O Więcej niż pocałunek (The Kiss Quotient) było swego czasu bardzo głośno, wiele osób zachwycało się tą powieścią. Duża ilość pozytywnych głosów sprawiła, że - mimo początkowego braku zainteresowania - postanowiłam sięgnąć po tę historię, by zapoznać się z jej fenomenem. Natomiast po zakończeniu lektury byłam rozdarta i niepewna własnych uczuć - dlatego też tę recenzję piszę ponad tydzień po zamknięciu tomu, z pewnego dystansu.
Stella poświeciła życie swojej pasji i pracy - ekonometrii. Dzięki danym i pracującym na nich algorytmom, jest w stanie skutecznie proponować klientom towary, których zakupem mogą być zainteresowani. Kobieta odnosi kolejne sukcesy na polu zawodowym, ale prywatnie wciąż pozostaje sama - budowanie relacji i pozostawanie w związku ją przerażają. Stella postanawia trochę się podszkolić w szeroko pojętej sztuce randkowania. W tym celu wynajmuje żigolaka, pana do towarzystwa, o imieniu Michael. Czy uroczy mężczyzna pomoże jej pokonać problemy i nauczy ją, jak "dobrze" randkować?
Czytając kolejne rozdziału Więcej niż pocałunek, czytelnik staje się świadkiem rozwoju relacji Michaela i Stelli. Nie będzie bowiem spoilerem, jeśli napiszę, że znajomość tej dwójki szybko traci swój "czysto biznesowy" charakter. Szkolenie, któremu poddawana jest Stella, pozostaje na pierwszym planie, ale w powieści znajdziemy też kilka wątków pobocznych, które nadają historii i bohaterom więcej wymiaru.
Więcej niż pocałunek to przeurocza, niesamowicie słodka (początkowo) opowieść, co mnie osobiście urzekło, ale wiem, że niektórym Czytelnikom może to przeszkadzać. Nieporadność Stelli i jej problemy sprawiły, że trochę się z nią utożsamiałam, a dzięki temu z łatwością zatopiłam się w świecie fantazji. Autorka opisała pewne sceny tak, że rozpływałam się na fotelu i zaczęłam rozważać wynajęcie sobie żigolaka w nadziei na spotkanie takiego faceta jak Michael. Z czasem w historii pojawiła się odrobina goryczy, a im bliżej końca, tym więcej było też dramatu (takiego drama-dramatu, teatralnie wyszło w moim odczuciu), ale to nadało całości charakteru i zapobiegło śmierci z przesłodzenia.
W kwestii kreacji bohaterów było nierówno. O ile o Michaelu możemy dowiedzieć się naprawdę sporo - Helen Hoang poświeciła sporo miejsca, by czytelnik mógł poznać jego przeszłość, motywacje, rodzinę i pogląd na sytuację, w której się znalazł - o tyle Stella, w moim odczuciu, została potraktowana po macoszemu. Dowiadujemy się, że kobieta boryka się z zespołem Aspergera, co mocno wpływa na jej życie codzienne, i to... właściwie... wszystko (?). Nie wiemy zbyt wiele o jej przeszłości, kobieta zdaje się nie mieć planów na przyszłość (no dobrze, prawdopodobnie zamierza pracować, ponieważ naprawdę kocha to, co robi, i poświęca temu całe swoje życie). Podobało mi się, jak Autorka przedstawiła zmianę swojej głównej bohaterki na przestrzeni tej powieści, ale...
No właśnie, Więcej niż pocałunek zdaje się trochę kuleć w aspekcie czasowym (?). Nie jestem lekarzem, studentką medycyny ani osobą dogłębnie zaznajomioną z zespołem Aspergera, ale wydaje mi się, że Helen Hoang mocno uprościła i przyspieszyła rozwój relacji pomiędzy bohaterami. Wedle źródeł, z którymi się zapoznałam, choroba objawia się m.in. problemami z funkcjonowaniem w społeczeństwie, rozumieniem bliskości, podłapywaniem ukrytych znaczeń czy niechęcią w nawiązywaniu kontaktów, szczególnie w grupach. I faktycznie, Stella zdaje się reprezentować te problemy, przypisuje im swoje randkowe niepowodzenia. Jednak, kiedy na horyzoncie pojawia się przystojny, pięknie wyrzeźbiony Michael o anielskim uśmiechu, te objawy jakby przestają mieć znaczenie? To trochę przekreśla "wzorcowość" Więcej niż pocałunek; gdyby bowiem wczytać się weń dosłownie, można dojść do wniosku, że ładna buzia wystarczy, by szybko pokonać Aspergera. Jakże szybko i wygodnie!
Trochę przeszkadzał mi też fakt, że bohaterowie od samego początku na siebie "lecieli", pod czysto fizycznym aspektem. Czyż nie byłoby ciekawiej, gdyby któreś z nich doceniło urodę drugiego, ale stwierdziło "Ech nie, ona nie jest w moim typie"? Czytanie w kółko o parach, które od pierwszego wejrzenia się w sobie "zakochują", trochę mnie już nuży. Czy to tak wiele, napisać bohaterów, którzy niekoniecznie spełniają "fizyczne" marzenia swoich partnerów? Szczególnie w historii takiej jak Więcej niż pocałunek, której celem jest - jak sądzę - ukazanie, że każda osoba może odnaleźć miłość, bez względu na swoją przeszłość, wykształcenie, pozycję społeczną, choroby? Czy w takiej książce nie można umieścić przeciętnie wyglądającej głównej bohaterki albo bohatera, który "wprawdzie jest przystojny, umięśniony, itp. ale ja wolę mniej napakowanych facetów"?
Dobra, ponarzekałam sobie, więc czas na podsumowanie. Mimo wspomnianych wyżej mankamentów (które, w gruncie rzeczy, wcale mankamentami być nie muszą, choć mi przeszkadzały w ogólnym odbiorze), Więcej niż pocałunek wspominam naprawdę dobrze. To urocza, słodka opowieść, w której chętnie sama bym się znalazła. Nie traktowałabym jej jako "wzorcowej" w żadnej materii (może poza uroczym opisywaniem romantycznych sytuacji... tutaj Helen Hoang dostaje ode mnie 5+/6), ale można się przy niej odprężyć i odpłynąć w krainę fantazji.
Ocena końcowa: 4/6
Powieść przeczytana w ramach booktouru zorganizowanego przez tu_czyta_sie
Tytuł: Więcej niż pocałunek (org. The Kiss Quotient)
Autor: Helen Hoang
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 5 czerwca 2019 r. (premiera: czerwiec 2018 r.)
Ilość stron: 480
Książka bardzo mnie kusiła, właśnie ze względu na zespół Aspergera, trochę szkoda, że bohaterka nie została lepiej przedstawiona a sam wątek miłosny jest aż tak słodki. Sam wygląd fizyczny chłopka nie powinien zmieniać całego nastawienia dziewczyny. Trochę niepoważne podejście do tematu. Ale to nie znaczy, że całkiem przekreślam tę książkę. Może spróbuję :)
OdpowiedzUsuńSzukam takiej książki przy której można się odprężyć, więc może akurat sięgnę po twoją propozycję ;)
OdpowiedzUsuń