Tytuł: Przywoływacz dusz (org. The Summoner)
Autor: Gail Z. Martin
Seria: Kroniki Czarnoksiężnika, #1 (Chronicles of the Necromanter)
Wydawnictwo: Dwójka bez sternika
Data wydania: 6 kwietnia 2011 r. (premiera: styczeń 2007)
Ilość stron: 576
Są książki, których znajomość jest niemal konieczna, by uważać się za prawdziwego fana pewnego gatunku. Postanowiłam sprawdzić, czy „świeża” na naszym rynku Gail Z. Martin i jej Przywoływacz dusz zaliczają się do tego zaszczytnego grona.
Martris Drayke jest drugi w kolejce do tronu. Od dzieciństwa jego babka szkoliła go w sztukach magicznych, młodzieniec widzi także duchy. Po zamachu stanu, w którym ginie jego ojciec i król, Tris z grupką przyjaciół musi opuścić zamek, by ocalić życie. Niebawem okazuje się, że babka nie uczyła go bez przyczyny – bowiem to Martris jest Przywoływaczem dusz, mogącym zapanować nad duszami zmarłych. Jednocześnie problemy ma księżniczka Kiara, której ojciec podupadł na zdrowiu – czy poradzi sobie z nowymi obowiązkami i czy uda jej się odnaleźć antidotum?
Autorka skonstruowała ciekawy i przekonujący świat. Fabuła porusza kilka ważnych wątków, chociaż zdecydowanie dominującym jest ucieczka (więc i epicka podróż) Trisa. Pani Martin szybko wprowadza czytelnika w akcję, dodając nową lokację lub postać, zatrzymuje się na moment i dopowiada kilka najistotniejszych faktów z nimi związanych. Wydarzenia śledzimy z perspektywy kilku najważniejszych postaci, dzięki czemu możemy podziwiać drobiazgowość uniwersum. Nie ukrywam, że znalazłam kilka elementów wtórnych, nawet oklepanych, ale nie umniejszają one przyjemności z czytania. Przeczytamy o wielkich bitwach, pasjonujących intrygach politycznych oraz poruszających miłościach – czyli to, co moja skromna osoba lubi najbardziej.
Bohaterowie są bardzo różnorodni, prezentują wiele światopoglądów. Poznajemy ich szybko i nie mylimy, mimo ich dużej ilości. Ucieszyło mnie, że wszystkie wybory bohaterów są logicznie umotywowane, nikt nie prowadzi długich pseudo-filozoficznych dywagacji o wadze życia i istocie śmierci. Postacie mają jasno wytyczone cele, których się trzymają. Może trochę „spłyca” to lekturę, ale równocześnie niezwykle ją ułatwia i uprzyjemnia.
Dużą zaletą – przynajmniej dla mnie – jest waga, jaką pani Martin przywiązuje do emocji bohaterów. Akcja i odczucia zajmują tyle samo miejsca: nie zanudzimy się rozlazłymi porównaniami ale i nie odniesiemy wrażenia, że postacie to bezduszne roboty.
Osobiście jestem oczarowana Przywoływaczem dusz. Autorka napisała wciągającą, przemyślaną i przyjemną w odbiorze powieść, którą czyta się jednym tchem. Wielkimi plusami recenzowanej książki są sympatyczni i realni bohaterowie, wartka akcja oraz lekki w odbiorze język. Myślę, że jeśli kolejne tomy utrzymają poziom „jedynki”, Gail Z. Martin ma szansę stać się jedną z najpopularniejszych autorek fantasy. Czego jej życzę, a Wam, drodzy Czytelnicy, szczerze zachęcam do lektury.
Ocena końcowa: 5+/6
Polecam: fantastom poszukującym porywającej lektury na kilka dni, szczególnie miłośnikom Brenta Weeksa
wysoka ocena i chyba się skuszę
OdpowiedzUsuńW takim razie muszę koniecznie przeczytać, skoro to jest obowiązkowa lektura dla fanów fantasy.
OdpowiedzUsuńmam w planach zakup tej powieści już od dnia jej premiery, ale zawsze wychodzi tak, że albo nie ma jej w księgarni, kiedy akurat mam zamiar ją kupić, a jak jest to przeważnie ja nie posiadam wystarczających funduszy.. ;x irytujące ;x
OdpowiedzUsuńświetna recenzja :)
Czytałam i pomimo kilku wad przypadła mi do gustu ;) Wtórna, ale przyjemna :) Muszę nabyć kolejny tom przy najbliższej wizycie w księgarni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nie czytałam, ale planuję ;)
OdpowiedzUsuńCóż, skoro planujesz spotkanie z Parcy'm jak i z Zagubionym Herosem, to proponuję Ci jeszcze inną serię pana Riordana, a mianowicie Czerwona Piramida. To mniej więcej na tej samej zasadzie z tym, że dotyczy bogów egipskich
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńZdaje mi się, że wraz z wiekiem piszę więcej błędów. A powinno być przeciwnie...
Nigdy nie korzystałam z programu Microsoft Word, lecz zawsze pisałam w notatniku. Jak widać - efekty są takie, jakie są ;))
Mam ją w planach, bo słyszałam o niej dużo dobrego. Twoja recenzja tylko upewniła mnie w przekonaniu, że muszę po tę książkę sięgnąć:)
OdpowiedzUsuńMoże, jak znajdę czas, przeczytam
OdpowiedzUsuńwidzę, że sporo u Ciebie recenzji książek z dziedziny fantastyki i bardzo dobrze, to ksiązki, do których chcę się zabrać, bo wcześniej jakoś nie po drodze mi było z fantastyką
OdpowiedzUsuńTo coś dla mnie :) Bardoz ciekawi mi ta książka, zapisuję na magiczną listę powieści do kupienia ;)
OdpowiedzUsuń