Witajcie!
Dziś postanowiłam podzielić się z Wami wywiadem z Melissą de la Cruz - autorką wydanych w Polsce serii Au Pair, Klika z San Francisco, Ród Beauchamp oraz, chyba najpopularniejszej z nich, Błękitnokrwistych.
Wywiad został przeprowadzony przez portal Goodreads (tekst oryginalny). Ja tylko go tłumaczę.
Końcówka Błękitnokrwistych dała nadzieję, że Sky i Jack będą mieli dzieci. Czy faktycznie je mieli, a jeśli tak, czy myślała Pani o napisaniu historii o ich dzieciach?
Błękitnokrwiści nie zostali obdarzeni darem prokreacji. Zamiast klasycznej reprodukcji, ich dusze odradzają się w nowych ciałach. Błękitnokrwiści nie mogę też
, zgodnie z Kodeksem Wampirów,
mieć dzieci ze śmiertelnikami. Lucyfer ukradł dar prokreacji rasie śmiertelnikow i stworzył Nefilim (półludzi, półdemony). Aby dowiedzieć się, czy Jack i Schuyler mają dzieci, przeczytaj Wampiry z Manhattanu (premiera we wrześniu).
Zauważyłam, że w Błękitnokrwistych oraz Rodzie Beauchamp mitologia (nordycka lub chrześcijańska, oparta na wierze) odgrywa dość istotną rolę w fabule. Łatwo było wpleść mitologię w te teksty?
Tak, bez trudu wplotłam mitologię do swoich utworów. Najpierw była mitologia, później pojawiła się histora. Chciałam stworzyć podstawy dla swojego świata i wyjaśnić, jak powstały wampiry, uznałam więc, że takie wyjaśnienie będzie miało sens.
Skąd pomysł na wampiry będące upadłymi aniołami? W większości
mitologii opisuje się je jako diabelskie, demoniczne istoty, których
trzeba się pozbyć z tego świata. Uważam, że mocniejsze wplecenie ich w
bitwę między Bogiem i Lucyferem, gdzie pełnią funkcję pomagierów
Lucyfera, jest fajne.
Jedynym wyjaśnieniem tego, jak wymyśliłam wampiry będące upadłymi aniołami, było siedzenie nad projektem. Wtedy trafiłam na Raj utracony i połączyłam go z moimi wampirami. Pamiętam to uczucie, jakby trafił mnie piorun. Wstałam z krzesła i krzyknęłam "EUREKA!" Ten pomysł niesamowicie mnie podekscytował. Według mnie to miało sens, wydawało się tak naturalne, a ja była osobą, która wpadła na to jako pierwsza.
Najbardziej ciekawi mnie, jak Pani pisze. Kiedy zaczyna Pani powieść, cieszy się Pani? Zna Pani zakończenie i do niego dąży, czy wymyśla na bieżąco? I jeszcze, jaki jest Pani ulubiony program w telewizji? (Ja mam obsesję na punkcie House of Cards!)
Proces tworzenia jest trudny do opisania i wyjaśnienia. Najczęściej piszę ogólny zarys, potem go dopieszczam. To chyba zadowala wiele osób, wydaje się schludne, czyste, wspaniałe i proste.
Ale to nie tak. Pisarze kłamią. Robię wszystko. Zarysowuję. Cieszę się. Kieruję się ku końcowi i wymyślam na bieżąco. Nie ma jednej "właściwej" drogi do napisania książki. Wszystkie są dobre, każdy robi to inaczej. Powiedziałabym, że każda z moich książek powstawała inaczej. Nigdy nie wiem, co z tego będzie. Na początku mam pomysł, potem wymyślam fabułę, czyli mglisty zarys całej historii i zakończenie. Ale to też nie zawsze prawda, bo czasami zmieniam zakończenia. Na przykład Zapach spalonych kwiatów miał początkowo zupełnie inne zakończenie niż to, które pojawiło się w książce. Wiedziałam, że tamto zakończenie nie pasuje i to doprowadzało mnie do szału. W końcu wymyśliłam właściwe. Przepisałam książkę, żeby ją do niego dopasować.
Muszę powiedzieć, że zmysł pisarski trzeba ćwiczyć. Pisać codziennie. Stawać się lepszym. Czytać dużo dobrych książek. Jako profesjonalna pisarka zmuszam się do pisania, nawet jeśli nie mam na to ochoty. Nie czekam na inspirację. Żeby wydać książkę, potrzebne są dyscyplina, upór i poświęcenie. To ogromny nakład pracy, to trudności, ale też najlepsza zabawa w życiu. Uwielbiam wymyślać. Kocham poprawiać sobie humor.
Ann Patchett udziela świetnych wskazówek w swoich wspomnieniach. Stawiaj sobie wyzwania. Pisz za każdym razem trudniejszą książkę. Ćwicz. Ja zawsze mam idealną wersję historii, którą chcę opowiedzieć, ale na początku jest ona zamglona, z czasem rozganiam chmury, historia zaczyna nabierać kształtu, ciała i krwi, zaczyna być prawdziwą opowieścią. Kiedy dochodzę do tego momentu, wiem, że wykonałam swoją pracę.
Nie mam ulubionego programu telewizyjnego. Lubiłam oglądać The Wire, Oz, The Killing, ale nie oglądam programów po raz drugi. Jednak najbliższe mojemu sercu było Battlestar Galactica, remake. To było niesamowite. Czekam, aż Ronald Moore to powtórzy. Ale tego serialu też nie oglądałam po raz drugi. Programy telewizyjne to nie książki. Nie widzę sensu w oglądaniu ich ponownie, a przy książkach, ilekroć je czytam, dostrzegam coś, czego nie widziałam wcześniej. Albo, jak przy Harrym Potterze, za każdym razem wciągam się od nowa.
Czytając Błękitnokrwistych nie można nie zauważyć, jak dużo uwagi zwraca Pani na styl, zarówno odzieży i architektury. Jakich metod Pani używa, obmyślając historie? Inspiruje się Pani swoim otoczeniem czy rzeczami, którymi się Pani interesuje, czyli, jak zakładam, modą i tym podobnymi?
Cieszę się, że zauważyłaś! Interesuję się projektowaniem, architekturą i szczegółami, kocham je w książkach, więc sama także je w nich umieszczam. Uwielbiam pisać o swoich maniach, nieważne czy to cudowny średniowieczno-współczesny dom czy dzieło sztuki. Kulturę odkrywałam przez czytane książki i cieszę się, słysząc, że moi czytelnicy również mają z nią kontakt przez moje ksiażki.
Czy pisanie książki Frozen (niewydana w Polsce - przyp. tł.) było równie emocjonujące co czytanie? Jakie to uczucie, pisać książkę z kimś? Nie może się Pani doczekać kontynuacji?
Tak, pisanie jej było niesamowicie ekscytujące! Zdarzało się, że Mike (mój mąż i współautor) i ja nie mogliśmy złapać tchu, gadają o tym, co się wydarzy. Pisanie książki było fajne, jakby przedłużało nasze małżeństwo. Mieliśmy tyle pomysłów, że rozmawialiśmy o tym bez końca. Naszą obsesją na punkcie śmieci, zmian klimatu, katastrofy środowiskowej, prawdziwych antyutopii, itp.
Tak, nie mogę się doczekać, kiedy przeczytacie kontynuację, Stolen, która ukaże się w listopadzie.
Bardzo podobał mi się serial Zapach spalonych kwiatów. Co najbardziej się Pani podobało w czasie realizacji? Jak pracowało się z Danielem DiTomasso?
Każdy etap był ekscytujący. Dla mnie opublikowanie pilota na Television Critic's Association, kiedy ogłosili datę premiery, było jednym z najfajniejszych momentów. Na ekranie pojawiło się "Na podstawie bestsellera New York Times'a", a ja krzyknęłam na krześle. Podskoczyłam i pisnęłam, bo zobaczenie tego w telewizji było STRASZNIE EMOCJONUJĄCE. Moja książka naprawdę miała ukazać się w telewizji! Poważnie!
Obejrzenie pierwszego odcinka... było jak sen, nie mogłam się nawet skupić, byłam tak bardzo bardzo BARDZO podekscytowana. Oglądanie przyjęcia zaręczynowego i Freyi z Killianem w łazience było punktem kulminacyjnym. Widziałam ten epizod wcześniej, ale obejrzenie go w telewizji, obok wielu innych programów, i świadomość, że jest ze mną powiązany, oparty na mojej książce, było nierealne.
Daniel to jeden z najmilszych, najsłodszych ludzi. Jest niesamowicie przystojny, prawie za bardzo. Jego uroda jest dekoncentrująca, ale dobrze się przy nim przebywa. Jest tak szarmancki jak Killian i ma poczucie humoru. To kochany człowiek, mamy szczęście, że z nami pracuje. Cała obsada jest niesamowita; jak wielka szczęśliwa rodzina.
Jak czuje się Pani przy pisaniu scen miłosnych? Czy pęka Pani serce, kiedy opisuje Pani nieodwzajemnioną miłość?
Pisanie scen miłosnych to zabawa, ale za każdym razem próbują je nieco zmienić, dodać coś nowego, żeby na każdej stronie nie powielać tego samego. Więc w pewnym sensie ciężko je pisać, ponieważ ilość czasowników i przymiotników, których można użyć do opisu romantycznej sceny, jest ograniczona. Sądzę jednak, że różnica polega na tym, jak bohater odbiera daną sytuację, w pewnym sensie za każdym razem to coś innego.
Zawsze wczuwam się w swoich bohaterów, kiedy ich miłość jest nieodwzajemniona, albo się nie udaje. Płaczę wraz z nimi.
Proszę podać pięć swoich ulubionych książek.
Wojna i pokój Lwa Tołstoja. Władca Pierścieni J.R.R. Tolkiena. Harry Potter i więzień Azkabanu J.K. Rowling. Morningside Heights Cheryl Mendelsohn. Social Disease Paula Rudnicka.
Jak udało się Pani przemycić siebie do książek Błękitnokrwiści?
Moje książki to ja, opisują moje pasje, życie w liceum, to co myślę, ale nie mówię - i myślę, że to prawda dla wszystkich pisarzy i ich książek. Dorastałam w elitarnym społeczeństwie w Manili i to było podstawą Błękitnokrwistych bardziej niż to, co wiedziałam o Nowym Jorku. Rozumiałam działanie społeczeństwa bogatych, protegowanych i chronionych. Mój ojciec zawsze powtarzał, że Nowy Jork to Manila z większą ilością pieniędzy, a ludzie wszędzie są tacy sami.
Jak wplotła Pani swoje filipińskie pochodzenie do swoich książek?
Moje poczucie humoru jest ewidentnie filipińskie i zawsze obecne w moich książkach, o swoich filipińskich korzeniach pisałam w Fresh Off the Boat, powieści z 2005 roku. W Frozen bohaterowie idą do restauracji turo turo, czyli filipińskiej kawiarni, w której wskazuje się to, co chce się zjeść. (Turo turo znaczy "wskazać wskazać").
Muszę powiedzieć, że uważam się za Amerykankę z wyglądu, charakteru i poglądu na świat, a choć szanuję i jestem dumna z mojego filipińskiego pochodzenie, jestem Amerykanką, nie byłabym w stanie napisać takich książek, jakie piszę, gdybym nie przeprowadziła się do Stanów Zjednoczonych. Myślę, że myślałabym i pisałabym zupełnie inaczej, gdyby moja rodzina została w Manili. Tę decyzję trzeba podjąć, imigrując - będziesz trzymać się startego życia czy przyjmiesz nowe? Czytałam wspomnienia Gary'ego Shteyngarta, Little Failure, w których ukazuje, przez co przechodzą dzieci imigrantów, nowe towarzystwo, odrzucenie starego świata i ból, jaki nam to zadaje. Nie da się żyć z dwoma światami w głowie. To doprowadzi do szaleństwa.
Gdybym miała się określić, nazwałabym się nowojorkerką, z miasta przyciągającego utalentowanych i światowych, dzielących te same wartości i priorytety: dobrą pizzę i świetne muzea!
Czytałam jedną cześć Błękitnokrwistych, ale jakoś mnie nie urzekła specjalnie.
OdpowiedzUsuńMam za sobą tom I błękitnokrwistych, ale nie bardzo w moim guście
OdpowiedzUsuń