Tytuł: Herold zmierzchu (org. The Twilight Herald)
Autor: Tom Lloyd
Seria: Królestwo zmierzchu, #2 (org. Trilight Reigns)
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 14 listopada 2008 (premiera: sierpień 2007)
Ilość stron: 584
Pierwsza część sagi autorstwa Toma Lloyda mnie zafascynowała. Fakt, nie była idealna, momentami lektura się niemiłosiernie dłużyła, ale postanowiłam sięgnąć po tom drugi. Czy spełnił moje oczekiwania?
Isak jest lordem Farlanu już od jakiegoś czasu. Otacza się zaufanymi towarzyszami, których poznaliśmy w poprzedniej części. Z nieznanego mu powodu jego wierny kompan, król Emin, wyrusza do Scree. Młody władca, myśląc, że Emin wpadł na trop jakiegoś spisku, wyrusza jego śladem. Jednocześnie wysyła dwóch poddanych na poszukiwania nawiedzającej go w snach Xeliath. Przywódca wrogiego obozu, Styrax, także wyrusza w kierunku tego niepozornego państwa-miasta, znajdującego się z rękach żeńskiego Białego Kręgu. Czemu wszyscy zmierzają akurat do Scree? Co z tego wyniknie?
Na początek warto napisać, że znajomość części pierwszej nie jest konieczna, by zrozumieć Herolda zmierzchu. Starych bohaterów można świetnie poznać podczas lektury tego tomu, autor wprowadza też nowe postacie, mniej lub bardziej istotne dla rozwoju fabuły. Wydarzenia śledzimy z kilku perspektyw: przebywamy u boku Isaka, jego doradców, Styraxa, w szeregach Białego Kręgu czy w piwnicach, gdzie kryje się pewien opat-badacz. Możemy docenić, jak drobiazgowo zaplanowany jest świat wykreowany przez pana Lloyda.
Autor zdecydowanie poprawił swój warsztat literacki. Początek - dwa prologi wprowadzające nowych bohaterów - intryguje czytelnika, pierwsze rozdziały utrzymują zainteresowanie. A kiedy kolejne oddziały zaczynają maszerować na Scree - każdy w innym celu - wciągamy się jeszcze bardziej. Bohaterowie nie zdają sobie sprawy, że ich wędrówka nie jest przypadkowa. Także czytelnik odkrywa to stopniowo, ale w ostatecznym rozrachunku wszystkie wątki tworzą spójną i ciekawą całość.
Muszę wyrazić uznanie dla umiejętności wpływania na wyobraźnię czytelnika. Opisy krajobrazów pozwalają wizualizować sobie otoczenie. Sceny batalistyczne, mimo ich "krwawości" i brutalności, czyta się szybko i przyjemnie (nie, nie jestem masochistką xD), także wyobrażanie ich nie sprawiło mi żadnych trudności. Autor używa lekko starodawnego języka, który jeszcze bardziej wprowadza nas w świat przedstawiony. Dziękuję tłumaczom - odwalili naprawdę dobrą robotę, utrzymując klimat (a może nawet go ulepszając).
Lektura Herolda zmierzchu była dla mnie jeszcze lepszą rozrywką niż Siewcy burzy. Być może to dzięki "wgryzieniu" w świat przedstawiony, ale także samodoskonalenie autora nie pozostało bez echa. Dużo lepsze rozplanowanie fabuły, dzięki któremu nie uświadczymy nudnych przestojów, oraz mnóstwo ciekawych pomysłów sprawiają, że książkę oceniam wysoko. Czekam na trzecią część. Mam nadzieję, że także Was uda mi się przekonać do "poważnej" fantastyki, gdzie wampiry nie zadają się z licealistkami, a bitwy toczone są ogniem i mieczem, nie magią i miłością.
Ocena końcowa: 5/6
Polecam: miłośnikom fantastyki; czytelnikom nie bojącym się czytania o brutalności fantastycznych światów
mimo wszystko postaram się zacząć od pierwszego tomu, jeśli kiedyś znajdę choć trochę czasu na inne lektury niż egzemplarze recenzenckie :):)
OdpowiedzUsuńHmm... trochę obawiam się tych dłużacych się części
OdpowiedzUsuńO matko ... wieki temu miałam pierwszą część w planach, ale jakoś cały czas sięgałam po coś innego, aż w końcu na śmierć zapomniałam o tych książkach. Muszę wciągnąć tego autora z powrotem na moją listę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Niekoniecznie jest to książka dla mnie. Raczej nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńJak już to na pewno zacznę od pierwszej części... Myślę, że kiedyś sięgnę, jednak nie w najbliższej przyszłości :D
OdpowiedzUsuńChyba się skuszę, ale to w odległej przyszłości ;)
OdpowiedzUsuń