Autor: Melissa de la Cruz
Seria: Ród Beauchamp, #1 (org. The Beauchamp Family)
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 21 października 2011 r. (premiera: czerwiec 2011)
Ilość stron: 304
Melissę de la Cruz kojarzyłam - raczej niezbyt pozytywnie - dzięki spotkaniu z Błękitnokrwistymi - sztampowym wampirzym romansem dla nastolatek. Z pewną dozą niepokoju sięgnęłam po pozycję zgoła inną, skierowaną do dorosłego (?) odbiorcy.
Joanna, Ingrid i Freya Beauchamp były czarownicami. Cóż, właściwie wciąż są, ale magii - na mocy wyroku - używać nie mogą. W niepozornym North Hampton wiodą życie śmiertelniczek: Freya pracuje w barze, Ingrid w bibliotece, a ich matka dba o dom (wciąż go remontując). Nadchodzą jednak ważne chwile: Freya lada moment ma wyjść za mąż (ale zaczyna niezdrowo interesować się bratem narzeczonego), bibliotekę, w której pracuje Ingrid czeka zamknięcie, a Joanna podczas spaceru na plaży znajduje trzy martwe ptaki. Ktoś się chyba przejęzyczył, mówiąc, że nieszczęścia chodzą parami...Oczywiście to dopiero początek kłopotów. Na kartach tej powieści trzy kobiety decydują się na poważny krok, czyli nielegalny powrót do uprawiania magii. "Tylko na moment, wszystkim wyjdzie to na zdrowie" - tak przynajmniej myślą.
Początek książki może zainteresować albo odrzucić, służy bowiem przedstawieniu głównych postaci kobiecych. Zapowiada raczej historię obyczajową i sprawia wrażenie lekko "przegadanego". Magiczne elementy pojawiają się później, podobnie ciekawsze wątki. Mnie jednak styl pisania autorki wciągnął już od początku - skojarzył mi się z Anią z Zielonego Wzgórza. Prosty, ale nie prostacki język, tempo niespieszne, dużo opisów, swojski klimacik... Nie uświadczycie tu widowiskowych, dynamicznych starć z użyciem magii, ale kilka ciekawych zwrotów akcji się pojawiło.
Czary pełnią w Zapachu spalonych kwiatów ważną i jednocześnie mało istotną rolę. Czemu nieistotną? Bowiem Czytelnik w ogólne nie odczuwa, że ma do czynienia z magią! Nie ma wróżek ze skrzydełkami, brakuje starych wiedźm warzących eliksiry w ogromnych kotłach, nawet czarne koty jakoś się nie pojawiają. I ważną, ponieważ bez zaklęć i czarów niemożliwe byłoby wprowadzenie wielu ciekawych wątków - spłyciłoby to historię, uczyniło mniej wciągającą i lekko monotonną.
Pani de la Cruz nie mogła nie wprowadzić odrobiny zamieszania w związkach bohaterek z mężczyznami. Jednak o ile za romansami nie przepadam, o tyle w Zapachu spalonych kwiatów miłość przedstawiona zostaje tak lekko i realistycznie, że... dałam się porwać jej (magicznemu) urokowi. Pojawiające się sporadycznie sceny erotyczne też mi nie przeszkadzały: seks stanowi tu tylko element związku, jego opisy nie są drobiazgowe a same akty bardzo pruderyjne.
Zapach spalonych kwiatów nie jest historią tylko dla dorosłych. Owszem, erotyka powinna wykluczyć młodzież z kręgu odbiorców, ale jest jej tak niewiele, że można przymknąć na to oko. To opowieść skierowana do młodych ludzi, o życiu codziennym i problemach, z jakimi musimy się borykać. Bez względu na to, czy potrafimy czarować czy nie.
Ocena końcowa: 5/6
Polecam: (nie tylko) młodym ludziom lubiącym historie o prozie życia z domieszką magii
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak LiteraNova!
++++++++
Z radością muszę się pochwalić, że zaliczyłam swoje pierwsze targi książki :) Krakowska impreza zaskoczyła mnie swoim rozmachem i chociaż spędziłam tam tylko jeden dzień (a właściwie kilka godzin) i nie spotkałam się z wieloma Osobistościami (szczególnie szkoda pana Smolenia - ale On był w niedzielę, a ja w sobotę :(), mam mnóóstwo miłych wspomnień. Także tych książkowych, którymi pochwalę się w najbliższym stosikowym poście!
A Wy, byliście na tegorocznych Targach? Jeśli tak - jakie wrażenia? Oprócz naprawdę gorącej atmosfery panującej w hali :D?
Bardzo chcę przeczytać.
OdpowiedzUsuńChodzi za mną ta książka, widziałam już kilka recenzji.
OdpowiedzUsuńJa byłam na Targach, ale w Katowicach - pierwsze i dopiero raczkują, pewnie daleko im do tych z Krk, jednak trochę dla mnie za daleko.
Książka ciekawa :) A Targi - gorąca atmosfera i parę zdobytych ksiażek ;)
OdpowiedzUsuńAch, nie mogę się doczekać, żeby ją przeczytać. Pozostało mi jedynie czekać:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Książka w planach :) A co do targów to byłam, w niedzielę, do pana Smolenia niestety się nie dopchałam a poza gorącą atmosferą w sali w pamięci zapada oczywiście ścisk i tony książek <3
OdpowiedzUsuńKsiążkę mam w planach odkąd jej zapowiedź pojawiła się w sieci :) Twoja recenzja tylko zaostrzyła mój apetyt, ale jestem lekko zaniepokojona faktem, że początek Zapachu spalonych kwiatów może zachwycić i zainteresować albo odrzucić... Boję się, że mnie odrzuci :( ale dopóki nie dorwę tej powieści w swoje łapki i nie zacznę jej czytać to się tego nie dowiem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ;*
Biorę udział w konkursie w którym ta książka jest do wygrania :) Bardzo jestem zainteresowana nią! Bardzo dobra recenzja, przy okazji :)
OdpowiedzUsuńA co do Targów to gratulacje, ja niestety się pochorowałąm i na te w Katowicach nie dojechałam.
Kurcze napaliłam się na tą ksiązke i bardzo bym chciała ją przeczytać. Mam nadzieję, że uda mi się gdzieś ją nabyć okazyjnie.
OdpowiedzUsuńHmmm... Książką na pewno mnie zainteresowałaś, ale jeszcze się nad nią zastanowię :)
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie po nią sięgnę, wydaje się być interesująca :D
OdpowiedzUsuńKolejna pozytywna recenzja!
OdpowiedzUsuńMusze się nad nią poważnie zastanowić, bo widzę, że jest warta uwagi.
Targi w tym roku, cóż, nie dla mnie, niestety.:(
Też zauważyłam ten "przyrost" literatury o psach (i nie tylko) ^^ czyżby jakaś nowa moda? ;>
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o czytnik to ja mam Irivera i działa na nim wyśmienicie :)
Ja aż tak bardzo się tą powieścią nie zachwyciłam, ale zgadzam się, że dosyć stonowanie i przyjemnie przedstawiono tu relacje damsko-męskie. Podoba mi się to, bo bardzo nie lubię nachalności.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Futbolową co do tej nachalności. Książka kusi mnie odkąd ujrzałam po raz pierwszy okładkę, polska okładka jest duuużo lepsza.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ta książka ciekawi. Już nie mogę się doczekać aż do mnie dojdzie ;)
OdpowiedzUsuńMiałam okazję przeczytać ją jeszcze we wrześniu w formie ebook'a :) Bardzo mi się podobała i chyba planuję zakup :)
OdpowiedzUsuńKolejny przykład książki której polska okładka przebija anglojęzyczną ;) Zazdroszczę lektury i mam nadzieję, że uda mi się trafić na "Zapach spalonych..."! :)
OdpowiedzUsuńNajpierw odstraszyło mnie to, że wspominasz o Błękitnokrwistych których nie czytałam, ale to zupełnie nie mój typ lektury. A potem porównanie stylu do książek o Ani z Zielonego Wzgórza - co już doszczętnie zniwelował moje szanse na sięgnięcie po ten tytuł, bo jakoś nigdy książek Montgomery nie znosiłam. Podoba mi się zamieszczani okładek polskie i zagranicznej wersji - obydwie są dobre, ciężko wskazać lepszą.
OdpowiedzUsuńA odnośnie targów książkowych, ja jeszcze na żadnych nie byłam, ale może jak będą te Warszawskie, to się na nie wybiorę:)
Bardzo chcę przeczytac już od jakiegoś czasu. Okładka przyciąga mnie ogromnie:)
OdpowiedzUsuńto że bym ja chciała przeczytać to jedno ale na uwagę zasługuje okłada bo jest świetna:)Nasza okładka rzecz jasna:)
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym przeczytać tę książkę. Mam nadzieję, że wkrótce mi się to uda. A okładka jest przepiękna! Świetna recenzja. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń