Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 18 czerwca 2013 r. (premiera: 1 lutego 2013)
Ilość stron: 390
Miłość do literatury zaszczepiła mi Mama. Ona także przekazała mi zamiłowanie do literatury sensacyjnej, kryminałów i thrillerów. Jako wierna fanka Toma Knoxa serdecznie polecała mi jego książki. Wreszcie - skuszona - sięgnęłam po nowość wydawnictwa Rebis.
W Peru, na oczach młodej antropolog Jessiki, ktoś wysadza muzeum sztuki Mochica. Szkocki naukowiec Archibald McLintock popełnia samobójstwo. Świadkiem jest reporter Adam Blackwood, do którego niebawem zgłasza się córka uczonego - Nina. Twierdzi ona, że jej ojciec został zamordowany. Policja zdecydowanie wyklucza taką możliwość, ale kobieta przekonuje Adama i razem zaczynają zgłębiać tajemnicę. Niebawem w Londynie dochodzi do kilku brutalnych samobójstw - a może morderstw...? Co łączy te trzy - pozornie odrębne - historie?
Historia wciągnęła mnie od samego początku. Samobójstwo McLintocka wydaje się niemal pewne: Adam na własne oczy widział, że mężczyzna był w samochodzie sam, gdy wjechał w ścianę. Pojazd był w pełni sprawny, ale Nina upiera się, że to NIEMOŻLIWE. Archibald pasjonował się historią Templariuszy i podobno odkrył ich wielką tajemnicę, która zupełnie zmienia sposób ich oceny przez świat. Czy to z jej powodu nie żyje...? W Peru nie jest weselej. Archeolodzy odkrywają grobowiec Mochica, a w nim dokonują szokujących odkryć. Co ciekawe, są one blisko powiązane z tym, co dzieje się we współczesnej Anglii.
Nie chcę zdradzić zbyt wiele z fabuły, ale jest ona naprawdę... mordercza. I zaskakująca. Akcja mknie szybko. Historię śledzimy z perspektywy Adama i Niny, Jessiki oraz londyńskiego głównego detektywa Ibsena. Dzięki temu mamy równocześnie podgląd na wszystkie trzy sytuacje. Nie zdążymy znudzić się jednym wątkiem, bo w kolejnym rozdziale mamy kolejny. Owszem, wszystko jakoś (ale jak - doczytajcie sami) się ze sobą łączy. Mnie osobiście to zadziwiło. Z drugiej strony... nie od dziś wiadomo, że naukowcy nie zawsze pracują tylko dla samozadowolenia i satysfakcji...
Jeśli chodzi o słabe strony powieści, według mnie jest nią mocno naciągania teoria, na której opiera się cała intryga. Jest to coś podobnego do Kodu da Vinci pióra Dana Browna. Bohaterowie dość opacznie interpretują powszechnie znane fakty, dopasowując je do zamysłu autora. Ale przecież to nie literatura faktu! W sensacji w sumie o to chodzi, prawda? Knox zadbał jednak o zgodność opisywanych miejsc z rzeczywistością, a także spójność przytaczanych dziejów historycznych z tym, co znajdziemy w podręcznikach do historii.
Jestem bardzo zadowolona, że sięgnęłam po Rytuał babiloński. Przeczytałam go szybko (mimo sesji na studiach... po prostu nie mogłam się oderwać) i serdecznie polecę Mamie. Wam też rekomenduję - to porcja dobrej literatury z domieszką historii, w sosie z upajających żółtych kwiatuszków... Ups, chyba troszkę za dużo napisałam!
Ocena końcowa: 5/6
Polecam: miłośnikom sensacji oraz "mocnych" historii
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Rebis
Własnie czeka na półce na swoją kolej :)
OdpowiedzUsuńMi też się skojarzyło z Kodem Da Vinci, a lubię takie historie. Zapowiada się ciekawie, może nie jak arcydzieło, ale przyjemna lektura. :)
OdpowiedzUsuńBrzmi fajnie, trochę sensacji i trochę przygody. Może kiedyś się skuszę. :)
OdpowiedzUsuńTakie połączenie może sprzyjać dobremu czytaniu.
OdpowiedzUsuń