Jesienią zeszłego roku miałam okazję przeczytać Strażnika piekła Maksa Dietera - całkiem przyjemny w odbiorze horror. Teraz, wyczytując zalegające na półkach tytuły, zabrałam się za debiut tego pisarza.
Podczas badań nad księżycem Saturna, Enceladusem, NASA odkrywa nieznane anomalie, które mogą wskazywać na to, iż pod powierzchnią satelity znajduje się inteligentne życie. Zostaje zorganizowana wyprawa, nad którą dowództwo obejmuje kapitan Dębiński, doświadczony weteran wypraw kosmicznych. Razem ze swoją załogą, mając do dyspozycji najnowocześniejszy statek badawczy, stawią czoła nieznanej tajemnicy, która kryje się pod powierzchnią Enceladusa. Odkrycie, którego dokonają, sprawi, że pogląd na początki ludzkości będzie wymagał dogłębnej weryfikacji. Jednak najważniejszym zadaniem załogi okaże się ratowanie ludzkości przed zagładą z pomocą pewnej niesamowitej istoty...
Enceladus - opowieść o odkryciu największej tajemnicy ludzkości. Alternatywna historia początków ludzkiej cywilizacji, która mogłaby się zdarzyć, gdyby Ziemię rzeczywiście odwiedzili w przeszłości obcy, ingerując w powstanie człowieka. Napisana na podstawie popularnej w ostatnim czasie teorii starożytnych kosmitów, jak również odkryć naukowych na najbardziej tajemniczym satelicie Saturna.
Przedstawiony na tyłach okładki pomysł na historię wydał mi się intrygujący. Kosmiczna podróż, od której rozpoczynamy tę literacką przygodę, kojarzyła mi się trochę z punktem kulminacyjnym Odysei kosmicznej 2001, co samo w sobie zarzutem nie jest, bo utwór Arthura C. Clarke'a bardzo lubię, ale dość szybko zaczęłam się zastanawiać: "Skoro taka sekwencja znalazła się w pierwszej ćwierci utworu, co znajdę w pozostałej części?"