O Córkach smoka usłyszałam jakiś czas temu na Youtube. Przekonana, że to historia w sam raz dla mnie, w ciemno kupiłam wszystkie cztery tomy w języku angielskim, a w międzyczasie zaczęłam słuchać pierwszej części na portalu Bookbeat. Niniejsza opinia jest pisana w oparciu o audiobook.
Po długiej podróży do sierocińca w Korei dwudziestoletnia Amerykanka Anna Carlson dowiaduje się, że jej biologiczna matka nie żyje. Jednak właśnie w chwili, gdy zdruzgotana kobieta dochodzi do wniosku, że przebyła całą drogę na próżno, tajemnicza staruszka podaje jej paczuszkę zawierającą wiekowy grzebień i kartkę z adresem.
Dzięki temu Anna trafia do mieszkania niezbyt zamożnej, lecz eleganckiej kobiety – Hong Jae-hee, która opowiada jej o niesamowitych wydarzeniach zaczynających się od japońskiej okupacji Korei i Chin podczas II wojny światowej, kiedy to ponad dwieście tysięcy Koreanek zostało niewolnicami japońskich żołnierzy – „kobietami do towarzystwa”. Jae-hee zna tę historię bardzo dobrze: była jedną z nich.
Anna odkrywa, że cenny grzebień ze skorupy żółwia, ozdobiony dwugłowym smokiem z kości słoniowej, pokonał wraz z kobietami w jej rodzinie mnóstwo przeciwności losu. Im lepiej dziewczyna poznaje jego historię, tym bardziej uświadamia sobie, że wraz z grzebieniem trafia do niej dziedzictwo niewyobrażalnej siły charakteru, odwagi, miłości i niezłomności.
Zabierając się za tę powieść, wiedziałam, że czeka mnie niełatwa psychicznie przeprawa, bo Córki smoka opowiadać miały o "pocieszycielkach": kobietach przede wszystkim koreańskiego pochodzenia zmuszanych do pracy seksualnej. Gdzieś umknął mi fakt, że to historia prowadzona w dwóch liniach czasowych: teraźniejszości, w której młoda Koreanka spotyka swoją babkę, oraz przeszłości, o której ta starsza kobiecina opowiada wnuczce.