sobota, 31 grudnia 2011

"Dziedzictwo tom I" - Christopher Paolini

Tytuł: Dziedzictwo tom I (org. Inheritance)
Autor: Christopher Paolini
Seria: Dziedzictwo, #4.1
Wydawnictwo: MAG
Data wydania: 9 listopada 2011 r. (premiera: listopad 2011)
Ilość stron: 400

Spotkaliście się z opinią, że mężczyznę ocenia się nie po tym, jak zaczyna, ale po tym jak kończy? Choć pogląd ten niekoniecznie tyczy się literatury, i w jej przypadku można go przytoczyć. Oto przed nami początek końca, czyli pierwszy tom ostatniej części tetralogii (pierwotnie trylogii) Dziedzictwo.

Szczegółowe opisywanie fabuły tego woluminu mija się z celem, ujawniłoby zbyt wiele tajemnic wcześniejszych części. Przypomnę więc jedynie ogólny rys: piętnastoletni wieśniak imieniem Eragon znajduje w lesie dziwny niebieski kamień. Jak się okazuje, jest to jajo - smocze jajo - z którego niebawem wykluwa się Saphira, ostatnia smoczyca. Młody bohater nagle staje się Smoczym Jeźdźcem, którego przeznaczeniem jest obalenie okrutnego i bezwzględnego władcy Alagaesii, potężnego maga i Smoczego Jeźdźca, Galbatorixa. Czy podołają tej misji? Czy dobro po raz kolejny zatryumfuje?

Dziedzictwo to definitywnie ostatnia część serii, pora pozamykać wiele rozpoczętych wątków. Po mało emocjonującym (właściwie usypiającym) Brisingrze, nadchodzi czas na przyspieszenie tempa wydarzeń. Paolini serwuje wiernym czytelnikom batalistyczną ucztę: znajdziemy tu aż trzy poważne starcia między dobrem i złem. Ich ocena zależy od gustu, bowiem autor opisuje starcia drobiazgowo, każdy unik, machnięcie jest "uwiecznione" na papierze. Wprowadza to pewne ograniczenia (w walce towarzyszymy tylko głównemu bohaterowi, nie znamy działań pozostałych) i może irytować; mnie nie przeszkadzało, ale też niespecjalnie zachwycało.

Oczywiście książka opisuje nie tylko walki i nie tylko dzieje Eragona. Istotną postacią jest też jego kuzyn Roran, który dołączył do plejady najważniejszych bohaterów już w Najstarszym, kiedy to wyprowadził wieśniaków z Carvahall (w tym miejscu na klawiaturę cisnęły mi się słowa "...swój lud z Egiptu" XD). Dopóki krewniacy działają w dwóch różnych miejscach - czyli mniej więcej do połowy tomu - co kilka rozdziałów "przeskakujemy" między nimi, później akcja ogranicza się do jednego obozu. A tam mamy wszystkiego po trochu: miłości, radości, ale właściwie żadnych nowych wątków pobocznych! Najwyraźniej pan Christopher na koniec odpuścił sobie sztuczne wydłużanie powieści - to na plus. Na minus: brak niespodziewanych zwrotów akcji. Tylko raz poczułam się zaskoczona, pozostałych fabularnych zawijasów niespodziankami bym nie nazwała.

Bohaterów zdążyliśmy poznać w poprzednich częściach. Ucieszyłam się, że autor nie uciekł się do praktykowanego przez wielu pisarzy sztucznego "dramatyzowania" przez uśmiercanie ważnych postaci w hurtowych ilościach. Jak to na wojnie, ofiary się zdarzają, ale bez przesady (tak, piję tutaj do siódmego tomu serii o bliznowatym czarodzieju w okrągłych okularkach). Czy drugi tom przyniesie więcej takich zagrań? Oby nie...

Mam jednak przykre wrażenie, że Paolini pisał ten tom niedbale, jak najszybciej, na czym ogromnie ucierpiały język i styl. Częste powtórzenia, ubogie słownictwo (a może to wina tłumacza?), maksymalne ograniczenie długich i drobiazgowych opisów, które tak polubiłam w poprzednich częściach... Ten tom czytało mi się zdecydowanie najtrudniej, mimo ciekawszej niż w Brisingrze fabuły.

Na koniec słówko o polskim wydaniu. MAG podjął kontrowersyjną decyzję i podzielił Inheritance na dwa tomy. Z jednej strony to dobra decyzja: książkę otrzymaliśmy na drugi dzień po światowej premierze, do tego czyta się łatwiej: literki i odstępy między liniami są większe, marginesy (zwłaszcza wewnętrzne) szersze. Z drugiej: czytelnik musi zapłacić dwukrotnie... Tłumaczenie jest bardzo dobre, błędy sporadyczne. Okładka właściwie identyczna z oryginałem - stonowana zieleń, ciekawa jestem co to za smoczek ;)

Pierwszy tom Dziedzictwa niestety nie spełnił moich oczekiwań. Owszem, dzieje się więcej, z kart wręcz wylewa się akcja, ale to już nie to samo. Gdzieś zniknął urok poprzednich części, ulotniły się pobudzające wyobraźnię opisy. Mam nadzieję, że tempo wydarzeń w drugim tomie nie zwolni, a autor przygotował dla czytelników coś ekstra. Szkoda byłoby, gdyby seria zawiodła na samym końcu (Eragon dużo bardziej mi się podobał)...
Ocena końcowa: 4-/6
Polecam: fanom serii; miłośnikom historii o smokach, magii, potyczkach między fantastycznymi rasami

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu MAG
 
++++++++++

A teraz czas na podsumowanie roku 2011, który w dniu dzisiejszym żegnamy!

Odkąd założyłam bloga (23 grudnia 2010 - jakoś umknęła mi ta rocznica :( ) opublikowałam 113 postów. Dzięki Wam przetrwałam pierwszy roczek i mam nadzieję, że w 2012 roku dalej będziecie mnie wspierać :) Bowiem nic tak nie motywuje jak widok kolejnych komentarzy pod recenzjami - szczególnie tych troszkę dłuższych niż "(nie) przeczytam", ale i takimi nie gardzę, bo sama nieraz podobne zostawiam. Ogólnie doliczyłam się 1334 komentarzy - kolejna rocznica zwiała (chciałam jakoś uczcić tysięczny, teraz poczekam na 1500).

W roku pańskim 2011 przeczytałam 92 książki - jestem ogromnie zadowolona z tego wyniku (zakładałam jakieś 60...). Prawdopodobnie wszystkie zostały zrecenzowane, starałam się publikować recenzje po każdej skończonej lekturze.

Nawiązałam też współpracę recenzencką z kilkoma wydawnictwami. Szczególnie blisko związałam się z Wilgą - dziękuję Pani Agato, za wszystko! Każda współpraca bardzo mnie cieszy i motywuje, żeby czytać  więcej i pisać lepsze - ale niekoniecznie pochlebne - recenzje. Taki obowiązek / przywilej recenzenta :D

W nowym roku chciałabym życzyć Wam, drodzy Czytelnicy, szczęścia i spokoju, spełnienia marzeń i wielu przyjemnych chwil. Zamierzam też zorganizować jakąś spóźnioną, urodzinową wygrywajkę - muszę tylko wymyślić, co Wam podarować :)

Do siego roku 2012!!

środa, 28 grudnia 2011

"Granica" - Zofia Nałkowska

Ponownie uraczę Was dzisiaj recenzją bardziej szkolną niż rozrywkową. Niestety, w Boże Narodzenie najpierw jest mnóstwo roboty przy przygotowaniach, później trzeba się zregenerować, na samym końcu pozostawiając ukochane hobby. Następnym razem będzie coś bardziej rozrywkowego :)
 I odnośnie moich życzeń (TOP 10 #1): Mikołaj przyniósł mi tylko (a właściwie AŻ) Czerwień rubinu i Błękit szafiru. Czuję może leciutki zawód, ale taki naprawdę niewielki, bo seria autorstwa pani Gier wydaje się być warta miejsca na półce w pokoju!

Tytuł: Granica
Autor: Zofia Nałkowska
Wydawnictwo: Sara
Data wydania: 21 sierpnia 2007 r. (premiera: 1935 r.)
Ilość stron: 256

Zofia Nałkowska była kobietą aktywną, udzielała się w polityce, pisała wiele wierszy, nowelek, wreszcie powieści. Niedawno przypadła 57. rocznica jej śmierci, a mnie wypadło zapoznać się z jedną z jej pozycji literackich. Przed Wami Granica (mojej wytrzymałości :)).

Zenon Ziembiewicz to właściwie typowy obywatel. Najpierw wyjechał na studia do miasta - tam poznał wysoko urodzoną Elżbietę Biecką, którą pokochał. Naukę kontynuował w Paryżu. Wróciwszy do kraju, spotkał Justynę Bogutównę - ubogą córkę kucharki. Także do niej poczuł miętę. Na którą się zdecyduje?

Granica to przede wszystkim studium męskiej psychiki. Zenon miał nieszczęście być synem lekko dysfunkcyjnego ojca, który zdradzał matkę na prawo i lewo. Młodzian, jak wielu współczesnych nastolatków, pragnie być inny niż rodzice; okazuje się, że to nie takie łatwe. Młody Ziembiewicz nie należy do monogamistów, dba przede wszystkim o siebie i raczej nie wzbudza sympatii. Robi oszałamiającą karierę, ale czy pieniądze, praca oraz piękna, bogata i uległa żona to naprawdę wszystko, czego potrzeba mężczyźnie?

Na kartach powieści śledzimy przede wszystkim perypetie wspomnianej wyżej trójki, ale istotną rolę odgrywają także postaci poboczne, których jest całkiem sporo. Łatwo pogubić się w natłoku nazwisk, ponieważ - jak w prawdziwym życiu - bohaterowie pojawiają się i znikają, by później powrócić. Ilekroć pojawia się nowa osoba, pani Zofia przedstawia nam jej dotychczasowe dzieje, często wyjaśniające jej problem lub motywacje. Muszę przyznać, że poznawanie losów tak wielu postaci bardzo mi odpowiada, ale potrafi wprowadzić zamieszanie...

Książce nie można również odmówić dopracowania pod względem fabularnym. Ta historia to samo życie, którego scenariusz pisze złośliwy los. Wydarzenia zaskakują, choć w pewnym stopniu można się ich spodziewać (czyż to nie ironia?). Powieść porusza naprawdę mnóstwo problemów, które są aktualne także współcześnie.

Kończąc tę recenzję, pragnę mimo wszystko polecić Wam lekturę Granicy. Książka nie jest gruba, pod względem fabuły i konstrukcji bohaterów stanowi istny majstersztyk. Co więcej, w niewymuszony sposób pobudza rozważań nad naturą człowieka wywodzącego się z dysfunkcyjnej rodziny - pragnącego się zmienić, ale nie mogącego się przełamać... Sięgnijcie, nie powinniście się zawieść!

Ocena końcowa: 4/6
Polecam: miłośnikom powieści obyczajowych ze świetnymi kreacjami bohaterów

sobota, 24 grudnia 2011

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia :)

Lekko spóźnione, ale jak najbardziej szczere życzenia
szczęścia, zdrowia, powodzenia,
spełnienia wszystkich marzeń,
wielu przyjemnych chwil nad książkami
(ale pamiętajcie - literatura to nie wszystko),
Świąt spędzonych w gronie rodzinnym,
wielu wspaniałych prezentów,
śniegu po kolana i powodzenia w życiu osobistym
(oraz zawodowym / szkolnym)

Wszystkim Czytelnikom

życzy Dusia

poniedziałek, 19 grudnia 2011

"Jądro ciemności" - Joseph Conrad

Tytuł: Jądro ciemności (org. Heart of Darkness)
Autor: Joseph Conrad
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 23 sierpnia 2011 r. (premiera: październik 1899)
Ilość stron: 112

Tak, wiem - nie powinno się recenzować szkolnych lektur. Głównie dlatego, że każdy powinien się z nimi wcześniej czy później zapoznać. Dzisiaj jednak chciałabym Wam przybliżyć Jądro ciemności - klasyczne, raczej krótkie dzieło o tropikalnej Afryce. Bardzo smutnej Afryce.

Na pokładzie statku grupa przyjaciół, z braku innego zajęcia, zaczyna opowiadać różne historie. Jeden z mężczyzn, Marlow, przywołuje z odmętów pamięci swoje przygody sprzed kilku lat. Przypomina swoją pierwszą podróż do Afryki, dokąd podążył śladami słynnego natenczas Kurtza - podróż w sensie geograficznym oraz psychologicznym, wgłąb Czarnego Lądu i ludzkiego "ja". Podróż, podczas której doświadcza momentów smutku i refleksji oraz radości - choć tych pierwszych jest zdecydowanie najwięcej. W kolonii bowiem po raz pierwszy spotyka się z Murzynami. Z istotami traktowanymi na równi, lub nawet gorzej, niż zwierzęta czy przedmioty...

Podczas lektury wraz ze słuchaczami ze statku widzimy czarnoskórych niewolników, wykorzystywanych przez "perfekcyjnego" Kurtza. Obserwujemy przemianę szlachetnego i ambitnego, lecz zagubionego przedsiębiorcy i artysty w bezwzględnego tyrana. Mężczyzna, który przyjechał do Konga, by się dowartościować, odkrył w sobie chęć do dominacji i został bezwzględnym panem "ciemnego ludu". Najtragiczniejsze w tej historii był chyba fakt, że Kurtz zdawał sobie sprawę ze swojej słabości, ze wszystkim zmian i nie potrafił sobie z nimi poradzić. W gruncie rzeczy nie zmienił się: wciąż nie był idealnym człowiekiem, jakim chciał się stać. Autor poczynił wiele słusznych obserwacji, które można jednak podsumować krótkim "Każdy z nas ma w sobie ukrytego tyrana".

Książkę oceniłabym o wiele, wiele wyżej, gdyby nie naprawdę toporny i ciężki w odbiorze styl autora. Narratorem powieści jest Marlow, który nie wszystkie wydarzenia podaje w chronologicznej kolejności, zdarza mu się przerywać jakiś wątek i później do niego wracać; nie używa nazwisk, rzadko w bezpośredni sposób pisze, z kim w danej chwili rozmawia. Wreszcie - kuleje podział na akapity. Nie sądziłam, że wcięcia w tekście tak ułatwiają lekturę! Autor realistycznie i barwnie opisuje świat przedstawiony, w czasie czytania czułam gorący klimat Afryki...

Jądro ciemności byłoby świetną lekturą, gdyby nie ciężki język. Owszem, tematyka jest raczej ciężka i czytanie raczej nie przyniesie przyjemności, ale warto się z nią zapoznać. Zwracając szczególną uwagę na wszystkie ukryte prawdy i aluzje; to one stanowią kwintesencję tego utworu i jego największą zaletę.
Ocena końcowa: 3/6
Polecam: wszystkim (teoretycznie to lektura w liceum, ale nie wszyscy ją omawiają)

piątek, 16 grudnia 2011

"Całując grzech" - Keri Arthur

Tytuł: Całując grzech (org. Kissing Sin)
Autor: Keri Arthur
Seria: Zew nocy, #2 (org. Riley Jenson Guardian)
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Data wydania: 15 czerwca 2011 r. (premiera: styczeń 2007)
Ilość stron: 440

Pierwsza część serii Zew nocy autorstwa Keri Arthur niespodziewanie mi się spodobała. Czy drugi tom okaże się godnym następcą?

Riley Jenson powraca... niespodziewanie. Budzi się zupełnie naga, nie pamięta wydarzeń sprzed kilku ostatnich dni, co więcej niemal natychmiast zostaje zaatakowana i ledwo uchodzi z życiem... Podczas próby ucieczki poznaje Kade'a - zmiennokształtnego, zdolnego przemienić się w konia - bardzo jurnego ogiera, ale o tym za chwilę. Do tego duetu dołączają bohaterowie znani ze Wschodzącego księżyca - jej brat Rhoan, szef departamentu Jack oraz przystojny i uroczy wampir Quinn. Razem chcą dowiedzieć się, kto i po co uwięził Riley i Kade'a. A przy okazji nie stronią od zabawy, szczególnie tej "tylko dla dorosłych". Wilkołacza krew nie da przecież o sobie zapomnieć...

Drugi tom serii utrzymuje podobny poziom fabularny co pierwszy. Dynamiczna akcja nie pozwala czytelnikom nawet na chwilę odpoczynku, ciągle coś się dzieje. Wydarzeniom nie brakuje tajemniczości, główny sekret pozostaje nierozwiązany właściwie do samego końca książki. Pozytywnie zaskoczyła mnie pomysłowość autorki przy wymyślaniu kolejnych "misji", którym muszą stawić czoła bohaterowie. Z drugiej strony miałam wrażenie, że zachowanie głównego informatora bohaterów (czyli Mishy) było przekombinowane, zbyt unikał podsuwania najistotniejszych szczegółów. Nie zabraniam mu zabawy, ale z czasem robiło się to irytujące. Brakowało mi też zaskakujących zwrotów akcji - wartki jej przebieg to nie wszystko.

W porównaniu z częścią pierwszą, Całując grzech lekko ogranicza ilość scen erotycznych - ale niewiele. Jest ich troszkę mniej, jednak ich opisy są bardziej szczegółowe, a same akty bardziej brutalne. Czy to dobrze czy źle - zależy od odbiorcy. Mnie one trochę odrzucały (choć nie tak jak w Córce burzy Richelle Mead). Książka byłaby równie dobra bez scen seksu - może szeroki świat myśli inaczej...?

Spieszę pochwalić warsztat autorki. Keri Arthur nie jest już debiutantką, w Całując grzech pokazuje, na co stać doświadczonego autora. Wydarzenia opisane są niesamowicie plastycznie i dynamicznie, kolejne strony prawie same się odwracają. Także scenom erotycznym nie można odmówić sugestywności i oddziaływania na wszystkie zmysły czytelnika. Za drobny mankament uznaję "przegadanie" książki, ale tutaj dialogi przeważnie wnoszą coś istotnego do fabuły.

Na zakończenie pragnę wspomnieć o polskim wydaniu. Okładka utrzymana została w tym samym stylu co we Wschodzącym księżycu (początkowo pomyliłam te dwa tomy, tak bardzo są do siebie podobne). Tłumaczenie jest bardzo dobre, uwzględnia wszystkie przekleństwa i niecenzuralne słowa (których jest całkiem sporo), ale pod koniec książki kuleje korekta. Trochę szkoda, ale ten mankament nie wpływa w jakiś znaczący sposób na przyjemność z lektury.


Jeśli spodobał Wam się Wschodzący księżyc, także Całując grzech przypadnie Wam do gustu (i odwrotnie). Książka pozytywnie zaskakuje dynamiką, rozczarowuje dużą ilością erotyki i brakiem emocjonujących zwrotów akcji. Dla miłośników romansów paranormalnych i urban fantasy Zew nocy to pozycja obowiązkowa. Pozostałym mogę polecić jako kawał dobrej, dynamicznej historii o seksie - sami zdecydujcie, czy to coś dla Was.
Ocena końcowa: 5-/6
Polecam: miłośnikom romansów paranormalnych i urban fantasy


Za egzemplarz recenzencki dziękuję Instytutowi Wydawniczemu Erica.

wtorek, 13 grudnia 2011

"Bezduszna" - Gail Carriger

Tytuł: Bezduszna (org. Soulless)
Autor: Gail Carriger
Seria: Protektorat parasola, #1 (org. Parasole Protectorate)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 22 marca 2011 r. (premiera: październik 2009)
Ilość stron: 320 

Klimat wiktoriańskiej Anglii jest absolutnie niepowtarzalny. Osobiście uwielbiam wszelkie powieści osadzone w tych realiach - piękne suknie, pierwsze maszyny parowe, przygody Sherlocka Holmesa. Dlatego moje spotkanie z Gail Carriger i jej Bezduszną musiało w końcu dojść do skutku. I oto wrażenia z lektury...

W dziewiętnastowiecznym Londynie obok siebie żyją ludzie, wilkołaki, wampiry i inne istoty nadprzyrodzone. Wśród nich - Alexia Tarabotti - niewiasta nieposiadająca duszy. Mająca za to wybuchowy charakterek i nieodłączną towarzyszkę - parasolkę. Podczas pewnego przyjęcia kobieta zostaje zaatakowana przez wampira, na skutek czego krwiopijca traci życie. Sytuacja raczej nietypowa, zaczyna się śledztwo, w które mocno angażuje się niejaki lord Maccon - dobrze znany pannie Tarabotti wilkołak. Okazuje się, że ostatnio przedstawiciele tej ssącej rasy w tajemniczych okolicznościach znikają, za to pojawiają się zupełnie nowe... Czy Alexii uda się dowieść swojej niewinności i odnaleźć winnego? A może (wreszcie, na złość niesympatycznej rodzince) znajdzie sobie męża?

Pomysł na fabułę nie należy do najbardziej oryginalnych czy ambitnych. Ot, kolejna historia z paranormalnymi postaciami i romantycznym wątkiem w tle. Ale pani Carriger wykazała się oryginalnością już przy nazewnictwie: na przykład siedziba wampirów to ul, ich przywódczyni to królowa, a trutnie to... z resztą domyślcie się sami. W książce znajdziemy momenty godne oznaczenia +18. Takich scen nie ma wiele, opisane są pobieżnie i "nieuświadomiony" czytelnik może ich nawet nie dostrzec (hm... chociaż tak się zastanawiam, czy to w ogóle jeszcze możliwe ;)). Opowieść wciąga od samego początku, lektura nie dłuży się - głównie za sprawą...

Niesamowitego języka! Nie mogę się nadziwić, że debiutująca autorka w takim stopniu opanowała niełatwą sztukę pisania w sposób lekki i przyjemny w odbiorze. Łączy zwięzłe, inspirujące wyobraźnię opisy (szczególnie sukni - jednego z najbardziej charakterystycznych elementów epoki), wartką akcję i niewymuszony, momentami lekko prostacki humor. Historię opowiada nam wszechwiedzący narrator, który doskonale zdaje sobie sprawę z tego, iż ma odbiorcę (stąd zwroty typu "Zważcie iż...") i za pomocą anegdotek, zabawnych dopowiedzeń uprzyjemnia czytanie.

Bohaterowie stanowią niezwykle barwną i przemyślaną menażerię. Oprócz panny Tarabotti, której głównym zmartwieniem wcale nie są nadprogramowe kilogramy a brak męża i niemożność stania się wzorową panią domu (czyli ideałem wiktoriańskiej kobiety), spotykamy przedstawicieli wampirów (lord Akeldama) i wilkołaków (wspomniany Maccon). Zwykli ludzie stanowią odległy plan i kreowani są na "ograniczonych" konserwatystów (rodzina Alexii) lub beztroskie trzpiotki (najlepsza przyjaciółka). Moją sympatię zdobyli wszyscy, a sympatyczni bohaterowie to niemal połowa sukcesu powieści.

Nie zawodzi również polskie wydanie. Tytuł stanowi dokładne tłumaczenie oryginału (rzadko spotykana rzecz...). Tłumaczka wyśmienicie poradziła sobie z gawędziarskim stylem narratora oraz oddaniem klimatu epoki, a korekta zadbała, by błędy nie raziły oczu upierdliwego czytelnika ani recenzenta. Dobrym pomysłem było pozostawienie oryginalnego projektu okładki, ale ta cna niewiasta raczej Alexią nie jest (chyba że wybujały biust w XIX wieku wyglądał inaczej niż teraz...).

Bezduszna to niesamowicie wciągająca i przyjemna historia godna polecenia każdemu, komu niestraszne lekko paranormalne klimaty. Nawet panowie powinni czuć się usatysfakcjonowani - akcji jest tu co nie miara. Jestem pewna, że podczas lektury nikt nie będzie narzekać na nudę, a Wasz humor ulegnie zdecydowanej poprawie. Aż do ostatniej strony - niestety, to już koniec...
Ocena końcowa: 5+/6
Polecam: miłośnikom wiktoriańskich klimatów

++++++++++

Zainteresowanych kupnem trzech wydanych dotychczas tomów Protektoratu parasola odsyłam do Empików (tam na pewno są, czy gdzieś indziej - nie wiem), gdzie czeka na Was wyjątkowa okazja! Pakiet trzech książek za 69,90 zł :)

Jeszcze ciekawa zapowiedź od Prószyńskiego i S-ki:
Dzieci demonów - J.M. McDermott
Pełnokrwiste, mroczne fantasy o świecie skażonym przez demony
Bezimiennych,  sługi bogini Elishty, przed laty zapędzono do podziemi. Niestety, ich pomiot, zrodzony przez śmiertelne kobiety, wciąż plugawi te ziemie. To półdemony, przeklęta krew. Wszystko, czego dotkną, zostaje skażone. Chroniący się w miastach ludzie wysłali ich tropem Wędrowców Erin Błogosławionej, biegających z wilkami, członków watahy. Wędrowcy nie spoczną, dopóki nie wytropią ostatniego z dzieci demonów. Co jednak, jeżeli potomkowie Bezimiennych mają dusze?
Na jednym z największych amerykańskich serwisów poświęconych fantastyce, SF Signal, powieść McDermotta otrzymała pięć gwiazdekmaksymalną ocenę!
Premiera: 17 stycznia 2012 r.
Ilość stron: ??
Cena: 32 zł
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 

sobota, 10 grudnia 2011

"Faza trzecia: Kłamstwa" - Michael Grant

Tytuł: Faza trzecia: Kłamstwa (org. Lies)
Autor: Michael Grant
Seria: GONE: Zniknęli, #3
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 20 października 2010 r. (premiera: maj 2010)
Ilość stron: 400 

Są filmy, których wielokrotne oglądanie sprawia mnóstwo przyjemności. Są potrawy, których nigdy nie mamy dość. I są książki, których lektura kojarzy się wyłącznie dobrze. Właśnie do takich pozycji zaliczyłabym serię GONE: Zniknęli, której trzeci tom pragnę Wam dzisiaj przybliżyć.

Od początku ETAPu minęło już siedem miesięcy. Małoletni mieszkańcy Perdido Beach jako tako uporali się z klęską głodu, ale zaraz po niej pojawił się kolejny problem: nadprzyrodzone moce, którymi zostały obdarzone niektóre osoby. Do tego dzieciaki, pozbawione nadzoru dorosłych, coraz śmielej sobie poczynają, wybuchają pierwsze bunty, a Gaiaphage nie śpi... U jednej z bohaterek pojawiają się też paranormalne zdolności - podobno ma kontakt z rodzicami po drugiej stronie muru... Czy Sam, Astrid, Edilio i reszta dadzą radę przetrwać? Czy wreszcie między wrogimi obozami prowadzonymi przez Sama i Caine'a zapanuje rozejm? Wreszcie: czy wyjście z ETAPu okaże się wreszcie możliwe?

Mnogość pomysłów autora i poruszonych problemów przyprawia o zawrót głowy. W pozytywnym tego zwrotu znaczeniu. Fabuła mknie do przodu z prędkością światła, nie ma czasu nawet na odrobinę nudy. Co ważniejsze, pan Grant nie powiela pomysłów z poprzednich tomów, unika też czerpania pełnymi garściami z innych powieści młodzieżowych czy antyutopijnych. Pozostaje oryginalny, zaskakuje czytelnika - i za to mu chwała, wobec zalewu amerykańską tandetą "ona-zwykła-a-on-dziwak".

Lekturę jeszcze bardziej usprawnia i uprzyjemnia lekkie pióro autora. Widać, że nie jest debiutantem, potrafi malowniczo opisać sytuację, w niewielkiej ilości słów zawrzeć maksimum treści, która oddziałuje na wyobraźnię odbiorcy. Grant nie skupia się na detalach, pobieżnie opisuje krajobrazy czy postaci - a i tak z łatwością je sobie wizualizowałam. Autor do perfekcji opanował stopniowanie napięcia i kreślenie dynamicznych scen; podczas lektury czułam, jakbym stała tuż obok bohaterów.

Będąc przy postaciach, również nie mogę nie pochwalić pana Michaela. W swojej serii zadbał o realizm charakterów, początkowo nakreślił ich ogólne wizerunki, ale wraz z rozwojem wydarzeń, kolejnymi wyborami, obserwujemy bardzo życiowe metamorfozy. Jak to mówią, tylko krowa nie zmienia zdania - autor doskonale o tym wie i ukazuje, jak bardzo na młody umysł wpływa otoczenie i brak wsparcia dorosłych.

Do zalet muszę też zaliczyć pracę polskiego wydawcy, który zadbał o staranny przekład i edycję oraz odpowiednią (oryginalną amerykańską) okładkę. Obwoluta brytyjska dużo mniej mi się podoba - czarna, nieatrakcyjna, nudna... A nasza jak zwykle przedstawia czwórkę bohaterów (dwójka z przodu, dwójka z tyłu). Osobiście uwielbiam rozgryzać, kto jest kim ;)

Fazę trzecią: Kłamstwa polecam. To lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy zaczęli przygodę z serią GONE. Natomiast jeśli jeszcze nie trafiliście do Perdido Beach, w którym życie płynie bez dorosłych i młodzieży powyżej piętnastego roku życia, zachęcam Was - nadróbcie to jak najszybciej. Nie pożałujecie swojej decyzji!
Ocena końcowa: 5-/6
Polecam: poszukującym antyutopijnych historii młodzieżowych

++++++++++


wtorek, 6 grudnia 2011

"Umarli czasu nie liczą" - Kim Harrison

Tytuł: Umarli czasu nie liczą (org. Once Dead, Twice Shy)
Autor: Kim Harrison
Seria: Madison Avery, #1
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 24 lutego 2010 r. (premiera: maj 2009)
Ilość stron: 272

Kim Harrison kojarzyłam z Empiku, z półki dumnie nazwanej "fantastyką zagraniczną", gdzie można znaleźć jej serię zatytułowaną Zapadlisko. Nie miałam okazji się z nią zapoznać, ale porwałam się na pozycję (teoretycznie) lżejszą, skierowaną do młodzieży...

Nastoletnia Madison Avery nie jest kolejną zwykłą nastolatką, jakich wiele we współczesnych powieściach dla młodzieży. Znaczy... Kiedyś taka była, ale od jakiegoś czasu zalicza się do nielicznie reprezentowanego gatunku "umarłych" - z tą różnicą, że ona w pewnym sensie żyje, bo ma ciało i chodzi do szkoły. Co więcej, wciąż istnieje ktoś, komu zależy na jej śmierci. Jej niedoszły zabójca chce dokończyć dzieła i na dobre się jej pozbyć. Po co? Kim jest ten nikczemny typ? Czy Madison poradzi sobie w starciu z siłami zła i przeżyje?

Nie wiem, jak spodobał Wam się powyższy opis, ale mnie bez wątpienia by zaintrygował. Historia wydała mi się nietypowa, a koleżanka zachwalała: pomysłowe, "nieoblatane"... Rzeczywistość okazała się dużo mniej różowa! Zacznijmy od tego, że Umarli czasu nie liczą to kontynuacja opowiadania zawartego w antologii Bale maturalne z piekła rodem. Pomysł mocno średni, biorąc pod uwagę, że nie wszyscy o tym wiedzą. Ja, nie znając tego prologu, nie mogłam połapać się w sytuacji. Jest dziewczyna, jakiś amulet, jacyś żniwiarze ciemności... Dopiero po jakimś czasie na tyle zorientowałam się w akcji, by móc czerpać z niej jako-taką przyjemność.

Ale tylko jako-taką, ponieważ autorka nie zachwyca warsztatem. Wpadłszy na oryginalny pomysł nieumarłej zmarłej, którą pragnie dopaść obdarzony nadprzyrodzonymi siłami demon, koncentruje się na wątku miłosnym - mdłym, nienaturalnym i wymuszonym. Wybranek Madison zaczyna się nią interesować z dnia na dzień, zrywa ze swoją przeszłością i bezgranicznie oddaje się nowemu uczuciu... Heloł, życie to nie bajka, nastolatki niekoniecznie chcą czytać o takich wydumanych miłostkach!

Co z tego, że pod całą tą warstwą lukru może czaić się fajna opowieść? Nawet język, którym operuje pani Harrison, pozostawia wiele do życzenia. Pamiętnikarska narracja z punktu widzenia Madison nie ułatwiała mi lektury, podobnie jak jej niesamowita powierzchowność, o której niemal cały czas się wspomina. Bohaterowie także leżą, w ogóle ich nie poznajemy - pełnią rolę tła dla paranormalnej historii, która z kolei jest tłem dla historii miłosnej...

Polskie wydanie nie należy do najlepszych (kilka błędów), ale nie jest źle. Nasza okładka jakby lepiej oddaje kolor włosów Madison, ale mam wrażenie, że ten odcień różu/fioletu niezbyt pasuje do całości... Choć to moje osobiste zdanie.

Umarli czasu nie liczą okazali się porażką. Nie liczyłam na wiele: najwyżej kilka godzin mało ambitnej rozrywki przy romansie paranormalnym (przypuszczałam, że to pierwszy - jakby wstępny - tom trylogii). I tak się zawiodłam, bo książkę męczyłam - dosłownie - chyba pięć wieczorów. Już dawno tak często nie przysinałam podczas lektury... Po drugi tom, Strażniczka aniołów mroku, sięgnę z nadzieją na coś lepszego. Ale jeśli nic się nie zmieni, porzucę serię - dość tej męki!
Ocena końcowa: -2/6
Polecam: fanom romansów paranormalnych; znającym i lubiącym "prolog" z Bali maturalnych...

++++++++

Świątecznych okazji ciąg dalszy! Wydawnictwo Czarna Owca do 23 grudnia 2011 roku oferuje wszystkie swoje książki i audiobooki z 30% rabatem! Mnóstwo świetnych kryminałów, cała trylogia Larssona, książki Camili Lackberg aż się proszą o miejsce na Waszych półkach...

Z kolei Wydawnictwo Znak przygotowało specjalną Wyszukiwarkę. Jeśli nie wiecie, jaką książkę kupić bliskim pod choinkę, wejdźcie na stronę i poszukajcie - ceny naprawdę konkurencyjne :))

Mam nadzieję, że wszystkich z Was, Drodzy Czytelnicy, odwiedził już Mikołaj :) I przyniósł wspaniałe prezenty!
Ode mnie dostaniecie jedynie całuski i podziękowania: dziękuję, że ze mną wytrzymujecie!!

sobota, 3 grudnia 2011

Podsumowanie miesiąca, przecież idą święta~!

Witajcie!
Dziś troszkę bardziej organizacyjnie, musicie mi to wybaczyć. Jutro jadę do Warszawy na egzamin, po prostu nie miałam czasu przeczytać nic godnego uwagi (ale niedługo skończę Umarli czasu nie liczą, więc recenzja będzie :)).

Zacznijmy od wyników ankiety na najlepszą książkę października.
Raczej bez niespodzianek, zdecydowanie wygrała Czerwień rubinu Kerstin Gier zdobywając 35% wszystkich głosów.
Na drugim miejscu Pomiędzy Tary Hudson. Mnie (i kuzynki też) nie zachwyciła ta opowieść, ale dam szansę kontynuacji - gdy się pojawi. Wam najwyraźniej przypadła do gustu - oddaliście na nią 24% wszystkich głosów.
Na trzecim miejscu, z 16% głosów, uplasowały się Niepokój Maggie Stiefvater oraz Upadli Kate Lauren. Dwa zupełnie różne paranormale, pierwszy o wilkołakach (jeden z moich naprawdę ukochanych!), drugi o aniołach (bez rewelacji). Dwie sprzeczności na jednym podium  XD

Zachęcam do udziału w nowej ankiecie, na najlepszą książkę z listopada!

Teraz troszkę reklam i promocji. Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, wielu wydawców już przygotowało ciekawe promocje. I tak oto:
Wydawnictwo Wilga w grudniu zapakowało niektóre serie w pakiety w atrakcyjnych cenach. Oferta poniżej, po więcej szczegółów zapraszam na stronę internetową wydawnictwa.
Okup drapieżców i Dzieci potopu - oszczędzasz 8,99 zł
Seria Ślady (2 tomy) - oszczędzasz 19 zł
Seria Darrena Shana (3 tomy) - oszczędzasz 17,80 zł
Seria Numery (2 tomy) - oszczędzasz 8,99 zł
Promocyjne ceny czekają na Was także w internetowym sklepie wydawnictwa Sonia Draga. Wszystkie książki dostępne 25% taniej - w miejsce "kod bonu" wystarczy wpisać słowo PROMOCJA :) Oprócz tego aż 50 książek dostępnych jest w iście promocyjnej cenie 15 zł za sztukę. Nic tylko kupować!

I na koniec nowość od wydawnictwa MAG:
Pocałunek Nocy to kolejne spotkanie z cyklem opowiadającym o Nocnych Łowcach pióra Sherrilyn Kenyon. Autorka ta cieszy się niesłabnącą popularnością nie tylko na polskim, ale i na światowym rynku wydawniczym. Jednak nawet jeśli nie czytaliście poprzednich tomów, nie powinniście mieć większych problemów, by odnaleźć się w ich rzeczywistości.
Sherrilyn Kenyon – wydała swoje książki w ponad dziesięciu milionach kopii w dwudziestu sześciu krajach. Jest autorką serii Dark-Hunter, która zdobyła rzesze fanów na całym świecie i pojawiała się w pierwszej dziesiątce bestsellerów według New York Times, Publishers Weekly oraz USA Today. Pisze jako Sherrilyn Kenyon oraz Kinley MacGregor, stworzyła kilka innych serii (np. Brotherhood of Sword, Lords of Avalon oraz BAD). Mieszka w okolicach Nashville, w stanie Tennessee, prowadząc życie pełne niebezpieczeństw… jak każda kobieta mająca trzech synów, męża, całą menażerię domowych pupili i kolekcję mieczy, na której punkcie zwariowali wszyscy domownicy.
Premiera: 2 grudnia 2011 r.
Ilość stron: 432
Cena: 35,00 zł
Wydawnictwo: MAG

środa, 30 listopada 2011

"Tunele" - Roderick Gordon, Brian Williams

Tytuł: Tunele (org. Tunnels)
Autor: Roderick Gordon (fabuła), Brian Williams (ilustracje)
Seria: Tunele, #1
Wydawnictwo: Wilga 
Data wydania: 25 maja 2008 r. (premiera: lipiec 2007)
Ilość stron: 496

Jakiś czas temu opanowała mnie mania posiadania książek z mrocznymi, tajemniczymi okładkami. W Empiku mój wzrok padł na estetyczną, spełniającą te wymagania obwolutę w dziale dla młodzieży. Rzut oka na opis z tyłu - powinno być ciekawie. Kupiłam i szybko zaczęłam czytać...

Nastoletni Will czuje się jak wyrzutek. Nie ma przyjaciół (oprócz równie niepopularnego wśród rówieśników Chestera), nawet w domu czuje się dziwnie. Z powodu wyglądu. Jest nienaturalnie blady, jego włosy są niemal białe, a oczy wyjątkowo wrażliwe na światło. Rodzice i młodsza siostra, Rebeca, wyglądają zupełnie inaczej, tak normalnie... Nasz bohater ma jednak pasję, którą "odziedziczył" po ojcu: uwielbia kopać tunele i odkrywać w nich różne skarby. Nie spodziewacie się nawet, jak wielkie tajemnice można odkryć pod ziemią... Pewnego dnia ojciec Willa znika. Nastolatek, podążając jego tropem, trafia na podziemne miasto, całą cywilizację żyjącą głęboko pod powierzchnią ziemi! A to dopiero wstęp do pełnej niebezpieczeństw intrygi, jaką przygotowali dla nas autorzy tej historii.

Zanim jednak zaczniemy rozkoszować się pomysłowością Rodericka Gordona, musimy przebrnąć przez raczej nudny początek. To ogromny mankament, ponieważ książka nie należy do najcieńszych i czytelnik, zapoznawszy się z pierwszymi rozdziałami, zaczyna się zastanawiać "Czy ciąg dalszy będzie równie monotonny?". Mogę Was zapewnić, że początkowa stagnacja ustępuje miejsca emocjonującym i nieprzewidywalnym przygodom dwóch nastoletnich przyjaciół - trochę cierpliwości. Na pewno nie raz zaskoczy Was jakiś zwrot akcji albo koncepcja fabularna; ja zadziwiana byłam bardzo często.

Autor nie poświęca wiele miejsca na opisy wykreowanych przez siebie postaci, ale za to ich otoczenie - zwłaszcza to "podziemne" - opisuje obrazowo i przystępnie, oddziałując na wyobraźnię czytelników. Z tego powodu bohaterowie wydają się lekko spłyceni, choć ich działania są logiczne, towarzyszą im realistyczne i przekonujące obawy oraz nadzieje... Na pocieszenie dodam, że to dopiero pierwszy tom - autor ma czas na pogłębienie psychiki swoich "dzieci".

Szybką lekturę ułatwia przyjemny język. Bohaterowie używają slangu (ale bez niecenzuralnych słów) i wypowiadają się odpowiednio do swojego charakteru (jakkolwiek pobieżnie nakreślonego). Niestety, wzniosłe frazesy wypowiadane przez nastoletnich chłopców także się zdarzały. Nie mogę narzekać na pracę tłumacza ani korekty - wszystko brzmi i wygląda odpowiednio. Do tego należy dodać ilustracje Briana Williamsa zdobiące początki rozdziałów: niby mała rzecz, a potrafi ucieszyć odbiorcę :)

Tunele to książka dobra, nawet bardzo. Mnie historia niesamowicie wciągnęła, mimo nudnego wstępu. Zakończenie pozostawia odbiorców z mnóstwem pytań, prawie w połowie zdania. Autor wie, kiedy skończyć, by zaskarbić sobie jednocześnie nienawiść i miłość czytelników ;) Jeśli macie chwilę na interesującą historię młodzieżową, zupełnie pozbawioną tak popularnych ostatnio wątków paranormalnych czy nawet antyutopijnych, sięgnijcie bez wahania! I nie dajcie się pokonać początkowi, bo pozbawicie się kilku godzin świetnej, emocjonującej rozrywki.
Ocena końcowa: 5-/6
Polecam: miłośnikom powieści przygodowych "z dreszczykiem", bez romansu paranormalnego

niedziela, 27 listopada 2011

"Cisza" - Becca Fitzpatrick

Do końca lutego masz okazję wygrać Ciszę w organizowanym przeze mnie konkursie!
Szczegóły >>TUTAJ<<
Tytuł: Cisza (org. Silence)
Autor: Becca Fitzpatrick
Seria: Szeptem, #3 (org. Hush, Hush)
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 23 października 2011 r. (premiera: październik 2011)
Ilość stron: 398

Crescendo, druga część cyklu Szeptem, podbiła moje serce. Niecierpliwie wyczekiwałam kolejnego tomu, żądna nowych przygód Nory i Patcha. Wreszcie się doczekałam, dorwałam się do Ciszy... Świat wokół mnie pogrążył się w...

Po incydencie w lunaparku Nora zaginęła. Kiedy wreszcie wraca do domu, ostatnie pięć miesięcy stanowi dla niej wielką niewiadomą, podobnie jak tożsamość porywacza. Naturalnie nie pamięta Nefilimów, upadłych aniołów, przerażających wydarzeń z końcówki Crescendo, nawet Patcha i Scotta... Ten stan rzeczy nie może trwać długo, niebawem anielskie moce przypomną jej o sobie. Pojawią się niejaki Jev a także tajemnicze sny - niby znajome, a jednak zupełnie obce obrazy...

Fabularnie Cisza odstaje od Crescendo - i niestety obniża loty. Owszem, akcja płynie wartko, początek - gdy Nora powoli odzyskuje pamięć - prezentuje się realistycznie, zwiastuje pełną sekretów intrygę. Tymczasem wielki potencjał został stłamszony przez... najprostsze romansidło! Mam do autorki ogromny żal, że aż tyle miejsca poświęciła na opis związku głównej bohaterki (ze Scottem, Jevem, Patchem, a może kimś innym - przekonajcie się sami!), dodajmy przesadnie wyidealizowanego.

Specyficznym elementem jest również samo przywracanie Norze wspomnień. Ponieważ wydarzenia śledzimy z jej punktu widzenia, mamy nieograniczony dostęp do różnych retrospekcji. A im więcej odwołań do przeszłości, tym mniej wydarzeń autentycznie posuwających akcję do przodu. Nowe wątki luźno łączą się z główną intrygą; czyżby idea tzw. fillerów powoli docierała do literatury młodzieżowej? Cóż z tego, że ponownie uraczeni zostajemy intrygującą końcówką tomu, skoro droga do niego wiedzie przez mało ciekawe historyjki? Do tego odniosłam wrażenie, że napięcie zbyt gwałtownie urosło na finiszu, jakby autorkę ktoś pospieszał; czyżby ważnie zdanie "Skończ wreszcie, chcemy to już wydać!"?

Bohaterowie także mnie zawiedli. Mocno się zmienili, Vee stała się feministką, a Nora niegrzeczną dziewczynką. Hank wciąż flirtuje z matką głównej protagonistki i skrywa wiele tajemnic, a Scott ani trochę się nie uspokoił. Poza nimi właściwie wszyscy "skapcanieli", stracili ikrę - szkoda.

Książkę - jak to często bywa - ratuje lekki w odbiorze, łatwo przyswajalny język. Pragnę pochwalić tłumacza, który rewelacyjnie się spisał podczas przekładu młodzieżowego slangu i kolokwializmów. Drobne zastrzeżenia mam co do korekty - wypatrzyłam kilka błędów interpunkcyjnych, ale to akurat detalik. Nie mogę nie napomknąć o ciekawej okładce - bardzo nastrojowej, pasującej do pozostałych - ale niezbyt adekwatnej do treści.

Cisza mnie zawiodła. Po naprawdę fajnym drugim tomie, oczekiwałam emocjonującego rozwiązania intrygi i zakończenia trylogii. Becca Fitzpatrick zdecydowała się jednak na popularny ostatnio krok: wydanie czwartej części. Moim zdaniem fabuła na tym ucierpiała, Cisza to swego rodzaju "zapychacz" - nie dzieje się właściwie nic godnego uwagi, ale fanom serii na pewno się spodoba.
Ocena końcowa: 4/6
Polecam: miłośnikom serii; poszukującym romantycznych historii o ludziach i aniołach

Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję wydawnictwu Otwartemu!

środa, 23 listopada 2011

"Obiecaj mi" - Richard Paul Evans

Tytuł: Obiecaj mi (org. Promise Me)
Autor: Richard Paul Evans
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 15 listopada 2011 r. (premiera: październik 2010)
Ilość stron: 292

Richard Paul Evans mógłby być wzorem człowieka upartego. Kiedy napisał pierwszą książkę, The Christmas Box, nie zainteresował się nią żaden wydawca. Drukiem i kolportażem zajął się więc sam, odniósł sukces i zarobił krocie. Obiecaj mi, jedna z jego ostatnich powieści, na pewno też przyniosła mu dość intratne zyski...

Wigilia 2010 roku. Beth szykuje się na kolację, na której pojawić mają się jej córka i zięć oraz przyjaciółka z mężem. W zamkniętej szafie znajduje dwa naszyjniki: obydwa piękne i nie noszone. Dlaczego? Jeden z powodu złamanej obietnicy, drugi - dotrzymanej obietnicy. Niewiele Wam to mówi? Przenieśmy się zatem kilka lat wstecz, do roku 1989, kiedy dwudziestokilkuletnia Bethany jest szczęśliwą mężatką i jeszcze nie wie, jak okrutną niespodziankę szykuje jej los...Nie chcę zdradzać, co autor zaplanował dla naszej bohaterki, ale nikomu nie życzę znalezienia się w podobnej sytuacji. Przed popadnięciem w depresję młodą kobietę ratuje przyjaciółka z pracy oraz tajemniczy i pociągający nieznajomy, który zdaje się wiedzieć o niej wszystko. Czy z tej znajomości wyniknie coś więcej? Kim on właściwie jest, gdzie posiadł całą tą wiedzę? I wreszcie jaki związek z tą historią mają dwa naszyjniki znalezione w Wigilię 2010?

Powyższy opis pachnie Wam romansem? Bardzo słusznie, ponieważ miłość odgrywa w Obiecaj mi kluczową rolę. Miłość matki do dziecka, żony do męża, zauroczenie przystojnym mężczyzną... Powieść pełna jest jednak i innych emocji: smutku, radości, nadziei, zazdrości, niepewności, które miotają Beth jak chorągiewką. Nieraz było mi jej żal, ale ani razu nie uroniłam łzy nad jej losem. Wydał mi się zbyt... przerysowany.

Może to kwestia stylu pisania. Evans do minimum ograniczył objętość opisów, które jednak są malownicze i oddziałują na wyobraźnię czytelnika. Powieść skupia się na dialogach, których jest naprawdę mnóstwo i które, niestety, nie pozostawiły pozytywnych wrażeń. Rozmowy brzmią sztucznie, patetycznie, wypowiedzi sześcioletniej córki Beth czasami ciężko odróżnić od słów osób dorosłych... Do tego dochodzą częste "wtręty" urozmaicające (przeczesał dłonią włosy, zerknął w bok, itp.), za którymi nie przepadam.

A być może winę ponoszą dwie główne bohaterki, matka i córka. Wspomniałam, że teksty małej Charlotte, podobnie jak jej zachowanie, nieraz bardziej pasowałyby do jej matki. Beth z kolei zachowuje się często jak rozkapryszona księżniczka, zupełnie nie jak dorosła i odpowiedzialna pani domu, żona i matka. Postacie męskie też nie powalają na kolana, ale przynajmniej "trzymają się" swojej grupy wiekowej. Spodobała mi się tajemnicza i lekko magiczna aura otaczająca nieznajomego, choć jego zachowanie w okolicach końca książki lekko irytowało.

Tempo akcji należy do raczej spokojnych, niewiele momentów potrafi czytelnika zaskoczyć (choć zdarzają się takowe, oj tak...). Zakończenie całego utworu mnie zauroczyło: okazało się proste, romantyczne, zupełnie nie w moim stylu, a mimo wszystko mi się spodobało. Plus dla autora za zgrabne zamknięcie historii, pozostawiające możliwość napisania ewentualnej kontynuacji - ewentualnej, ponieważ wszystko spójnie się skończyło.

Obiecaj mi to krótka, pełna emocji powieść obyczajowa. Nie powala ilością wątków, zaskakującymi zwrotami akcji czy dogłębnymi filozoficznymi dywagacjami. W czasie lektury można się odprężyć, pomyśleć o tym, jakie mamy szczęście, że nie znajdujemy się na miejscu głównej bohaterki. Mimo że książka nie jest pozbawiona mankamentów, czyta się ją szybko i niesamowicie przyjemnie - dlatego ją polecam. Mogę zarekomendować jako dobry prezent pod choinkę dla kobiety, niekoniecznie nałogowo czytającej książki :)
Ocena końcowa: 4+/6
Polecam: kobietom, szczególnie w wieku 18-25 lat

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Znak!
 Chcesz zerknąć, czy książka przypadnie Ci do gustu? Skorzystaj z okazji, kliknij w poniższy link i przeczytaj fragment Obiecaj mi!

niedziela, 20 listopada 2011

"Upiór z sąsiedztwa" - Lisi Harrison

Tytuł: Upiór z sąsiedztwa (org. The Ghoul Next Door)
Autor: Lisi Harrison
Seria: Monster High, #2
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania: 7 września 2011 r. (premiera: kwiecień 2011)
Ilość stron: 264 

Ameryka ma to do siebie, że tworzy hity. Kiedy w 2007 roku na rynku pojawiły się pierwsze laleczki z serii Monster High, prawdopodobnie nikt nie przypuszczał, że okażą się tak pożądanym towarem. Niebawem rynek zalały kolejne gadżety, serial animowany, wreszcie książka. Która MUSIAŁA okazać się komercyjnym sukcesem...

Akcja Upiora z sąsiedztwa rozpoczyna się tuż po zakończeniu Upiornej szkoły. W Salem w stanie Oregon pasuje ogromny chaos wywołany niesamowitym "występem" na balu Frankie - potomkini Franka Steina - i Bretta, który niemal natychmiast trafia do szpitala. Media węszą sensację, szukająca zemsty na córce potwora "normalska" Bekka chce wykorzystać zamieszanie i publicznie zdemaskować chociaż część RAD-owców. A to dopiero początek kłopotów, w końcu tożsamości młodych, atrakcyjnych  i pewnych siebie nastoletnich potworów nie da się ukrywać wiecznie...

Fabuła książki na pewno nie należy do najbardziej ambitnych czy nieprzewidywalnych na rynku. Mamy tu ogromny wachlarz nastolatków połączonych różnymi relacjami i to na nich opiera się cała intryga. Ktoś kogoś zawiódł, ktoś się w kimś zakochał (z wzajemnością albo i bez...), a kolejna osoba zapragnęła dla siebie całej uwagi... Główną postacią wciąż pozostaje Frankie, ale normalska Melody Carver schodzi lekko w cień i ustępuje miejsca Cleo, potomkini egipskich władców. Z resztą konflikt (o dziwo nie o chłopaka!) między dwiema przedstawicielkami RADu to jeden z głównych wątków historii. W Upiorze z sąsiedztwa nie znajdziemy niespodziewanych zwrotów akcji, co jednak zupełnie nie przeszkadza w lekturze. Zakończenie ponownie daje autorce szerokie pole do popisu, kontynuacja zapowiada się interesująco (choć podobnie jak wcześniejsze części).

Przede wszystkim dzięki bohaterom. Może i są płytcy, dziecinni, aroganccy i irytujący, jednak autorka wprowadziła tyle postaci, że na pewno znajdziemy wśród nich swojego ulubieńca. Ja niestety nie zapałałam szczególną sympatią do żadnej z "głównych" dziewczyn: Frankie zachowywała się zdecydowanie zbyt nieodpowiedzialnie, Melody zbyt szybko zmieniła się z szarej myszki w (niemal) szkolną diwę, a Cleo... w sumie mogłaby być. Bohaterowie przedstawieni są tylko powierzchownie, ale od książki dla młodzieży właśnie tego można oczekiwać.

Kolejną zaletą jest lekki w odbiorze styl pisania. Autorka operuje synonimami, unika powtórzeń. Kreowane przez nią opisy otoczenia są krótkie ale sugestywne i plastyczne, działają na wyobraźnię. Niektórym może przeszkadzać skupienie na odzieży bohaterek - na szczęście nie zostajemy zasypani nazwami marek (jak w Błękitnokrwistych) a jedynie ich wyglądem (kolor, fason...). Cóż, okładkowe hasło "stylowe potwory" ma swoje prawa... Nie najwyższych lotów humor, głównie słowny, mimo wszystko wzbudza niewymuszony chichocik - ja doskonale się bawiłam.

Na zakończenie spieszę pochwalić jakość polskiego wydania. Tłumaczka dobrze poradziła sobie z młodzieżowym slangiem i neologizmami. Błędy zdarzają się bardzo sporadycznie. Podoba mi się pomysł wyróżniania SMSów oraz - przede wszystkim - prosta okładka z czaszką ozdobioną egipską koroną. Bukowy Las ponownie nie zawiódł na tym polu.

Upiór z sąsiedztwa to przykład świetnej pozycji rozrywkowej skierowanej głównie dla nastolatków. Idealna propozycja, jeśli szukacie czegoś relaksującego, niewymagającego skupienia i krótkiego (jeden-dwa wieczory). Nic nowego, kolejne schematy, ale niesamowicie przyjemne w odbiorze. Nie czytaliście Upiornej szkoły? To nic - myślę, że odnajdziecie się w akcji. Ale i tak zachęcam, by zapoznać się z obydwiema częściami. Tymczasem czekam na trzeci tom...
Ocena końcowa: 5/6
Polecam: zajętym nauką nastolatkom  poszukującym "odmóżdżającej" lektury

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Bukowy Las!
 

czwartek, 17 listopada 2011

"Dom jedwabny" - Anthony Horowitz

Tytuł: Dom jedwabny (org. The House of Silk)
Autor: Anthony Horowitz
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 14 listopada 2011 r. (premiera: listopad 2011)
Ilość stron: 304

Anthony Horowitz to prawdziwy tytan pracy. Wydał ponad pięćdziesiąt książek (w tym cykl o Alexie Riderze, którego pierwsza część została niedawno zekranizowana). Na potrzeby telewizji "przerobił" serię książek Agathy Christie o detektywie Poirot. Napisał scenariusze do seriali Detektyw Foyle, Morderstwa w Midsomer i Collision. Ja usłyszałam o nim zupełnie przypadkiem, dzięki wydawnictwu Rebis - i jestem za to ogromnie wdzięczna!

Słynny angielski detektyw, Sherlock Holmes, i jego równie znany asystent, doktor John Watson, powracają! Zgłasza się do nich uprzejmy dżentelmen, Edward Carstairs z prośbą o pomoc w poznaniu tożsamości śledzącego go mężczyzny w kaszkiecie. Podejrzewa, że nieznajomy przypłynął jego śladem aż zza Atlantyku, gdzie kilku miesięcy wcześniej pan Carstairs zaangażował się w lekko niebezpieczną sprawę. Uczynny Holmes zgadza się rozwikłać tajemnic, sprawa okazuje się jednak dużo bardziej złożona niż można by przypuszczać. A tropy wcale nie wiodą daleko, niemal wszystko rozegra się na miejscu, w listopadowo-grudniowym, dziewiętnastowiecznym Londynie...

Bez bicia przyznaję, że nie miałam przyjemności przeczytania ani jednego opowiadania autorstwa sir Arthura Doyle'a i nie wiem, jak kreował on swoje zagadki. Grunt, że pan Anthony zrobił to świetnie! Fabule nie mogę zarzucić absolutnie nic. Akcja wciąga czytelnika od pierwszych stron, już wspomnienia Carstairsa z wizyty w Stanach Zjednoczonych zaostrzają apetyt na więcej. Im dalej, tym lepiej: pojawiają się nowi bohaterowie (podejrzani, pomocnicy, świadkowie), nowe tropy - także fałszywe, kolejne tajemnice, przybywa pytań... Ale dzięki przenikliwości Holmesa poznajemy też odpowiedzi. Autor nie trzyma wszystkiego w sekrecie do samego końca, zdradza kilka szczegółów, które zachęcają Czytelnika do wspólnego rozwiązania zagadki, która - jak pisałam w poprzednim akapicie - wcale nie jest tak prosta jak się wydaje.

Dużą rolę w tej powieści odgrywają bohaterowie. Pan Horowitz skupił się na głównym duecie, nie zapomniał jednak o pozostałych postaciach. Sherlock i John - kojarzeni niemal przez każdego Czytelnika - i tak ukazani są z nieznanej nam strony (wiedzieliście, że Holmes był uzależniony?). Z kolei bohaterowie tylko tej książki nakreśleni zostali wyraziście i niezwykle realnie; sprawiają wrażenie żywcem przeniesionych z ulic dziewiętnastowiecznego Londynu, absolutnie wszyscy mają swoje wady i zalety, życiowe cele do których dążą, niejednokrotnie także pilnie skrywają wstydliwe tajemnice, które i tak Holmes w końcu ujawnia...

Kolejnym ogromnym atutem recenzowanej pozycji jest styl pisania. Przede wszystkim, akcję śledzimy z perspektywy Watsona - pełnego podziwu dla swojego współpracownika medyka-kronikarza, który mimo usilnych starań nie potrafi tak zgrabnie łączyć faktów jak Holmes. Pierwszoosobowa narracja w czasie przeszłym pomaga Odbiorcy jeszcze bardziej wniknąć w klimat powieści, ja po prostu nie mogłam się oderwać, wciąż obiecując sobie 'Jeszcze tylko jeden akapit...'. Autor sugestywnie opisuje otoczenie, w którym znajdują się bohaterowie, znalezione przedmioty, wprowadza mnóstwo detali - przecież nie wiadomo, co będzie istotne w rozwiązaniu śledztwa! Podobną atmosferę pokochałam w książkach pani Christie - uważanej za królową kryminałów.

Nie mogę nie wspomnieć o niesamowicie zaskakującym zakończeniu utworu. Pomijając fakt, że na trzystu stronach zmieściło się miejsce na wiele niespodziewanych zwrotów akcji, to sam finisz jest po prostu... ogromnym szokiem! Geniusz Holmesa mnie zaskoczył, podobnie jak kunszt autora. Nie mogłam uwierzyć, że pod samym nosem miałam tak wiele przesłanek, a nie potrafiłam wskazać osoby odpowiedzialnej za całe zamieszanie...

Dom jedwabny z przyjemnością zaliczam do swoich ulubionych pozycji literackich. Łączy wszystko to, co kocham w literaturze: interesującą i zaskakującą fabułę, mnogość logicznie powiązanych wątków, doskonale wykreowanych bohaterów i piękny język. Do tego należy dołożyć staranny, pozbawiony błędów przekład na nasz język ojczysty oraz przepiękne wydanie (twarda oprawa, biały papier) - książka może być idealnym prezentem na zbliżającą się Gwiazdkę! Serdecznie zachęcam do zapoznania się z tym dziełem - nawet jeśli jeszcze nie czytaliście o Holmesie, ta książka zdecydowanie Was nie zawiedzie!
Ocena końcowa: 6/6
Polecam: miłośnikom dobrych, wciągających i przemyślanych kryminałów (takich "w stylu Christie")

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Rebis!
 

niedziela, 13 listopada 2011

"Opowieści z Wilżyńskiej Doliny" - Anna Brzezińska

Tytuł: Opowieści z Wilżyńskiej Doliny
Autor: Anna Brzezińska
Wydawnictwo: Agencja Wydawnicza RUNA
Data wydania: 3 lutego 2011 r. (premiera: grudzień 2002)
Ilość stron: 384

Anna Brzezińska w literackim półświatku znana jest jako pisarka fantasy. Trzykrotna laureatka Nagrody im. Janusza A. Zajdla, prywatnie doktorantka mediewistyki, przyciągnęła moją uwagę. Sięgnęłam po jedną z najbardziej znanych pozycji - Opowieści z Wilżyńskiej Doliny.

Babunia Jagódka nie jest typową babcią. Przede wszystkim, mianem tym określają ją wszyscy mieszkańcy Wilżyńskiej Doliny. To detal, wieś rządzi się swoimi prawami, wieśniacy to jedna wielka rodzina. Nasza bohaterka jest też wiedźmą, i wcale się z tym nie kryje. Nikt nie ma zamiaru palić jej na stosie, wszyscy darzą ją szacunkiem, choć podszytym strachem. Jagódka jest też niewiastą rzadko spotykaną we współczesnej literaturze: nie ma "nastu" lat, nie rozpacza po stracie ukochanego ani nie ma kompleksów na punkcie swojego wyglądu. Ma za to "jaja", co udowadnia Czytelnikom na każdym kroku. Na każdej stronie Opowieści...

Samo założenie, że książka mi się spodoba, było dobre. Liczyłam na zabawną, lekką w odbiorze komedię fantasy osadzoną w czasach średniowiecznych. Nie chciałam niczego ambitnego, tylko kilku godzin zabawy. I zawiodłam się sromotnie! Przede wszystkim dlatego, że perypetie Babuni wcale mnie nie bawiły. Co z tego, że staruszka ma niewyparzoną gębę, wszelkie alkohole żłopie strumieniami, mimo niemłodego wieku nie stroni od prymitywnych uciech cielesnych? Autorka stworzyła oryginalną postać o nieograniczonym potencjale komediowym, ale komedia okazała się nieśmieszna. Zamiast łez śmiechu wywoływała raczej grymas zniesmaczenia, ewentualnie smutne kręcenie głową... A mogło być tak fajnie...

Nie spodobał mi się używany przez autorkę język. Stylizowane na średniowieczną gwarę wiejską wypowiedzi bohaterów i podobnie prowadzona narracja, odpowiednio użyte, dają nieograniczone możliwości rozrywkowe. I znowu coś nie wyszło. Zdania bardzo często były długie, wielokrotnie złożone, co utrudniało doszukanie się w nich sensu. Lekka, "swojska" narracja wcale nie ułatwiała mi czytania, nawet je uprzykrzała.

Do zalet tej pozycji mogę od biedy zaliczyć kreacje bohaterów. Nie jest ich wielu, ich charaktery nie są rozbudowane, ale bezbłędnie pokazują różne oblicza naszego społeczeństwa. Oczywiście w sposób karykaturalny, przerysowany i nieraz irytujący. No i okładkę - przyjemną dla oka, z główną bohaterką. Nie ukrywam, że to ona zwróciła moją uwagę na tę marną pozycję.

Opowieści z Wilżyńskiej Doliny ogromnie mnie zawiodły. Utwierdziły mnie w przekonaniu, że polska proza - szczególnie komediowo-fantastyczna - wciąż leży i kwiczy. Żarty mnie nie śmieszyły, kolejne opowiadania nie zainteresowały (no właśnie, to zbiór opowiadań - i kolejny argument, by po nie na przyszłość NIE sięgać), a średniowieczny język (tak przeze mnie lubiany) nie uprzyjemniał lektury. Pozostaje tylko patrzyć na okładkę. I liczyć na to, że pani Brzezińska ma na swoim koncie inne, lepsze pozycje - w końcu za coś na tego Zajdla sobie musiała zapracować...
Ocena końcowa: 2+/6
Polecam: zagorzałym miłośnikom komediowych opowiadań w realiach fantasy

Książkę otrzymałam w ramach akcji Włóczykijka

czwartek, 10 listopada 2011

"Dar" - Alison Croggon

Tytuł: Dar (org. The Gift/The Naming)
Autor: Alison Croggon
Seria: Pellinor, #1 (org. Books of Pellinor)
Wydawnictwo: Galeria Książki
Data wydania: 6 października 2011 r. (premiera: październik 2001)
Ilość stron: 448

Jak wyczytałam na stronie autorki, Alison Croggon zaczęła marzyć o napisaniu własnej powieści w wieku dziesięciu lat. Z "winy" rodziców, którzy nieopatrznie zostawili na stole pierwszy tom genialnego i klasycznego Władcy pierścieni. Marzenie udało jej się spełnić stosunkowo późno, wcześniej publikowała poezję. Świat poznał jej debiutancką powieść na początku XXI wieku - oto Dar, pierwszy tom serii Pellinor.

Szesnastoletnia Maerad trafiła do nieprzyjaznego sioła jako dziecko, po tym jak jej dom spłonął, a rodzina zginęła. Jej życie odmienia się, gdy poznaje Cadvana - młodego człowieka utrzymującego, że dziewczyna posiada Dar i pochodzi z Pellinoru, w którym kilkanaście lat temu istniała Szkoła Bardów. Proponuje pomoc w ucieczce, na którą Maerad przystaje mimo dręczących ją wątpliwości. Nowi sojusznicy, mimo początkowej neutralności (a nawet wrogości) muszą sobie zaufać, bo przed nimi droga pełna niebezpieczeństw. Okazuje się bowiem, że Dar głównej bohaterki jest niezwykle potężny, może zainteresować się nim Mrok, który - jak to zwykle bywa - chce zniszczyć świat... Ledwie docierają do spokojnej przystani, już muszą uciekać dalej. I tak w kółko...

No właśnie, w kółko. Fabuła Daru obraca się wokół ucieczki, wiecznego marszu tudzież jazdy do kolejnych miejsc. Taka konstrukcja przypomina mi wspomnianą w pierwszym akapicie trylogię Tolkiena - z tą różnicą, że poruszanie się po świecie Pellinoru jest dużo nudniejsze! Raz na jakiś czas monotonna marszruta bohaterów urozmaicana jest nową postacią (przeważnie przyjaźnie nastawioną) czy wizytą w mieście/miasteczku/szkole; bardziej dynamiczne scena walki pojawiają się sporadycznie. Uwadze czytelnika nie umknie także fakt, że Maerad i jej Wielki Dar pojawiają się DOKŁADNIE wtedy, gdy zaczyna źle dziać się na świecie - ile razy już o takich "cudownych przypadkach" czytaliśmy?

Pomijając nudę i bardzo powolny bieg wydarzeń, otrzymujemy historię ogromnie wciągającą i dopracowaną, ponownie widać w niej jednak inspirację tolkienowskim Śródziemiem. Autorka wykreowała bardzo rozległy i realistyczny świat, sprawiający wrażenie istniejącego naprawdę. Przemyślała historię, geologię, wymowę nazw, kulturę i sztukę, kolejne rasy, utworzyła własny kalendarz... Genialna sprawa! Do tego, we wstępie i kończącym tom dodatku, odwołuje się do licznych źródeł - nie wiem, czy faktycznie dotyczą one świata Pellinoru czy są tylko "fikcyjnymi dokumentami", grunt że robią wrażenie na czytelniku.

Bohaterowie których spotykamy - zarówno główni jak i drugoplanowi - stanowią barwną i równie dopracowaną menażerię. Czytając, miałam wrażenie, że to autentyczne postaci, posiadające wady i zalety, skrywające wstydliwe sekrety. Nie spodobało mi się, że Maerad została wykreowana na niemal chodzący ideał: silną, potężną, dobrą, odważną - mogłaby mieć mniej tych rzadkich i cenionych przymiotów. Poznajemy historię większości bohaterów, zaczynamy pałać wobec nich sympatią lub nienawiścią - nie mogę się doczekać, by spotkać się w nimi w kolejnych tomach!

Nie mogę nie napisać o polskim wydaniu. Galeria Książki stanęła na wysokości zadania: w tekście nie znalazłam błędów, imiona są odmieniane z zachowaniem zasad gramatyki, a komentarze odautorskie (wspomniane wstęp i zakończenie) mogą konkurować jakością z niejednym felietonem czy artykułem pisanym przez doświadczonego gawędziarza/dziennikarza. Zachwyciła mnie lekko utwardzana okładka ze skrzydełkami, a w środku przyjemny gadżecik, czyli mapa Edil-Amaranoh (czyli krainy, w której dzieje się akcja). Nie ma to jak śledzić podróż (nawet najnudniejszą) wodząc paluchem po mapie :)

Podsumowując, Dar mógłby być napisany ciekawiej, autorka mogła wrzucić więcej elementów dynamicznych. Odniosłam wrażenie, że zbytnio skupiła się na przedstawieniu jak największej ilości aspektów wymyślonego świata - stąd dużo gadania i przemyśleń, mało akcji. Liczę, że kolejne części zmienią proporcje: poznaliśmy już chyba wystarczająco szczegółów tego genialnego uniwersum. Na razie wystawiam ocenę 4+, bo lektura się dłużyła, ale książkę polecam - szykuje się wielka gratka dla fanów fantasy!
Ocena końcowa: 4+/6
Polecam: miłośnikom fantasy i/lub twórczości Tolkiena

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Galeria Książki!
++++++++++
Moi Drodzy, wczoraj (9 listopada) polską premierę miał czwarty tom cyklu Dziedzictwo. Tak, Eragon wreszcie dopełni swojego przeznaczenia! Ale jeszcze nie w tym roku:/ Wydawnictwo podjęło decyzję o podzieleniu ostatniej części cyklu - Dziedzictwa właśnie - na dwa tomy. Na razie dostajemy tylko tom pierwszy. Przewidywana premiera drugiego: styczeń 2012. Czekam niecierpliwie!
Dziedzictwo - Christopher Paolini
Najgłośniejszy światowy megabestseller od 2003 roku. Od sierpnia 2003 roku nieprzerwanie na szczycie list bestsellerów.
Eragon – bohater Paoliniego, młody wiejski chłopak znajduje niebieski kamień i przynosi go do domu. Zanim udaje mu się sprzedać go handlarzowi, z „kamienia” wykluwa się szafirowy smok, Saphira. Smoka próbuje ukraść zły Urgals, który brutalnie morduje wuja Eragona. Chłopcu i smoczycy w ostatniej chwili udaje się uciec. Od tej chwili Eragon poprzysięga zemstę mordercy wuja i wyrusza na wyprawę, by uratować świat i stać się ostatnim legendarnym Jeźdźcem Smoków. Eragon jest związany z Saphirą magiczną mocą, psychiczną więzią, która wzmacnia ich wzajemną siłę, lecz jest trochę...nieprzewidywalna. Król krainy, w której rozgrywa się akcja – Alagaesii – jest także Jeźdźcem, zaprzedał się jednak ciemnej mocy... W książce znajdujemy wszystko co niezbędne dla nowej generacji fantasy: wspaniałe walki, historyczne bronie, tajemniczy spisek i... kobieta elf, która pojawia się w snach Eragona. Czy Eragon pokona złego króla i zostanie Jeźdźcem Smoków, czy ulegnie ciemnej mocy? Odpowiedź poznamy w "Dziedzictwie".
Premiera: 9 listopada 2011 r.
Ilość stron: 400
Cena: 49,90 zł
Wydawnictwo: Mag 
Przypominam o ankiecie :)

poniedziałek, 7 listopada 2011

"Zapach spalonych kwiatów" - Melissa de la Cruz

Tytuł: Zapach spalonych kwiatów (org. Witches of East End)
Autor: Melissa de la Cruz
Seria: Ród Beauchamp, #1 (org. The Beauchamp Family)
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 21 października 2011 r. (premiera: czerwiec 2011)
Ilość stron: 304

Melissę de la Cruz kojarzyłam - raczej niezbyt pozytywnie - dzięki spotkaniu z Błękitnokrwistymi - sztampowym wampirzym romansem dla nastolatek. Z pewną dozą niepokoju sięgnęłam po pozycję zgoła inną, skierowaną do dorosłego (?) odbiorcy.

Joanna, Ingrid i Freya Beauchamp były czarownicami. Cóż, właściwie wciąż są, ale magii - na mocy wyroku - używać nie mogą. W niepozornym North Hampton wiodą życie śmiertelniczek: Freya pracuje w barze, Ingrid w bibliotece, a ich matka dba o dom (wciąż go remontując). Nadchodzą jednak ważne chwile: Freya lada moment ma wyjść za mąż (ale zaczyna niezdrowo interesować się bratem narzeczonego), bibliotekę, w której pracuje Ingrid czeka zamknięcie, a Joanna podczas spaceru na plaży znajduje trzy martwe ptaki. Ktoś się chyba przejęzyczył, mówiąc, że nieszczęścia chodzą parami...Oczywiście to dopiero początek kłopotów. Na kartach tej powieści trzy kobiety decydują się na poważny krok, czyli nielegalny powrót do uprawiania magii. "Tylko na moment, wszystkim wyjdzie to na zdrowie" - tak przynajmniej myślą.

Początek książki może zainteresować albo odrzucić, służy bowiem przedstawieniu głównych postaci kobiecych. Zapowiada raczej historię obyczajową i sprawia wrażenie lekko "przegadanego". Magiczne elementy pojawiają się później, podobnie ciekawsze wątki. Mnie jednak styl pisania autorki wciągnął już od początku - skojarzył mi się z Anią z Zielonego Wzgórza. Prosty, ale nie prostacki język, tempo niespieszne, dużo opisów, swojski klimacik... Nie uświadczycie tu widowiskowych, dynamicznych starć z użyciem magii, ale kilka ciekawych zwrotów akcji się pojawiło.

Czary pełnią w Zapachu spalonych kwiatów ważną i jednocześnie mało istotną rolę. Czemu nieistotną? Bowiem Czytelnik w ogólne nie odczuwa, że ma do czynienia z magią! Nie ma wróżek ze skrzydełkami, brakuje starych wiedźm warzących eliksiry w ogromnych kotłach, nawet czarne koty jakoś się nie pojawiają. I ważną, ponieważ bez zaklęć i czarów niemożliwe byłoby wprowadzenie wielu ciekawych wątków - spłyciłoby to historię, uczyniło mniej wciągającą i lekko monotonną.

Pani de la Cruz nie mogła nie wprowadzić odrobiny zamieszania w związkach bohaterek z mężczyznami. Jednak o ile za romansami nie przepadam, o tyle w Zapachu spalonych kwiatów miłość przedstawiona zostaje tak lekko i realistycznie, że... dałam się porwać jej (magicznemu) urokowi. Pojawiające się sporadycznie sceny erotyczne też mi nie przeszkadzały: seks stanowi tu tylko element związku, jego opisy nie są drobiazgowe a same akty bardzo pruderyjne.

Zapach spalonych kwiatów nie jest historią tylko dla dorosłych. Owszem, erotyka powinna wykluczyć młodzież z kręgu odbiorców, ale jest jej tak niewiele, że można przymknąć na to oko. To opowieść skierowana do młodych ludzi, o życiu codziennym i problemach, z jakimi musimy się borykać. Bez względu na to, czy potrafimy czarować czy nie.
Ocena końcowa: 5/6
Polecam: (nie tylko) młodym ludziom lubiącym historie o prozie życia z domieszką magii

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak LiteraNova!
++++++++
Z radością muszę się pochwalić, że zaliczyłam swoje pierwsze targi książki :) Krakowska impreza zaskoczyła mnie swoim rozmachem i chociaż spędziłam tam tylko jeden dzień (a właściwie kilka godzin) i nie spotkałam się z wieloma Osobistościami (szczególnie szkoda pana Smolenia - ale On był w niedzielę, a ja w sobotę :(), mam mnóóstwo miłych wspomnień. Także tych książkowych, którymi pochwalę się w najbliższym stosikowym poście!

A Wy, byliście na tegorocznych Targach? Jeśli tak - jakie wrażenia? Oprócz naprawdę gorącej atmosfery panującej w hali :D?