środa, 31 grudnia 2014

"Król Kruków" - Maggie Stiefvater

Tytuł: Król Kruków (org. The Raven Boys)
Autor: Maggie Stiefvater
Seria: The Raven Boys #1
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 2 lipca 2013 r. (premiera: wrzesień 2012)
Ilość stron: 496

Maggie Stiefvater zaistniała w Polsce dzięki trylogii Wilki z Mercy Falls. Po zakończeniu tej serii autorka napisała The Scorpio Races (w Polsce wydane jako Wyścig śmierci), a później rozpoczęła cykl Raven Boys. Dziś przedstawiam Wam recenzję pierwszego tomu tejże trylogii, czyli Króla Kruków.

Blue Sargent należy do rodziny wróżek i mediów, a sama - choć nie posiada specjalnych umiejętności - znacznie wzmacnia moc duchów, dzięki czemu jej matce i ciotkom łatwiej się z nimi komunikować. Do Henrietty przybywa daleka krewna, Neeve, podobno by odnaleźć ojca dziewczyny. Jednocześnie czterech przyjaciół, uczniów szanowanej męskiej uczelni Aglionby - Gansey, Ronan, Adam i Noah - poszukuje w mieście i jego okolicach linii mocy, na której mają nadzieję znaleźć Glendowera, legendarnego Króla Kruków. Spotkanie piątki nastolatków jest nieuniknione. Czy uda im się odnaleźć uśpionego rycerza, zanim zrobi to ktoś inny? Ktoś, kto poszukuje linii mocy od lat i posunie się do wszystkiego, by ją odnaleźć?

Początkowo nie mogłam wciągnąć się w tę powieść, za co winię specyficzny, wyraźnie kierowany do młodszych czytelników, sposób pisania. Z czasem okazało się, że poszukiwania Glendowera i linii mocy wcale nie stanowią głównej osi Króla Kruków. To przede wszystkim opowieść o młodych ludziach, którzy mają swoje problemy (z nauką, z rodziną, z sobą) i wspólnie próbują je rozwiązać. Historia nie pomija też problemu pierwszej miłości - Blue, otoczona przez czterech charyzmatycznych młodzieńców, zaczyna odczuwać coś, czego nie znała wcześniej, a jednocześnie wie, że nie może pozwolić sobie na miłość, ponieważ chłopak, którego pocałuje, zginie.
W Królu Kruków ważną rolę odgrywają magia i zjawiska nadprzyrodzone. Nie obawiajcie się, nikt nie lata na miotle, nie rzuca Patronusami ani nie usuwa nikomu pamięci. Występująca w powieści magia ma raczej związek z przyrodą. Co jakiś czas pojawiają się też jakieś duchy - częściej w rozmowie niż "na żywo", ponieważ żadne z piątki bohaterów nie posiada zdolności widzenia zmarłych. Ta teza zostaje jednak wystawiona na próbę, której rozwiązanie mnie bardzo zaskoczyło. Zakończenie tomu mogłoby w sumie stanowić zakończenie opowieści; autorzy już nie raz zostawiali swoich bohaterów w podobnych sytuacjach, skazując odbiorców na domysły. Na szczęście Maggie Stiefvater kontynuuje historię w Złodziejach snów (cieszę się, że dopiero teraz przeczytałam Króla Kruków - gdybym musiała czekać 2 lata na kontynuację, byłabym bardzo niepocieszona!).

W Królu Kruków występuje około 11 ważnych dla fabuły postaci. Oprócz wspomnianej młodzieży, istotne są krewne Blue - matka Maura, ciotki Persefona, Calla, Orla, Neeve - oraz nauczyciel łaciny z Aglionby. Każdego z tych bohaterów poznajemy naprawdę dobrze, jak na jeden, liczący niecałe 500 stron tom. Najwięcej czasu poświęca się oczywiście Blue, Ganseyowi i spółce. Każdy chłopak jest inny, niepowtarzalny i - co najważniejsze - wzbudzający sympatię. Polubiłam nawet Ronana, którego ze względu na wygląd omijałabym pewnie szerokim łukiem. Może nie tyle polubiłam, co poczułam się zaintrygowana: chcę dowiedzieć się o nim znacznie więcej!

W książce występuje narracja trzecioosobowa, choć każdy rozdział kładzie nacisk na jedną z postaci, dając odbiorcy wgląd w jej myśli. Jest to fajne, ponieważ nasze poznanie świata nie ogranicza się do perspektywy jednej osoby - którą zapewne zostałaby Blue, jak to bywa w książkach młodzieżowych. Wspominałam o stylu pisania skierowanym do młodszych odbiorców: nie potrafię sprecyzować, skąd takie przyporządkowanie. Może ze względu na kwieciste opisy, cenzurę większości brzydkich słów (przykład - mój ulubiony fragment tej książki - pod recenzją)... Tak, na pewno Króla Kruków pisano z myślą o nieco młodszych czytelnikach, choć poruszana tematyka na pewno zainteresuje także tych starszych.

Król Kruków tylko umocnił moją sympatię do Maggie Stiefvater. Powieść urzekła mnie swoim klimatem, charyzmatycznymi postaciami oraz doprawdy uroczym stylem pisania. Nie przeszkadzało mi nawet to, że "cel" powieści zszedł na drugi plan, na pierwszym plasując wątki bardziej obyczajowe. Niecierpliwie wyczekuję marca, by móc zapoznać się ze Złodziejem snów - Wam tymczasem polecam Króla Kruków.
Ocena końcowa: 5-/6
Polecam: miłośnikom powieści młodzieżowych z odrobiną magii

Ronan zaczął kląć. Puścił długą wiązankę obfitującą w złożone związki frazeologiczne. (...) Adam pomyślał, że Ronan bardzo melodyjnie przeklina: dobiera słowa z ostrożną, pełną czułości precyzją, jakby tworzył jakąś czarną poezję. W jego głosie było znacznie mniej nienawiści niż wtedy, kiedy nie przeklinał. [Uroboros, s. 286]

niedziela, 28 grudnia 2014

Gdzie ta polska wesja? #18


Among the Brave - Margaret Peterson Haddix




Trey może i ocali Luke'owi życie, ale nadal uważa się za tchórza, który boi się wyściubić nos z domu. Teraz dowiaduje się, że Luke został więźniem i przetrzymywany jest w siedzibie Policji. Trey jest przerażony, ale wie, że jeśli nie ocali przyjaciela, nikt tego nie zrobi.
By odbić Luke'a, Trey bierze za zakładnika jednego z funkcjonariuszy. Kiedy wydaje się, iż cel jest na wyciągnięcie ręki, Trey znajduje się w niebezpieczeństwie, wskutek którego może zdradzić nie tylko siebie, ale wszystkie dzieci cienie.
Co to jest? Piąty tom Dzieci Cieni.
Dlaczego? Dzięki Wydawnictwu Jaguar mieliśmy okazję zapoznać się z pierwszymi czterema tomami serii. Książki przypominają klimatem Tunele czy Jutro, ale skierowane są raczej do młodszych czytelników. Czyżby naprawdę tak słabo się sprzedały?
Szanse na wydanie? Nikłe. Jaguar milczy odnośnie swoich planów wobec dalszej twórczości M.P. Haddix.

Czytaliście Wśród ukrytych. Wśród oszustów czy Wśród zdradzonych. Wśród notabli? Chcielibyście przeczytać ciąg dalszy?

środa, 24 grudnia 2014

"Jesienna Róża" - Abigail Gibbs

Tytuł: Jesienna Róża (org. Autumn Rose)
Autor: Abigail Gibbs
Seria: Mroczna Bohaterka #2
Wydawnictwo: Mira
Data wydania: 28 listopada 2014 r. (premiera: styczeń 2014 r.)
Ilość stron: 464

Niedawno recenzowałam Wam Kolację z wampirem, dziś przedstawiam jej kontynuację, czyli Jesienną Różę. Tak, obydwie części tytułu piszemy od wielkich liter, ponieważ jest to imię (!).

Jesienna Róża al-Summers (czyż to nie ironia, że jej nazwisko to Lato? czyżby - tłumacząc dosłownie - nazywała się Jesienna Róża Letnia?) ma piętnaście lat, jest Mędrcem i żyje w świecie równoległym do naszego (więc także do tego, w którym osadzona była akcja Kolacji z wampirem). Gdy rozpoczyna się rok szkolny, w jej placówce pojawia się kolejny Mędrzec, do tego pochodzący z rodziny królewskiej. Przyczyny nagłej przeprowadzki księcia są owiane tajemnicą, ale Róża ma inne zmartwienia: choćby zniknięcie jej dobrego przyjaciela oraz coraz częstsze ataki wrogiej frakcji Mędrców, tak zwanych Extermino.

Jak wspominałam w Obecnie się czyta, Jesienna Róża wydała mi się bardzo podobna do Kolacji z wampirem. Wprawdzie główna bohaterka jest o dwa lata młodsza i żyje w nieco innym świecie, ale wiele elementów się powtarza. Jesienna Róża poznaje księcia, jest zmuszona z nim zamieszkać, a do tego olśniewa urodą. Z czasem to wrażenie nieco się zatarło, ponieważ na piętnastoletnią bohaterkę czekały inne niebezpieczeństwa niż na Violet Lee. I znacznie bardziej realnie wypadają jej relacje z rówieśnikami: ma nielicznych znajomych, ale pojawiają się częściej niż w przypadku "powszechnie lubianej" Violet, z którą nikt nawet nie próbował się kontaktować podczas jej pobytu w Varnley.
Warto wspomnieć, że Jesienna Róża rozpoczyna się mniej więcej w tym samym czasie co Kolacja z wampirem. O uprowadzeniu Violet Lee pisze się w prasie, jej osoba jest częstym tematem rozmów Mędrców, a dzięki kilku dodatkowym informacjom zawartym w tym tomie, cała sprawa nabiera nieco rumieńców. Utwór kończy się jednak później niż Kolacja... - co jest o tyle zabawne, że jest o jakieś sto stron krótszy.

Niestety, nie zapałałam sympatią do Róży - nie tylko ze względu na dziwne imię (w sumie nie ona je wybrała...). Kiedy pojawiła się w Kolacji z wampirem, odebrałam ją jako osobę mądrą (przemądrzałą?), mówiącą ogólnikami i nie skłonną do wyjaśniania czegokolwiek. Ta Róża niemal we wszystkim różni się od Róży, którą spotkałam w drugim tomie Mrocznej Bohaterki. Dziewczyna zachowuje się jak kapryśna i humorzasta nastolatka (którą w gruncie rzeczy jest), a nie jak Mędrzec o "ponadprzeciętnej inteligencji". Z kolei wzmiankowany książkę to niemal doskonała kopia Kaspara Varna: początkowo gnębi bohaterkę, ale później bez pamięci się w niej zakochuje. Wybranek Róży jest jednak zdecydowanie mniej męski. Nie chcę spoilerować, ale bez trudu wymieniłabym kilka dowodów na poparcie tej tezy. W porównaniu z tym "panem", nawet Edward C. wypada męsko.

Polskie wydanie mogę pochwalić. Tłumacz i korekta odwalili kawał dobrej roboty. Nieco gorzej oceniam okładkę. Przedstawiona na niej twarz na pewno nie należy do Jesiennej Róży (przede wszystkim, miała blond włosy), a skoro tak - jaki sens w umieszczaniu jej na obwolucie? Za to oryginalna okładka jest ładna - może nie piękna, ale tajemnicza, pasująca do "straszno"-romantycznego klimatu powieści.

Jesienną Różę uznaję za kontynuację godną pierwowzoru. To historia przeznaczona dla młodszych dziewcząt (nie ma tu bezpośrednich opisów seksu), nie wymagająca znajomości Kolacji z wampirem. Nieco dziwi mnie ogólnoświatowy zachwyt twórczością Abigail Gibbs, ale jeśli spodobał się Wam Zmierzch, ta seria także powinna przypaść Wam do gustu. Myślę, że sięgnę po kolejne książki tego cyklu (jeśli się pojawią), ponieważ nie mogę zaprzeczyć, iż jest w nich coś, co mnie do nich przyciąga.
Ocena końcowa: 3/6
Polecam: nastoletnim Czytelniczkom; fankom Zmierzchu

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Mira
http://harlequin.pl/mira
 

poniedziałek, 22 grudnia 2014

30 Day Book Challenge - dzień 12


Dzień 12 - Książka, którą kochasz i jednocześnie nienawidzisz
Witajcie! W dniu dzisiejszym co nieco o książkach, które darzę uczuciem dwojakim. Myślę, że powtórzą się tu utwory z kilku innych dni, ale... Zaczynajmy ;)

Zmierzch - Stephenie Meyer
Tetralogia pióra Stephenie Meyer to twórczość daleka od ideału, naiwna i pod kilkoma względami po prostu beznadziejna. Niemniej nie wiadomo, jak wyglądałby polski (a także światowy) rynek wydawniczy, gdyby nie Zmierzch. Czy mielibyśmy tyle książek młodzieżowych? Czy nasze półki w księgarniach uginałyby się pod ciężarem romansów paranormalnych? Czy serie pokroju GONE: Zniknęli albo Żelaznego dworu ukazałyby się w Polsce? Mogę tyko zgadywać, ale obawiam się, że moglibyśmy ich nigdy na naszych półkach nie zobaczyć.

Wezwanie - James Frey
Pierwszy tom trylogii Endgame to książka jednocześnie wspaniała i okropna. Wspaniała, ponieważ przedstawia zupełnie nową formę czytelniczej rozrywki, zachęca czytelnika do namysłu i oferuje nagrodę za rozwiązanie zagadki. Do tego autorzy mieli ciekawy pomysł, wykreowali szeroką menażerię unikalnych postaci. Okropna głównie ze względu na sposób poprowadzenia fabuły i wszystkie tajemnice, które znają wszyscy poza odbiorcą, a temu owych sekretów się nie zdradza. Plusy powieści są wprawdzie bardziej znaczące niż minusy, ale przez nie lektura była nieco mniej przyjemna, niż powinna.

Czy Wy także macie książki, które kochacie i nienawidzicie? Podzielcie się nimi :)

piątek, 19 grudnia 2014

Obecnie się czyta #20

Król kruków (Raven Cycle, #2) - Maggie Stiefvater
Pierwszy tom kolejne trylogii od Maggie Stiefvater. Wilki z Mercy Falls zaskoczyły mnie pozytywnie, więc wiele oczekuję po Raven Cycle.
Akcja dopiero się rozkręca - poznałam garść postaci, różniących się od siebie jak dzień od nocy. Intryga została mniej więcej zarysowana. Historia będzie najwyraźniej mocno bazować na brytyjskich legendach oraz okultyzmie.
Mam tylko nadzieję, że Uroboros nie porzuci Blue, Gansey'a i reszty po jednym tomie!
Postęp: 31%

Czytaliście Króla kruków? Macie pozytywne wspomnienia?

środa, 17 grudnia 2014

"Kolacja z wampirem" - Abigail Gibbs

Tytuł: Kolacja z wampirem (org. Dinner with a Vampire)
Autor: Abigail Gibbs
Seria: Mroczna Bohaterka #1
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 23 października 2013 r. (premiera: październik 2012)
Ilość stron: 560

Stephanie Meyer uznawana jest za pionierkę literatury młodzieżowo-paranormalnej. Abigail Gibbs, pisząc swoją Mroczną Bohaterkę musiała znajdować się pod silnym wpływem amerykańskiej twórczości, ponieważ... przekonajcie się sami.

Nastoletnia Violet Lee jest świadkiem morderstwa trzydziestu osób; morderstwa dokonanego przez wampiry. Z niewiadomych przyczyn dziewczyna zostaje ocalona i uprowadzona do wampirzego dworu zwanego Varnley. Panna Lee zostaje otoczona opieką, ponieważ - jako córka brytyjskiego ministra - może okazać się cennym zakładnikiem w razie konfliktu. Na terenie posiadłości kręci się mnóstwo krwiożerczych, ale także pięknych istot; w tym król wampirów, książę wampirów, najlepszy przyjaciel księcia oraz dwie młodsze siostry księcia. Menażeria zacna, ale Violet chce przede wszystkim wrócić do domu. A może nie do końca?

Kolacja z wampirem od samego początku poraziła mnie irracjonalnością. Gdyby Kaspar - wzmiankowany wyżej książę wampirów - zachował się odpowiednio, historia Violet zakończyłaby się po około dziesięciu stronach. Panna Lee trafiła jednak do Varnley, a tam czekało ją obowiązkowe wdanie się w trójkąt miłosny. A także konflikt z wampirzycą, która dostrzegła w niej swoją rywalkę. Oraz spotkanie z podstępnym krwiopijcą, który miał wobec Violet niecne plany. Mijały miesiące, a dziewczyna nadal mieszkała z Varnami - czyżby minister Lee przestał przejmować się ukochaną córką? Bo takie właśnie wrażenie odniosłam: gdyby tak wpływowemu człowiekowi NAPRAWDĘ zależało na ocaleniu pierworodnej, nie zwlekałby tak długo. Istotnym elementem fabuły pozostaje tajemnica: dlaczego Kaspar nie zabił Violet pierwszego wieczora? Odpowiedź poznajemy grubo za połową tomiszcza, ale ja czułam się nieusatysfakcjonowana.
Nie myślcie jednak, że Kolacja z wampirem to tylko niedorzeczności i głupstwa. Autorka zadbała, by wampiry "naprawdę gryzły" (choć nie robią tego jakoś często), a Violet się nie nudziła. Czytelnika rozpieszcza nieco mniej, ponieważ dziewczyna czasami za dużo myśli, a za mało działa (albo odwrotnie: nie myśli wcale, a jednak działa). Co ciekawe, obowiązkowy w tego rodzaju historiach bal nie kończy powieści, ale znajduje się jakoś w pierwszej połowie tomu. Zabieg ciekawy i pokazujący, że można doprowadzić do balu bez całotomowych przygotowań do niego (patrz: Błękit szafiru).

Niestety, Violet Lee nie zdobyła mojego uznania. Podobnie jak Kaspar i Lyla Varnowie czy Fabian. Lyla połączyła w sobie funkcje Alice i Rosalie Cullen ze Zmierzchu (choć nie zdradzę, w jakim stopniu ani sensie), natomiast pozostała trójka przez niemal cały tom na przemian warczała na siebie i miziała się. Sytuacja nieco wyklarowała się w drugiej połowie Kolacji z wampirem, ale złe wspomnienia pozostały.

Kolacja z wampirem to powieść, która powstawała w Internecie. Abigail Gibbs publikowała swoje wypociny w Internecie, a gdy zaczęła, miała 15 lat. Szanuję jej wytrwałość i kreatywność, ale uważam, że historia za bardzo przypomina Zmierzch. Przyjemnym(?) zaskoczeniem była "seksowność" recenzowanej powieści - Gibbs nie czekała z bardziej namiętnymi scenami aż do ostatniego tomu (bo też kto wie, ile tomów będzie liczyć Mroczna Bohaterka?), przez co Kolacja z wampirem to książka dla Czytelniczek powyżej szesnastego roku życia. W utworze nie brakuje także odwołań do damsko-męskich relacji oraz wulgaryzmów.

Kolacja z wampirem może nie jest najgorszą książką o wampirach, jaką czytałam, ale do najlepszej wiele jej brakuje. Naiwne rozwiązania fabularne i irracjonalność zachowań bohaterów to zdecydowane minusy, zaś do plusów mogę zaliczyć drapieżność oraz, hm, zmysłowość. To za mało, by zapewnić Abigail Gibbs miejsce w panteonie najlepszych autorów młodzieżowych, ale dość, by zachęcić mnie do sięgnięcia po kontynuację (Jesienną Różę już prawie skończyłam czytać).
Ocena końcowa: 3/6
Polecam: miłośniczkom romansów w wieku powyżej 16 lat

niedziela, 14 grudnia 2014

Gdzie ta polska wersja? #17


The Nightmare Garden - Caitlin Kittredge
Wszystko, co wiedziała Aoife, było kłamstwem. Jej brata nie ma w Ravenhouse. Jej najlepszy przyjaciel nie jest tym, za kogo go brała. I nie ma czegoś takiego jak Nekrowirus. Jej matka nie oszalała z powodu nieznanej choroby, jest tylko uczulona na żelazo. Jak jak Aoife. Ponieważ ona nie jest zwyczajna. Tak jak jej brat, Conrad, jest w połowie człowiekiem i w połowie Fae, z krainy Cierni. Teraz jest zbiegiem i zaczyna rozumieć, że zniszczenie Silnika Lovecrafta było tylko początkiem katastrofy.
Jej świat rozpada się, kiedy rozpoczynają się sny. Sny o tajemniczej postaci każącej jej iść na północ, na lodowe pustkowia Koła Arktycznego, i znaleźć Braterstwo Żelaza. Posiada ono sekret, który może przywrócić ład na świecie: przedmiot znany jako Zegar Koszmarów, który można posiąść jedynie we snach. Ale czy artefakt da radę naprawić to, co zniszczyła Aoife? Może ktoś wykorzystuje ją do narzucenia na świecie swojego porządku?
Co to jest? Drugi tom Żelaznego Kodeksu, kontynuacja Żelaznego ciernia.
Dlaczego? Przyznajcie, że opis brzmi dość ciekawie. Nawet dla osoby, która nie miała wcześniej styczności z twórczością Caitlin Kittregde.
Szanse na wydanie? Nikłe. Wydanie tego tomu nie leży w najbliższych planach Wydawnictwa Jaguar.

Czytaliście Żelazny cierń? Myślicie, że Jaguar jednak wróci do tej trylogii?

piątek, 12 grudnia 2014

Obecnie się czyta #19

Jesienna Róża (Mroczna Bohaterka, #2) - Abigail Gibbs
Kolejna część internetowej powieści. Główna bohaterka, Jesienna Róża - jedna z epizodycznych postaci Kolacji z wampirem - żyje w świecie równoległym do naszego. Ona jest Mędrcem, ma na ciele liczne blizny, a wokół siebie kilku uroczych młodzieńców... Którego z nich wybierze?
Przeczuwam fabułę równie prostą jak w Kolacji... I bardzo podobną: właściwie zwykła dziewczyna spotyka księcia, trafia do jego pałacu, a później zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Zobaczymy, jak rozwinie się akcja. I ciekawe, jak będzie się miała do Kolacji z wampirem: już dostrzegam pewne nieścisłości fabularne.
Postęp: 56%

Czytaliście Jesienną Różę? Czy może odpuściliście sobie prozę Abigail Gibbs już po Kolacji z wampirem?

środa, 10 grudnia 2014

"Próby ognia" - James Dashner

Tytuł: Próby ognia (org. The Scorch Trials)
Autor: James Dashner
Seria: Więzień Labiryntu #2
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data wydania: 15 listopada 2011 r. (premiera: październik 2010)
Ilość stron: 420

Nie wierzę w to, co napisałam w Obecnie się czyta #18. Choć faktycznie początek Prób ognia trochę mnie zniechęcał do ciągu dalszego - i cieszę się, że się nie ugięłam (w czym spora Wasza zasługa, ponieważ twierdzicie, że później jest lepiej). Żal byłoby nie przeczytać takiej książki!

Po ucieczce z Labiryntu Streferzy mają nadzieję na chwilę spokoju - ale DRESZCZ ma dla nich kolejne wyzwanie. Dwudziestu chłopców - w tym jeden nowy, zastępujący Teresę - ma za zadanie przejść przez Pogorzelisko, zmierzyć się z Poparzeńcami, by ostatecznie dotrzeć do Bezpiecznej Przystani i otrzymać lek na śmiertelną chorobę, którą zostali zarażeni. Okazuje się, że przeciwnikami Thomasa i spółki będą nie tylko szaleni Poparzeńcy, ale też zespół kilkunastu dziewcząt - które najwyraźniej również wyszły z Labiryntu?

Jak wspominałam, początek nie zachęcał mnie do kontynuacji lektury. Miałam wrażenie, że autor postanowił wysłać bohaterów w bezsensowną podróż przez krainę usianą zombiakami - czy Poparzeńcami, jakkolwiek by ich nazwać. Początek wędrówki także zwiastował mocno dziwną fabułę, ale później wszystko się zmieniło. James Dashner porzucił wątek zombie-podobnych Poparzeńców, skupiając się na przyczynach ich choroby. Jednocześnie zagwarantował odbiorcom ciarki, wprowadzając kilku krwiożerczych bohaterów pobocznych. Kiedy już przebrnęłam przez pierwsze rozdziały, nie mogłam się oderwać, śledziłam wydarzenia z zapartym tchem.
Karty książki są gęsto upakowane wartą akcją, choć zdarzają się też wolniejsze fragmenty. Niestety, po zakończeniu lektury jesteśmy równie daleko poznania tajemnic DRESZCZu jak na początku tomu, a sny Thomasa - fragmenty jego wspomnień - raczej irytują, niż dają jakiekolwiek wskazówki.
Za fabularny walor mogę także uznać wątek miłosny - obecny, ale na pewno nie nachalny, nie główny. Po prostu stanowiący element całości, majaczący gdzieś na obrzeżach umysłu Thomasa - a wraz z nim odbiorcy. Naprawdę: wobec tylu zagrożeń, tylu zaskakujących zwrotów akcji, tylu niespodzianek, koncentracja na miłości byłaby irracjonalna. Nie zmienię tego zdania, choć brzmi nieco okrutnie.

Na kartach Prób ognia pojawia się kilka nowych postaci: choćby Szczurowaty (przedstawiciel DRESZCZu) oraz cały dziewczęcy zespół. Spośród tych ostatnich tylko kilka poznajemy bliżej - zresztą nawet Thomas nie zna imion wszystkich Streferów, a przecież spędził z nimi niemało czasu. Skoro jesteśmy przy Thomasie...staje się swego rodzaju centrum wszystkich problemów. Zawsze znajduje się w środku akcji, pozostaje głównym obiektem zainteresowania DRESZCZu - aż do przesady. Zupełnie nie zrozumiałam, dlaczego chłopak został ocalony przez tamtejszych naukowców: przedstawione uzasadnienie było tak mętne i naciągane, że nie byłam w stanie go przełknąć.

Jakość polskiego wydania oceniam wysoko; Papierowy Księżyc zadbał o ładną okładkę (choć oryginalna bardziej mi się podoba) oraz oryginalne numerowanie rozdziałów. W książce nie ma wielkich marginesów ani tracenia papieru na mnóstwo reklam - tylko treść i niezbędne "dodatki". Dopatrzyłam się wprawdzie kilku niewielkich błędów, ale jestem w stanie przymknąć na to oko. Głównie dzięki tłumaczowi, który odwalił kawał dobrej roboty, przekładając "streferski" slang na nasz język ojczysty.

Próby ognia były dla mnie miłym zaskoczeniem, wciągającą opowieścią osadzoną w przerażającym świecie. Jeśli jeszcze nie czytaliście Więźnia Labiryntu (filmu jeszcze nie oglądałam, ale to przecież nie to samo...), zachęcam do nadrobienia tego i sięgnięcia po drugi tom. Jeśli zaś zapoznaliście się z pierwszym tomem trylogii Jamesa Dashnera - chyba nie muszę zachęcać Was do sięgnięcia po Próby ognia?
Ocena końcowa: 5/6
Polecam: miłośnikom antyutopii; fanom serii GONE: Zniknęli, Igrzyska śmierci

niedziela, 7 grudnia 2014

30 Day Book Challenge - dzień 11


Dzień 11 - Książka, której nienawidzisz
Witajcie! Wprawdzie grudzień to miesiąc Bożego Narodzenia, Mikołajek i ogólnej radości, ale ślepy los sprawił, że ten miesiąc zaczynam książką, której nienawidzę... Bez dalszej zwłoki - zaczynajmy :)

Saga Zmierzch - Stephanie Meyer
Nie przeczę, że tetralogia pióra Stephanie Meyer miała na mnie - i prawdopodobnie cały polski rynek wydawniczy - ogromny wpływ. Nie kryję się także z tym, jak bardzo zawiodłam się na tej serii. Opis z okładki zwiastował thriller, tymczasem zawartość okazała się czymś zupełnie innym. Kolejnym gwoździem do trumny była fabuła - czy raczej jej brak, a całość ostatecznie zarżnęła obsada filmowa, czyli Kristen Stewart i Robert Pattinson.

Obsydian (Lux #1) - Jennifer L. Armentrout
Rozpoczynając lekturę Obsydianu oczekiwałam romansu, ale opowieść okazała się zdecydowanie zbyt podobna do Zmierzchu. Przewidywalna i naiwna. Nie poddałam się nawet urokowi Damona. Trzy razy nie dla tej powieści.

Saga o Rubieżach - Liliana Bodoc
Jedno z największych rozczarowań w moim życiu, do tego okraszone wieloma przykrymi wspomnieniami: przestałam czytać na kilka miesięcy, przestałam recenzować... Wszystko przez jedno tomiszcze, przy którego lekturze niesamowicie się męczyłam, które znienawidziłam i którego nie chcę na oczy oglądać.

Jakich książek Wy nienawidzicie? Czy może darzycie wszystkie lektury miłością? :)

piątek, 5 grudnia 2014

Obecnie sie czyta #18

Próby ognia (Więzień labiryntu, #2) - James Dashner
Póki co fabuła wydaje mi się absurdalna. Może nie tyle fabuła, co pomysł  na nią. Dwudziestu chłopców, których przeżyło ucieczkę z Labiryntu, teraz musi przejść przez pustynię pełną Poparzeńców. A że przy okazji czekają na nich najróżniejsze (i najdziwniejsze) próby. Oczywiście człowiek, który miał im wszystko wyjaśnić, zaserwował im tylko ogólniki i mnóstwo obco brzmiących nazw. Tak, przecież ani Gracze... znaczy, ani chłopcy, ani czytelnicy nie muszą wiedzieć, po co dzieciaki trafiły do tej chorej Gry... znaczy, chorego uniwersum!
O ile Więzień labiryntu zachowywał pozory prawdopodobieństwa (może poza telepatią), o tyle Próby ognia to dystopia połączona z science-fiction. Z naciskiem na fiction.
Postęp: 37%

Czytaliście Próby ognia? Osobiście nasłuchałam się wielu negatywnych opinii o tej części i zaczynam powoli rozumieć, skąd mogły się one wziąć :/

środa, 3 grudnia 2014

"Zieleń szmaragdu" - Kerstin Gier

Tytuł: Zieleń szmaragdu (org. Smaragdgrün)
Autor: Kerstin Gier
Seria: Trylogia Czasu #3
Wydawnictwo: Egmont
Data wydania: 15 lutego 2012 r. (premiera: grudzień 2010 r.)
Ilość stron: 456

Zieleń szmaragdu to ostatni tom Trylogii czasu. Oczekiwania miałam wysokie, choć Błękit szafiru nieco je obniżył. Na szczęście trzecia część przygód Gwendolyn i Gideona zyskała coś, czego brakowało części drugiej: sensowną fabułę.

Pomiędzy Gwendolyn i Gideonem układa się coraz gorzej, ku frustracji dziewczyny. Problemy sercowe musi jednak odłożyć na dalszy plan, ponieważ hrabia jest coraz bliżej skompletowania próbek krwi w chronografie. Bohaterowie muszą dowiedzieć się, dlaczego tak bardzo mu na tym zależy, a także dlaczego życie Gwen jest dla niego tak istotne.

W tym tomie fabuła nareszcie rusza do przodu. Wprawdzie Gwen i Gideon muszą wziąć udział w kolejnym balu, ale stanowi on tylko kawałek fabuły (i nie zajmuje całej książki). Gwendolyn zaczyna działać, bohaterowie rozwiązują wiele zagadek (mniej lub bardziej nieoczywistych dla czytelnika) i próbują zapobiec przyszłości, którą zwiastują kolejne przepowiednie. Jednocześnie sporo miejsca poświęcono miłosnym rozterkom panny Shepherd, o czym wspomnę jeszcze nieco później.
Zakończenie zaskakuje, a jednocześnie jest koszmarnie naiwne. Nie chcę zdradzić za dużo, ale wcześniejsze wydarzenia sugerują zupełnie odmienny finisz. Tymczasem...  nie potrafię jednoznacznie stwierdzić, czy taki obrót sprawy mi się podobał czy nie. Doceniam oryginalność i pomysłowość autorki, ale stwierdzam, iż na ostatnich stronach było za dużo lukru.

Gwendolyn Shepherd w tym tomie wyjątkowo działała mi na nerwy. Zazdrość, gorycz, zagubienie związane z Gideonem mogłabym zrozumieć i zaakceptować - choć reagowała zdecydowanie zbyt ekstremalnie. Natomiast czara goryczy przelała się gdzieś za połową utworu, kiedy główna bohaterka - będąc z Gideonem w dość niebezpiecznej sytuacji, a mimo to próbując go pocałować - stwierdziła, że on nie chce jej całować, bo ona całuje źle (!?). Określiłam ją wtedy "tępą dzidą" i ten epitet pozostał w mojej głowie aż do końca Zielenie szmaragdu. "Uroczej" Charlotcie poświęcono nieco więcej czasu, choć głównie w kontekście komediowym. Także przyjaciółka Gwen, Leslie, oraz młodszy brat Gideona, Gabriel, wysunęli się na wyższy plan. O Gideonie wspomnę tylko tyle, że był, odegrał rolę dobrego podróżnika w czasie i człowieka bardzo zatroskanego o dobro Gwen.

Zieleń szmaragdu wyróżnia się naprawdę piękną okładką, a środek - na pierwszy rzut oka - wygląda równie porządnie. Niestety, natknęłam się na kilka dziwnie zbudowanych zdań, np. "przydałaby się Charlotty znajomość krav mage". Wywołały na mojej twarzy uśmiech, aczkolwiek nie powinny się przytrafiać.

Zieleń szmaragdu zaskoczyła mnie, zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. Utwór domknął wszystkie wątki z trylogii, pozostawił autorce możliwość napisania kontynuacji i zagwarantował kilka godzin dobrej rozrywki. Jednocześnie ukazał Gwendolyn w bardzo złym świetle, przedstawił liczne fabularne schematy, a koniec był stanowczo zbyt różowy. Mimo wszystko polecam Wam całą Trylogię Czasu - to ciekawa opowieść dla młodzieży. Zwłaszcza jeśli nie próbuje się nadążyć za "wokółczasowym" bełkotem, za którym nie nadąża nawet narratorka, czyli Gwen.

Ocena końcowa: 4/6
Polecam: miłośnikom powieści młodzieżowych

niedziela, 30 listopada 2014

Gdzie ta polska wersja? #16


Tempestuous -Lesley Livingston


"Nie kocham Sonny'ego Flannery'ego."
To kłamstwo powtarza sobie Kelley Winslow, by chronić ukochanego chłopaka przed jego mocą, o której sam nie wie. Załamany Sonny udaje się do przyczółka ukrytego głęboko pod Nowym Jorkiem.
Jednak Kelley nie zamierza zakończyć tej znajomości ze złamanym sercem. By odzyskać Sonny'ego, musi dowiedzieć się, kto poluje na jego dar i jak użyć własnego. Musi odkryć, kto najmuje Strażników Janusa do polowania na niewinne Faerie. Musi pomóc w odbudowie zniszczonego teatru, który nazwała rodziną. Musi tego dokonać, nie dając się porwać Fenrysowi, którego legendarne kamienne serce zdaje się topnieć w jej obecności.
Co to jest? Trzeci i ostatni tom Oddechu nocy.
Dlaczego? Jak często wspominam w tym cyklu, nie powinno się porzucać serii na tom przed jej zakończeniem. Tak jest i w tym przypadku: Oddech nocy i Mroczne światło zasługują chyba na dokończenie...?
Szanse na wydanie? Niskie. O ile się orientuję, Oddech nocy spotkał się z mniej entuzjastycznym przyjęciem, niż oczekiwano, stąd długi czas oczekiwania na Mroczne światło. Może i Tempestous się doczekamy, za jakiś czas...

Czytaliście Oddech nocy? Sięgnęlibyście po ostatni tom?

piątek, 28 listopada 2014

Obecnie się czyta #17

Kolacja z wampirem (Mroczna bohaterka, #1) - Abigail Gibbs
Nie wiem, co skłoniło mnie do sięgnięcia po Kolację z wampirem.
Główna protagonistka, Violet Lee, ma -naście lat i trafia do domu pełnego wampirów. Naiwne rozwiązanie goni rozwiązanie głupie, a bohaterowie nie poprawiają sytuacji.
Do plusów mogę zaliczyć krwiożerczość wampirów - te żywią się ludźmi i nie błyszczą w słońcu. Za to są wplątani w brytyjską politykę. No i powalają wyglądem - tak jak panna Lee, która oczywiście nie zdaje sobie z tego sprawy.
W powieści występuje też obowiązkowy wątek Wielkiej Tajemniczej Przepowiedni, którą znają wszyscy poza główną bohaterką, której ona dotyczy.
Postęp: 49%

Czytaliście Kolację z wampirem? Cała książka jest utrzymana w podobnym tonie?

środa, 26 listopada 2014

"Wezwanie" - James Frey, Nils Johnson-Shelton

Tytuł: Wezwanie (org. The Calling)
Autor: James Frey, Nils Johnson-Shelton
Seria: Endgame #1
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 12 listopada 2014 r. (premiera: październik 2014)
Ilość stron: 512


Endgame to nie tylko książka. Endgame to gra logiczna, w której każdy czytelnik może wziąć udział. Stawka jest ogromna, ale zagadka nie tak prosta, jak można by sobie życzyć.

Zaczyna się od deszczu meteorytów. Może niedokładnie: na Ziemię spada dwanaście meteorytów, siejąc zamęt w różnych zakątkach naszej planety, niosąc zagładę setkom tysięcy ludzi, a jednocześnie zwiastując początek Gry. Dwunastu Graczy w wieku od 12 do 20 lat, przedstawicieli dwunastu ludów, wyrusza do Chin, by rozpocząć rozgrywkę. Do wygrania jest przetrwanie ich nacji. Droga jest jednak usiana licznymi przeszkodami: logicznymi i personalnymi, ponieważ - nie oszukujmy się - im więcej oponentów, tym mniejsza szansa na nasze zwycięstwo. Ale czy na pewno?

Pominę absurdalność pomysłu (meteoryt mający przetrzebić ludzkość i tym samym zakończyć problemy z przeludnieniem... poważnie?) i skupię się na fabule. Dużym atutem Wezwania jest możliwość obserwowania wydarzeń z perspektywy niemal każdego Gracza. Dodatkowo zastosowano narrację trzecioosobową, co daje czytelnikowi wgląd w myśli każdej występującej w danej scenie postaci (o ile autor stwierdził, że warto mu to umożliwić). Problem w tym, że przy sporym nagromadzeniu protagonistów na kartach panuje chaos: ktoś coś mówi, ktoś inny coś myśli, a odbiorca zastanawia się, o co w ogóle chodzi.
Wezwanie nie ustrzegło się paskudnego mankamentu w postaci rwania myśli i wątków. Gdy postać zaczyna coś pojmować, jej myśli zaczynają się rwać; pojawiają się wielokropki, równoważniki zdań, duża ilość "tych", a czytelnik nic z tego nie wie. Tym samym czuje się jak skończony kretyn: bohater rozwiązał tajemnicę, a odbiorca drapie się w przedziałek. Jednocześnie poczułam się mocno dowartościowana faktem, że udało mi się rozwiązać "trudną zagadkę" przed wyszkolonymi uczestnikami. Konkretnie przed Graczką, która otrzymała wskazówkę oczywistą, a dumała nad nią przez kilka dni.

Warto napisać coś więcej o bohaterach. Charakterystyka każdego z osobna mija się z celem, ponieważ opis dwunastu osób zająłby sporo miejsca. Gracze obdarzeni są zestawami cech charakterystycznych, które ułatwiają odbiorcy rozpoznawanie ich i ewentualną identyfikację z nimi. Bogiem a prawdą, niektórzy uczestnicy zlali mi się w jedno i miałam problemy z ich rozpoznaniem, ale większość zapadła mi głęboko w pamięć. Szczególnie najmłodszy w stawce Baitsakhan, okrutny aż do przesady, oraz niemowa Chiyoko, która na wszystkich patrzyła z góry i określała "głupcami", choć sama do najbystrzejszych (w moim odczuciu) nie należała.

W Obecnie się czyta wspominałam, iż Wezwanie kojarzy mi się z uwielbianymi Igrzyskami śmierci oraz serią GONE: Zniknęli. Analogia do trylogii Suzanne Collins - umieszczenie dwunastu młodych osób na arenie (tym razem ogólnoświatowej) - rzuca się w oczy niemal na początku utworu. Podobieństwo do serii Michaela Granta pojawia się nieco później, kiedy poznajemy bohaterów. Dzieciaki są brutalne i bezwzględne - jak część mieszkańców Perdido Beach - ale znacznie bardziej niż Sam, Astrid i spółka. Powiedzmy tak - jeśli czytaliście GONE: Zniknęli (szczególnie późniejsze tomy), wyobraźcie sobie około sześciu zawodników pokroju Drake'a i sześciu pokroju Caina; otrzymaliście portret grającej w Endgame dwunastki.
Wezwanie wyróżnia się sposobem wydania. Krótkie rozdziały rozdzielają zdjęcia, rysunku, cytaty, zestawy liczb - wskazówki dla czytelników żądnych zdobycia niemałej sumki w dolarach amerykańskich. Ku mojej frustracji, przedstawiana w książce witryna internetowa, na której miałabym się zalogować w celu rozpoczęcia zabawy, odmówiła współpracy. Tracę cenne dni, ktoś może zgarnąć moją fortunę! (I za co ja będę książki kupować? :D)


Wezwanie zawiodło moje oczekiwania. Głównie z powodu irytujących bohaterów (chyba nikogo nie polubiłam) i dziwnego stylu narracji. Do tego doszła wtórność wątków, która jeszcze bardziej zaniżyła moją ocenę. I choć naprawdę zaintrygowała mnie perspektywa zgarnięcia sporej sumki, nie mogę zbyt pozytywnie ocenić pierwszego tomu Endgame. Jeśli Wam nie przeszkadzają przedstawione przeze mnie wady, przeczytajcie. Jeśli natomiast czytaliście GONE i Igrzyska, a "zżynanie" uważacie za sporą wadę utworu, Wezwanie omińcie szerokim łukiem.
Ocena końcowa: 3/6
Polecam: miłośnikom łamigłówek, krwawych powieści

niedziela, 23 listopada 2014

30 Day Book Challenge - dzień 10


Dzień 10 - Książka, która przypomina Ci dom 
Witajcie! Dzisiejsze książkowe wyzwanie jest dość dziwne. "Książka, która przypomina Ci dom"... Nie mogę przypomnieć sobie żadnej książki, która kojarzyłaby się z moim domem, z moim miastem, z moją rodziną...

Stwierdzam, że pod dzisiejsze wyzwanie mogłabym podciągnąć sagę o Ani Shirley autorstwa Lucy Maud Montgomery. Anię z Zielonego Wzgórza, Anię z Avonlea i inne czytałam pod koniec gimnazjum, ale do tej pory pamiętam swoje pozytywne wrażenia z lektury. Wprawdzie nastoletnia Ania nieco działała mi na nerwy, ale ta dojrzalsza, studentka, żona i matka, wydawała mi się postacią wyrazistą i niemal idealną.
Seria ta kojarzy mi się z domem na dwa sposoby. Po pierwsze, podsunęła mi ją Mama. Po drugie, przedstawiony przez panią Montgomery obraz domu i rodziny jest plastyczny i niemal idealny, idylliczny. Do czegoś podobnego chciałabym kiedyś dążyć - tak sądzę w chwili obecnej.

Jakie książki Wam przypominają dom? Albo się z domem kojarzą?

piątek, 21 listopada 2014

Obecnie się czyta #16 + wyniki rozdawajki

Zieleń szmaragdu (Trylogia czasu, #3) - Kerstin Gier
Pierwsze miejsce w rankingu zmotywowało mnie do sięgnięcia po tę książkę. Po Błękicie szafiru byłam daleka od zachwytów, a Zieleń szmaragdu miała być lepsza...
Cóż, póki co nie do końca jest. Niby wątek zaginionego chronografu posuwa się nieco do przodu i mam nadzieję, że końcówka tego tomu mnie pozytywnie zaskoczy. Bo na razie Gwen PONOWNIE trafiła na bal z przeszłości. Bo na razie Kerstin Gier - zamiast skupić się na posuwaniu fabuły do przodu - raczy mnie opisami sercowych rozterek bohaterki oraz konfliktu z rudowłosą Charlottą. Nie tego oczekiwałam po Trylogii czasu, nawet jeśli jej główną protagonistką miała być nastolatka z problemami.
Postęp: 53%
Czytaliście ostatni tom Trylogii czasu? Czy fabuła jest warta tej pięknej okładki? :)

A teraz do rzeczy, czyli wyniki rozdania Swobodnej!
Zgłosiło się siedem osób, którym bardzo dziękuję za zainteresowanie. Po przeczytaniu odpowiedzi większości z Was, okazało się, że nie tylko ja - wybierając pomiędzy przystojniakiem, gwiazdorem i słodziakiem - wybrałabym tego najsłodszego :D
Zatem do sedna! Maszyna losująca z karteczkami z Waszymi nickami została przygotowana
Ślepy los sprawił, że wyciągnęłam następującą karteczkę:

Zwyciężczyni zostanie o tym fakcie poinformowana także mailowo. Gratuluję szczęścia :)

środa, 19 listopada 2014

"Swobodna" - S.C. Stephens

Tytuł: Swobodna (org. Effortless)
Seria: Beztroska #2
Autor: S.C. Stephens
Wydawnictwo: Akurat
Data wydania: 22 października 2014 r. (premiera: czerwiec 2011 r.)
Ilość stron: 622 

Decydując się na lekturę Swobodnej, nie miałam pojęcia, iż jest to drugi tom serii. Zdawałam sobie sprawę, że to historia obyczajowo-romansowa, ale podjęłam rękawicę. I naprawdę nie żałuję.

Kiera jest w szczęśliwym związku z Kellanem, wokalistą Blagierów- niewielkiej grupy rockowej. Ich uczucie zostaje niebawem wystawione na próbę czasu, ponieważ Kellan i jego przyjaciele z zespołu otrzymują propozycje supportowania trasy koncertowej innej znanej grupy. Choć jest to niesamowita szansa, nasz gwiazdor się waha - ze względu na Kierę. Obydwoje, choć darzą się ognistym uczuciem, nie potrafią sobie do końca zaufać. Jak przetrwają półroczną rozłąkę?

Może z tym "niebawem" nieco przesadziłam, ponieważ mija dobre 200 stron, zanim Blagierzy otrzymują ofertę udziału w trasie. Tak czy inaczej, młodzi bohaterowie muszą się rozstać. To Kiera jest narratorką Swobodnej, więc czytelnik pozostaje z nią i śledzi wydarzenia z jej perspektywy. Wbrew pozorom, jej życie nie jest tak nudne, jak mogłoby się wydawać. Młoda kobieta rzuca się w wir studiów i pracy, a na horyzoncie pojawiają się dwa obiekty, które mogłyby zagrozić jej szczęśliwemu związkowi z Kellanem. Młody rockman pojawia się rzadko, ale miałam wrażenie, że nieustannie mi towarzyszył - głównie z powodu Kiery, która niemal nieustannie o nim myślała, pisała do niego, dzwoniła i tak dalej.

Główni bohaterowie mają nieco ponad dwadzieścia lat (dwadzieścia dwa, o ile się nie mylę), więc są praktycznie moimi rówieśnikami. Niestety, chwilami zachowywali się jak dzieci - zwłaszcza gdy przychodziło do jakichkolwiek gestów zazdrości. Ten zarzut kieruję głównie ku Kierze, która wydała mi się okrutnie dwulicowa: kocha Kellana, jest o niego chorobliwie zazdrosna, ma mu za złe posiadanie tajemnic, a jednocześnie sama nie mówi mu wszystkiego. Podczas lektury często zachodziłam w głowę, czy ja sama taka będę, gdy już znajdę "tego jedynego" - mam nadzieję że nie, bo chyba nie każdy chłopak zniósłby takie wahania nastrojów. Sam Kellan rzecz jasna święty nie jest, ale chwilami (zwłaszcza pod koniec książki) autorka kreuje go na zbyt idealnego. Cały czas jest przystojny, seksowny i utalentowany, ale z czasem zyskuje dwie kolejne cechy, które niemal go odrealniają. Nie zdradzę, jakie to przymioty (by nie zaspoilerować Wam drugiej połowy książki) - grunt, że Kellan stał się w moich oczach chłopakiem / narzeczonym / mężem / kochankiem idealnym.
Nie myślcie jednak, że w Swobodnej występuje tylko wzmiankowana wyżej dwójeczka. Niemałą rolę w fabule odgrywają inni Blagierzy, ich dziewczyny - w tym starsza siostra Kiery, Anna - a także koleżanki z pracy Kiery. Na drugi plan wysuwają się także wspomniane w trzecim akapicie "dwa obiekty", których tożsamości oczywiście nie zdradzę. W Swobodnej poznajemy nawet rodziców Kiery - rodziców, którzy najwyraźniej nie pojmują stylu życia swoich córek (i dwudziestolatków w ogóle), a przez to są źródłem wielu zabawnych sytuacji.

Bohaterami Swobodnej są dwudziestokilkulatkowie, a co za tym idzie, ich związek jest inny niż te spotykane w literaturze young-adult. Kellan nigdy nie stronił od seksu (o czym Kiera i czytelnik dowiaduje się od... różnych panienek z Seattle), a Kiera jako jego dziewczyna musi chce go zadowolić. Na szczęście to Kiera jest narratorką w powieści, więc opisy stosunków są delikatne, subtelne, bez wulgaryzmów. Bohaterowie znają liczne przekleństwa, co czasami demonstrują, ale raczej panują nad językami. Mimo wszystko, Swobodną poleciłabym raczej czytelnikom powyżej osiemnastego... no dobra, szesnastego roku życia.

Swobodna pozytywnie mnie zaskoczyła. Spodziewałam się łzawej opowiastki o zdradach i wielkiej, wiecznej miłośni zdolnej pokonać wszelkie zło, a dostałam autentyczną, poruszającą historię dwójki młodych ludzi, którzy się kochają, ale nie potrafią sobie zaufać. Utwór serdecznie polecam, zwłaszcza rówieśniczkom głównej bohaterki - ufam, że, tak jak ja, odnajdą w Kierze cząstkę siebie i razem z nią pokochają Kellana. Ja na pewno sięgnę zarówno po pierwszy tom (Bezmyślna), jak i ostatni (Reckless).
Ocena końcowa: 6-/6
Polecam: młodym kobietom

Jeszcze dziś do północy możecie zgłaszać się do rozdawajki, w której do zdobycia jest Swobodna:
http://moje-czytadla.blogspot.com/2014/11/listopadowy-konkursik.html
 Za egzemplarz do recenzji oraz do konkursu dziękuję Wydawnictwu Akurat
http://www.wydawnictwoakurat.pl

niedziela, 16 listopada 2014

Gdzie ta polska wersja? #15


Boundless - Cynthia Hand

Ostatnie kilka lat przyniosło pół-anielicy Clarze Gardner więcej niespodzianek, niż mogłaby się spodziewać. Od oszałamiających wyżyn pierwszej miłości po dobijające kotliny po stracie kogoś bliskiego. Nie może zaprzeczyć, że nie dane jest jej żyć normalnie.
Poznawszy swoją wyjątkową rolę wśród innych istot anielskiej krwi, Clara zamierza chronić Tuckera Avery'ego od depczącego jej po piętach zła... choć to może oznaczać złamanie serc ich obojga. Opuszczenie miasta wydaje się najlepszym rozwiązaniem, więc wraca do Kalifornii - tak jak Christian Prescott, niesamowity chłopak z wizji, która rozpoczęła jej podróż. Wkraczając w przerażająco nowy świat, Clara odkrywa, że upadły anioł, który ją zaatakował, obserwuje jej każdy krok. Nie tylko on. Zbliża się bitwa z Czarnymi Skrzydłami i Clara wie, że musi wypełnić swoje przeznaczenie. Ale nie obejdzie się bez poświęceń i zdrad.
Co to jest? Trzeci i ostatni (nie licząc dodatków) tom Nieziemskiej.
Dlaczego? Wprawdzie sama Nieziemska nie powaliła mnie na kolana, ale Anielska zbiera lepsze noty niż poprzedniczka, a Boundless (Niespętana) utrzymuje poziom. To przykre, że polscy czytelnicy ponownie nie mogą zapoznać się z końcówką przygód bohaterów. Przecież został tylko jeden tom!
Szanse na wydanie? Bliskie zera. Wydawnictwo Amber - co w sumie nie dziwi - postanowiło nie publikować trzeciego tomu, choć poprzednie zbierały niezgorsze noty. Może jeszcze coś drgnie na tym polu, ale w styczniu 2015 roku miną dwa lata od światowej premiery. No nie wiem, ale raczej nie zobaczymy tej książki w języku polskim....

Czytaliście Nieziemską i/lub Anielską? Co sądzicie o tym sequelu?

piątek, 14 listopada 2014

Obecnie się czyta #15

Wezwanie (Endgame, #1) - James Frey, Nils Johnson-Shelton
Lśniąca złotem okładka i możliwość wygrania sporej sumki w dolarach - ups, pardon, możliwość ocalenia świata przed zagładą - to zachęciło mnie do sięgnięcia po Endgame.
Póki co mam dość dwojakie odczucia. Głównie dlatego, że Wezwanie okrutnie przypomina mi Igrzyska śmierci oraz Gone. Igrzyska - ponieważ mamy dwanaście ludów, młodych wojowników walczących o profity dla swoich narodów. Gone - ponieważ dzieciaki są naprawdę okrutne (kto czytał wzmiankowaną serię, wie, o czym - i o KIM - mówię), co w trylogii Suzanne Collins jakoś schodziło na dalszy plan. Obydwie serie uwielbiam, ale nie podoba mi się takie "zrzynanie" od innych.
Do lektury motywują mnie tajemnice (na której najwyraźniej jestem zbyt tępa, bo nic nie kapuję) oraz ciekawy styl narracji.
Postęp: 56%
Jak widać, postanowiłam powrócić do piątkowego cyklu Obecnie się czyta - mam nadzieję, że Wam to odpowiada :) Stwierdziłam, że w ten sposób nie tylko informuję Was o moich czytelniczych postępach, ale też mogę dawać Wam niejako cynk "tej recenzji spodziewajcie się niedługo".
Czytaliście Wezwanie? Jak oceniacie poziom książki i zagadek?

środa, 12 listopada 2014

"Skok w wizję. Zakazana wiedza" - Stephen R. Donalson

Tytuł: Skok w wizję. Zakazana wiedza (org. The Gap into Vision. Forbidden Knowledge)
Autor: Stephen R. Donaldson
Seria: Skoki #2
Wydawnictwo: Mag
Data wydania: 16 listopada 2012 r. /wydanie II - łączone/ (premiera: lipiec 1992)
Ilość stron: ~480 /wydanie II - łączone/

Dwa tygodnie temu dzieliłam się z Wami wrażeniami ze Skoku w konflikt, dziś napisze co nieco o Skoku w wizję - wdzięcznej i intrygującej kontynuacji.

Morna trafiła na Kapitański kaprys, pod skrzydła Nicka Succorso i jego licznej załogi. Pobyt na pokładzie znacznie odbiega od jej wyobrażeń, Nick okazuje się tyranem, ale panna Hyland ma swój mały sekrecik, dzięki któremu lepiej to wszystko znosi. Kobieta stara się dowiedzieć, jakie plany ma wobec niej kapitan, a jednocześnie próbuje nie popaść w obłęd. Tymczasem Angus trafił do więzienia - i wcale nie spędzi w nim reszty życia, jak można by przypuszczać w świetle jego zbrodni. PZKG ma wobec niego dość specyficzne plany.

W Skoku w wizję na pierwszy plan wysuwa się Morna, która w pierwszym tomie kreowana była na bohaterkę raczej epizodyczną. Jej perypetie na Kapitańskim kaprysie zajmują znakomitą większość książki. Towarzyszymy jej, kiedy stawia pierwsze kroki na pokładzie, poznaje towarzyszy podróży, nawiązuje bliski kontakt z Nickiem, a wreszcie dowiaduje się o... Ha, nie spodziewałam się odkrycia, którego nasza bohaterka dokonała. Za to spodziewałam się wielu rzeczy, które wydarzyły się wcześniej i później. Znacznie lepiej przedstawia się w tym utworze wątek Angusa - szkoda tylko, że poświęcono mu tak niewiele czasu. To właśnie "wredny Thermopyle" wzbudził we mnie więcej empatii niż "kochana Morna".
Oczywiście, Skok w wizję zakończył się tak nagle, że prawie jęknęłam z zawodu. Około stu ostatnich stron okazało się tak zapchanych akcją, intrygą i innymi dobrami, że przeczytałam je błyskawicznie. I nastał koniec... poprzedzony doprawdy absurdalnymi i żałośnie napuszonymi słowami ("Angusie, popełniliśmy zbrodnię przeciwko twojej duszy. Być może jesteś zakałą wszechświata, (...) ale nie zasługujesz na coś takiego."). Prawdziwy koszmar czytelnika - rozstać się z bohaterami w takim momencie!

Porzućmy na chwilę ocenę fabuły i skupmy się na bohaterach. Do tych najważniejszych zaliczam Mornę i Nicka, choć kilku członków załogi Kapitańskiego kaprysu także odebrało niemałą rolę w rozwoju akcji. Morna, jak wspomniałam w recenzji Skoku w konflikt, nie zalicza się do moich ulubionych postaci literackich. Prawdą jest, że przez większość recenzowanej powieści zachowywała się wzorowo - aż zbyt wzorowo. Tak, była to tylko chwilowa poprawa jej stanu, ponieważ pod koniec Skoku w konflikt kobieta stała się jeszcze bardziej irytująca niż wcześniej (a myślałam, że to już niemożliwe!). Mam wrażenie, że Donaldson zamierza wykreować z panny Hyland wariatkę albo wariatkę-geniusza.
Psychika Nicka jest znacznie bardziej stabilna, a tym samym mniej irytująca. Gość ma skłonność do podejmowania ryzyka, jest odważny, a jednocześnie dziwnie oddany Mornie. To chyba jego największa wada - przez większość powieści myślał "nie tą głową, co trzeba". Poza tym, wykreowano go w sposób bardzo dobry.

Ja tu narzekam i narzekam, a tymczasem Skok w wizję naprawdę mnie wciągnął. Może nie od początku, ale po stu-kilkudziesięciu stronach dałam się porwać powieści i zostałam z niej wyrzucona dopiero na końcu. Autor plastycznie opisał scysje międzyludzkie, ciekawie nakreślił wątki science fiction, dynamicznie oddał wszelkie kosmiczne starcia, a tym samym znacznie podniósł poziom przyjemności czerpanej z lektury. Udało mu się uniknąć przesadnie naukowego bełkotu i... aż żal powiedzieć, ale cała powieść mocno, bardzo mocno ucierpiała z powodu jednej denerwującej bohaterki!

Podsumowując, Skok w wizję: Zakazana wiedza mógłby być naprawdę świetnym kawałkiem sci-fi, gdyby nie spory mankament w postaci głównej bohaterki. Jej zachowanie, jej "wnętrze", sama jej obecność mocno przeszkadzały mi w lekturze i skłoniły do obniżenia oceny. Poza Morną, Skok to dobre czytadło, które polecam, nawet bez znajomości Skoku w konflikt.
Ocena końcowa: 4/6
Polecam: miłośnikom science fiction