wtorek, 27 września 2011

"Bez skazy" - Sara Shepard

Tytuł: Bez skazy (org. Flawless)
Autor: Sara Shepard
Seria: Pretty Little Liars, #2
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 7 września 2011 r. (premiera: marzec 2007)
Ilość stron: 320
 
Pierwszy tom serii Kłamczuchy niezmiernie przypadł mi do gustu. Dzięki wydawnictwu Otwartemu druga część ukazała się niedługo później, nie dając mi długo żyć w niepewności co do dalszych losów nastoletnich bohaterek. Wróćmy więc do Pensylwanii...

Do Rosewood wrócił Tony Cavanaugh, brat Jenny. TEJ Jenny, o której wspominało się w Kłamczuchach. Jego powrót wprowadza zamęt w miasteczku, szczególnie w życiu Arii, Emily, Hanny i Spencer. W sprawie morderstwa Alison nie pojawia się żaden nowy trop, dziewczyny wciąż prześladowane są wiadomościami od tajemniczego A. oraz kolejnymi kłopotami. Czy wreszcie poznamy tożsamość mordercy? A może nieznany szantażysta uchyli rąbka tajemnicy i naprowadzi nas na trop swojej tożsamości?

Nic z tych rzeczy! Sara Shepard nie ma zamiaru w najbliższym czasie kończyć swojej serii. Serwuje czytelnikowi kolejną porcję problemów nastoletnich kłamczuszek, niegdyś najlepszych przyjaciółek. Rozpoczęte w pierwszym tomie wątki (romans ojca Arii, czarnoskóra przyjaciółka Emily, rodzinne niesnaski i kompleksy Hanny oraz romans z chłopakiem siostry Spencer) są ciekawie kontynuowane. Powiem więcej, autorka wprowadza jeszcze kilka innych elementów. Głównie romansowych, przez co seria zaczyna przypominać znaną Modę na sukces: przy nieuważnej lekturze można pogubić się, która bohaterka z kim chodzi, z kim chodziła i komu jest to nie w smak.

Miłość miłością, sekrety sekretami, ale od czego mamy niezawodnego A.? Nie liczcie na to, że szybko rozgryziecie jego/jej tożsamość - mimo wielu "jednoznacznych" przesłanek. Dzięki niemu/niej czytelnik się nie nudzi, przesyłane przez niego/nią wiadomości wzbudzają dreszczyk emocji. Wprowadzają atmosferę zagrożenia. Niepewności. A. w Bez skazy nie tylko wie i widzi wszystko, ale zaczyna im grozić. I spełniać groźby. Oj, nie chciałabym znaleźć się na miejscu szantażowanych bohaterek (skoro nawet siedząc w fotelu miałam ciarki...).

Historie Arii, Emily, Hanny i Spencer prowadzone są równolegle, ale w sposób niezależny. Dopiero pod koniec, tak jak w Kłamczuchach, bohaterki jednoczą się, trochę jak za dawnych lat. Samo zakończenie zostawia nas z mnóstwem pytań (nie poznaliśmy właściwie żadnych odpowiedzi, a kolejne wątki stawiają kolejne niewiadome), a epilog pisany z perspektywy A.... tylko zaostrza apetyt na kolejną część sagi.

Styl pisania autorki nie uległ zmianie. Wciąż stosuje język potoczny, bohaterowie używają slangu, czasami coś brzydko powiedzą. Opisy są raczej pobieżne, choć stosunkowo dużą uwagę przywiązuje się do wyglądu postaci (szczególnie ich garderoby). Pani Shepard w tym tomie wprowadziła nieco więcej erotyki, ale spokojnie - szczegółowych scen seksu nie ma.

Podsumowując, Bez skazy to wciągające czytadło dla młodzieży (raczej płci żeńskiej). Znajdziecie w nim miłość, ciekawą intrygę, mroczną tajemnicę i przede wszystkim mnóstwo typowych nastoletnich problemów. Trochę szkoda, że konstrukcja tego tomu jest niemal taka sama jak części pierwszej (pełne problemów, niezależne historie bohaterek, na koniec "połączenie"), niemniej czyta się przyjemnie. Na pewno sięgnę po kolejne woluminy, do czego i Was zachęcam. W tym szaleństwie - jak wierzę - tkwi jakaś metoda...
Ocena końcowa: 5/6
Polecam: nastolatkom szukającym fajnego i lekkiego połączenia horrorku i romansu



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Otwartego.
Serdecznie dziękuję!

sobota, 24 września 2011

"Robokalipsa" - Daniel H. Wilson

Tytuł: Robokalipsa (org. Robopocalypse)
Autor: Daniel H. Wilson
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 22 września 2011 r. (premiera: czerwiec 2011)
Ilość stron: 408

Książki katastroficzne, przedstawiające wojnę lub świat po niej niesamowicie działają na moją wyobraźnię. Gdy tylko przeczytałam opis Robokalipsy, czułam, że także ta pozycja mnie wciągnie. Czy się pomyliłam?

Rozwój techniki i postęp technologiczny to rzeczy dobre - nie będę temu przeczyć. Ja sama jako jedną z możliwych ścieżek kariery rozważam robotykę. Nasi dziadkowie czy rodzice (ba! nawet ja sama w wieku lat siedmiu) nie mogli przewidzieć, jak bardzo nasze społeczeństwo się rozwinie, jak wiele rzeczy będą potrafiły zrobić maszyny.

Robokalipsa, jak możemy domyślić się rozbierając tytuł na "czynniki pierwsze", opowiada o "robotach" i "apokalipsie". Naukowcy zbudowali Archosa - maszynę zbyt inteligentną, by móc ją powstrzymać przed panowaniem nad światem. Roboty zaczynają zabijać, zaskoczeni ludzie są bezradni... Czy Ziemię opanują mechaniczne twory? Czy znajdzie się ktoś zdolny powstrzymać zagładę?

Po przebrnięciu przez kilka początkowych stron po prostu wsiąkłam w tę historię. Pierwszym, ogromnym atutem są tu język i styl pisania. Książkę napisano jak najprawdziwszy raport z działań wojennych, rozpoczynający się "Odprawą" i kończący "Raportem końcowym". Środek podzielono na pięć części (Pierwsze incydenty, Godzina zero, Przetrwanie, Przebudzenie, Odwet), z których każda składa się z kilku rozdziałów-relacji (w czasie teraźniejszym!) z przebiegu wojny technologiczno-społecznej, widzianej oczami nastoletniej dziewczynki, pani prokurator, ambitnego japońskiego naukowca, żołnierza... Dodatkowo każdy rozdział opatrzony jest komentarzem "autora" raportu, niejako spajającym ze sobą początkowo niepowiązane wątki.

Wykreowany świat na pewno nie jest piękny ani spokojny. Autor w niewielu słowach potrafi oddać dramatyzm, tragizm, również "krwawość" opisywanej sytuacji. Czytając, miałam wrażenie oglądania filmu: tak doskonale, barwnie i przekonująco pan Wilson pisze. Co więcej, gdyby nie to, że żyję na tym świecie i wiem, że opisywane wydarzenia to fikcja literacka, mogłabym uwierzyć, iż to wszystko się NAPRAWDĘ wydarzyło! Bohaterowie nie są wycięci z papieru, boją się, chowają, ale chcą walczyć. A czytelnik wraz z nimi.Tego nie można opisać, tego trzeba samemu doświadczyć!

Emocje towarzyszą nam od mniej więcej dziesiątej do ostatniej strony. Wynik wojny nie jest przesądzony do samego końca. Mimo kilku czekających na mnie obowiązków, nie mogłam odłożyć książki przed jej skończeniem. Sam finisz zaskakuje - bardzo pozytywnie!

Książka nie pozostawia czytelnika obojętnym, zmusza do refleksji. Czy jesteśmy gotowi, by ponieść konsekwencje zbudowania maszyny doskonałej, inteligentnej? Nasze społeczeństwo od kilku lat rozwija się szczególnie intensywnie, więc wizja wykreowana przez Wilsona (robot zbyt mądry, by go okiełznać) nie jest wcale taką bujdą... Nie namawiam do zaprzestania rozwoju, ale zwolnijmy troszkę, zastanówmy się, co by było gdyby...

Robokalipsa to książka warta przeczytania. Stawia kilka istotnych pytań, skłania do refleksji, ale nie nachalnie. Czytelnik ma wrażenie, że żyje w opisywanej rzeczywistości, jeszcze silniej wczuwa się w dramatyczną sytuację postaci. Kto wygra wojnę? Czy niedoskonały człowiek ma jakiekolwiek szanse w starciu z żywym (tak, żywym) ideałem, ze stworzoną przez siebie maszyną-zabójcą? Niedługo ma też ukazać się film: przewiduję ogromny sukces kasowy (oby nie spaprali, oby nie spaprali...). Na razie zachęcam: przeczytajcie ten raport - gwarantuję, że nie pożałujecie!
Ocena końcowa: 5/6
Polecam: osobom ciekawym nowego, post-apokaliptycznego i bardzo realnego świata 

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Znak (jeszcze przed premierą).
Serdecznie dziękuję! 
+++++++++++
A teraz garść informacji wydawniczych od MAGa. Jesień zapowiada się dość... ciekawie dla miłośników historii o wampirach - czy się do nich zaliczacie?
Dotyk martwych - Charlaine Harris
4. sezon serialu Czysta Krew, oparty na 4. tomie serii (Martwy dla świata), nadciąga w październiku.
Charlaine Harris na nowo definiuje i ożywia świat istot nadnaturalnych – w cyklu bestsellerowych powieści o wampirach z Południa, których główną bohaterką jest kelnerka-telepatka Sookie Stackhouse. Sookie – obdarzona urokiem mieszkanki amerykańskiego Południa i zmagająca się z tysiącem głosów w głowie – szybko staje się ulubienicą wszystkich gości baru i katalizatorem nadprzyrodzonych wydarzeń w świecie, który jest dziwny i niesamowity, a zarazem prawdopodobny.
Premiera: 21 września 2011 r.
Ilość stron: 200
Cena: 29,99 zł
Wydawnictwo: MAG i Nowa Proza

W pół drogi do grobu - Jeaniene Frost
Dokonując zemsty, półwampirzyca Catherine Crawfield poluje na nieumarłych i ich zabija. Ma  nadzieję, że odnajdzie wśród wampirów swojego ojca, odpowiedzialnego za zniszczenie życia jej matce. Schwytana przez Bonesa, łowcę nagród polującego na wampiry, zostaje zmuszona do współpracy. W zamian za znalezienie ojca Cat zgadza się trenować z seksownym nocnym łowcą, aż dorówna mu umiejętnościami walki.
Jest zdziwiona, że nie kończy jako jego przekąska. Czyżby rzeczywiście istniały dobre wampiry? Wkrótce Bones przekona ją, że bycie mieszańcem nie jest wcale takie złe. Zanim jednak Cat zdąży się nacieszyć nowo zdobytym statusem pogromczyni demonów, oboje będą ścigani przez grupę zabójców. Cat musi opowiedzieć się po jednej ze stron…A Bones okaże się dla niej równie kuszący jak żywy mężczyzna.
Premiera: 21 września 2011 r.
Ilość stron: 440
Cena: 35,00 zł
Wydawnictwo: MAG  

Gorzej niż martwy - Charlaine Harris
Społeczność nadnaturalnych z luizjańskiego Bon Temps przeżyła ostatnio wiele nieprzyjemnych zdarzeń: z jednej strony dały o sobie znać potężne siły natury, czyli niszczycielski huragan Katrina, z drugiej, aktu nienawiści dokonali ludzie, którzy podłożyli bomby w hotelu w Rhodes, gdzie odbywało się wampirze spotkanie na szczycie. Sookie Stackhouse jest bezpieczna, lecz poruszona, zaszokowana i zmęczona – z całych sił pragnie powrotu do normalności. Niestety, sytuacja stale się pogarsza. Zbyt wiele wampirów (w tym liczni przyjaciele Sookie) zginęło w Rhodes lub zmarło z powodu odniesionych tam ran. A po chłopaku telepatki, tygrysołaku Quinnie, słuch zaginął. Świat wokół zmienia się, nawet jeśli nie podoba się to wampirom czy zmiennokształtnym. W dodatku Sookie, Przyjaciółka Wilkołaczego Stada, telepatka połączona więzią krwi z przywódcą społeczności lokalnych nieumarłych, trafia w sam środek tych przemian. Grozi jej niebezpieczeństwo i śmierć oraz – nie po raz pierwszy – doświadcza zdrady ze strony kogoś, kogo pokochała. I chociaż w końcu opada bitewny kurz, a przedstawiciele różnych społeczności zawierają przymierza, świat Sookie nigdy nie będzie już taki jak przed Katriną.
Premiera: 19 października 2011 r.
Ilość stron: 446
Cena: 35,00 zł
Wydawnictwo: MAG

środa, 21 września 2011

"Ever" - Alyson Noël

Tytuł: Ever (org. Evermore)
Autor: Alyson Noël
Seria: Nieśmiertelni, #1 (org. The Immortals)
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 19 lutego 2010 r. (premiera: luty 2009)
Ilość stron: 304

Niektóre książki uważa się za swego rodzaju "klasyki" gatunku, w dzisiejszym przypadku romansu paranormalnego. Cykl Nieśmiertelni się do nich nie zalicza, ale widząc na półce w Empiku coraz więcej tomów założyłam, że skoro ktoś je kupuje, to pewnie warto. Ale czy na pewno...?

Szesnastoletnia Ever przeżyła. Jako jedyna wyszła cało z wypadku, w którym zginęli jej rodzice i młodsza siostra. Musi zamieszkać z ciotką, zmienić szkołę, wejść w nowe towarzystwo, ale... Incydent bardzo ją zmienił: zaczyna dostrzegać wokół ludzi kolorowe aury mówiące o ich nastroju oraz widzieć duchy. Nowe umiejętności czynią z niej odludka, dziwaka, z którym "trzyma" kilka innych "wyrzutków". Oraz Damen Auguste, znany szkolny przystojniak, nie ukrywający swojego zainteresowania dziewczyną.

Świat byłby jednak zbyt piękny, gdyby relacje między tą dwójką mogły po prostu się rozwijać. I o czym pisałyby autorki pokroju pani Alyson? Trzeba wprowadzić "zamieszanie", chłopak musi być niezwykły: nie może być człowiekiem, to by było nudne. Więc kim jest? Jaką mroczną historię skrywają te piękne oczy?

Ever to przede wszystkim romans. Przewidywalny. BARDZO przewidywalny. I niech to wystarczy za uzasadnienie kiepskiej oceny końcowej. Rozwój uczucia między Ever a Damenem pozbawiony jest krzty oryginalności, po przeczytaniu choćby Zmierzchu bez problemu rozgryziecie wszystkie miłosne "niespodziewane zwroty akcji". Dopiero po pewnym czasie dochodzą elementy horroru - robi się ciekawiej, chociaż nieszczęśliwa miłość (w trójkącie) dalej zajmuje zbyt dużo miejsca. Nie wybaczę autorce, że nie wykorzystała potencjału, jaki niosą ze sobą kolorowe aury (na początku wypisano, co oznacza dana barwa): wspomina się o nich może pięć razy przez cały tom, można było wykrzesać z tego coś więcej.

Ciężko mi ocenić główną bohaterkę. Nie jest oryginalna, na widok boskiego Damena zupełnie traci głowę, jest zachwycona jego awansami, ale wciąż zastanawia się, czy na pewno mu na niej zależy, poza tym irytuje czytelnika. Oryginalnym elementem jest jej zamiłowanie do używek (nie zdradzę jakich) - gdy wychodzi ono na jaw, na moment zapałałam wobec niej pewnego rodzaju sympatią (ale tylko na moment). Damen z kolei to typowy nie-człowiek: bardzo tajemniczy (w stylu "nie powiem, bo nie chcę Cię narażać") i wkurzający w swej perfekcyjności. Nie wspominając o braku zdolności do kochania (co zadeklarował jakoś na początku), która okazuje się totalną bujdą. Bohaterowie drugiego planu - zarówno ci pozytywni (przyjaciele Ever oraz jej młodsza siostra, Riley) i negatywni - mają swoje problemy, ich egzystencja popycha akcję do przodu, ale ostatecznie stanowią jedynie tło dla głównej pary.

Średnio podobało mi się zakończenie tego tomu. Kilka rozdziałów przed końcem akcja zgęstniała, zrobiło się mrocznie i nawet... porywająco. Myślę, że nie zdradzę zbyt wiele, pisząc, że cały klimat siadł, gdy zaczęły się rozmowy o Miłości, Sile Uczuć, Przeznaczeniu i tym podobnych Ważnych Sprawach. A ostatnie słowa ("Kocham cię.") zapowiadają więcej tego typu dywagacji w przyszłości.

Czy zatem warto przeczytać Ever? Nie polecałabym, jest wiele ciekawszych historii miłosnych, także tych z wątkiem paranormalnym. Nieśmiertelni bohaterowie (nie oszukujmy się, sama nazwa serii zdradza dość dużo z fabuły) gwarantują pani Alyson wręcz nieograniczone możliwości, może napisać tyle tomów, ile zechce - w końcu ma czas... Jeśli Wy też macie czas (i chęci) na kolejny, mało oryginalny romansik, sięgnijcie. Jeśli nie narzekacie na nadmiar czasu wolnego - bez żalu odpuśćcie.
Ocena końcowa: 3-/6
Polecam: zagorzałym fanom romansów paranormalnych 

niedziela, 18 września 2011

"Kot wśród gołębi" - Agatha Christie

Tytuł: Kot wśród gołębi (org. Cat Among the Pigeons)
Autor: Agatha Christie
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 16 grudnia 2009 r. (premiera: listopad 1959; w Polsce: sierpień 2002 - wyd. Prószyński i S-ka)
Ilość stron: 268


Agatha Christie to ceniona autorka kryminałów. Jej powieści, krótkie i zwięzłe, od wielu lat przyciągają czytelników i zbierają dobre oceny. Zobaczmy, co zawarła w książce o tytule „Kot wśród gołębi”.
Meadowbank to znana prywatna szkoła w Anglii. Akcja zaczyna się w momencie rozpoczęcia nowego trymestru. Pojawia się kadra pedagogiczna wzbogacona o trzy kobiety: mademoiselle Blanche od francuskiego, pannę Springer od wychowania fizycznego i An Shapland, która zasiada w sekretariacie. Niedługo później w szkole dochodzi do morderstwa, ginie nowa wuefistka. Podejrzani są wszyscy, całe Meadowbank prześciga się w domysłach, kto i w jakim celu popełnił morderstwo. Incydentem interesują się także media, reputacja słynnej szkoły wisi na włosku…
Nieco wcześniej w jednym z arabskich krajów dochodzi do buntu. Młody władca musi uciekać. Wcześniej jednak powierza swojemu zaufanemu przyjacielowi klejnoty. Niestety, podczas próby ucieczki obydwaj giną w katastrofie lotniczej. Wraz z nimi znika bezcenny skarb. Ktoś wpada na pomysł, że błyskotki znajdują się w Meadowbank…
Intryga rozkręca się powoli. Autorka skupia uwagę czytelnika na detalach, wręcz drobiazgowo opisuje wygląd postaci, pomieszczeń. Jednakowo dużo uwagi stara się poświęcić opisom życia niemal wszystkich bohaterek. Jakby chciała zachęcić odbiorcę do wspólnej zabawy w detektywów. Zabójstwo panny Springer nie jest jedyną zbrodnią, wątki plączą się, wszyscy wydają się jednakowo podejrzani (albo niewinni). Detektyw Poirot, pojawiający się w drugiej połowie powieści, dość szybko i sprawnie rozwiązuje całą intrygę. Mnie osobiście jej finał mocno zaskoczył.
„Kot wśród gołębi” to pozycja charakterystyczna dla Christie. Pełno tu tajemnic, pseudo-oczywistych rozwiązań i dwuznacznych wypowiedzi. Napięcie rośnie, od lektury naprawdę trudno się oderwać. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie wszystkim ta powieść przypadnie do gustu. Nudnawe, bardzo drobiazgowe wprowadzenie może odrzucić mniej cierpliwych. Tym, którym to nie przeszkadza, serdecznie polecam - skonstruowana przez Królową Kryminałów intryga Was nie zawiedzie.
Ocena końcowa: 5-/6
Polecam: fanom skomplikowanych, lekko psychologicznych kryminałów oraz Agathy Christie

++++++++

W piątek na polskim rynku ukazała się książka "Dom Derwiszy" autorstwa Iana McDonalda.

W ekskluzywnej serii Uczta Wyobraźni ukazuje się właśnie nowa powieść autora głośnej Rzeki Bogów, Iana McDonalda – Dom Derwiszy. Rzeka Bogów obwołana przez „Asimov’s Science Fiction” arcydziełem, chwalona przez „Washington Post” jako „wielkie osiągnięcie autora, który staje się właśnie jednym z najwybitniejszych współczesnych powieściopisarzy” – kreśliła żywy obraz Indii w bliskiej przyszłości, w stulecie niepodległości. Zrewolucjonizowała nową generację fantastyki, przyjmując perspektywę, która nie była ani europejska, ani amerykańska. Nominowano ją do nagród Hugo i Arthura C. Clarke’a, zdobyła nagrodę BSFA; bogata sceneria tej powieści zainspirowała McDonalda do ponownej wizyty – w serii opowiadań, których fabuła także odbywa się w świecie Rzeki Bogów. Opowiadania ukazują się razem z Domem Derwiszy zebrane razem w jednej publikacji, w jednym rozdziale zatytułowanym Dni Cyberabadu.

Dni Cyberabadu to triumfalny powrót do Indii roku 2047, nowego, prężnego supermocarstwa mającego półtora miliarda mieszkańców, w epoce sztucznych inteligencji, suszy wywołanej zmianami klimatycznymi, wojen o wodę, osobliwych nowych płci, genetycznie ulepszonych dzieci, starzejących się dwukrotnie wolniej od zwykłych ludzi, i ludności, w której mężczyzn jest czterokrotnie więcej niż kobiet. Same Indie rozpadły się tu na kilkanaście państw, od Kerali, po górne dopływy Gangesu w Himalajach. Dni Cyberabadu to zbiór siedmiu opowiadań, wśród nich jedno nominowane do Hugo i jedno będące zdobywcą tej nagrody oraz osiemdziesięciostronicowa mikropowieść.

Jak zwykle w przypadku utworów McDonalda, i o tej książce będzie się w tym roku wiele mówić.

Liczba stron: 715
Cena: 55,00
Wydawnictwo: MAG

czwartek, 15 września 2011

"Władczyni demonów" - Geoffrey Huntington

Tytuł: Władczyni demonów (org. Demon Witch)
Autor: Geoffrey Huntington
Seria: Kruczy Dwór, #2 (org. The Ravenscliff Series)
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 24 listopada 2005 r. (premiera: lipiec 2003)
Ilość stron: 310

Cykl o Kruczym Dworze, rekomendowany jako połączenie magii i horroru, rozpoczął się raczej nieciekawie - przynajmniej w moim odczuciu. Jednak nie lubię przerywać czytania serii, nieważne jak kiepskiej, sięgnęłam po drugi tom. Żałować czy się cieszyć...?

Od wydarzeń z Czarodziejów Skrzydła Nocy minęło kilka miesięcy, na miejsce zarządcy Kruczego Dworu zostaje przyjęty gnom, Bjorn Forkbeard. Devon podświadomie czuje, że zatrudnienie nie-do-końca-zwyczajnego pracownika nie jest przypadkiem. Co więcej, w rezydencji pojawiają się ojciec ośmioletniego Alexandra, brat pani Crandall - Edward - z narzeczoną Morganą. Kobieta wzbudza wiele emocji w mieszkańcach posiadłości. Poszukiwanie odpowiedzi na pytanie o pochodzenie, "korzenie" Devona znowu musi poczekać - złe mocne znów chcą zaatakować, czyżby powrócił Jackson Muir...?

W tym tomie oprócz "starej gwardii", poznajemy aż trzy nowe postacie. I żadna z nich nie daje się łatwo zaszufladkować. Autor podsuwa czytelnikom fałszywe tropy, przedstawia nowych bohaterów w różnych sytuacjach, uniemożliwiając jednoznaczne stwierdzenie, kto jest dobry a kto zły. Wątpliwości zaczynają wzbudzać też znane jednostki, ich zachowanie nieraz mnie zaskakiwało. Pod względem nieprzewidywalności charakterów Władczyni demonów zdecydowanie nie zawodzi.

Także fabularnie otrzymujemy pozycję ciekawą. Książka zaczyna się od emocjonującego prologu, w którym jesteśmy świadkami spalenia na stosie czarownicy Isabel Apostaty. Początkowo nie dostrzegałam powiązania między głównym wątkiem a tą historią, ale Huntington w niebanalny sposób łączy współczesność z wydarzeniami sprzed pięciuset lat. I chociaż nie znalazłam tutaj tak "ciarkogennych" momentów jak w pierwszej części (wspomniana w recenzji wspinaczka na wieżę), mroczny klimat jest zachowany. Zdecydowanie nie podobało mi się skupienie na lekko niesmacznym (dla mnie) wątku romantycznym - przynajmniej dopóki autor nie wyjaśnił jego istoty (kolejne pozytywne zaskoczenie). Dodajmy do tego wyjaśnienie kilku pomniejszych zagadnień z tomu pierwszego i banalne (niestety) chwyty, a otrzymamy kompletny obraz tego, co czeka czytelnika. Ach, i jeszcze strasznie (w podwójnym tego słowa znaczeniu) intrygujące zakończenie...

Pan Geoffrey posługuje się prostym językiem, umożliwiając tym samym czerpanie przyjemności z lektury także młodszym czytelnikom. Co prawda trochę irytuje częste powtarzanie imion (Devon to, Devon tamto...), ale można się przyzwyczaić. Odrobiny czasu wymaga też przestawienie na narrację w czasie teraźniejszym, zwiększającą dynamikę. Polskie wydanie nie zawodzi: twarda oprawa, brak (zauważonych) błędów, wreszcie oryginalny obrazek na okładce - taki lekko nawiedzony, ale w gruncie rzeczy fajny.

Czy warto czytać? Myślę, że Władczyni demonów jest lepsza od Czarodziejów Skrzydła Wiatru. Elementy magii i horroru są tu wyraźniejsze, a intryga ciekawsza (a może to moja feministyczna natura?:D). Pozytywnie zaskoczyła mnie dwoistość postaci, czyniąca tę książkę pozycją obowiązkową dla fana nie-czarno-białych-bohaterów. Drugi tom - niespodziewanie - okazał się lepszy od pierwszego: zapoznajcie się z nim, nie pożałujecie! (Lektura "jedynki" nie jest konieczna, autor przywołuje najważniejsze wydarzenia w treści)
Ocena końcowa: 5/6
Polecam: miłośnikom młodzieżowego horroru; magii; ciekawych, niejednoznacznych postaci

poniedziałek, 12 września 2011

"Okup za Eraka" - John Flanagan

Tytuł: Okup za Eraka (org. Erak's Ransom)
Autor: John Flanagan
Seria: Zwiadowcy, #7 (org. Ranger's Apprentice)
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 6 października 2010 r. (premiera: listopad 2007)
Ilość stron: 472

Siódma część cyklu o zwiadowcach przenosi nas w przeszłość, wydarzenia opisane w Okupie za Eraka mają miejsce przed tymi z Czarnoksiężnika z Północy (tom V). Czy autor słusznie zrobił, cofając się w czasie i przestrzeni?


Halt się żeni! Wesoła ceremonia zostaje jednak przerwana przez pojawienie się skandyjskiego wojownika. Prosi on o pomoc, tłumacząc, że Erak został wzięty w niewolę przez obcy ród Temudżeinów, a okup za jego uwolnienie jest dość wysoki. Skandianie nie mają tyle pieniędzy przy sobie, a podróż do ich kraju wydaje się zbyt długa. Król Araluenu postanawia udzielić pożyczki. I tak po raz kolejny Halt, Will, Gilan, Horace i księżniczka Kassandra ruszają w podróż - tym razem na południe, na nieznane terytorium Temudżeinów.

Oczywiście osiągnięcie celu nie oznacza końca historii, to dopiero początek! Autor rzuca bohaterom pod nogi wiele kłód, bawiąc czytelnika dłużej. I muszę przyznać, że ja autentycznie dobrze się bawiłam! Obawy względem tego, o czym można pisać na niemal pięciuset stronach okazały się zupełnie bezpodstawne. Poruszane wątki (kilka jednocześnie), choć nie są konieczne, nie sprawiają wrażenia wymyślanych czy wciskanych na siłę. Fakt, wciąż mamy tu do czynienia z lekko naiwnym kreowaniem świata, ale ma to swój urok - przynajmniej dla mnie.

Bohaterów książek Flanagana można kochać lub nienawidzić. Ja nie narzekam na ich kreację, chociaż Will - bądź co bądź główny protagonista - zaczyna poważnie działać mi na nerwy. Na szczęście Halt i jego ironiczne podejście do świata poniekąd "odkupili" naiwność młodego zwiadowcy.

Język użyty przez pana Johna jest prosty i przyjemny w odbiorze. Trzecioosobowy narrator wszechwiedzący zdradza nam dużo myśli bohaterów (nie tylko głównych), często zmieniając swój "obiekt zainteresowań". Autor zastosował też ciekawy zabieg, wnikając w umysły koni. Sceny z tej perspektywy obserwujemy rzadko, ale sympatyczne wrażenie pozostaje. Ilekroć do nich dochodziłam, moją twarz rozświetlał uśmiech.

Także polskie wydanie trzyma wysoki poziom. Błędów naprawdę niewiele, ale udało mi się wypatrzyć perełkę o "wysforowaniu się" naprzód xD

Podsumowując, Okup za Eraka uważam za miłą, ciepłą historię, utrzymującą poziom wcześniejszych tomów. Szkoda jednak, że autor nie zachował kolejności chronologicznej i nie wydał tego tomu wcześniej - emocje przy lekturze byłyby dużo większe. Mogę jednak zapewnić, że jeśli szukacie czegoś lekkiego, jakiejś nieskomplikowanej historii, nie zawiedziecie się sięgając po siódmy tom serii (nawet bez znajomości wcześniejszych odnalezienie się w akcji nie powinno sprawić problemów).
Ocena końcowa: 5/6
Polecam: poszukującym lekkiej, niewymagającej lektury; fanom książek przygodowych

piątek, 9 września 2011

"Brisingr" - Christoper Paolini

Tytuł: Brisingr (org. Brisingr)
Autor: Christopher Paolini
Seria: Dziedzictwo, #3 (org. Inheritance)
Wydawnictwo: MAG
Data wydania: 14 listopada 2008 r. (premiera: wrzesień 2008)
Ilość stron: 624

Gdy Christopher Paolini zaczynam pisać Eragona, miał piętnaście lat. Trzeci tom jego cyklu ujrzał światło dzienne całą dekadę później. Czy dziesięć lat to dość dużo, by utworzyć dobry, zamknięty cykl?

Po bitwie na Płonących Równinach Eragon i Saphira nie mają czasu na odpoczynek. Roran domaga się pomocy w odbiciu ukochanej z rąk Ra'zaków. Vardeni potrzebują pomocy w starciach z wojownikami Galbatorixa. Krasnoludy muszą wybrać nowego przywódcę. Należałoby znaleźć nową broń. Nie mówiąc już o powrocie do Ellesmery i dokończeniu przerwanego szkolenia. Eragon, składając wcześniej tak wiele obietnic i przysiąg, nie przypuszczał, że ich realizacja może zbiec się w czasie i stać się niemal niewykonalna...

Zaskoczył Was krótki opis fabuły? Z przykrością muszę stwierdzić, że w przypadku tego tomu po prostu nie ma o czym pisać. Po zakończeniu Najstarszego, ta część zapowiadała się na krwawą bitwę (z tego co wiem, seria miała być trylogią) wieńczącą ciekawą, barwnie opisaną historię. Tymczasem niemal cały Brisingr to "fillery", zapychacze, nic nie wnoszące wątki. Całą książkę, bez najmniejszej szkody dla fabuły, można skrócić o pierwsze (około) 500 stron, bo dopiero końcówka wprowadza nieco (NIECO) istotniejsze elementy.

Podobnie jak akcja, także bohaterowie nie ulegają znacznym czy ważnym zmianom. Eragon musi wybierać, komu być wiernym, poza tym gryzie go kwestia jego rodziny - i jest mu źle na duszy. Początkowo dba o wegetariańską dietę (dlaczego? sięgnijcie po Najstarszego), ale później przestaje się tym przejmować. Arya wciąż jest niedostępną, chłodną damą. Nasuada staje się bardziej bezwzględną władczynią, gotową za wszelką cenę bronić swojego narodu i panowania nad nim. Zmiana ta - jednak z nielicznych - jest bardzo dobrze widoczna, choć nie wiem, czy wychodzi tej postaci na dobre. Roran, który w poprzednim tomie wysunął się z cienia na drugi plan, wciąż na nim króluje, walczy, żeni się, walczy i... robi się coraz mniej sympatyczny. Postaci z każdą stroną coraz bardziej traciły w moich oczach.

Styl autora nie uległ zmianie. Wciąż niemal z namaszczeniem opisuje prozaiczne, banalne czynności, mnóstwo miejsca poświęca opisom przyrody i niepotrzebnych szczegółów architektury. Jego drobiazgowość przydaje się za to przy scenach batalistycznych, operuje bogatym słownictwem i niesamowicie pobudza wyobraźnię. Mimo wszystko język uważam za zbyt kwiecisty, dużo porównań, wtrąceń tylko wydłuża (i tak długą) książkę. A gdy w podziękowaniach przeczytałam, że tom przed korektą był jeszcze dłuższy, podziękowałam Bogu za istnienie rozsądnie myślących redaktorów prowadzących...

Polskie wydanie tym razem nie zawodzi. Błędów, tak interpunkcyjnych jak i ortograficznych nie znalazłam. Również odległość tekstu od klejenia jakby się zwiększyła, poprawiając komfort czytania.

Tak, Brisingr ma mnóstwo wad. Mimo wszystko oceniam go wysoko, ponieważ polubiłam ten przesadnie drobiazgowy styl Paoliniego, tkwi w nim jakiś urok. Mała ilość ważnych momentów umożliwiła mi ekspresowe zapoznanie się z treścią (nie musiałam się koncentrować, właściwie tylko pobieżnie przeglądałam kolejne linijki), a sama lektura sprawiła mi mnóstwo frajdy. Fani twórczości pana Christophera na pewno sięgną po tę część, nie znajdując w niej co prawda ważnych dla fabuły elementów, a jedynie kilkanaście godzin rozrywki. Pozostałym radziłabym zacząć od początku - łatwiej wciągniecie się w ten ciekawy, smoczy świat.
Ocena końcowa: 4/6
Polecam: fanom poprzednich części

Odpowiadając na pytanie zadane we wstępie - Dziedzictwo jeszcze się nie skończyło. Już niedługo w Polsce ukaże się czwarta - i ostatnia - część serii (która miała być trylogią).

wtorek, 6 września 2011

"Córka Laguny" - Michelle Lovric

Tytuł: Córka Laguny (org. The Undrowned Child)
Autor: Michelle Lovric
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 30 września 2010 r. (premiera: lipiec 2009)
Ilość stron: 440

Po Córkę Laguny miałam ochotę sięgnąć od dnia jej premiery na polskim rynku. Zamiar zrealizowałam z dość sporym opóźnieniem. Czy mam powód, by żałować tej zwłoki?


W 1899 roku jedenastoletnia Teodora, wraz "koleżanką" Marią, jej oraz swoimi rodzicami, przyjeżdża do Wenecji. To znane miasto boryka się jednak z różnymi problemami, m.in. podnoszącym się poziomem wód (co grozi zatopieniem) czy tajemniczą zarazą dziesiątkującą dzieci, które - by nie wzbudzać paniki - grzebie się pod osłoną nocy. Naukowcy, w tym rodzice Teo, zbierają się, by temu zapobiec, znaleźć rozwiązanie - którego niestety nie ma... Dziewczynka, na skutek różnych wydarzeń, odkrywa sekrety Wenecji - w mieście bowiem świat ludzi łączy się ze światem fantastycznym, pełnym syren, duchów, magii. Poznaje też przyczynę nieciekawej sytuacji miasteczka, ale czy uda jej się odnaleźć Córkę Laguny i zapobiec tragedii?

Zacznijmy od krótkiej oceny fabuły. Autorka przygotowała dla czytelników ciekawą, niezbyt skomplikowaną opowieść o dość zwyczajnej dziewczynie stającej w obliczu końca świata (a przynajmniej miasta). Akcja początkowo płynie niespiesznie, wraz z Teo dostrzegamy postępujące zniszczenia. Ciekawiej robi się początkiem września, gdy bohaterka trafia do szpitala - od tego momentu ma 2 tygodnie, by rozwiązać tajemnicę. Pani Lovric wykorzystała autentyczne wydarzenia z historii Wenecji, istotną rolę odgrywa Bajamonte Tiepolo - organizator powstania z 15 września 1310 roku... Akcja nie obfituje w nieoczekiwane zwroty, utrzymuje stały poziom. W moim odczuciu dużym minusem jest prolog, który zdradza chyba troszkę za dużo...

Z przykrością stwierdzam, że bohaterowie nie wzbudzili mojej sympatii, co gorsza byli schematyczni i płascy, wyraźnie dobrzy lub źli (w jednym wyjątkiem). Teodorze pomaga jej rówieśnik Renzo - przemądrzały, patrzący na nią z góry Wenecjanin. Jest on chodzącą encyklopedią, historię miasta ma w małym palcu i chętnie dzieli się wiedzą z Teodorą i czytelnikami. Szkoda, że jego wykłady są nudne, jakby żywcem przepisane z książki - czuję, że można było lekko je ubarwić. Sama główna bohaterka okazuje się okropnie naiwna i łatwowierna, choć od biedy można to zrzucić na karb jej młodego wieku. Główny zły jest zły od początku do końca. Jedynie kuzynka Maria ewoluowała, przemiana przebiegła wiarygodnie, niemniej jej charakter po prostu nie pozwolił mi jej polubić. Istotną rolę odgrywają też syreny, ale ich charaktery zostają ledwie zarysowane - służą przede wszystkim popychaniu akcji do przodu.

Wszechwiedzący narrator cały czas towarzyszy Teo. W książce dużo miejsca poświęcono dialogom, które jednak są raczej naiwne. Lovric serwuje czytelnikom prawie prawdziwą wycieczkę po Wenecji, nie unika krótkich, ale pobudzających wyobraźnię opisów lokacji, w których dzieje się akcja. Wstawia też mnóstwo nazw własnych: o ile w przypadku kościołów czy placów jest to zrozumiałe, o tyle podawanie ulic jest chyba lekką przesadą...

Polskie wydanie zachwyca przede wszystkim okładką. Na pierwszych stronach znajdziemy pobieżny plan miasta oraz listę lokacji, które odwiedzają bohaterowie. Na pochwałę zasługuje polski zespół tłumaczeniowy - czyta się lekko, przyjemnie i bezbłędnie (jakieś drobne potknięcia interpunkcyjne się chyba trafiły, no...). Uśmiech (pobłażliwy) wywoływało u mnie ciągłe używanie słowa "syrenki" zamiast "syreny" - tłumacz chyba chciał lekko "ugrzecznić" ich wizerunek.

Córka Laguny mimo wielu wad jest lekturą ciekawą i wartą rekomendacji. Jak większość książek (i baśni, do których można ją zaliczyć) dla młodzieży, zawiera w sobie morał, pokazuje wyidealizowany (i niestety naiwny) obraz przyjaźni i odwieczną walkę dobra ze złem. Jeśli nie macie jeszcze dość tego typu pozycji, chcielibyście za to spędzić kilka godzin w trochę mrocznym, bardzo magicznym świecie Wenecji, sięgnijcie. Albo podsuńcie rówieśnikom Teo i Renza - oni powinni być tą książką bezapelacyjnie zachwyceni.
Ocena końcowa: 4+/6
Polecam: młodszym nastolatkom; poszukującym lekkiej, wyidealizowanej baśni

sobota, 3 września 2011

"Czarodzieje Skrzydła Nocy" - Geoffrey Huntington

Tytuł: Czarodzieje Skrzydła Nocy (org. Sorcerers of the Nightwing)
Autor: Geoffrey Huntington
Seria: Kruczy Dwór, #1 (org. The Ravenscliff Series)
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 7 lipca 2005 r. (premiera: kwiecień 1996)
Ilość stron: 325
 
Wszyscy wiemy, że nie ocenia się książki po okładce. Kto jednak, sięgając po tomik, nie zerka z ciekawością na tył, na opis wydawcy? Widząc słowa "cykl z pogranicza fantasy i horroru, swoiste skrzyżowanie książek o Harrym Potterze z serialem Buffy - postrach wampirów", czułam, że nie mogę podarować sobie lektury.

Czternastoletni Devon March po śmierci ojca trafia do małej miejscowości, Biedy. Jego rodzic na łożu śmierci wyznał, że został adoptowany i chce, by syn zamieszkał u pani Crandall, w Kruczym Dworze. Decyzja wydaje się dziwna, ale chłopiec nie sprzeciwia się. Dom okazuje się być ogromną, starą willą, w której ponoć straszy. Devon, od dziecka wyczulony na duchy i potrafiący z nimi walczyć (i wygrywać), chce tu jednak poznać prawdę o swoim pochodzeniu. Niestety, jego plany muszą ustąpić pierwszeństwa innej sprawie: ośmioletni bratanek jego gospodyni okazuje się być opętany przez złego ducha!

Dopiero teraz akcja zaczyna się na dobre rozkręcać. Początkowe rozdziały służą przedstawieniu bohaterów, "wkręceniu" czytelnika w akcję. Stara, gotycka rezydencja skrywa wiele tajemnic, podobnie jak mieszkająca w niej rodzina. W odkrywaniu prawdy naszemu bohaterowi pomaga córka pani Crandall, Cecily oraz stary znajomy, Rolfe. To on odkrywa przed Devonem prawdę na temat jego przeszłości, ale tłumaczenie jest raczej... mętne, stawia jeszcze więcej pytań. Za to ratowanie Alexandra z łapsk demona autor przedstawił emocjonująco. Wykreowane przez niego demony potrafią być przerażające, po trupach idą do celu. Także większość tajemnic, które ujawnia na kolejnych stronach, autentycznie zaskakuje. Szkoda tylko, że ten naprawdę ciekawy wątek trwa tak króciutko, bo gdy emocje zaczynają sięgać zenitu... wszystko się kończy. Ot, w trzech, czterech rozdziałach?

Bohaterowie niestety nie powalają. Właściwie wszyscy wydali mi się "płascy", nieciekawi. Devon ogromnie irytował mnie swoją przesadną dobrotliwością, Cecily sztuczną naturalnością (jakkolwiek dziwnie to brzmi, ale w książkach dla młodzieży bardzo często się to spotyka). Nie polubiłam również Alexandra, jednak autor chyba starał się, by czytelnik poczuł do tej postaci antypatię. Sympatii nie zdobyli również sługa Simon (wredny typek, takich przeważnie lubię...) ani Rolfe, który początkowo był "dobrym kumplem", a potem nagle "poważnym mentorem dla zagubionego Devona".

Książkę mimo wszystko czyta się szybko, lekko i przyjemnie. Skierowana jest raczej do młodszego odbiorcy, najlepiej rówieśnika głównych bohaterów. Autor zastosował ciekawą, rzadko spotykaną trzecioosobową narrację prowadzoną w czasie teraźniejszym. Zabieg ten dodaje dynamiki: na przykład gdy Devon wspina się po schodach w mrocznej wieży i czuje za sobą czyjąś obecność... Dreszczyk emocji gwarantowany, nie tylko u "niewyrobionego" młodego czytelnika.

Cóż mogę napisać na koniec... Czarodzieje Skrzydła Nocy nie umywają się do serii o Harrym czy o Buffy. Jako dreszczowiec dla dzieci i młodzieży książka wypada całkiem nieźle, daje nadzieję na ciekawy cykl dla tej grupy wiekowej. Niestety, pan Huntington chciał chyba za dużo zmieścić w pierwszym tomie, niepotrzebnie "rozgrzebał" przeszłość Devona. Jeśli jednak macie ochotę na coś magicznego, ale pozbawionego wilkołaków, wampirów, wróżek, zachęcam - spróbujcie przeczytać!
Ocena końcowa: 4/6
Polecam: raczej młodszym czytelnikom; poszukującym magicznych historii z dreszczykiem 

czwartek, 1 września 2011

Stos wrześniowy i kilka informacji

Witajcie!
Dziś troszkę luźniej, w końcu mamy 1 września. Powrót do szkoły, mniej czasu na czytanie... Trzeba poprawić sobie humorek. A nie ma nic lepszego niż książeczki :)
Stos podzieliłam na trzy mniejsze - kwestia wygody.
 Stos 1 - zakupy własne, na promocji (każda książka po 9.90 zł)
1. Henri Loevenbruck - Wilczyca i Córka Ziemi
2. Henri Loevenbruck - Wojna wilków
3. Henri Loevenbruck - Noc wilczycy
4. Andres Pascual - Kompozytor burz
5. Rachel Hawkins - Dziewczyny z Hex Hall
6. Alexander Gordon Smith - Otchłań. W potrzasku
 Stos 2 - od wydawnictw
1. Sara Shepard - Kłamczuchy - od wyd. Otwartego
2. Karen Marie Moning - Mroczne szaleństwo - od wyd. MAG
3. William P. Young - Chata - od wyd. Nowa Proza
4. Tom Lloyd - Naznaczony przez bogów - od wyd. Rebis
Stos 3 - choć wcale nie najmniej ważny, czyli znalezione w bibliotece
1. Michelle Lovric - Córka laguny
2. Licia Troisi - Misja Sennara
3. Christopher Paolini - Brisingr
4. Geoffrey Huntington - Czarodzieje Skrzydła Nocy
5. Geoffrey Huntington - Władczyni demonów

Wyniki ankiety
Tym razem oddaliście aż 44 głosy. Ogromnie mnie to cieszy :)
Pierwsze miejsce zajęła Córka burzy Richelle Mead - 10 głosów, czyli 22%. Mnie książka nie przypadła do gustu, ale może Wam...
Drugie miejsce, z 9 głosami (20%), zdobył Zimowy monarcha Bernarda Cornwella. To mnie cieszy, bo lektura dostarczyła mi strasznie dużo rozrywki.
Wreszcie na ostatnim miejscu podium stanęła Żelazna córka Julie Kagawy (8 głosów, 18%). Być może dlatego, że nie zapowiada się w najbliższym czasie na polską premierę. Moim zdaniem jest na co czekać!
Dalej wyniki były zbliżone. 5 głosów zdobyła Zła matka Ayelet Waldman (widzę, że interesujecie się nie tylko lekką młodzieżową literaturą), a na końcu, po 4 głosy, zgromadziły Desires of the Dead Kimberly Derting (ciekawa jestem, jak będzie brzmiał polski tytuł...), Przywoływacz dusz Gail Z. Martin (lekkie zdziwienie z mojej strony, myślałam, że będzie więcej :)) oraz Klepsydra Aldibaha Licii Troisi.
Dziś ruszyła kolejna ankieta. Zachęcam do udziału i z góry dziękuję za wszystkie głosy. Dzięki nim widzę, co Was najbardziej interesuje z czytanych przeze mnie pozycji! 

Nowy dział

Teraz z innej beczki. Być może zauważyliście, w menu w góry pojawiła się strona "Światowy przegląd", a w niej co nieco o książkowych nowościach na anglojęzycznych rynkach. A nuż komuś się przyda taki rejestr :)?

Tyle. Wszystkim Czytelnikom parającym się nauką życzę spokojnego powrotu do szkoły, a wszystkich bez wyjątku zapraszam do wzięcia udziału w ankiecie na najlepszą książkę recenzowaną przeze mnie w sierpniu.
Do usłyszenia :)