środa, 3 czerwca 2015

"Miasto niebiańskiego ognia" - Cassandra Clare

Cassandra Clare debiutowała w Polsce względnie dawno temu, jeszcze przed wielkim bumem na młodzieżowe paranormal romance. Swego czasu trylogia Dary Anioła podbiła moje serce, ale jej kontynuacje uważam za mniej udane (nie tyczy się Diabelskich maszyn). W minionym tygodniu czytałam ostatni tom sagi o Clary oraz Jasie i uważam, że... było warto. (Poniższy akapit może zawierać spoilery poprzednich tomów serii - jeśli ich nie czytałeś / czytałaś, ale masz zamiar, przejdź do akapitu trzeciego.)

Jonathan aka Sebastian Morgenstern zdobył Mroczny Kielich umożliwiający mu przemianę Nocnych Łowców w ich mroczne, bezwzględne i ślepo posłuszne przywódcy wersje. Chłopak wraz ze swoją powiększającą się armią atakuje kolejne Instytuty, siejąc zamęt i zniszczenie. Do Nowego Jorku przybywa garstka małoletnich uciekinierów z Los Angeles. Clary, Jace i ich przyjaciele muszą szybko obmyślić plan zniszczenia młodocianego tyrana. A przy okazji uporać się z własnymi - głównie, choć nie tylko sercowymi - problemami.

A my, Nefilim... mamy skłonność do kochania całą duszą. Do zakochiwania się tylko raz, umierania z żalu za utraconą miłością. Mój stary nauczyciel mówił, że serca Nefilim są jak serca aniołów, które odczuwają każdy ludzki ból i nigdy się nie goją. [str. 76]

Lektura Miasta niebiańskiego ognia upłynęła mi bardzo szybko i przyjemnie: głównie za sprawą wartko płynącej akcji i nieraz zaskakujących zwrotów akcji. Kilka razy byłam naprawdę pozytywnie zaskoczona obmyślonym przez autorkę obrotem spraw. Ucieszyłam się też, że w tej części naprawdę niewiele miejsca poświęcono elementom romantycznym - takowe wątki faktycznie są obecne w Mieście niebiańskiego ognia, ale nie przyćmiewają głównej linii fabularnej. Nieco gorzej wypadło zakończenie. Nie chodzi o niedomknięcie wątków, a raczej o wprowadzenie niejako nowych i mniej interesujących. Moim zdaniem to zabieg zupełnie niepotrzebny i troszkę psujący wrażenie końcowe.
Czytając Miasto niebiańskiego ognia można w pełni nacieszyć się (i zachwycić) wykreowanym przez Cassandrę Clare światem Nocnych Łowców. We wcześniejszych tomach nie zwracało to uwagi, ale w tej części czytelnik ma okazję dobrze poznać przeróżne "nefilimowe" organizacje a nawet pojedynczych reprezentantów Instytutów z niemal całego świata. Autorka nie zapomniała także o Podziemnych, którym w tym tomie poświęca się także sporo czasu. Tym samym recenzowana powieść staje się dobrym podsumowaniem dotychczasowej twórczości pani Clare - przynajmniej tej dotyczącej Nefilim.

Jak wspomniałam na początku, Miasto niebiańskiego ognia nastawione jest bardziej na akcję niż na romans, ale relacje pomiędzy "starymi" bohaterami ulegają zmianie. O rozwoju związku Aleca i Magnusa można by napisać spory akapit - głównie o jego dziwnym poprowadzeniu - ale w tej części jego występowanie niespecjalnie mi przeszkadzało. Wadziły mi jednak cytaty z Biblii i patetyczne kwestie wypowiadane przez (przypomnijmy) nastoletnich bohaterów. O ile te pierwsze mają uzasadnienie w szkoleniu Nocnych Łowców, o tyle drugie brzmią po prostu sztucznie. Za to niesamowicie spodobała mi się przeróbka modlitwy "Ojcze nasz" :) (której nie mogę zacytować, ze względu na spoilery).
Z powodów zupełnie dla mnie niezrozumiałych, Mieście niebiańskiego ognia pojawiają się zupełnie nowi bohaterowie. Jest to garstka dzieciaków o dziwacznych (w większości) imionach, zbiegów z Los Angeles, których rolę w całej powieści można streścić jedynie jako "zajawka na nową serię". Ot, autorka nakreśliła sylwetki dwojga młodych ludzi i ich towarzyszy, którzy (prawdopodobnie) odegrają ważniejszą rolę w kolejnych utworach.

Bohaterami nie zawsze są ci, którzy wygrywają. Czasami są nimi ci, którzy przegrywają, ale nie poddają się i nadal walczą. To właśnie czyni ich bohaterami. [str. 95]

Podczas lektury pewną niedogodnością była grubość książki: jakkolwiek ją trzymałam, grzbiet niebezpiecznie się wyginał i groził złamaniem (nie mam pojęcia, jakim cudem udało mi się tego uniknąć). W powieści sporadycznie brakuje myślników oddzielających wypowiedzi od opisu towarzyszących im czynności, co wprowadza lekki zamęt. No i ta nieszczęsna odmiana imienia "Jace"... ale faktycznie, ciężko zapisać to imię w miejscowniku (o kim? o Jace'ie? o Jacie? xD). Chyba dwukrotnie natknęłam się na dziwne przedzielenie tego imienia na dwie linijki (Jace'[enter]a) - ale to naprawdę detale, zanikające w całej objętości powieści.

Miasto niebiańskiego ognia to, moim zdaniem, najlepsza część serii Dary Anioła - przebiła nawet moje pozytywne wspomnienia związane z pierwszymi trzema tomami. Cieszy duża ilość akcji, mało romansu, dynamiczny rozwój wydarzeń i - wreszcie - prawdziwy dramatyzm niezwiązany z leczeniem złamanego serca. Wspaniałe zakończenie dobrej serii. Teraz pozostaje mi czekać na kolejne trylogie pióra Cassandry Clare :)
Ocena końcowa: 5/6
Polecam: fanom młodzieżowych powieści akcji zaznajomionym z Darami Anioła (nie zaszkodzi też znajomość Diabelskich maszyn)

Tytuł: Miasto niebiańskiego ognia (org. The City of Heavenly Fire)
Autor: Cassandra Clare
Seria: Dary Anioła #6
Wydawnictwo: Mag
Data wydania: 24 września 2014 r. (premiera: maj 2014)
Ilość stron: 702
Recenzja realizuje wyzwania:
1. Książkowe wyzwanie 2015 - W tytule jest nazwa miasta
2. Wyzwanie czytelnicze 2015 - Książka, w której znajduje się trójkąt miłosny

1 komentarz:

  1. Od bardzo dawna zamierzam przeczytać tę serię, ale jakoś ciągle mi coś wyskakuje. Miło, że Ty ją polecasz, to kolejna mobilizacja dla mnie. :)

    OdpowiedzUsuń