Czytaliście Bajki robotów Stanisława Lema? Ja całkiem niedawno. A w październiku miałam przyjemność zapoznać się z Bajkami postnuklearnej pustyni Michała Głowacza. I jestem zachwycona!.
Bajki postnuklearnej pustyni to zbiór krótkich opowiadań, w których magia łączy się z radiacją, a bohaterowie rodem z gier komputerowych okazują się całkiem nam bliscy.
Kiedy baśniowe istoty znajdują się w tak nieprzychylnym dla siebie środowisku, jakim jest skażona pustynia, możesz się spodziewać, że logika ich postępowania najpierw Cię zaskoczy, potem rozbawi, a następnie każe zastanowić się, czy gdzieś już nie spotkałeś się z podobną sytuacją. Nawet jeśli nie dostrzegasz popromiennych mutacji w najbliższym otoczeniu, to ludzkie i nieludzkie zachowania skażonych nie bez powodu stały się przedmiotem bajania.
To, jakie wnioski wyciągniesz z lekcji, której udzielą Ci księżniczki zamknięte w zautomatyzowanych wieżach, wędrowcy podążający nie wiadomo po co i dokąd, mędrcy, nereidy i całkiem smutne damy dworu, a także wielu innych, zależy tylko od Ciebie. Beztroski styl, w jakim napisane są opowiadania, jest tylko przykrywką, a raczej metalową osłoną, pod którą można dostrzec zwoje kabli… to znaczy prawd o ludzkiej naturze, bez względu na poziom radiacji.
To nie tak, że Autor odkrył Amerykę na nowo, a poruszane przez niego tematy nie przewinęły się nigdzie indziej. Nie, a jednak Bajki postnuklearnej pustyni zachwycają. To zbiór mądrych opowieści osadzonych w jednym uniwersum - na tytułowej, wyjałowionej pustyni. Trochę ubolewam, że trochę mocniej nie nakreślono tej upalnej, nieprzyjaznej atmosfery. W niektórych tekstach można wręcz zapomnieć, że mamy do czynienia z morzem piachu - setting bardziej kojarzy się ze steampunkiem niż z postapokalipsą. Niemniej!
Ten język, nieco może patetyczny, tak mocno kojarzący mi się z Baśniami Tysiąca i Jednej Nocy. Ta pomysłowość w kreacji historyjek tak, by dotrzeć do pożądanego morału. Ta baśniowość uzyskana poprzez wprowadzenie nadnaturalnych istot, przy jednoczesnym zachowaniu futurystycznego klimatu. To wszystko sprawiło, że od lektury tej książki nie mogłam się oderwać! Za spory atut uznaję też łatwość odbioru tych bajek: historie są proste, a morał klarowny. Teksty są raczej krótkie, nie emanuje się w nich przesadnie przemocą, co sprawia, że Bajki postnuklearnej pustyni będą odpowiednie także dla młodszych odbiorców. Kolejne utwory wydają się ze sobą niepowiązane, choć w jednej z ostatnich bajek pojawiają się bohaterowie kilku wcześniejszych.
Warto zaznaczyć, że o ile teksty wchodzące w skład recenzowanego tomu nie wymagają od czytelnika znajomości innych tworów popkultury, tak odbiorcy zaznajomieni z Bajkami robotów wypatrzą niejedno do nich nawiązanie. Michał Głowacz nie ogranicza się jednak do twórczości Lema: jego bajki czerpią także z innych wytworów kultury masowej, na przykład Władcy Pierścieni J.R.R. Tolkiena czy bajki o Roszpunce.
Na końcu tomiku znajdziemy muzyczne inspiracje, które pomagały Autorowi tworzyć zebrane w nim historie. Super dodatek, ukazujący, jak różne oblicza popkultury potrafią na siebie oddziaływać.
Czy polecam? Absolutnie! Podczas lektury bawiłam się świetnie, a za jedyny mankament uznaję brak wyraźniejszego "osadzenia" w postapokalipsie.. Jestem także zauroczona stylem Autora oraz poetyckością użytego języka. To pozycja nie tylko dla fanów Bajek robotów.
Ocena końcowa: 5/6
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu AlterNatywnemu.
Tytuł: Bajki postnuklearnej pustyni
Autorzy: Michał Głowacz
Wydawnictwo: AlterNazywne
Data wydania: 19 października 2021 r.
Ilość stron: 224
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz