwili gotowa wystrzelić.
Obserwuję otoczenie w ukryciu, czekając na kolejny ruch… Przez chwilę myślę, że
być może to tylko mój wzrok płata mi figle w ciemności, ale kiedy się
przyglądam, widzę tę postać bardzo wyraźnie. Porusza stopą raz w przód, raz w
tył, opierając piętę na wolnym siedzeniu przed sobą. Nie mam najmniejszych
wątpliwości, że to wcale nie jest przewidzenie.
Raptem po całej auli roznoszą się
dwa głośne trzaski, kiedy Niklas i Dorian wpadają do środka niemal w tym samym
momencie, chociaż przez dwa różne wejścia po obu stronach sceny. Unoszą w
dłoniach pistolety i celują prosto w postać na widowni.
– Ręce do góry! Podnoś ręce,
kurwa, w tej chwili! – wrzeszczy Niklas, podchodząc szybkim krokiem w stronę
zajętego krzesła. Jego głos odbija się echem od wysokich ścian. Schylam się i ukrywam za siedzeniami, by
póki co pozostać w cieniu na wypadek, gdyby pojawili się nowi przeciwnicy.
Jeśli przybiegnie tutaj ktoś jeszcze, zajdę go od tyłu i zaatakuję z ukrycia.
– Gdzie jest Tessa?! – krzyczy
Dorian. Choć z tej odległości nie widzę go zbyt wyraźnie, jestem niemal pewna,
że przykłada lufę do głowy tajemniczej postaci. – Jeśli coś jej się stało,
rozpierdolę ci mózg na milion jebanych kawałeczków, rozumiesz?! Gdzie ona
jest?!
– Odsuń się, Dorian. –
Niespodziewanie słyszę spokojny głos Victora. Dopiero teraz go zauważam, kiedy
idzie wzdłuż sceny, stukając obcasami eleganckich butów o drewniany parkiet.
Rozglądam się wokół siebie w
poszukiwaniu cieni na ścianie i nasłuchuję kroków z korytarza, jednak nic nie
widzę i zupełnie niczego nie słyszę. Czyżby ta osoba była tutaj całkowicie
sama? To niemożliwe. Nie kupuję tego. Victor też na pewno spodziewa się tu
kogoś jeszcze. My w końcu nie przyszliśmy tutaj sami. Na zewnątrz czeka na nas
czworo naszych ludzi, którzy obserwują okolicę z dachów sąsiednich budynków.
Przed naszym przyjazdem sprawdzili to miejsce, ale niczego nie znaleźli. Wokół
starej szkoły nie ma żywej duszy. Czyżby nikt nie ukrywał się w ciemnościach,
by zastrzelić nas, kiedy tylko stąd wyjdziemy?
Gdy
postać wstaje powoli z krzesła, dostrzegam w półmroku jej długie, niemal białe,
blond włosy. Kobieta unosi ręce do góry. Choć nie widzę jej twarzy, mam
przeczucie, że złośliwie się uśmiecha.
W końcu wstaję z podłogi i ruszam w
stronę przejścia. Gdy schodzę w dół powolnym krokiem, Niklas unosi głowę, ale
Dorian nie odrywa swojego wściekłego wzroku od kobiety i nie opuszcza broni ani
na sekundę.
Napotykam wzrokiem spojrzenie
Victora. Ukochany kiwa do mnie głową z wyraźną aprobatą.
Nagle, w ułamku sekundy, tajemnicza
kobieta zaciska palce na oparciach siedzeń w pierwszym rzędzie i podciąga swoje
szczupłe ciało w górę, aż jej stopy odrywają się od podłogi. Jednym, błyskawicznym
kopniakiem wytrąca broń z ręki Doriana. Pół sekundy później jej drugi, ciężki
but uderza go w twarz z przyprawiającym mnie o mdłości chrzęstem. Dorian upada
na ziemię. Powietrze przeszywa pojedynczy, głośny strzał, a błysk światła
rozświetla przez chwilę twarz Niklasa, po czym jego pistolet również przelatuje
przez aulę i uderza w ścianę. Kobieta przeskakuje przez siedzenia i sprawnie
ląduje w przykucniętej pozycji na środku przejścia. Kiedy tylko wstaje na nogi,
Niklas uderza ją z pięści, aż ta upada plecami na siedzenia po drugiej stronie
widowni.
Podbiegam do nich, ściskając w ręku
swoją broń i w pośpiechu wyjmując ukryty w bucie nóż. Mam ogromną ochotę
zatopić ostrze w tej pierdolonej szmacie.
Jasne włosy powiewają za jej
plecami, kiedy wyskakuje ponad siedzenia, łapiąc za ich oparcia dla zachowania
równowagi. Kopie Niklasa raz, potem drugi… za trzecim udaje jej się trafić
czarnym butem dokładnie w sam środek jego klatki piersiowej i tym samym posłać
go aż na środek przejścia. Suka rzuca się na niego, wymachując pięściami.
Uderza go w głowę, kiedy Dorian łapie ją od tyłu i odciąga na bok. Niklas
wstaje na nogi dokładnie w momencie, kiedy kobieta wali tyłem czaszki w twarz
Doriana, przez co ten od razu uwalnia ją z uścisku. Suka kopie Niklasa prosto w
żołądek, po czym błyskawicznie wymierza Dorianowi cios w samą szczękę. Z jego
nosa tryska krew; w słabym świetle wydaje się całkowicie czarna.
Wkraczam do walki, przykucając i
wysuwając stopę daleko przed siebie, by jednym kopnięciem pozbawić ją równowagi.
Blondynka upada na plecy, po drodze uderzając głową w podłokietnik. Siadam na
niej okrakiem i chcę przytknąć nóż do jej szyi, jednak ona blokuje ramieniem
moją rękę i wytrąca Perłę z silnego uścisku. Uderzam ją więc z pięści. W
szczękę, w policzek, w nos… Po trzecim ciosie kostki moich palców ociekają
krwią. Nagle jednak brakuje mi powietrza. Szmata musiała unieść nogi i teraz
zaciska łydki wokół mojego gardła. Niespodziewanie to ja ląduję na podłodze…
Nasze role się odwracają. Czuję ból
jej uderzeń na twarzy, a mój wzrok staje się coraz bardziej mętny, zmysły są
otępiałe… Jedyne, co jestem w stanie teraz zrobić, to podnieść ręce i zacisnąć
palce na jej włosach. Ciągnę za nie tak mocno, jakbym próbowała je wyrwać. Po
chwili obie tarzamy się po podłodze. Ciągnięcie za włosy to popisowy numer
awanturniczych suk z podrzędnych barów, a nie kobiet, które naprawdę potrafią
walczyć, ale tym razem nie miałam innego wyboru.
Blondyna uderza mnie z pięści.
Odwdzięczam jej się tym samym.
– Gdzie jest Dina?! –
wrzeszczę.
Wybucha śmiechem i podnosi się na
nogi, ale nagle znów upada na podłogę, gdy Dorian wykręca jej rękę za plecami,
po czym przysiada na niej i przygniata kolanem jej krzyż, by nie mogła się
ruszyć.
Kobieta śmieje się coraz głośniej.
Słyszymy chlupotanie krwi, która zebrała się w jej ustach.
Niklas wyjmuje pasek ze swoich
spodni i związuje nim nadgarstki blondyny. Robi to tak mocno, że z pewnością
blokuje dopływ krwi.
Następnie razem z Dorianem łapią
kobietę za ramiona i podnoszą ją z ziemi.
Staję tuż przed nią i po raz
pierwszy patrzę szmacie prosto w oczy. Jej włosy są brudne i posklejane krwią.
Odstają w nieładzie wokół zakrwawionej, owalnej twarzy. Jej uśmiech jest
złośliwy, ale i pełen ekscytacji. Ta suka wygląda tak, jakby cała ta scena
rozegrała się dokładnie tak, jak sobie to zaplanowała, i w jakiś chory sposób
sprawiła jej dziką przyjemność.
Unoszę pięść i jeszcze raz uderzam
ją w twarz. Głowa blondynki odskakuje w tył, jednak kiedy kobieta otrząsa się z
zaskoczenia, znów posyła mi promienny, szeroki uśmiech. Nie przestaje nas
prowokować.
Niklas trzyma ją z całych sił, za to
Dorian odsuwa się na bok. Jestem pewna, że ma ogromną ochotę ją zamordować.
Dokładnie tak samo jak ja.
– Jeśli umrę – odzywa się
kobieta – to ta stara suka zdechnie razem ze mną.
Jeszcze raz rzucam się na nią z
wrzaskiem, ale Victor zaraz łapie mnie za rękę i bez słowa ciągnie w tył.
– Gdzie ona jest?! – powtarzam.
– Co ty jej, kurwa, zrobiłaś?!
Uśmiech na czerwonych ustach staje
się iście diabelski. Dopiero teraz zauważam, że są pomalowane krwistoczerwoną
szminką, która w czasie walki rozmazała się po policzkach i podbródku.
Blondynka wypluwa krew na podłogę i
przejeżdża językiem po zębach, jakby chciała sprawdzić, czy któryś z nich nie
zaczął się ruszać.
Victor staje pomiędzy nami, pewnie
na wypadek, gdybym znowu chciała ją zaatakować.
– Kim jesteś? – pyta spokojnym,
choć nieznoszącym sprzeciwu tonem głosu.
Kobieta wyszczerza jeszcze bardziej
białe, choć pobrudzone krwią zęby.
– Och, jedno z was doskonale
wie, kim jestem – odpowiada tajemniczo, mierząc wzrokiem każde z nas z
wyjątkiem Niklasa, który wciąż stoi za jej plecami. – A gdzie ten od
przesłuchań, sadysta od tortur? Nasz interes dotyczy go w równym stopniu co
was. – Mruga do Victora. – No a ten obślizgły skurwiel, którego zatrudniłeś w
roli hakera? Ten, który zdobywa dla was wszystkie informacje? Nie lubię się
powtarzać, ale sprawa dotyczy was wszystkich.
– A co to za sprawa? – dopytuje
Victor.
Kobieta przechyla głowę na bok,
jakby się namyślała.
– Hmm, dowiesz się, kiedy
będziemy już w komplecie. Potrzebuję wszystkich sześciu rycerzy okrągłego stołu
– drwi. – Och, no i muszę wziąć kąpiel. Będę potrzebowała czystych ubrań,
ciepłego posiłku – tylko błagam, posiłku, a nie jakiegoś gówna z baru szybkiej
obsługi – no i kieliszka wina.
Niklas z Dorianem spoglądają
wymownie na siebie nawzajem, potem na mnie, a na końcu na Victora.
Sekundę
później Niklas ciągnie sukę za włosy z taką siłą, że jej głowa przechyla się w
tył, odsłaniając gardło.
– Kim ty, kurwa, jesteś, ty
popierdolona szmato?!
– Och, skarbie, nie tak ostro,
bo jeszcze się w tobie zakocham. – Śmieje się w głos.
Niklas ciągnie ją jeszcze mocniej,
ale ona nawet się nie krzywi.
– Mam na imię Nora – oświadcza.
– I z racji tego, że to ja mam teraz nad wami przewagę, to wszystko, czego w
tym momencie możecie się dowiedzieć.
Ta kobieta jest bardzo ciekawą postacią :)
OdpowiedzUsuń