środa, 7 stycznia 2015

"Love, Rosie" - Cecelia Ahern

Tytuł: Love, Rosie (org. Where Rainbows End)
Autor: Cecelia Ahern
Wydawnictwo: Akurat
Data wydania: 5 grudnia 2014 r. (premiera: listopad 2004 - jako Where Rainbows End)
Ilość stron: 512 

Cecelia Ahern zasłynęła w Polsce powieścią PS Kocham cię, której (oczywiście) nie czytałam, ale po Love, Rosie musiałam sięgnąć. Głównie dlatego, że do kin wszedł film z Samem Claflinem i Lily Collins. Decyzji nie żałuję, a film... poczekam, aż ukaże się na DVD, by móc przekonać się, jak twórcy poradzili sobie z adaptacją tej powieści.

Alex Stewart i Rosie Dunne znają się od dzieciństwa. Wspólnie psocą, wspólnie ponoszą kary, wspólnie spiskują przeciw znienawidzonej nauczycielce. Niestety, ojciec Alexa dostaje pracę w Bostonie i chłopak musi wyprowadzić się z Dublina na rok przed ukończeniem szkoły. Rosie ma do niego dołączyć w kolejnym roku, ale los postanowił zniweczyć plany dwójki przyjaciół. Każde z nich ma własne życie, własne chwile radości i zwątpienia, ale utrzymują ze sobą kontakt.

Love, Rosie nie zawiera narratora. Całą historię poznajemy z listów wymienianych pomiędzy bohaterami, zapisów czatów, kartek świątecznych/okolicznościowych czy zaproszeń. Początkowo nie byłam przekonana do tego sposoby prowadzenia fabuły, ale przekonałam się, że to świetny pomysł. Z listów i innych komunikatów dowiadujemy się o najistotniejszych wydarzeniach z życia bohaterów bez konieczności (uciążliwego) skakania w czasie. Wszak Love, Rosie zaczyna się, gdy Rosie i Alex mają po siedem lat, a kończy, gdy mają pięćdziesiąt. Tak ogromnego okresu czasu nie udałoby się zamknąć w jednym, pięćsetstronicowym tomie z "typową" narracją. Co więcej, gdyby autorka zrezygnowała z epistolarności i wprowadziła narratora pierwszo- czy trzecioosobowego, i tak musiałaby cytować listy czy zapisy czatów, by informować czytelnika o ich treści. Ograniczenie Love, Rosie do zapisów rozmów okazało się więc dobrą decyzją.
Przyjęta konwencja wpłynęła jednak na formę listów i maili. Nie sądzę, by korespondenci wymieniali się tak szczegółowymi relacjami z niektórych wydarzeń, jak miało to miejsce na kartach powieści. Nieraz całą stronę (książki) zajmuje opis scenerii, co ma uruchomić wyobraźnię odbiorcy (w tym także adresata wiadomości), ale tego typu zabiegów nie spotyka się w "normalnej" korespondencji.

Choć głównymi bohaterami powieści są Alex i Rosie, to ta druga jest ważniejsza, ponieważ niemal całość książki to jej korespondencja z innymi. Listy Alexa - czy jakiegokolwiek bohatera - do kogokolwiek to doprawdy rzadkość. Na kartach powieści obserwujemy niesamowitą przemianę panny Dunne, która z roztrzepanej, nieodpowiedzialnej dziewczyny powoli zmienia się w ustatkowaną, ambitną kobietę. Podziwiałam ją za hart ducha, ponieważ od samego początku dorosłości los rzucał jej kłody pod nogi. O Alexie dowiedziałam się dużo mniej, ale odebrałam go jako chłopaka ukierunkowanego i poważnego (co poniekąd kłóci mi się z wizerunkiem Sama Claflina...), ciężko pracującego na swoje szczęście. Oczywiście zdobył moje serce - i bez uroczej buźki filmowego odtwórcy jego postaci. W Love, Rosie pojawia się jeszcze kilka postaci - zabawna Ruby, przyjaciółka Rosie; rodzice Rosie; niejacy Bethanny, Greg "Jakmutam" Collins, Katie - które mają spory wpływ na fabułę oraz głównych bohaterów. Zaskakujące, jak dużo można dowiedzieć się o ludziach, czytając ich korespondencję!
Historii mogę zarzucić pewną rażącą w oczy idealizację. Charaktery postaci są prawdopodobne, ale zastanówcie się, drodzy Czytelnicy, czy rozwijacie się w kierunku zawodu, który wybraliście sobie w wieku siedmiu lat? Jeśli - tak jak ja - odpowiedzieliście "nie", na pewno ubodzie Was zachowanie Rosie i Alexa.

Love, Rosie zostało początkowo wydane pod tytułem Na końcu tęczy, ale wobec premiery filmu podjęto decyzję o ponownej publikacji powieści.
Recenzencki obowiązek nie pozwala mi pominąć największej wady (czy też zalety?) całej książki. Niemal od samego początku czytelnik doskonale wie, że Alexa i Rosie łączy coś więcej niż przyjaźń. Tymczasem uroczy duet nie może się zejść. Żadne nie potrafi wyznać uczuć drugiemu, "by nie zniszczyć mu życia". Gdyby nie te opory, cała książka nie miałaby prawa bytu.

A jednak (nawiązując do powyższego akapitu), na rynku ukazała się ta urocza, ciepła opowieść o dwójce przyjaciół, która - choć los oddalił ich od siebie - nadal utrzymała kontakt oraz powstałą pomiędzy nimi relację. Love, Rosie nie jest powieścią idealną - głównie ze względu na wspomnianą powyżej wadę - ale doskonale nadaje się dla romantycznych kobiecych duszyczek. Przy lekturze nie uroniłam łzy, jednak z żalem pomyślałam, że dobrze byłoby mieć kogoś takiego jak Alex...
Ocena końcowa: 6-/6
Polecam: kobietom w każdym wieku

Książka realizuje wyzwania (linki w panelu po prawej):
1. Klucznik styczeń 2015 - Spod choinki
2. Książkowe wyzwanie 2015 - Epistolarna
3. Wyzwanie czytelnicze 2015 - Książka autora, którego nie czytałeś nigdy wcześniej

11 komentarzy:

  1. Uwielbiam ekranizację, ale po książkę jeszcze nie sięgnęłam. Jakoś nie przekonuje mnie sposób w jaki została napisana

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałam film. Całkiem przyjemny w odbiorze. Szczerze mówiąc nie wiedziałam, że powstał na podstawie książki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam w planach film, a nad książką się zastanowię. Na razie mam w planach inne książki Ahern ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety do mojej duszyczki "Love, Rosie" nie przemówiło - zabrakło mi magii, którą Cecelia Ahern pokazała choćby w "Stu imionach", a która naprawdę mi się spodobała. Tutaj irytowali mnie bohaterowie; z jednej strony ich upór, z drugiej niezdecydowanie. Plusem może być forma, bo dzięki niej powieść czyta się naprawdę szybko.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam jeszcze w grudniu ten tytuł i ojej.. ależ trzeba się naczekać aż bohaterowie wreszcie będą razem! Jak już Alex był wolny, to Rosie niezdecydowana, a potem Alex poprzez małżeństwo realizował swoją karierę. Czytało się fajnie i było zabawnie (np. ten napad na pewnego pracownika banku i Ci "panowie", którzy odwieźli Rosie...), ale zeszło mi sporo czasu na ten tytuł, oj zeszło.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Film bardzo mi się podobał, teraz czekam na wydanie DVD. W książce odniosłam wrażenie, że autorka nieco za mocno zagmatwała w losach Rosie i Alexa - za długo się mijali, w czasem niedorzeczny sposób. Jednak generalnie wrażenia z lektury mam pozytywne :).

    OdpowiedzUsuń
  7. Piekielnie dobra książka, zabawna, mądra i w końcu zrywa z typowymi schematami! Nie ma lukrowanej miłości od której jest aż za słodko. Poza tym przypadła mi do gustu perspektywa historii ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mało czytałam książek w formie epistolarnej - a Love Rosie wydaje się takim ciekawym czytadłem, więc kiedyś z pewnością po książkę sięgnę. Chociaż wolę klasyczne prowadzenie fabuły i narratora, to jestem ciekawa historii Alexa i Rosie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. No cóż, jest coś takiego w tych książkach Ahern, że bywają banalne momentami aż do bólu. Ale i tak je uwielbiamy :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie oglądałam jeszcze filmu i liczę, że przedtem przeczytam tą książkę bo zapowiada się dobrze. To pierwsza jej recenzja, którą czytam i spodziewałam się zwyczajnej powieści a tutaj same listy! Jestem ciekawa, czy też mi się to spodoba :)

    OdpowiedzUsuń