Autor: James Dashner
Seria: Więzień labiryntu, #1
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data wydania: 29 listopada 2011 r. (premiera: styczeń 2009)
Ilość stron: 484
Antyutopie stały się w Polsce popularne dzięki sukcesowi Igrzysk śmierci - niemal co chwilę wydawany jest nowy tytuł z tego gatunku. Nie tak dawno podobny boom przeżywaliśmy na fali popularności Zmierzchu i romansów paranormalnych. Czy także w przypadku dystopii i recenzowanego dzisiaj Więźnia labiryntu czujemy już przesyt i wtórność?
Thomas nie pamięta, kim był. Nie wie, ile ma lat, kim są jego rodzice ani dlaczego zjawił się w Strefie - miejscu zamieszkałym przez nastoletnich chłopców, otoczonym Labiryntem. Młodzi ludzie w ciągu dwóch lat zbudowali sprawnie funkcjonującą społeczność, bezskutecznie próbując znaleźć wyjście z Labiryntu i nie dać się spacyfikować Bóldożercom. "Nowi" przywożeni są do Strefy co miesiąc. Po pojawieniu się Thomasa, coś w funkcjonowaniu panującego systemu się zmienia. A kolejnego dnia pojawia się pierwsza dziewczyna - Teresa - będąca jednocześnie ostatnim przysłanym dzieciakiem. Zapoczątkowała ona Koniec; co to znaczy dla bohatera i jego nowych znajomych? Z jakiego powodu Thomas jest wyjątkowy?
Sam początek książki sprawia wrażenie mocno niejasnego - wraz z Thomasem, który właśnie przybył do Strefy, znajdujemy się w ciemnościach i po raz pierwszy widzimy nowe otoczenie. Wraz z chłopcem poznajemy zasady w nim rządzące oraz poszczególnych chłopców. Pojawienie się dwóch "świeżaków" w tak krótkim okresie czasu oraz zapoczątkowanie Końca wprowadzają ogromne zamieszanie. Akcja cały czas płynie wartko, nie sposób się oderwać od lektury. Znajdziemy tu też sporo dialogów, dzięki czemu czyta się jeszcze szybciej. Lekka monotonia wkrada się na początku, gdy główny protagonista zapoznaje się z zasadami Strefy, ale rekompensują to króciutkie rozdziały. Nawet nie zauważyłam, kiedy przebrnęłam przez przeciętne rozpoczęcie i przepadłam... Autor przygotował dla czytelników oraz swoich bohaterów mnóstwo niespodziewanych zwrotów akcji, trudnych pytań oraz dramatycznych wyborów. Nie trzeba wiele, by się wczuć.
Mam pewne zastrzeżenia co do kreacji głównego bohatera. Nieustannie miałam wrażenie, że Thomas strasznie "gwiazdorzy", jest zdecydowanie zbyt bohaterski, odważny, bezinteresowny... wyidealizowany. Także Teresę odbieram jako typową żeńską postać antyutopijnych historii: pragnącą za wszelką cenę chronić głównego bohatera, gotową rzucić się z zębami i pazurami choćby na nieprzebrane hordy Bóldożerców, byle tylko JEGO ochronić. Ta cecha niesamowicie mnie irytuje w antyutopijnych dziewczynkach. Niemniej wszyscy protagoniści są wyraziści i wielowymiarowi, niemal realni - za to należy się Dashnerowi pochwała.
Zatem czy warto sięgać po Więźnia labiryntu? Tak, moim zdaniem warto. To dopiero pierwszy tom trylogii, druga część zapowiada się niesamowicie interesująco (ach, te zakończenia ;/) i nie mogę się doczekać polskiej premiery (chociaż w sumie po angielsku też można przeczytać, czemu nie?). Książka emocjonująca, wciągająca fabuła, stosunkowo oryginalny pomysł - James Dashner nie odkrywa w swojej powieści kolejnej Ameryki, ale wybiera (i realizuje) najlepsze i najciekawsze pomysły.
Ocena końcowa: 6-/6
Polecam: miłośnikom antyutopii, Igrzysk śmierci
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc
Trochę mnie to denerwuje, że rynek książkowy jest ciągle zalewany lekturami o tematyce podobnej do tej, jaka ostatnio odniosła sukces - na przykładzie wspomnianych przez ciebie Igrzysk i Zmierzchu. No cóż, musimy nauczyć się z tym żyć, bo jak widać czasem w tym morzu można znaleźć niezłą perełkę :)
OdpowiedzUsuńKsiążka rewelacyjna, baaaardzo mi się spodobała. Nie mogę się doczekać "Prób ognia", miały być w marcu, a tu już czerwiec :( Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKsiążka z przeznaczeniem dla mnie:) Dobrze, że już ją mam na półce :)
OdpowiedzUsuńNa książkę mam oko już od dawna, a każda kolejna pochlebna recenzja na jej temat jeszcze mnie w tym utwierdza. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
widzę, że o Tobie książka się podobała :) Ja też wystawiłam jej wysoką notę. Nie mogę doczekać się "Próby Ognia"...
OdpowiedzUsuńI kolejna książka, którą bym chciała, a na którą nie mam czasu ani pieniędzy :(
OdpowiedzUsuńHmmm... Może jednak się skuszę?? Sama już nie wiem. ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę książkę *_* Cieszę się, że Ci się podobała.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy się skusić, bo pozytywne recenzje widzę ostatnio :)
OdpowiedzUsuńAkurat lubię takie książki, więc u mnie nie będzie problemu z wyborem tego tytułu ;)
OdpowiedzUsuńMogę się skusić, bo sporo pozytywnych opinii czytałam o tej książce. Szkoda tylko, że znowu trylogia.
OdpowiedzUsuńNie, zdecydowanie nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńKsiążkę posiadam, a po tylu pozytywnych recenzjach nie mogę się jej wprost doczekać!
OdpowiedzUsuńOoo chętnie sięgnę po tę pozycje;]
OdpowiedzUsuńWpadnij do mnie!
Pozdrawiam!
Te minusy boomu są niesamowite- nigdy nie wiadomo, czy "rekomendacje" na okładkach nie są jakąś ściemą. Już lepiej poczytać recenzje! Z chęcią sięgnę przy okazji :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Mi także książka bardzo przypadła do gustu, ale chyba dałam jej troszkę mniej pynktów w skali. Ciekawa jestem kiedy kontynuacja...
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie, kiedy książka pojawi się po polsku, może po nią sięgnę. :) Choć wypadałoby chyba najpierw doczytać ostatnią część "Igrzysk Śmierci"... ;)
OdpowiedzUsuńJest na mojej liście :D
OdpowiedzUsuń