środa, 25 listopada 2015

"Lek na śmierć" - James Dashner

James Dashner podbił moje serce już pierwszym tomem Więźnia labiryntu. Dwójeczka - Próby ognia - spodobały mi się ciut mniej, a teraz - wreszcie - przeczytałam część ostatnią. I powiem Wam, że Lek na śmierć to naprawdę, naprawdę...

Streferom udało się opuścić Pogorzelisko, ale Próby jeszcze się nie zakończyły. Program zakłada przywrócenie młodzieży ich wspomnień sprzed Labiryntu - na co Thomas i kilkoro jego przyjaciół się nie zgadza. Część bohaterów rozpoczyna walkę z DRESZCZEM - o wolność, prawdę i przetrwanie - oraz z czasem - ponieważ nie wszyscy Streferzy okazali się odporni na Pożogę i czas ich racjonalności zbliża się ku końcowi.

...pełna emocji lektura (kończąc pierwszy akapit)! Powieść wypakowana jest akcją, bohaterowie co chwila się przemieszczają, walczą, podejmują decyzje na podstawie wiedzy, którą dysponują. Autor przygotował dla Thomasa i jego towarzyszy mnóstwo przykrych niespodzianek, a czytanie o nich wywołało we mnie równie liczne, nieraz sprzeczne emocje. Niemniej od lektury nie mogłam się oderwać, a gdy zbliżał się koniec, miałam wrażenie, że moje oczy i mózg są za wolne, że powinnam czytać to dwa-trzy-pięć razy szybciej, byle poznać zakończenie. Ostatnie strony satysfakcjonują, ale nie domykają wątków - wręcz przeciwnie! Wprowadzają zupełnie nowy element, który zrujnował moje wcześniejsze podejście do DRESZCZu i całej trylogii.
Jednocześnie nie sposób nie zauważyć, że Lek na śmierć cierpi na dziwny syndrom dziurawej pamięci. Autor poruszył w utworze wiele tematów, napoczął kilka wątków (prym wiodą tutaj Prawa Ręka, która miała chyba tylko jeden, prymitywny i nieprzemyślany, cel, który ujawnił się pod koniec oraz anonimowa kanclerz Paige), dodał tajemnice... i ich nie wyjaśnił. Gdyby nie było to zakończenie trylogii, mogłabym liczyć na poznanie ich rozwiązania, ale w obecnej sytuacji pozostają domysły. Taki zabieg z jednej strony pomógł mi utożsamić się z Thomasem, który - nie odzyskawszy pamięci - tak naprawdę wie tyle co czytelnik, ale z drugiej pozostawił niedosyt. I nie wiem, czy Rozkaz zagłady pomoże mi w tym względzie.

Lek na śmierć nie obszedł się łagodnie z bohaterami. Autor (ponownie) wyrwał mi fragment serca, zabijając jednego z moich ulubieńców (do George'a R.R. Martina mu jeszcze daleko, ale mimo wszystko...), ale nie była to jedyna osoba, która zginęła w tym tomie. Na kartach powieści pojawiają się nowi, epizodyczni bohaterowie oraz starzy znajomi, na których ponowne spotkanie nie liczyłam.

Lek na śmierć chciałam przeczytać jak najszybciej ze względu na ekranizację Prób ognia, która miała łączyć drugą i trzecią część trylogii Dashnera. A ja - nie chcąc nabić się na jakiś spoiler - postanowiłam zapoznać się z Lekiem, zanim obejrzę film. Szczerze mówiąc, nie wiem, w jaki sposób ani dlaczego filmowcy postanowili złączyć te dwie powieści. Żeby wyjaśnić ideę istnienia Poparzeńców? Żeby wyjaśnić, skąd Brenda wzięła się na Pogorzelisku? Nie wiem - jak obejrzę, to się dowiem :)

Lek na śmierć sprawił, że muszę porzucić swoją recenzencką surowość i przymknąć oko na fabularne dziury (bo to nawet luki nie są - stąd minus przy ocenie). Powieść niesamowicie przypadła mi do gustu dzięki dynamice, niesamowitym zwrotom akcji i poczuciu wiecznego zagrożenia. Dzięki tego typu utworom odzyskuję wiarę w dobre, pozbawione romansu paranormalnego, fantastyczne książki dla młodzieży. Polecam z całego serca!
Ocena końcowa: 6-/6
Polecam: fanom dynamicznych, wciągających powieści młodzieżowych

Tytuł: Lek na śmierć (org. The Death Cure)
Autor: James Dashner
Seria: Więzień labiryntu, #3
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data wydania: 29 listopada 2013 r. (premiera: października 2011 r.)
Ilość stron: 387
Recenzja realizuje wyzwania:
1. Wyzwanie czytelnicze 2015 - Książka, którą posiadasz, ale jeszcze jej nie przeczytałeś

środa, 18 listopada 2015

"W poszukiwaniu utraconej chwały" - David Gemmell

O Davidzie Gemmellu na Moich Czytadłach wspominałam jakiś czas temu, w kontekście niedokończonej w Polsce Sagi Drenajów. Dziś przychodzę do Was z recenzją jednej z książek z tego cyklu - jak się okazało (odkryłam to dopiero teraz, wchodząc na Lubimy Czytać celem odznaczenia przeczytanej powieści) czwartej części.

Po upadku twierdzy Dros Delnoch Nadirowie praktycznie zalali ziemie Drenajów, niszcząc, zabijając, gwałcąc i porywając. Napadli na niewielką wioskę i porwali młode kobiety - i to pod nosem żołnierzy drenajskiego Księcia. Zakochany w jednej z uprowadzonych młodzieniec - Kiall - udaje się do władcy po sprawiedliwość, a gdy jej nie znajduje, postanawia ruszyć śladem oprawców. W podróż nie udaje się sam. Towarzyszą mu czterej legendarni obrońcy Dros Delnoch: Fechmistrz Chareos, Rębacz Beltzer i dwóch łuczników, Finn oraz Maggrig. Wędrówka okazuje się dłuższa i cięższa, a jej cel znacznie mniej trywialny, niż mogłoby się wydawać na początku.

W poszukiwaniu utraconej chwały to powieść drogi, choć pierwsze strony zapowiadają raczej koncentrację na dworskich intrygach. Bohaterowie przemierzają rozległe krainy, by odnaleźć uprowadzoną młodą kobietę, i walczą z licznymi przeciwnościami. Autor nie zapomniał jednak o świecie zewnętrznym, wprowadził kolejne postacie i wątki (niekoniecznie poboczne), których rola w utworze również staje się istotna. Bardzo podobała mi się mieszanka akcji z polityką, magii z brutalną rzeczywistością oraz przeszłości z teraźniejszością i przyszłością. Napisania czegokolwiek więcej mogłoby zakrawać o spoiler ;)
Jak wspomniałam w pierwszym akapicie W poszukiwaniu utraconej chwały to czwarta część Sagi Drenajów, ale nieznajomość wcześniejszych nie przeszkadzała mi podczas lektury. Owszem, bohaterowie rozmawiali o wydarzeniach z przeszłości, spotykali znane sobie osoby, jednak nie przyszło mi do głowy, że o wszystkim tym mogłabym przeczytać w innej książce. Doszłam bowiem do wniosku, że to taka koncepcja: aby wykreować bogatszy świat, wprowadza się jakąś historię, bohaterów, ważne bitwy, przyjaciół z przeszłości.

W poszukiwaniu utraconej chwały to powieść reprezentująca stare dobre high fantasy. Wprowadza wykreowany od podstaw świat (który w sumie udało mi się poznać, chociaż przeczytałam czwartą z dziewięciu książek ;) ), charyzmatycznych bohaterów, "swoją" fizykę (zachowującą jednak pewne znane nam prawa) oraz dobrze znane, a jednak nieco odmienne rasy. I, co ostatnio zakrawa na ewenement, głównym bohaterem nie jest nastolatka, tylko w miarę dorosły chłopak (19 lat) i banda starszych wojowników (w wieku 33-50+).
[Że nie wspomnę o cenie tego tomiku. 18,90 zł na okładce. Drodzy Czytelnicy, pamiętacie takie ceny książek? Bo ja niestety nie.]

W poszukiwaniu utraconej chwały to wspaniała powieść fantasy, która nadaje się zarówno dla fanów Sagi Drenajów jak i dla "zwykłych" miłośników gatunku. Daje do myślenia, bawi, uczy i nie pozwala się nudzić. Bez względu na to, czy znacie pierwsze tomy sagi Gemmella (tudzież inne jego powieści, bo Echa wielkiej pieśni, które nie wchodzą w skład Sagi, utrzymane były w podobnym klimacie), czy byłby to Wasz pierwszy kontakt z jego twórczością, zachęcam do zapoznania się z recenzowaną powieścią.
Ocena końcowa: 6-/6
Polecam: miłośnikom high fantasy

Tytuł: W poszukiwaniu utraconej chwały (org. Quest for Lost Heros)
Autor: David Gemmell
Seria: Saga Drenajów #4
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 1997 r. (premiera: kwiecień 1990 r.)
Ilość stron: 332

środa, 11 listopada 2015

"Stigmata" - Beatrix Gurian

Beatrix Gurian to niemiecka pisarka tworząca dla młodzieży i dorosłych. Ma na koncie już kilka powieści, ale Stigmata to jej debiut na polskim rynku. Liczę, że doczekamy się jej kolejnych utworów, bo - jeśli są choć trochę podobne do recenzowanej dziś powieści - naprawdę warto się z nimi zapoznać.

Siedemnastoletnia Emma nie może pogodzić się ze śmiercią matki, żałuje, że traktowała ją oschle i właściwie jej nie poznała. Ciała kobiety, która miała wjechać do jeziora, nie odnaleziono. Po kilku tygodniach od tragedii do Emmy dociera dziwna przesyłka: album na zdjęcia (które zostały przez kogoś wyrwane) z dopiskiem "Jeśli chcesz wiedzieć, kim są mordercy twojej matki, zgłosisz się" oraz ulotka obozu dla młodzieży. Zaintrygowana dziewczyna zgłasza chęć udziału w Transnational Youth Fundation i trafia do tajemniczego zamku, gdzie poznaje innych obozowiczów - Toma, Philippa i Sophię - oraz opiekunów - Nicolettę, Sebastiana i Beckera. Co obóz ma wspólnego z zabójcami jej matki?

Stigmata wciągnęła mnie niemal od pierwszej strony. Pomijając absurdalność tego, że nikt nie zainteresował się osieroconą, mieszkającą samotnie nieletnią (a może w Niemczech siedemnastolatka to już osoba dorosła?), reszta fabuły trzyma poziom. Czytelnik wraz z Emmą odkrywa tajemnice zamku, w którym organizowany jest obóz, i próbuje znaleźć odpowiedzi na kolejne pytania (których przez znakomitą większość utworu jest znacznie więcej niż odpowiedzi): Dlaczego ktoś miałby zabić matkę bohaterki? Dlaczego Emma została skierowana akurat tutaj? Czy mordercy (w liczbie mnogiej) są wśród uczestników TYF? Czy dziwne wydarzenia, które otaczają Emmę, to skomplikowana intryga, wytwór jej wyobraźni czy coś pomiędzy? Autorka podsuwa mało znaczące wskazówki, rzuca kolejne kłody pod nogi, intryguje coraz bardziej... I nagle przychodzi koniec utworu - który mnie osobiście nie zachwycił, ale w sumie pasuje do całości.

W Stigmacie, obok historii Emmy, prowadzony jest wątek Agnes - sieroty wychowywanej w szkółce prowadzonej przez siostry zakonne. Tutaj autorka kładzie nacisk na sposób, w jaki dziewczyna - mocno wierząca, odważna - jest traktowana przez osoby, które oddały się Bogu. Temat dla niektórych drażliwy, dla innych mniej, ale na pewno wzbogacający powieść o kilka dodatkowych tropów i wskazówek.

Im głębiej brnęłam w tę powieść, tym wyraźniej dostrzegałam podobieństwo Stigmaty i wydanego niedawno, również nakładem wydawnictwa Muza, Serca ze szkła. W obydwu utworach nastolatka trafia do nieznanego świata, w którym ktoś lub coś próbuje przekonać ją, że oszalała, że jej życie jest zagrożone, a ludziom wokół nie można ufać. Może to taki niemiecki trend w literaturze młodzieżowej?

Stigmata zwraca uwagę piękną, tajemniczą okładką ze srebrnymi elementami. W środku, oprócz wciągającej treści, umieszczono fotografie z albumu, które Emma znajduje w najróżniejszych miejscach (prawie jak w jakiejś grze przygodowej!). Wydanie cechuje raczej duża czcionka i podobna interlinia, dzięki czemu - a także porywającej fabule! - kolejne strony przewraca się w tempie ekspresowym.

Stigmata pozytywnie mnie zaskoczyła - może nie powaliła na kolana, ale zapewniła blisko 4 godziny dobrej zabawy. To powieść wciągająca, z szybko płynącą akcją, mrocznymi tajemnicami i bez zbędnego wątku romantycznego. Czyta się błyskawicznie. Jeśli macie ochotę na udział w obozie strachów, zachęcam Was do lektury Stigmaty.
Ocena końcowa: 5-/6
Polecam: fanom powieści z dreszczykiem i tajemnicami

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Muza


Tytuł: Stigmata (org. Stigmata. Nichts bleibt verborgen)
Autor: Beatrix Gurian
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 21 października 2015 r. (premiera: maj 2014 r.)
Ilość stron: 382
Recenzja realizuje wyzwania:
1. Wyzwanie czytelnicze 2015 - Kryminał/thriller