środa, 24 czerwca 2015

"Collide" - Gail McHugh

Kilka lat temu, dzięki ogromnemu kasowemu sukcesowi sagi Zmierzch, rynek książkowy zalały powieści gatunku paranormal romance. Niejaki renesans tego gatunku nastał przy okazji wydania Pięćdziesięciu twarzy Greya, a później pojawiły się utrzymane w tym klimacie romanse. I jednym z nich jest Collide, debiutancki utwór Gail McHugh.

Emily niedawno skończyła studia, a do tego straciła matkę. Wsparciem w trudnych chwilach okazał się jej chłopak, Dillon. Dziewczyna przeprowadza się do Nowego Jorku, do swojej przyjaciółki Olivii. Niemal natychmiast znajduje sobie pracę w restauracji i pierwszego dnia pracy spotyka największego przystojniaka na Wschodnim Wybrzeżu. Jej serce zabiło szybciej, ale przecież ona już ma ukochanego. Gavin, bo tak ma na imię "Pan Wysoki, Przystojny i Podniecający", okazuje się dobrym znajomym Olivii i jej brata oraz Dillona. Co więcej, jest samotny, ale jego serce rozpaliła drobna, piękna kelnerka z nowojorskiej knajpki.

Collide z początku kojarzyło mi się z Pięćdziesięcioma twarzami Greya. Po kilkunastu stronach stwierdziłam, że podobieństwo jest niewielkie, ponieważ bohaterka nie jest skończoną ofermą (sorry, Anastasio Steele - nie lubię cię), ma chłopaka i bliżej niedoprecyzowane plany małżeńskie. Niestety, fabularnie powieść nie prezentuje się lepiej niż debiut E.L. James. Gdy tylko na kartach Collide pojawia się boski Gavin, wiadomym jest, że zdobędzie serce Emily. Na ponad trzystu stronach czytelnik obserwuje, jak dziewczyna miota się pomiędzy gorącym, zakazanym uczuciem żywionym do Gavina a nudnym, ale pobłogosławionym przez umierającą matkę związkiem z Dillonem. Powieść obfituje w "szczęśliwe" zbiegi okoliczności, które doprowadzają do częstych spotkań naszej uroczej parki (i przy okazji każe nam wierzyć, że Nowy Jork jest jak mała wioska, w której co rusz można się natknąć na znajomą twarz). W Collide jest mniej scen erotycznych niż w Pięćdziesięciu twarzach Greya, za to więcej przekleństw. Ale największą bolączką tej powieści było przerysowanie charakterów postaci - o czym poniżej.

Być może paradoksalnie, za najlepiej wykreowaną postać w Collide uważam Dillona, czyli chłopaka głównej bohaterki. Facet ma kilka zalet, ale także liczne wady, przez co wydaje się ludzki i prawdopodobny. Jego zupełnym przeciwieństwem jest Gavin: przystojny, wysoki i bogaty, do tego szarmancki, wierny i (obowiązkowo) z przykrą przeszłością. Żeby było lepiej, ma uroczych rodziców - w przeciwieństwie do Dillona, którego matka doprowadza główną bohaterkę (i czytelników) do białej gorączki. Autorka nie mogła bardziej zróżnicować swoich bohaterów i jaśniej dać odbiorcom do zrozumienia, kogo bardziej powinni lubić. Sama Emily wydała mi się żałośnie słaba i niezdecydowana, a do tego obdarzona zerowym poczuciem własnej wartości. Nie lubię tego typu bohaterek w literaturze: teoretycznie powinnam jej współczuć, ale na mnie działała dokładnie odwrotnie (miałam ochotę jej przyłożyć, żeby się ogarnęła).

Cechą, która znacznie odróżnia Collide od Pięćdziesięciu twarzy Greya, jest narracja: występujący w debiutanckiej powieści Gail McHugh narrator wszechwiedzący dość często "przeskakuje" pomiędzy Emily i Gavinem (czasami nawet w ramach jednego akapitu), by zdradzić czytelnikom ich myśli. Autorka pewnie chciała lepiej pokazać sercowe rozterki swoich bohaterów, ale taka konwencja wprowadza niepotrzebny chaos.

Collide nie jest erotykiem (jak Pięćdziesiąt twarzy Greya), ale romansem - niestety okrutnie przewidywalnym i pozbawionym jakiejkolwiek fabuły. Pomysł na książkę nie był najgorszy, ale chęć wykreowania absolutnie idealnego bohatera pogrążyła autorkę. Ja męczyłam się przy lekturze, co chwila ją odkładałam, a pod koniec uśmiechałam się z przekąsem i miałam nadzieję, że nikt mi tego "cuda" przez ramię nie czyta. Jeśli chcecie przeczytać niezbyt ambitny romans, możecie to zrobić. Mnie się nie podobało.
Ocena końcowa: 2/6
Polecam: miłośnikom romansów

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Akurat
http://www.wydawnictwoakurat.pl
 
Tytuł: Collide
Autor: Gail McHugh
Seria: Collide #1
Wydawnictwo: Akurat
Data wydania: 17 czerwca 2015 r. (premiera: styczeń 2013)
Ilość stron: 366
Recenzja realizuje wyzwania:
1. Wyzwanie czytelnicze 2015 - Typowy romans


A teraz mały gratis dla tych, którzy wytrwali do końca: zapamiętane przeze mnie reakcje moich kolegów i koleżanek ze studiów na tę powieść. Oczywiście oceniali oni tę książkę na podstawie okładki, zawartego na niej opisu oraz losowych fragmentów (na szczęście tych mniej pikantnych).
kolega 1: Jakaś kontynuacja Greya?
koleżanka 1: Noo... Może być gorąco.
kolega 1: Gdzie on właściwie trzyma tą rękę?!
kolega 2: To na pewno poradnik, jak zostać tą, no, dz**ką.

Kocham swoje studia :D

1 komentarz:

  1. Mnie tak okładka urzekła od pierwszej chwili, kiedy tylko ją ujrzałam. <3 W pierwszej chwili rzeczywiście skojarzenia mogą być dość jednoznaczne, ale warto zapoznać się jednak bliżej z opisem. ;) Już nie mogę doczekać się tej lektury. :)

    porozmawiajmy-o-ksiazkach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń