Autor: Jennifer L. Armentrout
Seria: Lux, #1
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 21 maja 2014 r. (premiera: listopad 2011 r.)
Ilość stron: 335
Mimo wiadomej większości czytelników wtórności powieści młodzieżowych, wciąż sięgam po kolejne pozycje i szukam "tego czegoś", co wyróżniłoby daną książkę spośród setek innych. Sięgnęłam więc po Obsidian pióra Jennifer L. Armentrout, który - jak mi się wydawało - miał ukazać się w Polsce.
Nie mylicie się - Obsidian to kolejny romans paranormalny, z naciskiem na romans. Do tego skonstruowany niemal tak samo jak Zmierzch. Brakuje tylko balu wieńczącego tom. Bohaterka znów trafia do nowego z jednym rodzicem (choć tym razem z matką), zawiera znajomość z Elitarnymi Dziwakami i Elegantami szkoły, zakochuje się w chłopaku, który za nic w świecie z nią nie będzie (jakże miałby zwrócić uwagę na taką szarą myszkę jak ona?), do tego nie chce jej związków z kimkolwiek z jego rodziny. Oczywiście na jednej lekcji siedzą w pobliżu siebie, oczywiście on kilka razy ją ratuje i twierdzi przy tym uparcie, że wcale ale to wcale mu na niej nie zależy. Oczywiście jakiś wątek fabularny też dodano, żeby móc podciągnąć to pod literaturę młodzieżową a nie stricte harlequin, ale jest on nieustannie tłamszony przez romans. Po skończeniu lektury naprawdę dość miałam wysłuchiwania, że Kat musi odciąć się od Blacków "dla jej własnego dobra / bezpieczeństwa" (choć pojawił się też argument, że chodzi o "dobro / bezpieczeństwo" Dee).
Nie zapałałam sympatią do głównych postaci. Początkowo lekko utożsamiałam się z Kat, która czyta książki i prowadzi bloga z recenzjami, ale szybko zrezygnowałam z tej więzi. Dziewczyna należy do tych, które mówiąc "Nie" mają na myśli "Tak". Oczywiście nie przyznaje się do zauroczenia postacią Deamona - i chodzi raczej o jego ciało, bo z charakteru to typ mocno... rozbieżny. Dlaczego? Nasz kochaś na co dzień jest szorstki jak papier ścierny, ale zdarzają mu się chwile wręcz przerysowanej czułości i tkliwości. Oczywiście w stosunku do Kat. Oczywiście mają potem kłopoty. Ale to, oczywiście, nie ma dla nich większego znaczenia (choć poziom bezpieczeństwa Dee gwałtownie wtedy maleje).
W Obsidian udało mi się znaleźć dwie zalety. Pierwsza to ciekawy pomysł na tę "paranormalną" część osobowości Dee i Deamona. Przynajmniej nie są to wilkołaki ani wampiry, choć ich pochodzenie wydaje się równie mocno naciągnięte. Cóż, takimi prawami rządzi się ten gatunek. Druga zaleta to długość: mękę udało mi się zakończyć względnie szybko.
Gdyby policzyć, ile razy w tej recenzji padło słowo "oczywiście", można wyciągnąć bardzo poprawny wniosek, że to lektura przewidywalna. Niespodzianką może być ewentualnie tożsamość Dee i Deamona oraz brak balu maturalnego (choć jest jakaś inna potańcówka, nie pomnę z jakiej okazji). Według mnie czas spędzony na lekturze był czasem straconym. Być może dlatego, że Zmierzch odebrałam jako czytadło nudne i przewidywalne, a Obsidian to jego prawie doskonałe ksero.
Ocena końcowa: 2/6
Polecam: fanom Zmierzchu
Bardzo chciałam poznać tę książkę i nie mogłam odżałować, że nie ma polskiego wydania, ale teraz widzę po twoje recenzji, że jednak nie ma sensu tracić na nią czasu.
OdpowiedzUsuńo nie, o nie, zdecydowanie nie :)
OdpowiedzUsuńPolska książka ma się ukazać u filii :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie dla mnie. Szkoda mi czasu na takie lektury.
OdpowiedzUsuńUuu... myślałam, że będzie lepiej.
OdpowiedzUsuńnie jestem raczej fanką zmierzchu czyli pozycja nie dla mnie ;) poza tym cierpię na brak czasu więc tracić go przy czymś tak jednowymiarowym i płytkim nie mam zamiaru ;p
OdpowiedzUsuńI teraz nastaną gromy... Przeczytam jak wyjdzie w Polsce, a co! ;)
OdpowiedzUsuńPowiem przeczytałam tę książkę i na serio weszła mi w serce... Uśmiałam się po pachy, na serio POLECAM :)
OdpowiedzUsuń