środa, 30 lipca 2014

"Mechaniczny książę" - Cassandra Clare

Tytuł: Mechaniczny książę (org. Clockwork Prince)
Autor: Cassandra Clare
Seria: Piekielne maszyny #2
Wydawnictwo: Mag
Data wydania: 9 maja 2012 r. (premiera: 6 grudnia 2011 r.)
Ilość stron: 502

Nadszedł dzień, w którym zaczęłam czytać Mechanicznego księcia. I nadszedł także dzień, w którym lekturę zakończyłam. Częściowo ku swej radości, ale też ku utrapieniu...

Na skutek wydarzeń z Mechanicznego anioła kierownictwo Instytutu w Londynie może ulec zmianie na korzyść niejakiego Benedicta Lightwooda. Charlotte ma dwa tygodnie na udowodnienie swojego autorytetu i odnalezienie Mortmaina. Czasu niewiele, biorąc pod uwagę raczej słabe osiągi na tym polu. Tymczasem Tessa, nasza główna bohaterka, oraz służąca Sophie zostają poddane przymusowemu szkoleniu przez synów wspomnianego Lightwooda. Rzezimieszek sam się nie odnajdzie, a poszukiwania nie idą dokładnie po myśli Charlotte.

Mimo że po powyższym akapicie można wywnioskować inaczej, Mechaniczny książę to przede wszystkim książka o nastolatkach. O ich miłosnych rozterkach, miłostkach, nadziejach i rozczarowaniach (że nie wspomnę o pocałunkach, które wzburzyły mnie na tyle, by skrobnąć tematyczną notkę). Przez niemal cały tom bohaterowie nie posuwają sprawy Mortmaina do przodu. Dopiero pod koniec następuje wielka kulminacja połączona z dramatycznym zgonem, który nadszedł za szybko (zmarły oczywiście nie powiedział tego, co chciał, tudzież powinien, powiedzieć). Po namyśle stwierdzam jednak, że nie czuję zawodu! Wprawdzie nie potrafiłam współczuć Tessie, ale wobec pozostałych bohaterów zaczęłam żywić coś na kształt... empatii. Nie spodobało mi się to, co Cassandra Clare zrobiła z Willem - czy raczej jego przeszłością: chyba prędzej przekonałoby mnie rozdwojenie jaźni niż to, co mi zaserwowano.

Mechaniczny książę wprowadza kilka nowych postaci, w tym kilka całkiem istotnych dla fabuły. Poznajemy zatem Gideona i Gabriela Lightwoodów, którzy początkowo wydają się bohaterami stricte epizodycznymi, ale okazują się znacznie ważniejsi w kolejnych rozdziałach. Pojawia się także zrzędliwy Aloysius Starkweather, który miał predyspozycje do zostania charakterem drugoplanowym, ale pozostał w cieniu, nie wprowadzając niczego istotnego do fabuły. Wprowadzono także kilku oficjeli Clave oraz osóbkę, która zapewne niemało namiesza w Mechanicznej księżniczce... tak wnioskuję po zakończeniu tomu. Pośród "starych" postaci nie uświadczyłam specjalnych zmian, choć to co zaplanowała autorka dla Jessamine mocno mnie zaskoczyło (pozytywnie). Will pozostał wredny (z przebłyskami wrodzonego uroku), Jem słodki, Sophie pomocna, a Tessa rozdarta w miłości pomiędzy dwoma wspomnianymi panami... Bo czegóż innego spodziewać się po powieści Cassandry Clare?

Nie mam zastrzeżeń do kreowanego przez autorkę uniwersum pełnego Nefilim, Łowców, wampirów czy wilkołaków. Owszem, jej tendencja do idealizowania wszystkich paniczów i panien robi się coraz bardziej męcząca, ale poza tym jestem zadowolona.
Och, jakże mogłabym zapomnieć! W Mechanicznym księciu pojawiło się coś, czego w ogóle się nie spodziewałam! Byłam tym tak zaskoczona, że musiałam zrobić sobie chwilową przerwę od czytania. Nie mogę zdradzić, co to takiego, ale w żadnej ze znanych mi serii to się nie wydarzyło tak wcześnie. Cóż, może to Was nieco zachęci...?

Mechaniczny książę to godna uwagi kontynuacja Mechanicznego anioła, choć początkowo nie mogłam się weń "wkręcić". Może to kwestia długiej rozłąki z serią. Mimo obaw, naprawdę dobrze bawiłam się przy lekturze tej książki i na pewno sięgnę po Mechaniczną księżniczkę (dobrze, że mam już kupioną... choć nieco się boję, czego dowiem się o przeszłości Tessy), licząc na podobną mieszankę romansu, komedii i żywiołowej akcji.
Ocena końcowa: 5-/6
Polecam: miłośnikom twórczości autorki; fanom gatunku young adults

niedziela, 27 lipca 2014

Miłosne podchody nastolatków

Wczoraj miałam okazję przeczytać dwa Ważne Momenty w dwóch różnych powieściach młodzieżowych, których akcja rozgrywa się w czasach, gdy dorożki były na porządku dziennym, a o komputerach nawet nie myślano.

Głównymi bohaterkami są nastolatki.

Obydwie książki to drugie tomy trylogii.

Nie będę nikogo trzymać w niepewności. Chodzi o Mechanicznego księcia Cassandry Clare oraz Her dark curiosity Megan Shapherd (sequel niewydanego w Polsce Madman's Daughter).

Oczywiście żadnej z nich nie skończyłam jeszcze, jestem mniej więcej w połowie i... cóż... dostrzegam bardzo istotną różnicę.

Przeanalizujcie, co dzieje się w książkach młodzieżowych, gdy główna bohaterka zaczyna namiętnie całować się z chłopakiem (niekoniecznie tym, w którym się na zabój zakochała).
Wprowadźcie się w nastrój...

Dobra, znacie odpowiedź na wcześniejsze pytanie?

Najpierw się całują, potem znajdują jakąś płaską powierzchnię (ewentualnie bardziej odosobnione miejsce), zaczynają się rozbierać, po czym (najczęściej) ON mówi, że to było złe, nie powinno było się wydarzyć i więcej się nie powtórzy. Cały nastrój diabli biorą, a ja zawsze łomoczę wtedy głową w książkę (niszcząc ją i mówiąc sobie dokładnie to, co ON powiedział przed chwilą).
Ale wczoraj - w godzinach późnowieczornych, gdy tłumaczyłam podobną scenę - wydarzyło się coś niespotykanego. ON się nie odsunął! Jeszcze bardziej zaczynam cenić Megan Shepherd :D

Gdzie ta polska wersja? #7


Twisted Heart - Eden Maguire
Co to jest? Kontynuacja Mrocznego anioła, wydana w 2011 roku. Pierwszy tom w Polsce ukazał się w listopadzie 2011 roku, nakładem wydawnictwa MAK.
Dlaczego? Mroczny anioł nie należał może to najlepszych książek, jakie czytałam, ale zainteresowała mnie fabuła i pomysł. Czytywałam gorsze powieści młodzieżowe, także te spod znaku romansu paranormalnego. Początek wprawdzie nie porywa, ale później zrobiło się ciekawiej.
Szanse na wydanie? Niskie. Mijają już trzy lata od polskiej premiery Mrocznego anioła, a skoro wydawnictwo nie zdecydowało się na kontynuację w latach poprzednich, raczej już zdania nie zmieni. Chyba że powstanie film - wtedy szanse (jak zawsze) wzrosną.

Zachęcam do głosowania w ankiecie na kolejną książkę do przeczytania!

piątek, 25 lipca 2014

Obecnie się czyta #8

Ostatnio narzekam na brak czasu... Dobrze że już weekend, może przeczytam coś więcej :) .
Mechaniczny książę (Piekielne maszyny #2) - Cassandra Clare
Pierwszą część (Mechaniczny anioł) czytałam daawno temu, więc nieco ciężki mi połapać się w akcji. Okropnie męczę się przy lekturze, co mnie zaskakuje - wszak książki pani Clare zawsze czytało mi się szybko, łatwo i przyjemnie.
I nie sądzę, by miało to cokolwiek wspólnego z tym, że czytam po angielsku. Musiałam - takie piękne wydanie musi choć raz zostać zdjęte z półki :)
Postęp: 14%
Co Wy czytacie? Czytaliście Mechanicznego księcia? Zamierzacie czy nie?
Zachęcam do głosowania w rankingu na to, co powinnam przeczytać jako kolejne (i zrecenzować, stąd gdzieniegdzie dopisek "re-read" przy tytule).

środa, 23 lipca 2014

"Miecz Salomona" - Marek Orłowski

Tytuł: Miecz Salomona
Autor: Marek Orłowski
Seria: Samotny krzyżowiec #1
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Data wydania: 17 kwietnia 2014 r.
Ilość stron: 368 

Książki historyczne - także te "historyczne" - mają w sobie pewien urok, któremu nie potrafię się oprzeć. Miecz Salomona przyciągał mnie nie tylko przynależnością gatunkową, ale też - przede wszystkim - zachęcającym opisem z okładki.

W dziesiątym wieku przed narodzinami Chrystusa król Salomon zlecił wykonanie miecza. Miała być to broń wyjątkowa, zdolna przynieść zwycięstwo temu, kto ją dzierży, a do tego wykonana z kamienia spadłego z niebios i zdobna największym rubinem, jaki widział świat. Oręż wykuto, jednak nigdy nie trafił on do swego prawowitego właściciela, ponieważ został skradziony kowalowi w ostatnim dniu produkcji i zaginął. Dwa tysiące lat później, podczas jednej z pierwszych wypraw krzyżowych, ufundowany zostaje zakon Templum mający za zadanie obronę pielgrzymów do Jerozolimy. Rycerze odnajdują też legendarny skarb, o którym wiedzieć mają jedynie dwie osoby: wielki mistrz zakonu i jego seneszal. Jeszcze kilkadziesiąt lat później Saladyn szturmuje Ziemię Świętą, ale opór dają mu przebywający tam templariusze oraz Czarny Rycerz, Roland z Montferrat.

Pierwszym, co rzuca się w oczy, jest podwójny prolog (zajmujący około pięćdziesięciu stron). Następnie przychodzi zaskoczenie... po co było to wszystko, skoro fabuła koncentruje się na walkach Templum i Czarnego Rycerza z Saracenami? Czytałam, czytałam, coraz bardziej wciągając się w ferwor walk i zapominając o potężnym mieczu z rubinem w rękojeści. Wdrożyłam się w świat zakonników i kontrastujący z nim świat rycerza z Montferrat. Wtedy autor postanowił przypomnieć odbiorcom o tym, co przeczytali kilkadziesiąt (dobra, kilkaset) stron wcześniej. Wtedy zadałam sobie pytanie: dlaczego dopiero teraz? Czyżby celem Rolanda nie było odnalezienie pradawnej broni? Wszak można by to osiągnąć w jednym tomie!
Marek Orłowski poszedł chyba w ślady Tolkiena, który swoją sztandarową trylogię mógłby zamknąć w jednej książce, gdyby pominął wszystkie bitwy... ale ja właśnie za nie (i rozmach w ich opisie) pokochałam Władcę pierścieni! Nie inaczej było w tym przypadku. Owszem, czułam rozczarowanie, a jednocześnie napawałam się umiejętnościami autora w operowaniu językiem.

Zacznę od tego, że Marek Orłowski zadbał o "starożytną" oprawę swojej powieści. Gdy tylko rozpoczęłam lekturę, poczułam się jak podczas niedzielnej mszy i słuchania kolejnych Czytań. Udało mu się oddać specyficzną składnię ówczesnych wypowiedzi, ich kwiecistość oraz odpowiednie słownictwo. Istny majstersztyk. Nieco słabiej udały się wspomnienia, które zostały wplecione bezpośrednio w historię, bez wyraźnego odznaczenia. Jest to szczególnie uciążliwe, gdy bohater wspomina coś, ktoś mu przerywa, a on potem podejmuje swoją opowieść/rozmyślanie.

Najważniejszą postacią Miecza Salomona bez wątpienia pozostaje Roland. Jest to człowiek silny, waleczny, nieustraszony i honorowy. Boryka się z bolesną przeszłością, ale na polu walki nigdy się nie waha. Jest w nim coś z templariusza, ale wzbrania się przed wstąpieniem do zakonu. Uważam go za idealny przykład stereotypu rycerza. Bohaterów drugoplanowych jest niewielu, a każdy z nich jest rozpoznawalny i pełen wyjątkowych cech. Nieco słabiej prezentują się postaci epizodyczne, które zlały mi się w jedno (pewnie dlatego, że wszystkich spotkał taki sam los...).

Dodatkowym atutem książki jest zamieszczona na końcu nota historyczna wyjaśniająca ewentualne nieścisłości z prawdziwymi wydarzeniami. Autor lekko naciągnął rzeczywistość dla swoich potrzeb, ale czytelnik niezapoznany drobiazgowo z historią (jak ja) najpewniej nawet ich nie wychwyci (jak ja). Wychwyciłam jeden poważniejszy błąd "fabularny" - dziwię się, że umknął uwagi korektorów i samego pisarza - oraz kilka literówek, na które jestem skłonna przymknąć oko.

Miecz Salomona to dopiero wstęp do dłuższej opowieści, stąd tak długie odwlekanie w czasie tego najistotniejszego dla fabuły momentu. Nie wiem, ile tomów planuje jeszcze napisać autor... Na pewno więcej niż jeden, co zdradził w końcówce noty historycznej. Jestem pewna, że sięgnę po drugą część Samotnego krzyżowca, ciekawa dalszych losów Rolanda. Was również zachęcam do zapoznania się z tą książką - nawet jeśli nie dysponujecie rozległą wiedzą historyczną. Warto!
Ocena końcowa: 5/6
Polecam: miłośnikom powieści historycznych; miłośnikom epickiego języka :)

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Instytutowi Wydawniczemu Erica
 

niedziela, 20 lipca 2014

30 Day Book Challenge - dzień 1

Pomyślałam, że w niedziele - poza cyklem Gdzie ta polska wersja? - wprowadzę coś równie luźnego. Wybór padł na trzydziestodniowe wyzwanie czytelnicze, czyli 30 Day Book Challenge.


Dzień 1 - Najlepsza książka przeczytana w zeszłym roku
Oczywiście najpierw musiałam sprawdzić, co przeczytałam w zeszłym roku. Krok niebanalny, ponieważ kolejne lata mijają tak szybko, że nawet nie wiem kiedy :) Teraz stanęłam przed dylematem, ponieważ w roku 2013 miałam przyjemność zapoznać się z dwiema naprawdę cudownymi książkami: Starciem królów George'a R.R. Martina oraz czwartym tomem Pana Lodowego Ogrodu Jarosława Grzędowicza.

Walka rozgrywa się pomiędzy niesamowitymi utworami z gatunku fantastyki. Starcie królów to ledwie druga część Pieśni Lodu i Ognia, natomiast Pan Lodowego Ogrodu zakończył się właśnie wspomnianym tomem... Powinnam wspierać polską twórczość - zwłaszcza tak wspaniałą - ale jak mogłabym się wyrzec jednej ze swoich ulubionych serii...? Ech, ten problem chyba nie ma rozwiązania! Nawet recenzje nie pomogą, ponieważ żadnej z tych książek nie recenzowałam na blogu (zastój recenzencki związany zapewne z końcem roku akademickiego, sesją i pracą z początku wakacji, ale zakładać się nie będę).

Myślę, że tytuł najlepszej książki przeczytanej w poprzednim roku zdobędzie jednak Pan Lodowego Ogrodu - ponieważ to tom wieńczący serię, na której się nie zawiodłam (Pieśń Lodu i Ognia wciąż się pisze i nie mam pewności, czy poziom nie spadnie). Oddaję tym samym hołd polskiej literaturze fantastycznej.
Miłej niedzieli!

środa, 16 lipca 2014

Obecnie się czyta #7

Ponownie ignoruję Wasze głosy przy doborze lektury. Otrzymałam bowiem książkę od Wydawnictwa Erica i muszę (...chcę!) ją przeczytać.
Miecz Salomona (Samotny krzyżowiec #1) - Marek Orłowski
Książka, której potencjał oceniam wysoko. Na razie zapoznałam się tylko z dwoma prologami (taak, dwoma, zajmującymi 56 stron) i niewielką ilością "głównej historii". Poznałam genezę tytułowego miecza, a także położenie Arki Przymierza. Spodobało się? Mnie również!
Niesamowicie podoba mi się język. Jest tak starodawny, tak dobrze wystylizowany, z taką dbałością o szczegóły... Póki co, jestem tym aspektem zachwycona.
Ogólnie zachwyt nieco mniejszy... Ile można wprowadzać czytelnika w akcję?!
Postęp: 17%
Co Wy czytacie? Mieliście do czynienia z Aposiopesis i uroczą junkierką Henriettą?
Zachęcam do głosowania w rankingu na to, co powinnam przeczytać jako kolejne (i zrecenzować, stąd gdzieniegdzie dopisek "re-read" przy tytule).

"Spętani przez bogów" - Josephine Angelini

Tytuł: Spętani przez bogów (org. Starcrossed)
Autor: Josephine Angelini
Seria: Spętani przez bogów, #1
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 5 czerwca 2011 r. (premiera: maj 2011 r.)
Ilość stron: 399 

Gdyby nie ankieta, pewnie jeszcze długo zwlekałabym z lekturą Splątanych przez bogów (kiedy zaczynałam, ta książka była na pierwszym miejscu). Miałam wrażenie, że będzie to kolejny młodzieżowy hicior, w którym dwójka nastolatków będzie chciała, ale nie będzie mogła, ale mimo wszystko uratuje świat. Hm...

Helena Hamilton ma niemal siedemnaście lat, roześmianą przyjaciółkę Claire "Chichotę" oraz częste bóle brzucha związane ze zwracaniem na siebie uwagi innych. Wraz z początkiem roku szkolnego na wyspę, na której dziewczyna mieszka, sprowadza się z Europy rodzina Delosów, co wywołuje w zamkniętej społeczności niemałe poruszenie. Zamieszanie wokół nich irytuje Helenę i przyczynia się do nienawiści. Jej nastrój pogarsza się tym bardziej, że zaczyna widzieć zawodzące zjawy, a jej fatalny występ z początku roku szkolnego zwraca uwagę jakby całego świata...

Wszystkie tajemnice, których istnienia domyślałam się jeszcze przed rozpoczęciem lektury, przychodzą niebawem potem. Helena okazuje się półboginią, posiada niesamowite moce, a Delosowie pochodzą z wrogiego rodu. Sukcesorzy, jak nazywa się potomków ludzi i bogów panteonu greckiego, wzmacniają się z pokolenia na pokolenie, odradzają co pewien czas (by zamknąć cykl) i dzielą los swoich poprzedników. Oczywiście Helena, jako imienniczka słynnej panienki z Troi, również zakochuje się w nieodpowiednim facecie, a ich miłość może sprowadzić zagładę na cały świat... czy raczej: doprowadzić do ponownej wojny bosko-ludzkiej.
Chciałabym napisać, że fabuła była zaskakująca. Niestety, wiele elementów jest wtórnych. Miałam wrażenie, że czytam hybrydę Percy'ego Jacksona (mitologia), Zmierzchu (szczegóły niżej) i Alicji w Krainie Zombi (oporne szkolenie z zakresu walki; w ostatnim przypadku to chyba wina Geny Showalter, a nie Josephine Angelini). Autorka na szczęście (?) zadbała o wyjaśnienie większości elementów, do których miałam ochotę się doczepić (niesamowita uroda Heleny to dopiero wierzchołek góry lodowej jej wspaniałości, zapewniam). Przyznam, że samo zakończenie nieco pomieszało mi szyki - ale poczytuję to za zaletę Spętanych przez bogów.

Zdecydowanie najważniejszymi postaciami recenzowanej książki są Helena Hamilton oraz Lucas Delos. Helena od początku mnie irytowała, głównie z powodu niespójności charakteru. Raz jest nieśmiała, unika rozgłosu, a chwilę później wrzeszczy, jakby chciała zwrócić na siebie uwagę całej wyspy. Nie doczepię się potwornego rozdwojenia w sprawach uczuciowych, ponieważ to wymyka się wszelkiej krytyce. Ma za to niezmiernie kochanego tatę... który nieodmiennie kojarzył mi się z Charliem Swanem. Lucas z kolei okrutnie przypominał mi Edwarda ze Zmierzchu: pragnie Heleny, chce z nią być, ale w ostatniej chwili się wycofuje (i doprowadza swoją wybrankę do łez).
Pozostali członkowie rodziny Delosów to doprawdy barwna mieszanka, w której skład wchodzi dwóch ojców (prywatnie braci), jedna matka (żona jednego z nich), ciotka oraz piątka pociech. Każdy z nich ma swoje wady i zalety, ale w większości przypadków ich charaktery nie powalają realizmem. Nie wiem, czy identyczna ze Zmierzchem ilość krewniaków to całkowity przypadek. Więcej: mamy tu do czynienia z trójką panów - w tym jednym osiłkiem i jednym poruszającym się z gracją geparda - oraz dwoma paniami - w tym jedną wyrocznią. Ich ród - tzw. Dom Tebański - ma w swoich szeregach nawet swego rodzaju inkwizycję, Stu Kuzynów. Duużo tych podobieństw...

Autorka popisała się wyobraźnią, jeśli chodzi o genezę swoich postaci. Nie spotkałam się jeszcze z takim podejściem do fatalizmu postaci. Josephine Angelini przekazuje czytelnikom, że przed przeznaczeniem nie można uciec, nawet będąc półbogiem. Jednocześnie zachęca do walki z przeciwnościami losu. Jak wspomniałam, wyjaśniła wszystkie elementy, do których miałam ochotę się doczepić. Wyjaśnienia czasami były lekko naciągane, ale i tak doceniam jej chęci. Wspomnę także o uroczym komizmie, który autorce udało się wpleść pomiędzy bardziej poważne elementy.

Spętani przez bogów to mało innowacyjna, raczej wtórna książka z grecką mitologią w tle. Nie przeczę, że czytało się ją szybko i przyjemnie. Z pewnością sięgnę po kolejną część, ciekawa kontynuacji losów Heleny i Lucasa. Obawiam się, że kontynuacja będzie jeszcze wierniejszą kalką Zmierzchu, ale dam jej szansę.
Ocena końcowa: 4+/6
Polecam: miłośnikom mitologii greckiej i Zmierzchu

niedziela, 13 lipca 2014

Gdzie ta polska wesja? #6


Gathering Blue - Lois Lowry
Co to jest? Kontynuacja Dawcy, wydana w 2000 roku.
Dlaczego? Pierwszy tom ujrzał światło dzienne wiele lat temu, a przedstawiona w nim historia urwała się nagle. Dawca poruszył mnie prostotą i dramatyzmem świata przedstawionego. Liczę, że Zbieranie błękitu (jak przetłumaczyłabym tytuł) pociągnęłoby ten wątek na równie wysokim poziomie.
Szanse na wydanie? Przeciętne. Pierwszy tom ujrzał światło dzienne (także nasze polskie słoneczko) wiele lat temu, co teoretycznie przekreśla szanse na wydanie kontynuacji. Jednakże w przyszłym miesiącu (w Polsce: 22 sierpnia) ukaże się ekranizacja, Dawca pamięci, co znacząco zwiększa wydawnicze szanse opisywanej książki.

Zachęcam do głosowania w ankiecie na kolejną książkę do przeczytania!

środa, 9 lipca 2014

Classmate Book Tag

Przed chwilą miałam okazję natknąć się na fajny książkowy tag pomysłu Kobry (http://secret-books.blogspot.com/). Jest to mianowicie Classmate Book Tag. Po szczegóły odsyłam do odpowiedniego filmiku >>TUTAJ<<.

Do tagu wybrałam książki, które względnie ostatnio czytałam, czyli: Eon. Powrót Lustrzanego Smoka Alison Goodman, Łotr Trudi Canavan, Mężczyźni którzy nienawidzą kobiet Stieg Larsson, Aposiopesis Andrzej W. Sawicki oraz Infekcja Graham Masterton.

książka 1: Mężczyźni którzy nienawidzą kobiet
1. Kujon - Mikael Blomkvist
Wybór zaskakująco trafny i nietrudny do uzasadnienia (choć nie wybierałam, obiecuję!). Mikael to uparty dziennikarz, reporter gospodarczy, który musi posiadać rozległą wiedzę na tematy związane z opracowywanymi materiałami. Jest bystry i spostrzegawczy, zawsze przygotowany.
2. Sportowiec - Martin Vanger
Pomińmy fakt, że Martin jest zdecydowanie za stary, by zasiąść w szkolnej ławie (Mikael zresztą też). Ten pan wydaje mi się dokładnym przeciwieństwem sportowca: dość przysadzisty finansista, raczej milczący. Może w przeszłości był... nie, jakoś tego nie widzę. Nawet nie byłby w stanie udawać.

książka 2: Infekcja
3. Przewodniczący klasy - Rick
Nie pamiętam jego nazwiska. Rick potrafi kombinować i jest zaradny, zajmuje się przydatnymi dla społeczeństwa rzeczami - tępieniem pluskiew. Opiekuje się dwoma psami, swoją cycatą dziewczyną i jej równie biuściastą siostrą. Może nie jest ideałem, ale poświęca się dla przyjaciół aż do samego końca.
4. Głupia plastikowa blondyna - Anna
Kolejny epicki fail. Anna to wybitna pani epidemiolog, najlepsza w kraju. Owszem, ma figurę modelki, której niejedna "plastikowa" mogłaby pozazdrościć. Zdecydowanie nie przypisałabym jej takiej roli.

książka 3: Eon. Powrót Lustrzanego Smoka
5. Cicha myszka - Chart
Chwili namysłu potrzebowałam, by skojarzyć tego cichego, nieistotnego chłopaczka, na co dzień mieszkającego przy kuchennym piecu. Chart miał lotny umysł, ale ułomne ciało. Może ta ostatnia cecha nie jest typowa dla szarych myszek, ale te poprzednie - jak najbardziej.
6. Gaduła - lady Dela
Nie przypisałabym jej roli gaduły, raczej mentorki i pomocnicy. To kobieta potrafiąca dochować tajemnicy, nie tylko odnośnie swojej osoby. Na początku książki bez wahania przypisałabym jej taką łatkę, ale pozory mylą. Lady Dela to osoba towarzyska, wygadana, ale potrafiąca też zachować ciszę.

książka 4: Aposiopesis
7. Klaun - Ferdi
Ucieszyłam się, że ta "funkcja" przypadła właśnie na komediowe Aposiopesis, a tu taki niefart... Ferdi to dość brutalna postać, zdecydowanie nie komediowa, niebłaznująca. Z Ferdim nie ma żartów!
8. Plotkara - Danił Downar
Do plotkujących typów nie należy, on raczej plotek wysłuchuje. Danił wie dużo, bo ktoś mu to wszystko przekazał. Myślę, że w roli plotkarza dość dobrze by się sprawdził.

książka 5: Łotr
9. EMO - Tayend
Nie zgłaszam obiekcji. W poprzednich książkach Tayend był dość radosny, ale w Łotrze zaczyna się w sobie zamykać i przypominać takiego fantastyczno-średniowiecznego EMO. Idealny kandydat :)
10. Śpioch - Dorrien
Dorrien niemało śpi w Łotrze, choć to głównie zasługa utrat przytomności. Określiłabym go mianem flegmatyka, a stąd do śpiocha już niedaleko.

Zachęcam do propagowania tagu. Zmykam oglądać mecz :)

niedziela, 6 lipca 2014

"Aposiopesis" - Andrzej W. Sawicki

Tytuł: Aposiopesis
Autor: Andrzej W. Sawicki
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 1 lipca 2014 r.
Ilość stron: 461 

Przebrnąwszy przez problem wymowy tytułu recenzowanej książki, zasiadłam do lektury. Opis z okładki zapowiadał steampunkową komedyjkę osadzoną w warszawskich realiach. Brzmi ciekawie, czyż nie?

Listopad 1871 roku. Junkierka Henrietta von Kirchheim wybiera się do opery z zaprzyjaźnioną literatką, wspomnianą w Obecnie się czyta panią Lucyną Ćwierczakiewiczową. Z jednej ze śpiewaczej wydostaje się tajemnicza siła, która zabija austriackiego ambasadora. Konflikt na linii Niemcy-Rosja-Austria wisi na włosku, a ten atak nie był odosobniony. Natomiast Danił Downar, polski (doprawdy? po nazwisku bym nie poznała) wynalazca zaczyna prace nad przełomowym wynalazkiem, przy czym niechętnie pomaga mu lokaj, czarnoskóry Alojzy (nazwisko mi umknęło). Ci dwaj panowie także zostają wplątani we wcześniej wspomnianą intrygę.

Opisane w książce wydarzenia obejmują osiem dni. Dużo, niedużo - nie mnie oceniać. Większość miejsca zajmuje śledztwo mające poznać przyczynę tajemniczej śmierci ambasadora. Nikt o zdrowych zmysłach nie uwierzy przecież, że za zamach odpowiedzialny jest demon, skoro tuż obok siedziała pruska agentka w cywilu. Zakończenie wątku pozostaje dla mnie zaskoczeniem, co poczytuję za zaletę Aposiopesis. Powieść porusza też temat handlu niewolnikami, nie ucieka również od trójkąta miłosnego. Akcja toczy się całkiem wartko, Sawicki nie zawraca czytelnikom głowy przydługimi i nic nie wnoszącymi rozmowami czy nieistotnymi wydarzeniami. Jednocześnie zachowuje naturalność, wkładając w usta lub życiorysy bohaterów zupełnie prozaiczne fragmenty, które niosą głębsze przesłanie: wizytę na targowisku (podczas której dowiedziano się czegoś istotnego), pochodzenie bohaterów (z dość wiadomych powodów), dokładne nazwy ulic (gratka dla Warszawiaków; choć w sumie nie wiem, czy 150 lat temu takie ulice istniały).

Bohaterom daleko do dramatyczności. Dość często wygłaszają sarkastyczne uwagi, zachowują się nieodpowiedzialnie, dziwnie, zabawnie - lektura upływa przyjemniej. Chyba najmniej przypadła mi do gustu Junkierka Henrietta, mimo że przedstawia się ją jako kobietę niezależną i waleczną, a jednocześnie skorą do romantyzmu i dramatyzmu. Według mnie jest w niej zbyt wiele sprzeczności... nawet jak na kobietę, która przecież zmienną jest. Danił, bękart tego Chodkiewicza i pomysłowy wynalazca, mimo wybitnie niepolskiego nazwiska, ma bardzo polską duszę: pije napoje wysokoprocentowe, dobrze kombinuje, jest skłonny do bitki i nieskłonny do ustępstw. Moim ulubieńcem został lokaj Alojzy - uroczy dżinn o wyglądzie potężnego Murzyna, prostolinijny, oddany panu i doświadczony przez życie (choć Danił uważa, że większość z jego opowieści to wierutne bzdury), a jednocześnie pogodny. Mogłabym wymienić jeszcze kilka istotnych dla fabuły postaci - nie byłoby to trudne, ponieważ wszyscy są charakterystyczni i niemożliwi do pomylenia - jednak recenzja mogłaby stać się wtedy zbyt długa (i tak już taka jest).

Ja tu gadu-gadu, a gdzie tu steampunk? Cóż, Henrietta to wspomagana "robotycznie" wojowniczka, a Danił ma w sobie więcej żelastwa, niż przeciętny Polak w szufladzie ze sztućcami. W przedstawionym świecie przerobienie na mechaborga to narzędzie kary lub sposób na wyleczenie z ciężkiej choroby i uniknięcie śmierci. Po steampunkowej Warszawie pomykają mechaniczne konie, w urzędach zamiast urzędników siedzą automaty, nawet więźniów w celach pilnują roboty. Sawicki obmyślił nawet nową religię, której symbolem jest Chrystus na kole zębatym. Niby detal, a jak wzbogaca świat przedstawiony :)

Aposiopesis to ciekawa steampunkowa pozycja pozbawiona patosu, nieco przypominająca Protektorat Parasola, choć tutaj nie ma wilkołaków ani wampirów, tylko ludzie, roboty i mechaborgi. Trzyma się pewnych historycznych prawd, w pewnym momencie dotyka też alternatywnych wizji Warszawy. Książka zdecydowanie warta uwagi, nawet tych, których steampunk niezbyt pociąga.
Ocena końcowa: 5/6
Polecam: jako lekką lekturę z muzyką i robotami w tle

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Rebis
http://rebis.com.pl

piątek, 4 lipca 2014

Obecnie się czyta #6

Tym razem musiałam zignorować ranking, bowiem dostałam książkę od wydawnictwa. Recenzencki obowiązek przede wszystkim :)
Aposiopesis - Andrzej W. Sawicki
Nowość rynkowa, kolejna książka w rebisowym cyklu "Horyzonty zdarzeń" (choć pierwsza, którą mam okazję przeczytać). Główną bohaterką jest wojenna weteranka Henrietta von Kirchheim, kobieta "modyfikowana mechanicznie". Akcja rozgrywa się w steampunkowej Warszawie, a główny wątek to poszukiwania demona, który materializuje się z dźwięku...
Miałam niemały problem z przeczytaniem tytułu. To dopiero wierzchołek góry lodowej, bo już po kilku stronach natknęłam się na pisarkę, Lucynę Ćwierczakiewiczową...
Postęp: 94% (wiem, już tak niedużo zostało, ale po prostu nie miałam siły, by dzisiaj dokończyć)
Co Wy czytacie? Mieliście do czynienia z Aposiopesis i uroczą junkierką Henriettą?
Zachęcam do głosowania w rankingu na to, co powinnam przeczytać jako kolejne (i zrecenzować, stąd gdzieniegdzie dopisek "re-read" przy tytule).

środa, 2 lipca 2014

"Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" - Stieg Larsson

Tytuł: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet (org. Män som hatar kvinnor)
Autor: Stieg Larsson
Seria: Millenium #1
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 4 listopada 2008 r. (premiera: sierpień 2005)
Ilość stron: 640

Zgodnie z Waszą sugestią, wzięłam się za sfilmowany bodajże dwa lata temu północnoeuropejski kryminał, pierwszy tom serii Millenium, czyli Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet. Mimo pewnych obaw (ilość stron, zróżnicowane opinie o ekranizacji), przełamałam się wreszcie :)

Zaczyna się od nieznajomych osób, prowadzących niepokojącą rozmowę. Tuż potem poznajemy dwójkę najważniejszych postaci Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet. Mikael Blomkvist, skazany przez sąd na karę grzywny i więzienia za zniesławienie szwedzkiego biznesmena dziennikarz i wydawca gazety "Millenium", traci ochotę do życia. Lisbeth Salander, researcherka w firmie Milton Security, otrzymuje pewne zlecenie, ale najpierw chciałaby rozwiązać istotny dla siebie problem związany z jej opiekunem. Mikael zaś otrzymuje zlecenie, na którego realizację ma rok, a w przypadku sukcesu może liczyć na niemałą zapłatę. Zlecone mu przez Henrika Vangera śledztwo odbiega wprawdzie od jego dotychczasowych zajęć, daje się jednak przekonać. Na czym polega praca? Blomkvist, oficjalnie, ma napisać kroniki rodu Vangerów; nieoficjalnie, przejrzeć gromadzone przez Henrika materiały w sprawie zaginięcia / zamordowania jego bratanicy Harriet. Nie byłoby z tym tylu problemów, gdyby nie fakt iż owo wydarzenie miało miejsce trzydzieści sześć lat wcześniej.
Rozwiązywana przez Mikaela sprawa stanowi najistotniejszy i najbardziej rozbudowany element fabuły - na pewno nie jedyny. Prowadzone śledztwo okazuje się niesamowicie złożone, dziennikarz nieraz musi mocno wysilić swoje szare komórki, by zrobić choć najmniejszy krok w przód. Oprócz sprawy Harriet, Mężczyźni którzy nienawidzą kobiet krąży wokół magazynu wydawanego przez Mikaela, w które po jego procesie zaczęło podupadać. Do tego mężczyzna, przeprowadziwszy się na wyspę Vangerów na potrzeby śledztwa, wchodzi w rozmaite interakcje z jej mieszkańcami, co prowadzi do zarówno komicznych, jak i tragicznych konsekwencji. Lisbeth nie pozostaje w cieniu, prowadzi swoje własne śledztwa, które w pewnym stopniu łączą się z Blomkvistem. Nie jest tajemnicą, że ta dwójka w końcu łączy siły, by spróbować rozgryźć zagadkę sprzed lat.

Początek tomu wprawił mnie w lekką konsternację, nie potrafiłam bowiem powiązać prologu z dwoma wprowadzonymi bohaterami. Autor wrzuca czytelnika na głęboką wodę i jak cierpliwy nauczyciel ani nie pomaga mu nieco pogmatwanym sposobem prowadzenia narracji, ani nie podtapia zachowywaniem pewnych informacji dla siebie. Larsson relacjonuje wydarzenia z perspektywy specyficznego narratora wszechwiedzącego: niby podąża za jednym bohaterem, ale zna myśli większości postaci biorących udział w danej scenie i nieraz zmienia swój obiekt zainteresowania. Niemałym ułatwieniem dla czytelnika są retrospekcje oraz pozornie nieistotne czynności, którym oddają się Mikael czy Lisbeth. Poznajemy z nich zarówno przeszłość protagonistów, jak i ich życiowe filozofie, punkty widzenia, zainteresowania, zdolności...

Skupmy się nieco bardziej na bohaterach. Zdecydowanie najistotniejsi są wspomniani, bardzo wyraziści i charakterystyczni Mikael i Lisbeth. Diametralnie się od siebie różnią, co można usprawiedliwić sporą różnicą wieku. Początkowo sprawiają wrażenie postaci stereotypowych, ale kolejne rozdziały pogłębiają ich psychikę i ukazują, jak bardzo myliłam się w ocenie tego duetu. Rolę drugoplanową, choć nie mniej ważną, pełni cały klan Vangerów, którego losy ma spisywać Mikael. To galeria najróżniejszych osobowości pałających do siebie nawzajem niespotykaną niechęcią. Kolejnych krewnych rozpoznaje się bez problemu dzięki wyrazistym charakterom oraz zapoznaniem z ich przeszłością (którą, jako "towarzysze" Mikaela, wcześniej czy później poznamy). Nie wymieniłam tu oczywiście wszystkich, ponieważ grają w utworze drugie / trzecie skrzypce, ale czuję, iż w późniejszych tomach mogą awansować do roli pierwszoplanowej.

Wspomnę jeszcze co nieco o jakości wydania. Miałam przyjemność czytać pierwsze polskie wydanie (bez filmowej okładki) i nie mogłam narzekać na błędy. Czasami przeszkadzało mi nagromadzenie nazw własnych: partii politycznych, ugrupowań, sprzętu, oddaję jednak sprawiedliwość tłumaczowi, który "doprodukował" objaśnienia co bardziej tajemniczych skrótów czy pojęć. Przez całą lekturę nie byłam w stanie wydedukować, czym kierował się autor przy podziale rozdziałów na sekcje oddzielone pojedynczą wolną linią. Czasami przypadały one w miejscach logicznych (zmiana miejsca akcji, przejście do wspomnień, przeskok w czasie), ale w większości wydawały się zupełnie przypadkowe: w połowie rozmowy, podczas jakiejś czynności... Nie wiem, na prawdę nie wiem, czemu ten zabieg miał służyć.

Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet to książka mocna, nie unikająca brzydkich tematów, brzydkich i niecenzuralnych słów, brzydkich sekretów. Posiada ciekawy główny wątek oraz interesujące postacie, które łamią przypisywane im stereotypy. W tej książce nic (nikt) nie jest tym, na co (kogo) wygląda. Ciekawa lektura dla miłośników kryminałów i opowieści z dreszczykiem, odpornych na wybujałe wizje, które coraz bardziej natarczywie podsuwa wyobraźnia...
Ocena końcowa: 5/6
Polecam: miłośnikom kryminałów, dreszczowców